Zanim odebrano nam Lwów, miasto i jego mieszkańcy zdążyli dać Polsce futbol, harcerstwo, Orbis, Ossolineum, Polskie Towarzystwo Historyczne i niezliczoną liczbę innych wspaniałych dokonań. A co zostało z prężnego lwowskiego aktorstwa?
Lwów – jako nieoficjalna stolica Polski podczas zaborów – był bastionem polskiej kultury i sztuki. Symbolem tego jest piękny Teatr Wielki w centrum, na Wałach Hetmańskich, gdzie pierwsze kroki na lwowskiej scenie stawiała Helena Modrzejewska. Potem miasto spotkała hekatomba, zarówno ze strony Niemców i sowietów, jak i nacjonalistów ukraińskich, którzy wykorzystywali do tego wszelkie swoje formacje w służbie niemieckiej, od policji po strażników w gettach włącznie.
W przededniu narodzin polskiej telewizji, kultura lwowska była więc sukcesywnie eksterminowana. Symbolem tego może być śmierć Emanuela Szlechtera, słynnego muzyka i autora piosenek filmowych śpiewanych do dziś, m.in. „Tylko we Lwowie”, „Umówiłem się z nią na dziewiątą”, „Sex appeal” i innych. Szlechter, Polak pochodzenia żydowskiego, miał mniej szczęścia niż Władysław Szpilman i likwidacja getta lwowskiego stała się kresem jego życia. Smutnym paradoksem jest, że choćby w Wojsku Polskim na Zachodzie Szlechter miał wielu swoich zagorzałych „fanów”. Jego piosenki śpiewali dla dodania sobie otuchy chłopcy toczący ciężkie boje o Monte Cassino, Bolonię, Falaise, czy jeszcze wcześniej – o brytyjskie niebo. I – niestety – nie mogli mu pomóc.
Część młodych talentów ze Lwowa znalazła się jednak po wojnie w granicach PRL, niejednokrotnie opuszczając rodzinną ziemię w fatalnych warunkach, w bydlęcych wagonach. Czy ich talent został w powojennej Polsce doceniony? Oglądając filmy, szczególnie z bohaterami, z którymi się identyfikujemy, kojarzymy filmowe postacie z twarzami aktorów. To naturalne. Któż jednak skojarzyłby filmowego „Hubala” ze Lwowem? A przecież główny bohater filmu, major Henryk Dobrzański był obrońcą Lwowa, zaś w jego rolę wcielił się lwowiak Ryszard Filipski, artysta, który nawet przez swoich oponentów uznawany jest za świetnego aktora.
Inna znana jego rola to Piłsudski w filmie „Zamach”. Jednak ta, która najbardziej chyba zapadła w pamięć to Wachmistrz Soroka w ekranizacji „Potopu”, który z całej nakręconej przez Jerzego Hoffmana trylogii Sienkiewicza stał się w największym stopniu filmem kultowym. Zamek w Kiejdanach „zagrał” w tym filmie zamek w Podhorcach nieopodal Lwowa, choć były to już przecież tereny ZSRR. Filipski wykorzystał okazję przebywania na planie by wymknąć się do Lwowa i odnaleźć kamienicę, którą pamiętał z dzieciństwa…
W „Potopie” w roli jednego z pierwszoplanowych bohaterów – Michała Wołodyjowskiego – możemy też zobaczyć urodzonego w Podhajcach pod Lwowem Tadeusza Łomnickiego. Jego twarz dla wielu pokoleń widzów niemal nierozerwalnie stała się twarzą Pana Michała, a liczne inne kreacje pozostały w jej cieniu. A przecież – poza Panem Wołodyjowskim – dorobek aktorski Łomnickiego jest naprawdę imponujący.
W pamięć zapadła scena z jego udziałem z serialu „Dom”, choć grał tam rolę drugoplanową – wcielił się w adwokata, który bronił byłego więźnia obozu koncentracyjnego dokonującego po wojnie samosądu na swoim oprawcy SS-manie. W finałowej scenie Łomnicki podnosi rękaw pokazując swój numer obozowy, by pokazać, że rozumie postępowanie oskarżonego.
Nota bene serial ten, jak i wiele innych, został opracowany przez lwowiaka Jerzego Janickiego, który jest także autorem serialu „Polskie drogi”. Świetną i zapadającą w pamięć muzykę do niego, podobnie jak do serialowej „Lalki”, napisał lwowiak Andrzej Kurylewicz, który do końca życia nie mógł sowietom zapomnieć zamordowania mu ojca.
We wspomnianej ekranizacji „Potopu” możemy też zobaczyć innego lwowiaka – Jerzego Przybylskiego, który wcielił się w szwedzkiego dowódcę Müllera, oblegającego Częstochowę. Wystąpił on także w polskim westernie „Prawo i pięść”, „Rękopisie znalezionym w Saragossie”, „Zmiennikach” czy „Czarnych chmurach”, gdzie zagrał z innym kolegą z rodzinnego miasta – Arturem Młodnickim. Ten zaś wystąpił z kolei w filmach Wajdy „Popiół i diament” i „Lotna”, ale także serialach „Lalka” czy „Czterej pancerni i pies”. Rzemiosło aktorskie wybrała także córka Młodnickiego – Iwa, która grała głównie w teatrach, choć można ją zobaczyć również na małym ekranie w kultowych PRL-owskich serialach „Przygody psa cywila” czy „Stawka większa niż życie”.
Z pewnością na miano kultowego zasłużył w minionej epoce serial „Janosik”, gdzie m.in. lwowiak Stefan Szramel zagrał słowackiego rozbójnika, ale przede wszystkim jedną z głównych twarzy był polski rozbójnik Pyzdra, czyli Witold Pyrkosz, aktor o wspaniałej „vis comica” i człowiek o bardzo pogodnym lwowskim usposobieniu. To niewątpliwie jeden z czołowych polskich artystów filmowych. Liczba ról, które zagrał w minionej epoce jest ogromna, a przecież jest nadal aktywny zawodowo. W wielokrotnie powtarzanych filmach „Vabank” i „Vabank II” zagrał pamiętną rolę „Duńczyka”, a w adaptacji powieści Wiktora Suworowa „Akwarium” – generała Galicyna. Obecnie jest stałą twarzą serialu „M jak Miłość”, do którego prawa wykupiła telewizja rosyjska, kręcąc swoją wersję „Lubow kak Lubow”.
Polskim aktorem sławnym zarówno w kraju jak i za granicą jest Wojciech Pszoniak, urodzony we Lwowie w czasie okupacji, którego rodzice wychowali w patriotycznej atmosferze. „Mieszkając na Zachodzie nigdy nie traciłem kontaktu z Polską. Tu ciągle mam mieszkanie, własny NIP i PIT. Tu mam przyjaciół. Rodzice wychowywali mnie w przekonaniu, że Polska jest najlepszym i najpiękniejszym krajem. Dzięki podróżom po świecie zrozumiałem, że to nie do końca prawda, że są kraje piękniejsze i zasobniejsze. Ale miłość do ojczyzny jest jak miłość do matki. Kochać ją trzeba i szanować za to, że jest. Im bardziej biedna i umęczona, tym większej wymaga miłości” – powiedział w jednym z wywiadów.
Spośród wielu kreacji Pszoniaka przypomnijmy tytułową rolę w filmie „Korczak”, Władysława Gomułki w „Czarnym czwartku”, czy Maximiliena Robespierre’a w „Dantonie”. Rola, z którą kojarzy nam się szczególnie, to Moryc Welt, jeden z głównych bohaterów „Ziemi Obiecanej” Andrzeja Wajdy. A skoro już o Wajdzie mowa to, być może, nie zostałby reżyserem, gdyby nie fakt, że w lecie 1939 r. nie dostał się do Korpusu Kadetów we Lwowie, gdzie chciał iść w ślady ojca – wojskowego. Ojciec Wajdy został potem zamordowany w Katyniu.
W „Ziemi Obiecanej” wrażenie robi również wspaniała muzyka, która zapadła w pamięć całych pokoleń. Jej autorem jest lwowski kompozytor Wojciech Kilar, który jak nikt inny wyspecjalizował się w muzyce filmowej. Trudnym zadaniem jest wybranie największych jego dokonań, wymieńmy więc tylko jego muzykę do filmów „Lalka”, „Kronika wypadków miłosnych”, „Trędowata”, „Hubal”, „Pianista” Romana Polańskiego, „Dracula” Francisa Forda Coppoli, czy „Pan Tadeusz”, ze ścieżką dźwiękową monopolizującą studniówki w polskich szkołach.
Aktorką, której charakterystyczną twarz pamiętamy z wielu polskich filmów, jest Krystyna Feldman, wielka patriotka, która karierę rozpoczynała jeszcze w Teatrze Wielkim w rodzinnym Lwowie. Pierwszym jej wcieleniem była rola chłopca w bajce „Kwiat Paproci” z 1937 roku. Jako córka dwojga aktorów odziedziczyła po nich talent, lecz ta pierwsza – „nie-dziewczęca” rola nie bardzo jej odpowiadała. Przestała jednak protestować, gdy matka zwróciła jej uwagę, że powinna być wdzięczna panu reżyserowi za tę propozycję. W tym samym teatrze zagrała też męską rolę Staszka w „Weselu”. Reżyserował je Aleksander Bardini, który uszedł na początku wojny do Lwowa, a po wkroczeniu Niemców do miasta został osadzony w getcie. Szczęśliwie udało mu się uciec, zaś spektakle zaczął reżyserować już po zajęciu miasta przez sowietów.
Krystyna Feldman zagrała w 2004 roku kolejną męską – dosłownie „pomnikową” – główną rolę w filmie „Mój Nikifor”. Współczesne nacjonalistyczne ukraińskie władze Lwowa zaakceptowały postawienie pomnika Nikiforowi Krynickiemu, którego uznały za wygnanego w akcji „Wisła” Ukraińca (Nikifor był de facto Łemkiem nie identyfikującym się z ukraińskością). Pomnik ma twarz wygnanej ze Lwowa Polki – Krystyny Feldman. Zaznaczmy jednak, że męskie role nie stanowiły większości jej aktorskiego dorobku, a jej kunszt widać było nawet w kreacjach drugoplanowych. Wielu zapamięta ją chociażby z roli Babci Kiepskiej w serialu „Świat według Kiepskich”.
Inną lwowską aktorką, o której chcemy wspomnieć nie tylko ze względu na nietuzinkową urodę, jest Irena Karel. Grała w „Przygodach pana Michała”, w „Chłopach”, w polskim westernie „Wilcze echa”, „Stawce większej niż życie” i w serialu „Plebania”. Urodziła się we Lwowie jeszcze pod okupacją niemiecką, a jej aparycja zwracała uwagę nawet w roli tak marginalnej jak kasjerka na lotnisku w filmie „Miś”.
Pisząc o lwowskich twórcach nie możemy nie wspomnieć o kilku lwowskich reżyserach, przede wszystkim o Adamie Hanuszkiewiczu i Erwinie Axerze. Choć obaj byli reżyserami teatralnymi, ich sława znacznie wykraczała poza teatr. Nawet w filmie „Seksmisja” w napisach końcowych możemy przeczytać, że rola „Jej ekscelencji” jest dedykowana Erwinowi Axerowi. Nadal aktywnymi reżyserami filmowymi są lwowiacy: Andrzej Kotowski, którego dziełem są chociażby „Kolumbowie”, czy nakręcony współcześnie film o budowie Gdyni „Miasto z morza” i Janusz Majewski.
Drugi z nich jest dla pamięci o Lwowie postacią wyjątkową, pochodzenie odcisnęło na nim szczególne piętno. Wątki kresowe, przede wszystkim lwowskie, są w obrazach Majewskiego nieomal wszechobecne. W filmach dość często obsadzał aktorów z dawnych Kresów. Nawet w „CK Dezerterach”, jego najbardziej znanym obrazie, lwowski akcent wzmocnił wyraźnie w drugoplanowej roli kucharza, w której umieścił lwowskiego barda i aktora Jerzego Michotka (grał też w serialu „Dom” Janickiego). Z kolei „Lokis, rękopis profesora Wittelbacha” to film „ze świata wileńskiego”, „Sprawa Gorgonowej” traktuje o najgłośniejszej chyba lwowskiej zbrodni, a „Mała Matura 1947” ma w pewnym sensie charakter autobiograficzny. Opowiada o chłopcu ekspatriowanym ze Lwowa z rodziną w nowe granice, o przyzwyczajaniu się przez niego do nowych realiów. Występują tu zarówno Andrzej Kotowski jak i Wojciech Pszoniak.
Wszystkie te wielkie nazwiska to tylko część tego, co bezpośrednio lub pośrednio związane jest w polskim kinie ze Lwowem i Ziemią Lwowską. Wspaniały aktor Krzysztof Kolberger zawsze podkreślał, że jest dumnym synem lwowiaka. Zresztą jego recytacje lwowskiego poety Zbigniewa Herberta, choćby „Przesłanie Pana Cogito”, nie miały sobie równych.
Iluż to sławnych Polaków, którzy urodzili się już na Ziemiach Odzyskanych, legitymuje się lwowskim pochodzeniem rodziców! Pochodzą z miasta, którego polska elita była usilnie mordowana. Przelana krew nie zatopiła jednak rozwoju polskiej kultury. Warto o tym pamiętać, gdy wybierzemy się by odwiedzić Lwów, gdzie przez wieki wykuwała się potęga polskiej cywilizacji, znacząca dla nas tyle samo co dla Egipcjan piramidy, a dla Greków Akropol ateński.
Aleksander Szycht
2 komentarzy
jch
5 kwietnia 2015 o 13:09nic dodać nic ująć
bajer
1 grudnia 2015 o 21:51Wspaniali ludzie,wspaniałego Miasta!