Każdy człowiek ma swoją Małą Ojczyznę, bliski i drogi zakątek na tej dużej Ziemi. Przyciągają go doń nie tylko wspomnienia z dzieciństwa, zapamiętane od najmłodszych lat rodzime krajobrazy, ale i ludzie, którzy tam zostali. Moja dusza ciągnie przede wszystkim do tych, co dali mi życie, uczyli i pomagali stawić pierwsze kroki na tej trudnej drodze życia: to rodzice, dziadkowie i pradziadkowie.
Urodziłem się i wyrosłem na pograniczu kultur. Jestem przedstawicielem polskiego pokolenia inteligencji kresowej, które wychowało się bez szkoły polskiej. Uczyłem się czytać po polsku z „Czerwonego Sztandaru”, gazety wydawanej w języku polskim w czasach sowieckich w Wilnie. Rodzice oraz dziadkowie często opowiadali mi o Polsce. Jestem dumny, że jestem Polakiem, zawsze nim byłem i będę.
Miałem 18 lat, gdy opuściłem moją Małą Ojczyznę. Rodzice odprowadzili mnie do bramy ze smutkiem, przeżegnali błogosławiąc na drogę, bo chcieli, żeby mój los i los moich braci ułożył się lepiej niż ich, zmęczonych ciężką pracą w kołchozie… Często powracam w moich wspomnieniach do przeszłości, rozmyślam nad swoim życiem, moimi korzeniami, nad tym, kim jestem. Wpatruję się w stare, pożółkłe fotografie moich rodziców i krewnych. Odeszli już z tego świata, ale na zawsze pozostali w mojej pamięci…
To jest ważne, kim są nasi rodzice, jakiej są narodowości. Narodowość zmienia się wówczas, gdy nie zna się swoich korzeni, historii rodziny. Prawdziwa miłość do Małej Ojczyzny przyjdzie z czasem, gdy przybywa lat i człowiek rozmyśla nad tym co tam się dzieje obecnie. Każdy człowiek ma swoje powroty do miejsc dzieciństwa. Mam to szczęście, że moje powroty nie są tylko w marzeniach, mam również powroty realne – czasami na dzień, na tydzień, rzadziej na dłużej…
Tym razem powracam realnie do rejonu ostrowieckiego w obwodzie grodzieńskim – Ostrowiecczyzna. Dobrze pamiętam swoje strony rodzinne. Ostrowiecczyzna to część historycznej Wileńszczyzny. I porywa ona, i woła, i przyciąga. To kraj kochany i bliski mojemu sercu, niepowtarzalny. Moją Małą Ojczyznę odcięto po ostatniej wojnie od Wileńszczyzny i Macierzy.
Jadę pociągiem podmiejskim relacji Mołodeczno – Gudogaje. Kiedy zbliżam się do stacji w Gudogajach, serce zaczyna mi szybciej bić. Wiem, że zostanę powitany z radością bo tak zawsze było u Polaków i nadal tak jest. Odczuwam więź z krajem rodzinnym, jego tradycjami i historią… Potem jadę autobusem do Ostrowca. Cztery kilometry asfaltowej drogi lasem. Autobus jakby wzleciał na pagórek, na którym z prawej i lewej strony są cmentarze. Na starym cmentarzu, akurat naprzeciwko wejścia do kościoła, spoczywają moi rodzice, dziadkowie, krewni, znajomi…
Wspominam słowa Norwida: „Ojczyzna – to ziemia i groby. Naród tracąc pamięć – traci życie…”. Idę na cmentarz by odwiedzić groby najbliższych. Po prawej stronie od cmentarza wznoszą się wieże kościoła pw. Podwyższenia Krzyża Świętego, o który tak długo walczyli wierni. Świątynia została zbudowana w latach 1910-1911, w czasach sowieckich zabrano ją wiernym. Ponownie otwarto dopiero w 1994 r. Potem chodziłem ulicami Ostrowca. Byłem w obu kościołach na Mszach św. w języku polskim. Spotkałem się z krewnymi i znajomymi. Rozmawiam z nimi po polsku, język jest przez nich pieczołowicie zachowywany, poprawny, z charakterystyczną kresową melodyjnością i śpiewnością. Cieszą się, że mogą ze mną mówić w języku ojczystym.
Podchodzę do budynku szkoły, w której się uczyłem. Zauważam, jak bardzo wyrosły drzewa, które kiedyś sadziłem. Niestety, naprzeciwko mojej szkoły nadal stoi pomnik Lenina. Aż chce się krzyczeć: dlaczego władze białoruskie tak bardzo czczą tego zbrodniarza? W tej swojej trosce niedawno wymieniły ohydną betonową figurę tyrana bolszewickiego na brązową, żeby lepiej wyglądał, nowocześniej. Jakby na Białorusi brakowało wybitnych ludzi, pamięć o których trzeba zachować…
Idąc główną ulicą automatycznie skręciłem do kościoła świętych Kosmy i Damiana. W tym kościele zostałem ochrzczony, otrzymałem na chrzcie imiona Bernard Albert. Wspominam jak w czasach sowieckich zakazywano chodzenia do kościoła, uczniów prześladowano za wyznanie religijne.
Mama woziła mnie do Wilna, do Ostrej Bramy. Wilno było pierwszym wielkim miastem, które zobaczyłem w moim życiu. Pociąg podmiejski relacji Gudogaje – Wilno pokonywał niegdyś 40-kilometrową odległość, ze wszystkimi przystankami, w niespełna godzinę. Pamiętam, jak na peron wileński wtacza się pociąg. Wysypuje się z niego tłum zaspanych pasażerów, którzy szybko chowają się w dwóch gardłach tunelu.
Inne wspomnienie z dzieciństwa: mama prowadzi mnie za rękę po Wilnie. Wychodzimy przed gmach dworca kolejowego. Idziemy dalej. Za zakrętem wąską uliczkę zagradza wysoka ściana niczym mur obronnego zamku. Wchodzimy w Ostrą Bramę i, jak zawsze, stajemy w wąskiej, łagodnym skrętem wijącej się uliczce. Z jednej strony niewysokie stare domy, z drugiej – stroma ściana kościoła. Klęczymy, twarzami zwróceni do Bramy. Wysoko, między ulicą a niebem, zawisł otwarty ołtarz w koronie jarzących się świec, a między świecami jaśniejący złoty obraz, jak olśniewająca gwiazda. Usta, mimo woli, szepczą cicho słowa wieszcza: Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy I w Ostrej świecisz Bramie! To jest jedno z najdroższych sercu miejsce religijne i narodowe od wielu stuleci.
Przez Ostrą Bramę wchodzi się do miasta, z odsłoniętą głową, z pochylonym czołem… Największym skarbem Wilna jest jego wielowiekowa kultura, znajdująca odzwierciedlenie w licznych bezcennych zabytkach sztuki z różnych epok: od gotyku do neoklasycyzmu. Wilno, zwiedzane często z rodzicami, a potem samodzielnie, dawało mi siłę ducha, moc i natchnienie w czasach komunistycznych. W moim życiu Wilno odegrało dużą rolę, miało wpływ na kształtowanie mojej osobowości.
Po latach zrozumiałem bogactwo i historyczną wartość tej ziemi. Wielokulturowość stanowiła zawsze siłę Kresów, które przez całe wieki garnęły się ku polskości. Silna okazała się pamięć moich rodziców o tym, że w przeszłości tu była Polska, w ich wspomnieniach była ona idealna i promienna. Z moich obserwacji wynika, że język polski przetrwał tylko tam, gdzie starsze pokolenie starało się podtrzymywać jego znajomość i gdzie był językiem domowym. Moja matka świadomie mówiła wyłącznie po polsku. Do dnia dzisiejszego pamiętam przykazanie ojcowskie: „Polak żyje, pracuje, cierpi i umiera z myślą o Bogu i Polsce”.
Stoję obok kamiennego ogrodzenia kościoła i patrzę na drogę, która prowadzi do rodzinnej wsi. Nic dziwnego, że nogi same pędzą w znajomym kierunku. Urodziłem się we wsi Ja, dokładnie sześć kilometrów od Ostrowca. Niedaleko rodzinnej wsi była miejscowość Dębniki, gdzie kiedyś do swoich krewnych Mineyków (tych samych, z których pochodził były premier Grecji Papandreu) często przyjeżdżał Henryk Sienkiewicz. Wśród pagórków i lasów pisarz odpoczywał, pracował nad „Panem Wołodyjowskim”, tu ostatecznie wykrystalizował się pomysł „Potopu”.
We wsi Ja pozostał tylko mój dom rodzinny. Wszystko zarosło trawą i krzakami. Dom i budynki gospodarcze coraz niżej chylą się ku ziemi. Bardzo wyrosły drzewa, a okolica z brzeziną stała się gajem brzozowym. Obecnie jest tu dobra droga żwirowa. Za późno ją zrobili! Nie ma już komu po niej chodzić…
Często nachodzą mnie nostalgiczne wspomnienia o Małej Ojczyźnie. Lubię powroty w moje strony rodzinne, tym razem były realne. Kraj rodzinny budzi w moim sercu piękne i słodkie uczucia.
BERNARD PAKULNICKI
4 komentarzy
Jurgis
6 października 2013 o 10:58Mam podobne odczucia i wracam do swojego Wilna,do bramy szkoły na Ostrobramskiej 27{obecnie 29]do domu na Popławskiej i Wilenki w której kąpałem się jako i dziecko i do domu nad jez Skajście którego nie ma. Jez Skajście pozostało takim jak było tylko bardziej obrosło lasami ,mniej na nim żaglówek i brak tej mnogości ryb w wodzie.W opowiadaniu zakradła się chyba nieścisłość na dworcu w Wilnie nie ma tuneli,pozostała tylko kładka dla pieszych nad torami w stronę dzielnicy Szkaplerne, a most Raduński nie ocalał zbudowano nowy w tym miejscu.
ADa
29 lutego 2016 o 20:56A gdzie był most Raduński?
stanisław
7 października 2013 o 19:39We wrześniu b.r. byłem na dworcu w Wilnie. Piękny,okazały, i widać, że nie tak dawno odremontowany budynek. W głównej hali dworca znajduje się muzeum litewskiego kolejnictwa, rzucają się w oczy dwie modelowe makiety miasta Wilna z połączeniami kolejowymi. Z głównej hali, prowadzą na perony ruchome schody, które zjeżdżają w dół. W budynku jest czysto i estetycznie.
Viigis
2 grudnia 2013 o 16:59Szukam Zascianek/Zascianki,Wilno ,taka nazwe podaje
emigrant do usa.Czy to jest dzielnica Wilna,czy wies pod Wilnem ? Prosze przekierujcie mnie do kogos kto wie.
viig(malpa/antyspam)gmx.com
Pozdrawiam serdecznie !