Rozważania na temat pytania czy pojęcie Kresów jest wciąż kontrowersyjne można by zamknąć jednym krótkim – TAK. Skoro termin ten wywołuje negatywne odczucia u licznych Białorusinów, Litwinów i Ukraińców to jest kontrowersyjny i trzeba to przyjąć do wiadomości. Dlatego też tytułowe pytanie brzmi inaczej. Nie dotyczy tego czy jest to pojęcie kontrowersyjne, ale czy nadal za takowe powinno być przez naszych sąsiadów ze wschodu uważane – pisze specjalnie dla Kresy24.pl prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, historyk i politolog z Uniwersytetu Łódzkiego.
Kresy i kresowość są tak mocno wrośnięte w kulturę polską, że postulat odejścia od tego terminu jest w sensie pragmatycznym (tzn. rozpatrywany z punktu widzenia tego czy jest on wykonalny czy nie), absolutnie nierealistyczny, a w sensie moralnym oburzający, tyle, że tym razem dla Polaków. Rozwiązanie problemu drażliwości terminu Kresy leży więc nie w wyrugowaniu tego słowa z przestrzeni publicznej, lecz we wzajemnym ponownym poznaniu się naszych narodów (Białorusinów, Litwinów, Polaków i Ukraińców) po liczonym w pokoleniach okresie moskiewskiej niewoli i związanej z nią izolacji w kontaktach międzyludzkich. Ich wznowienie po 1991 r. daje szansę na ponowne wzajemne zrozumienie własnych kultur i mentalności z zaakceptowaniem przynależnych do nich tradycji i pojęć.
Cierpliwie objaśniać
Skoro usunięcie z języka polskiego terminu Kresy, a z kultury polskiej pojęcia kresowości jest niewykonalne, sam termin jest zaś obecnie dla naszych sąsiadów ze wschodu drażniący, pozostaje cierpliwe tłumaczenie im, że w języku polskim i w kulturze polskiej nie ma on znaczenia pejoratywnego – nie kojarzy się z zacofanymi peryferiami czy poddaństwem, ani też z polskim panowaniem nad nie-Polakami lecz z heroizmem obrońców granic – ze strażą u bram Rzeczypospolitej, na barkach której to straży spoczywała pomyślność Jej narodów i ich bezpieczeństwo, z ofiarnym patriotyzmem i z bogactwem kultury, języków, wyznań i obyczajów – bogactwem, które należy przypominać i ukazywać jako wspólne dziedzictwo -przynależne wszystkim jego spadkobiercom, a nie odrębne skłócone i wzajemnie ze sobą rywalizujące dziedzictwa i pamięci narodowe.
Brytyjska analogia jako instrument edukacji
Czyż szkockie męskie spódniczki – kilty i szkockie odpowiedniki surm – dudy to tradycja szkocka, ale już nie brytyjska i Brytyjczycy – nie będący Szkotami (Anglicy, Walijczycy i Irlandczycy z Ulsteru), nie mają prawa uznawać ich za jedne ze wspólnych symboli brytyjskości? Czy zmienia tu coś fakt, że Szkoci z Anglikami walczyli ze sobą zawzięcie i często okrutnie? Były nawet i takie czasy, że zarówno kilty, jak i dudy były zakazane przez Anglików. Jest oczywiście istotna różnica między narodami Wielkiej Brytanii a narodami dawnej Rzeczypospolitej. Wielka Brytania istnieje do dziś i żadne obce mocarstwo jej kultury nie niszczyło, a narodów jej nie wynaradawiało. Rzeczpospolita Obojga Narodów upadła zaś 225 lat temu, a wszystkie jej narody przeszły najrozmaitsze stadia i formy niewoli. Jej dziedzictwa kulturowego nie da się jednak precyzyjnie rozdzielić między współczesne narody, tak, jak nie dałoby się wykreślić z brytyjskości odrębnych i nawzajem nie przenikających się kultur jej narodów składowych. Wernyhora będzie już zawsze wieszczył przyszłość Polski z ukraińskich kurhanów. Dziady nigdy nie będą już tylko białoruskie, a Wielki Książę Litewski Witold na obrazie Matejki i słupy Gedymina na litewskiej chorągwi będą dla Polaków ikonami zwycięstwa pod Grunwaldem. Oczywiście każdy o to zapytany Polak bez trudu przyzna, że było to zwycięstwo polsko-litewskie, a jak się zastanowi to doda, że w chorągwiach litewskich gros walczących stanowili przodkowie dzisiejszych Białorusinów i Ukraińców, a w chorągwiach polskich z ziem od Przemyśla po Kamieniec Podolski służyli głównie Rusini – rycerstwo województw ruskiego, bełskiego i podolskiego wówczas od 60 lat należących do Korony Polskiej. Nikomu jednak nie przyjdzie do głowy, że jakikolwiek sens historyczny miałaby próba przypisania tego zwycięstwa tylko jednemu z tych narodów i uznania, że inne nie mają do tej tradycji i do tej chwały prawa.
Błąd stosowania XX-wiecznej kresowości do opisu dawnych wieków
Edynburg nie jest miastem kresowym Anglii, lecz stolicą Królestwa Szkocji, podobnie jak Wilno nie było miastem kresowym Polski, lecz stolica Wielkiego Księstwa Litewskiego, Kijów w ramach dawnej Rzeczypospolitej był stolicą Rusi Koronnej, czyli dzisiejszej Ukrainy, a Grodno miastem, w którym odbywał się co drugi sejm Obojga Narodów – miastem, które dzieliło tę funkcję z Warszawą. Stołeczność zaś wyklucza kresowość, wówczas więc – przed rokiem 1795 Kresów w XX-wiecznym znaczeniu tego słowa nie było. Rzeczpospolita nie była bowiem państwem narodowym Polaków, lecz państwem stanowym wieloetnicznej i wielowyznaniowej szlachty, polonizującej się wprawdzie, szczególnie od drugiej połowy XVII w., ale wciąż posiadającej polityczną świadomość lokalności litewskiej, ukraińskiej (w geograficznym rozumieniu tego słowa – tzn. kijowsko-czernichowsko-bracławskiej), podolskiej, witebskiej, mohylewskiej, inflanckiej, mazowieckiej, małopolskiej, wielkopolskiej itd. Tak było (z zaznaczeniem ewolucji ku etnicznym świadomościom narodowym od drugiej połowy XIX w.) do końca jej istnienia – tzn. do lat 1917-1945, gdy ta grupa społeczna uległa całkowitej zagładzie. Nie było też organizowanej przez państwo masowej polskiej kolonizacji, zmieniającej etniczność jakichś ziem poza jeńcami porywanymi przez Litwinów z Mazowsza i osadzanymi w puszczach litewskich przed unią, czyli w XIII i XIV w. Dzikie Pola naturalnie zasiedlano, kim się dało, ale władających na nich i polonizujących się magnatów ruskich w rodzaju Wiszniowieckich (Wiśniowieckich) nie interesował język ani wyznanie sprowadzanych na te ziemie chłopów, czy zaciąganych do ich dworskich chorągwi żołnierzy, jednych i drugich ulegających szybkiej rutenizacji, czyli jakbyśmy dziś powiedzieli ukrainizacji (wszak znaczna cześć przybyszy, to byli ludzie, którzy uciekali na ryzykowną ukraińską swobodę od feudalnych ciężarów, spoczywających na tej warstwie ludność i w innych częściach Rzeczypospolitej i krajów ościennych od Wołoszczyzny po Czechy lub innych kłopotów z prawem i chcieli jak najszybciej wtopić się w otaczającą ich ukraińskość i „zniknąć” w niej). Przybywali tu także innowiercy uciekający do Rzeczypospolitej przed religijnymi prześladowaniami charakterystycznymi dla ówczesnej Europy. (Dość wskazać choćby przykład hetmana Pyłypa, Orlika wiodącego swój ród od czeskich husytów). Nie było więc pojęcia Kresów jako obszarów „nie dość polskich”, gdyż etniczność w tej epoce nie była jeszcze częścią polityki.
Pojęcie Kresów jest zatem zmienne w czasie zarówno w czasie rzeczywistym – tzn. inaczej rozumiano ten termin w rozmaitych epokach, jak i w czasie opowiadanym – inaczej rozumie się go i dziś – zależnie, czy opowiadamy o wieku XVII czy o XX. Kresy są bowiem zarówno kresami Rzeczypospolitej – bronionymi wspólnie z Białorusinami, Litwinami i Ukraińcami przed najazdami moskiewskimi, tatarskimi czy tureckimi, jak i w innym rozumieniu – kresami Polski (która była do 1918 r. jedynie częścią, a nie całością dawnej Rzeczypospolitej) i dopiero w tym drugim rozumieniu kresowość ma zabarwienie rywalizacji o tak określane ziemie z „narodami kresowymi” – przede wszystkim Ukraińcami (w praktyce Haliczanami) i w mniejszym stopniu (przy czym mówimy tu o pamięci historycznej Polaków, a nie o realiach rzeczywistej historii) z Litwinami i w zupełnie marginalnym wymiarze z Białorusinami. Istnieje pamięć konfliktu polsko-ukraińskiego o Lwów, Galicję Wschodnią, Wołyń i Bieszczady (o Chełmszczyźnie wiedzą zaś już tylko historycy-specjaliści). Przysłania ona w Polsce obraz całości stosunków z Ukrainą, która wszak nie ogranicza się do pięciu zachodnich jej dzisiejszych obwodów. W odniesieniu do Ukrainy Naddnieprzańskiej historia relacji wzajemnych jest zaś historią sojuszu z 1920 r., a nie walki i rywalizacji. Istnieje także choć znacznie słabsza pamięć konfliktu z Litwą o Wileńszczyznę (ale już nie o Suwalszczyznę, o której się nie pamięta). Pamięci o sporach z Białorusinami zaś w praktyce nie ma, bo też i na szczęście Polacy i Białorusini nigdy nie walczyli ze sobą nawzajem pod swymi narodowymi sztandarami. Odwrotnie – w warunkach moskiewskiego panowania nad tymi ziemiami białoruskość mogła być swobodnie manifestowana tylko w polskim obozie powstańczym w 1863 r. lub u boku Wojska Polskiego w oddziałach gen. Stanisława Bułaka-Bałachowicza– w latach 1919-1920.
Kresy jako Ziemie Zabrane
Dzisiaj najpopularniejszym znaczeniem terminu Kresy jest obejmowanie nim ziem utraconych przez Polskę w wyniku II wojny światowej i należących dziś do Litwy, Białorusi i Ukrainy. Gdy dodamy do tego przysłówek dalekie pojęcie Kresów rozciąga się na ziemie I Rzeczypospolitej po granicę z roku 1772, gdy zaś powiemy Kresy najdalsze, sięgniemy granic Litwy i Korony sprzed wojen lat 1648-1667, ale o tych w zasadzie nikt już nie pamięta, wyjąwszy debaty o historii i klasówki w szkołach. Kresy są zatem Ziemiami Zabranymi. Tak je nazywano po 1815 r., gdy na Kongresie Wiedeńskim utworzone zostało z ziem Polski centralnej maleńkie Królestwo Polskie, zwane kongresowym, dla odróżnienia od prawdziwego, z carem rosyjskim jako „królem Polski” na tronie, ale z własną administracją, sejmem, uniwersytetem i armią – tą ostatnią pod dowództwem wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza – postaci w tradycji polskiej wyjątkowo odrażającej. Królestwo Kongresowe powstało z części dawnych ziem zaborów pruskiego i austriackiego, wyzwolonych w trakcie wojen napoleońskich i przekształconych pod protekcją cesarza Francuzów w Księstwo Warszawskie. Po upadku Napoleona, zostało ono podbite przez Rosję i po oddaniu Wielkopolski Prusom i wydzieleniu Krakowa jako protektoratu trzech mocarstw rozbiorowych, przyłączone do Imperium Rosyjskiego na zasadzie unii personalnej z wyżej opisanymi formami autonomii w latach 1815-1831, gwałconymi przez Rosję. Rosja nie przekształciła jednak w ten sposób żadnego fragmentu ziem dawnej Rzeczypospolitej zagrabionych przed 1795 r., a nawet przyłączyła bezpośrednio do Imperium okręg białostocki, należący w latach 1795-1807 do Prus. Te zatem ziemie, dawnej Rzeczypospolitej, które znalazły się pod panowaniem rosyjskim, a nie były Królestwem Kongresowym, nazywano po 1815 r. Ziemiami Zabranymi. Pojęcie Kresów jeszcze nie istniało, ale jeden z czynników je definiujących wówczas się narodził. Czynnikiem tym był podbój moskiewski. By będąc Białorusinem, Litwinem czy Ukraińcem zrozumieć to znaczenie pojęcia Kresów w mentalności polskiej trzeba więc dostrzec, że z polskiego punktu widzenia ziemie te zostały utracone na rzecz Rosji i z powodu brutalnej przemocy rosyjskiej. To nie Litwa, Ukraina i Białoruś oderwały się od Rzeczypospolitej, to Moskwa je z niej wyrwała. Sytuacja w rzeczywistości była nieco bardziej skomplikowana (szczególnie zważywszy na powstania kozackie na Ukrainie i rolę największego z nich z lat 1648-54, które otworzyło Moskwie drogę do dominacji nad narodami Rzeczypospolitej), pozostaje jednak faktem, że rabusiem tych ziem była Rosja czy to w wydaniu carskim czy sowieckim. Nie byli nimi z polskiego punktu widzenia Litwini, Białorusini i Ukraińcy – ci byli ich prawowitymi właścicielami czy też współwłaścicielami. (Tu znów użyjmy analogii brytyjskiej, dla zrozumienia polskiego spojrzenia na tę kwestię – wszak Anglik w Szkocji nie czuje się obcokrajowcem, choć wie, że to Szkocja, nie Anglia, ale jej zabór przez obce mocarstwo odbierałby jako zabór ziem ojczystych. Przy czym pamiętajmy, że w odniesieniu do I Rzeczypospolitej mówimy o państwie sprzed narodzin nowoczesnych narodów i stara szlachta litewsko-ruska jak Mickiewiczowie, Wańkowiczowie, Kieniewiczowie, Tyszkiewiczowie, Billewiczowie itd. czuła się równie silnie litewsko-ruska w historycznym znaczeniu tych słów co polska w rozumieniu „rzeczpospolitańska”. Czyż Mickiewicz urodzony na Nowogródczyźnie (etnicznie białoruskiej) piszący po polsku „Litwo Ojczyzno moja” był potomkiem „polskich kolonizatorów” – wszak nie, czy zatem był Białorusinem? Z pewnością nigdy tak o sobie nie myślał, choć z tego właśnie wyrósł etnosu. Czy był Litwinem? – zapytany bez wahania by to potwierdził. Czy był Bałtem i mówił po litewsku? – nie. Czy był Polakiem? – zapytany także nie wahałby się z odpowiedzią twierdzącą – to się ówczesnym ludziom nie wydawało wzajemnie sprzeczne (wszak bycie Szkotem mówiącym po angielsku i nie władającym gaelic nie czyni ze Szkota Anglika, ale nie przeszkadza mu w byciu Brytyjczykiem) i nie ma co na siłę dla tamtych epok i wcześniejszych przykładać dzisiejszej świadomości narodowej. Skoro ona w dzisiejszej formie nie istniała, to i bazujące na niej pojęcie Kresów i kresowości w formie wytworzonej po 1918 r. w odniesieniu do ziem wschodnich II Rzeczypospolitej (tzn. jako obszarów narodowościowo mieszanych o „niedostatkach polskości”) także nie mogło istnieć. Opowiadając o XIX wieku możemy używać go zatem jedynie w znaczeniu Ziemie Zabrane. To znaczenie rozciągnęło się na pojęcie Kresów w wieku XX, choć dwudziestowieczna kresowość się do tego znaczenia nie ogranicza. Podkreślmy jednak raz jeszcze, że tak w wieku XIX jak i w XX ziemie te były zabrane Rzeczypospolitej przez Rosję, a nie Polsce przez Białoruś, Litwę i Ukrainę, te bowiem nigdy niczego Polsce nie zabierały, co najwyżej wykorzystując ich białoruskość, litewskość czy ukraińskość jako pretekst zabierała te ziemie Polsce Rosja/ZSRR, decydując przy tym arbitralnie co jest Polską, Litwą, Białorusią i Ukrainą, a co już lub jeszcze nią nie jest. Nawet jednak w XX wieku, gdy etniczne nacjonalizmy polski i litewski oraz polski i ukraiński starły się ze sobą, nie to starcie zadecydowało o losach walczących ze sobą narodów, lecz przemoc rosyjska, która na tym obszarze masowymi przesiedleniami ludności rozdzieliła owe narody i wedle woli Kremla podzieliła je arbitralnie wyznaczonymi granicami, izolując na blisko 50 lat przy pomocy sowieckiej sistiemy.
Kresy a Rosja
Rosja nie należy do Kresów, ale to przemoc moskiewska je zdefiniowała. Kresy od dawna przestały być tym czym były pierwotnie – pograniczem Rzeczypospolitej z Chanatem Krymskim na bezludnych Dzikich Polach ciągnących się od Mohylewa Podolskiego linią biegnącą dalej na wschód na południe od Targowicy, Hulajpola, Czehrynia i Kryłowa i zakręcającą na północ na Putywul. Wątek pogranicza ze światem islamu zatracił się w niepamięci historycznej. Kresowość zdefiniowana została nie przez zagrożenie turecko-tatarskie, ale przez najazdy i w końcu niewolę moskiewską. Kresy zatem to w tradycji polskiej obszar zmagań z Rosją o niepodległość Polski warunkowaną niepodległością Litwy, Białorusi i Ukrainy. Rosyjskie panowanie nad nimi daje bowiem Moskwie miażdżącą przewagę nad Warszawą i samą Warszawę przekształca w „miasto kresowe Imperium Rosyjskiego”. Tego zaś „aż do gardł naszych (tzn. do ofiary życia w obronie przed takim losem) nie chcemy”.
Rycerska legenda Kresów
Kresowość – o ile mówimy dziś o czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów (wówczas pojęcie to nie istniało) jest znaczeniowo bliska pogranicznej rycerskości i to zarówno w wydaniu szlacheckim, jak i kozackim. Widać ją w postaciach Sienkiewiczowskich bohaterów, strzegących kresowych stanic jak Jerzy Michał Wołodyjowski.
Zwróć uwagę Drogi Czytelniku na te imiona – na ich symboliczne znaczenie. Święty Jerzy to patron Rusi/Ukrainy, co smoka pokonał. Archanioł Michał – to ten, który widniał na malinowych chorągwiach Wojska Zaporoskiego i obok Orła polskiego i litewskiej Pogoni był w herbie Rządu Narodowego z 1863 r., gdzie symbolizował Ruś jako równoprawny człon Rzeczypospolitej, nie tej, która była realnie i upadła pod ciężarem obcej przemocy i grzechów własnych, ale tej wymarzonej, która miała się odrodzić z moskiewskiej niewoli. To ten sam Archanioł Michał, który z kolumny na Majdanie Nezałeżnosti spogląda dziś na Kijów, a w tradycji rycerskiej Rzeczypospolitej „całym komunikiem niebieskim dowodził”. Wczytaj się i w nazwisko nie dość, że Jerzy i Michał to jeszcze do tego nie Włodziński, nie Włodarski, ale właśnie Wołodyjowski – od ukraińskiego słowa woładaryty – władać biorące wszak swój początek, a to przecież wzór niedościgły polskiego szlacheckiego rycerza kresowego. Jak go wyrwać z polskiej kultury i języka i gdzie go przenieść z Łubniów na Połtawszczyźnie czy z Chreptyjowa opodal Dniestru lub z Kamieńca Podolskiego – pod Gniezno, na Pomorze czy na Śląsk?
Kresowość to także obraz heroicznej historii od mężnych niewiast – „wilczyc kresowych” – jak Anna Dorota Chrzanowska, wsławiona obroną Trembowli przed Tatarami. po wspomnienia wspólnych zwycięstw narodów Rzeczypospolitej nad zewnętrznymi najeźdźcami – jak to pod Orszą nad Moskalami z 1514 r., (którego twórcą był pochowany wszak w Ławrze Peczorskiej w Kijowie – prawosławny Rusin – hetman wielki litewski Konstanty Ostrogski), pod Kircholmem nad Szwedami z 1605 r. (których pobił znów hetman wielki litewski Jan Karol Chodkiewicz) czy pod Chocimiem nad Turkami z 1621 r. (którego symbolem jest ponownie Chodkiewicz, ale i Piotr Konaszewicz-Sahajdaczny – największy z hetmanów zaporoskich) i wreszcie pamięć ostatniego wspólnego zwycięstwa – pod Zieleńcami w 1792 r., którego wyobrażeniem w kulturze polskiej jest obraz Wojciecha Kossaka. Na obrazie tym zaś wierni Rzeczypospolitej kozacy ukraińscy prowadzą, wśród wiwatujących wojsk polskich, wziętych do niewoli rosyjskich oficerów.
Bajeczność i męczeństwo jako cecha Kresów
Czarnoziem ukrainny będący symbolem bogactwa tych żyznych ziem stał się symbolem bogactwa Kresów jako takich. Nie są nim piaski Wileńszczyzny czy bagna Polesia – to raczej kraina sielankowych lub dramatycznych romansów z poematów odpowiednio klasyków i romantyków. Ukraina zaś to kraj rycerskiego etosu z krzepiących ducha powieści i poematów pisarzy i wieszczy narodowych z XIX w. Kresy oznaczają zatem w kulturze polskiej mityczny raj utracony – wspomnienie złotego wieku. Mają jednocześnie i wymiar przeciwny. Pozornie sprzeczny, ale sprzeczność ta tłumaczy się jasno zmiennością w czasie. Były bowiem Kresy jednym i drugim – i rajem – wspomnieniem szczęśliwego dzieciństwa dla tych, których z nich wygnano po 1917 lub po 1939 r. i piekłem, dla tych co byli świadkami zbrodni, które miały miejsce na tych „skrwawionych ziemiach”. Tragizm ten najlepiej pamiętany z dziejów najnowszych nie był jednak cechą charakterystyczną Kresów tylko w XX wieku.
Od czasów najazdów tatarskich i moskiewskich – od XV w. historia Kresów to historia wojen, okrucieństwa i męczeństwa. Pojęcie kresowości zawiera więc w sobie i ten tragiczny nurt dziejów. Heroizm ich wspólnej obrony przed najazdami zewnętrznymi przez wszystkie narody dawnej Rzeczypospolitej dominuje w pamięci historycznej Polaków o wspólnych dziejach do 1648 r. Potem powoli zaczyna się kruszyć, ale bardzo powoli. Wątek wspólnoty losów przeważa do 1863 r., gdy w powstańczych obozach wciąż śpiewano „Za wszystkie męki Polski, męki Litwy, w imieniu wszystkich naszej Rusi mąk, do bitwy bracia do śmiertelnej bitwy, zwyciężym jeśli nie opuścim rąk. Bo Biały Orzeł i Pogoń z Aniołem opromieniony lot swój muszą wznieść…”
Kresowość XX wieczna przesłania ten obraz wspólnych cierpień i wspólnych walk wspomnieniami wojny polsko-zachodnioukraińskiej w Galicji Wschodniej w latach 1918-1919 a potem także na Wołyniu w latach 1943-47 oraz konfliktu polsko-litewskiego o Wilno. Dawni współobywatele i towarzysze broni w walce z Krzyżakami, Moskalami i Turkami stają się w tym obrazie wrogami. W sensie czasu trwania tych konfliktów to epizod, niestety przypadający na okres intensywnego kształtowania się współczesnych narodów i głęboko zapadający w pamięć walczących stron, wznawiający tez pamięć wojen kozackich i razem przysłaniający obrazami walk dawne wspólne o wiele dłuższe dzieje. Historii nie możemy zmienić, możemy jednak nauczyć się dostrzegać ją w stosownych proporcjach i możemy nie pozwalać, by kształtowała naszą przyszłość w sensie negatywnym. Wszak spór, który wiódł do tych walk – spór o ziemie, którą każdy z owych narodów i każdy ze swoimi słusznymi racjami uznawał za ojczyznę, został już rozstrzygnięty, ostatecznie i definitywnie i nie przez którykolwiek z tych narodów, ale przez imperialne decyzje Moskwy. Ktoś, kto chciałby go wznowić, musi wiedzieć, że znów Moskwę zaprosi do gry ze wszystkimi tego tragicznymi skutkami. To stała nauka od niesławnej Rady Perejesławskiej z 1654 r., oddającej Ukrainę Moskwie na zgubę – na pohybel Polsce, Litwie, Białorusi i samej Ukrainie.
Przemysław Żurawski vel Grajewski
fot. Pixabay License
9 komentarzy
tagore
15 grudnia 2020 o 20:19Autor pomija rzecz ewidentną ,świadome warstwy społeczeństwa IRP na terenach kolejnych rozbiorów były niezależnie od etnicznego pochodzenia uważane przez Moskali za Polaków.
Ładnie o tym pisze Gogol. Ludzie ci w ogromnej większości odchodzili na zachód lub umierali ,a po czystkach Bolszewików, indoktrynacji ZSRR na Ukrainie nie ma żadnej ciągłości kulturowej z IRP. To społeczeństwo jest nam obce, mentalnie sowieckie choć tak pozornie podobne.
Przemysław Żurawski
15 grudnia 2020 o 23:20Polecam minutę 5:55 i kolejne: https://www.youtube.com/watch?v=MBJlALI6830
tagore
16 grudnia 2020 o 17:21Ładne, lae to tylko opowieść o wietrze zacierającym ślady na stepie bo w ludziach poza ostańcami które czasami spotykałem jest pustka. O ,której mówi też muzyk.
jerzy
19 lutego 2022 o 17:36ruska kapusta?
Pawel
17 grudnia 2020 o 23:41Piękny tekst .Dobrze by było aby takie rzeczy czytali obecnie młodzi Ukraińcy ,którzy pewnie znają inną historie . Może wtedy by zrozumieli że poróżnili i skłócili nas moskale . Ale czy Oni to zrozumieją skoro mentalnie to już chyba całkowicie przesiąknięci są propagandą sowiecką . Młodzi Ukraińcy to już chyba nawet nie wiedzą że kiedyś byliśmy braćmi na śmierć i życie .
Tomasze
18 grudnia 2020 o 17:29Prędzej na śmierć, niż na życie. Przecież ich bohater narodowy Chmielnicki wbił Rzeczypospolitej nóż w plecy i ją zwalczał.
Antoni Kosiba
30 sierpnia 2021 o 21:52Pojęcie z zasady nie może być kontrowersyjne (tak jak woda z zasady nie może być parzysta, a woltomierz z zasady nie może być uniewinniony). Kontrowersyjna może być informacja albo opinia (ale nie dopóty, dopóki jest jedyną na dany temat, gdy zaczyna istnieć odmienna, to od tej chwili obie są kontrowersyjne). Kiedy używa się nazwy „Kresy”, należy dodać, które. W języku polskim w tzw. epoce międzypowstaniowej weszły w obieg dwie nazwy: „Kresy Wschodnie” (Wincenty Pol, 1854) i – wzorowana na niej – „Kresy Zachodnie” (Jan Zachariasiewicz, 1860).
Edmund
16 listopada 2021 o 07:06Spoko! Nie da się powiedzieć krótko o ogromnych terenach dawnej Rzeczypospolitej nazwijmy to od Dyneburga do Dzikich Pól. Ludzie kochają posługiwać się skrótami, również myślowymi. A Kresy Północne to też Kresy.
Antoni Kosiba
2 kwietnia 2022 o 20:40„oddającej Ukrainę Moskwie” Nie, w ugodzie perejasławskiej nie oddano, lecz dano Ukrainę Moskwie. Oddać można tylko coś, co przedtem się zabrało (ukradło albo wypożyczyło), ale Ukrainy nikt przedtem (ani nigdy) nie ukradł Moskwie (ani nie wypożyczył od Moskwy, rzecz jasna).