Rząd litewski zapowiedział nową batalię w walce z podwójnymi napisami ulic na Wileńszczyźnie. Tym razem wpadł – oddajmy mu to – na nader oryginalny sposób usunięcia polskich napisów. Otóż, tablice z nazwami ulic, zgodnie z innowacyjnym pomysłem rządowych klerków, mają być umieszczane nie na domach, które, jak wiadomo, są prywatną własnością obywateli, tylko na specjalnych słupkach – pisze na łamach Tygodnika Wileńszczyzny Tadeusz Andrzejewski.
Te umieści się przy posesjach domów na państwowej ziemi i wtedy dopiero samowola się skończy, marzą rządzący. No bo ziemia będzie państwowa, słupki rządowe, samorząd nie będzie miał wyjścia – tabliczki z nazwami ulic będzie zmuszony wykonywać tylko w języku państwowym. Nie będzie miał już wymówki, że ludzie samowolnie umieszczają na swych prywatnych domach dodatkowe nazwy ulic w języku polskim, zacierają ręce „prawdziwi patrioci”.
I niech mi ktoś powie, czy nie genialny mamy rząd? Premier ponoć nawet specjalną grupę roboczą na tę okazję powołał (nie wiem, czy będzie to grupa ds. słupków, czy też jakoś inaczej się nazwie). Nie o to się rozchodzi. Fakt, że grupa ma materię dogłębnie zbadać i wnioski rządowi przedstawić.
A zadanie grupa, należy przyznać, będzie miała nieprzeciętnie trudne. Będzie musiała przecież policzyć, ile słupków należy wyprodukować, by objąć cały kraj, nie tylko Wileńszczyznę, który to kraj – choć i nieduży – to domów trochę ma. Później grupa ma złapać się za liczydła i wykalkulować, ile słupkowa akcja rządu będzie nas wszystkich – podatników – kosztować. A ponieważ, jak powszechnie wiadomo, pieniędzy w kasie państwowej chronicznie brakuje, trzeba będzie grupie rządowej wymyślić, skąd je wytrzasnąć. Może odłożymy budowę siłowni atomowej, by na słupki wystarczyło? Albo wprowadzimy nowy podatek – słupkowy (nazwa aż sama się prosi). Albo nie. Niech lepiej rząd, „Vilnija” i „patrioci” z różnych tam marszów zrzutkę na słupki zrobią, bo ja jakoś dorzucać się do interesu nie mam ochoty.
Jeszcze w sowieckich czasach, kiedy to już w Polsce „Solidarność” głowę podnosić zaczęła, czujny dyktator z Rumunii Iliescu Ceausescu wystosował apel do Układu Warszawskiego, by solidarnie wkroczyć do Polski w celu obrony komunistycznej władzy przed reakcją. Na apel polscy „reakcjoniści” odpowiedzieli Ceausescu zapytaniem, czy rumuńskie wojsko ma buty do wkroczenia? Bo może trzeba by zrzutkę zorganizować…? – zasugerowali.
To co, panie premierze, robimy zrzutkę na buty, o pardon, na słupki? Czy może jednak nie. Bo jeszcze ktoś przypomni nam stare porzekadło: „Ile słupków, tyle głupków…”.
Tadeusz Andrzejewski/ Tygodnik wileńszczyzny
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!