Kariera w pornobiznesie stała przed „baćką” otworem. On jednak woli naprawiać krany. Cichy, skromny, pracowity. I nieustannie prześladowany w knajpie i na ulicy. W pewnym sensie ofiara reżimu, który sam uosabia.
Kilka lat temu poszedł z kolegami do restauracji w rodzinnym Mohylewie, żeby świętować „dzień budowlańca”. Przy piwie ktoś nazwał go żartobliwie „baćką”, ojcem narodu. Nagle do stolika podszedł pijany weteran wojny w Afganistanie i z całej siły dał mu w zęby, a potem jeszcze skopał. „Baćka” na 10 dni trafił do szpitala.
Innym razem jechał do rodziny do Briańska. Milicja zwinęła go na dworcu i zamknęła w areszcie. Za sam wygląd!
Aleksander Jefremkau, bo o nim tu mowa, jest bowiem łudząco podobny do Aleksandra Łukaszenki i stąd ma w życiu same kłopoty. – Może gdyby zgolił wąsy to by coś pomogło? – zastanawia się jego żona Tamara. Ale on tego nie zrobi. Nosił wąsy zanim jeszcze Łukaszenka został prezydentem – dodaje żona sobowtóra Łukaszenki.
A przecież życie skromnego hydraulika mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Gdyby tylko chciał mógł zostać gwiazdą pornobiznesu. Cztery lata temu lata skandalizujący rosyjski reżyser Aleksander Wałow, ten sam który nakręcił kiedyś porno-film o Julii Tymoszenko i Micheilu Saakaszwilim, postanowił wypuścić nową „superprodukcję”. Tym razem pod tytułem „Szczęście baćki”.
Rzecz miała się dziać w białoruskim kołchozie Łuka, którego dyrektor miał być łudząco podobny do Aleksandra Łukaszenki. Na wieść o przybyciu zagranicznej delegacji dyrektor postanawia zamknąć w szopie stare dojarki i zastąpić je na czas pobytu gości specjalnie sprowadzonymi seks-bombami. Co bywa dalej w tego typu filmach nie musimy opowiadać, z pewnością scenariusz obfitował w różne „pouczające, ciekawe i interesujące” sceny.
Niestety, zabrakło odpowiedniego aktora do głównej roli. Pan Jefremkau nie skorzystał z okazji, żeby wkroczyć na czerwony dywan w asyście seksownych dojarek. W wyniku tego powstał jedynie żenujący trailer filmu, który do seksu może raczej zrazić…
http://www.youtube.com/watch?v=H4QLtx5QQtQ
Kariery „politycznej” również pan Aleksander nie zrobił, zostając na przykład oficjalnym sobowtórem białoruskiego prezydenta. Kilka dni temu dziennikarze „Białoruskiego Partyzanta” spotkali go w jednym z autobusów w Mińsku. Jechał sobie spokojnie, zdając się nie zauważać wlepionych w siebie zdumionych spojrzeń. Nie chciał też rozmawiać z dziennikarzami. – Mam już tego wszystkiego dosyć. Tego gapienia się i pokazywania palcami – skwitował.
Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że czas mija i być może za kilka lat podobieństwo do Aleksandra Łukaszenki nie będzie już na Białorusi wywoływało takiej sensacji…
Kresy24 / Biełarusskij Partizan
3 komentarzy
oll
9 lipca 2014 o 17:29Człowiek z nagonki: Ja podpisałem umowę na gajowego z wąsami.
Starzec z nagonki: A ja ogolić się nie pozwolę! Noszę zarost od przed wojny!
Wandek
9 lipca 2014 o 20:12Ale to, jak jest podobny do Aleksandra Łukaszenki, to na pewno dogadzają mu na każdym kroku i umilają życie, a tak, a pro po mućka niczego sobie he.
zgorszony
13 września 2014 o 19:32Drodzy Państwo, to chyba ma być portal konserwatywny? Jeżeli tak, to skąd tutaj takie zbereźne bzdury? To po prostu żałosne! Metody przyciągania czytelnika jak na Super Expressie – dno, a w dodatku bezbożne sianie zgorszenia!