Ostatnio na łamach „Die Welt” ukazał się chyba najbardziej kuriozalny tekst o Polsce, jaki do tej pory czytałem w niemieckiej prasie. Otóż redaktor niemieckiego dziennika ostrzega przed niekontrolowaną imigracją, ale nie z Afryki i Azji (ta, jak zgadzają się wszystkie poważne niemieckie media, jest jak najbardziej kontrolowana i bezpieczna), lecz z Europy Środkowo-Wschodniej właśnie. Wszystkiemu winna oczywiście Polska. „Wielu Ukraińców i Białorusinów marzy o lepszym życiu w UE. Polska toruje im do tego drogę za pomocą Karty Polaka”. Karta Polaka jest w tym artykule określona jako „kontrowersyjna”. Więcej na ten temat tutaj.

Niemiecka krew

Karta Polaka obowiązuje niemal od dekady, ale dopiero teraz została zauważona w Niemczech i uznana za kontrowersyjną. „Podczas gdy Polska chce stosować kartę do kontrolowanej migracji, dla Niemiec może ona oznaczać w dłuższej perspektywie niekontrolowany przypływ migrantów” – grzmi dziennik, ostrzegając zwłaszcza przed Ukraińcami. Najwięcej kart Polaka wydały polskie placówki na Białorusi, ale podejrzewam, że w tekście ma właśnie wybrzmieć Ukraina. Bo brzmi bardziej dramatycznie, wiadomo, Ukraina, wojna, przewroty. A z czyjej winy ta wojna, to już może lepiej nie pisać, wszak można urazić strategicznego partnera Niemiec.

Dziwi mnie poruszenie w niemieckiej prasie. Przecież Niemcy od wielu lat stosują podobne rozwiązania, a właściwie idące jeszcze dalej niż Karta Polaka. Każdy mieszkaniec obszaru od Odry po Władywostok, jeżeli udowodni niemieckie pochodzenie, może dostać niemieckie obywatelstwo. Tak naprawdę dostali je już chyba wszyscy chętni, nawet ci, których można nazwać raczej „ludźmi radzieckimi” o niemieckich korzeniach.

Jeśli więc zsumować wszystkich etnicznych Niemców z Polski, Węgier, Rumunii czy byłej Jugosławii, a potem krajów byłego ZSRS, którzy zostali ściągnięci do Niemiec przez ostatnie dekady, byłyby to miliony. I co, stanowią jakiś problem dla Niemców? Poza tym, że sporo Niemców z byłego ZSRS okazało się ostatnio podatnymi na rosyjską propagandę, to Niemcy mieli i mają z tego same korzyści.

Okazuje się jednak, że jeśli człowiek pochodzący z byłego ZSRS ma dokument polski, a nie niemiecki, to już jest dla Niemców zagrożeniem.

Polska jest im bliższa

Inna sprawa, że Niemców mogę uspokoić. Zdecydowana większość Polaków i ludzi z polskimi korzeniami, którzy dostają Kartę Polaka i polskie obywatelstwo, chce zostać w Polsce. Niedawno ukazał się w „Kurierze Galicyjskim” bardzo ciekawy reportaż z Szepetówki na zachodniej Ukrainie. Składa się z rozmów z miejscowymi Ukraińcami i Polakami. Jedni mają szanse na Kartę Polaka, inni nie. Ale łączy ich to, że to właśnie Polskę widzą jako szansę lepszego życia. Cenią sobie przede wszystkim bliskość językową, kulturową i geograficzną. Warto zacytować fragment tekstu Marii Wojdyło:

„Szepetówczanie to ludzie bardzo młodzi, również swą przyszłość widzą w Polsce. W rozmowach z nimi i ich rodzicami słyszy się często o wyjeździe na studia za granicę, prawie zawsze do Polski. Czasem przewija się Anglia, Stany Zjednoczone… Ale rzadko. Polska tańsza i kulturalnie dużo bliższa. – Biorę lekcje polskiego, bo chcę studiować w Polsce – mówi młodziutka, 17-letnia Iryna, która zamierza wyjechać po wakacjach do Lublina i tam studiować zarządzanie. Na pewno nie będzie narzekała na brak ukraińskich koleżanek w mieście. Według portalu Perspektywy.pl, w Lublinie studiowało w ubiegłym roku ponad 1500 Ukraińców, prawie połowa wszystkich studentów z zagranicy. – W czasie wykładów, które prowadzę, na piętnastu słuchaczy, dwunastu to Ukraińcy – mówi jeden z pracowników lubelskiego NGO o nazwie Fundacja Inicjatyw Inżynierskich, który wykłada na lubelskim Uniwersytecie Marii Skłodowskiej-Curie.

Parcie na zachód, do Polski, jeszcze lepiej widać w szepetowskiej sobotniej szkole języka polskiego. Jest to druga, obok »czwórki«, podstawówka w Szepetówce, w której można się nauczyć języka polskiego. – Mamy kilka klas, w każdej z nich uczy się polskiego 8–12 osób. W ostatnich latach więcej niż dawniej. Młodzi, którzy się u nas uczą, chcą otrzymać Kartę Polaka i studiować w Polsce – mówi Ukrainka polskiego pochodzenia Walentyna Pasicznyk, dyrektorka szkoły, zarazem prezes miejscowego Związku Polaków na Ukrainie”.

Podobnie jest z obywatelami Białorusi – czy to etnicznymi Białorusinami, czy Polakami. Coraz więcej z nich przybywa do Polski na studia lub do pracy i nie słychać, by wyruszali dalej na zachód.

Politycznie poprawnie wykluczeni

Ale nawet jeśli niemiecka prasa ma rację i zaraz setki tysięcy posiadaczy Karty Polaka oraz świeżo upieczonych obywateli RP ruszą do RFN‑u, to przecież byliby to najlepsi imigranci, jakich gospodarka i społeczeństwo niemieckie mogliby sobie wymarzyć. Wspominałem już o niemieckich przesiedleńcach ze Wschodu. A przecież dobrobyt Niemiec budowały również miliony gastarbeiterów i osiedleńców z krajów byłej Jugosławii czy Polski (mam na myśli tych, którzy nie mieli szans i nie ubiegali się o niemieckie obywatelstwo).

Niemcy nie mieli i nie mają z nimi większych problemów, mają natomiast problemy z prawie trzymilionową diasporą turecką. Wnioskuję po tym, że ostatnio politycy niemieccy zaczęli oskarżać Ankarę o próby mieszania się za ich pośrednictwem w kampanię wyborczą w Niemczech.
No i są też imigranci z innych krajów Azji oraz z Afryki. Delikatnie mówiąc, nie wszyscy zasymilowali się w Niemczech w stopniu choćby porównywalnym z asymilacją byłych Jugosłowian, Polaków czy Ukraińców. Do tego dochodzi jeszcze ostatnia fala imigracyjna, z którą Niemcy wciąż nie mogą sobie poradzić, bo gdyby mogli, to nie naciskaliby przecież tak mocno na wprowadzenie osławionego „mechanizmu relokacji”.
Ale w Niemczech, i w ogóle na Zachodzie, podnoszenie tego problemu to, jak wiadomo, bardzo delikatna sprawa, obwarowana wieloma murami politycznej poprawności. Trzeba się pilnować, żeby nie trafić przed sąd. OK, rozumiem, to sprawa Niemców. Ale niestety ta polityczna poprawność w ogóle nie obowiązuje wobec mieszkańców krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Przed nimi można ostrzegać, dehumanizować ich, przedstawiając jako jakąś groźną masę, generalizować, pisać o nich nierzetelnie.

Marcin Herman

Tekst pochodzi z „Gazety Polskiej Codziennie” i portalu Niezalezna.pl