(Wspomnienia o Ojcu, spisane przez syna Zbigniewa, udostępnione przez wnuczka p. Łukasza Rojko)
Aleksander Rojko Giwojna, przed II wojną światową zamieszkały we wsi (kolonii) Dzienisy, powiat Stołpce – parafia Kamień, urodził się 5 kwietnia 1910 roku. We wsi zamieszkiwali: rodzice – Aleksander i Teofilia (z d. Szybut), brat Kazimierz z żoną Stefanią i brat Michał z żoną Marią oraz stryjowie i kuzynostwo.
Przed wybuchem wojny 1939 r., został zmobilizowany do wojska, posiadał stopień kaprala. W czasie walk wrześniowych jego pułk został rozbity. Resztki oddziałów wycofały się na Węgry i zostały internowane. Wracając do Polski wraz z kilkoma kolegami, został złapany przez sowietów i osadzony w obozie jenieckim na wyspie jeziora Seliger w pobliżu Ostaszkowa. W trudnych warunkach obozowych, rozchorował się na dyzenterię. Został uratowany przez pielęgniarkę (Rosjanka), która po kryjomu podawała mu czerwone wino. Dzięki niej, w styczniu 1940 roku został „przeniesiony” do podobozu znajdującego się na brzegu jeziora. Odbyło się to na zasadzie podmiany ciała zmarłego żołnierza, na żywego Aleksandra (w beczce). Jako obywatel Republiki Białoruskiej (bez pytania o zgodę na zmianę narodowości), w miesiącu lutym został zwolniony.
Do domu dotarł w stanie skrajnego wycieńczenia i do końca roku był leczony. Latem 1941 r., po wkroczeniu Niemców na tereny okupowane przez sowietów, tak jak większość mieszkańców, oczekiwał na rozwój wydarzeń. W czerwcu 1943 roku wstąpił do oddziału partyzanckiego AK, utworzonego przez ppor. Kacpra Miłaszewskiego „Lewald”. Był to oddział nazwany imieniem Tadeusza Kościuszki. Został wcielony do 301 batalionu -1 drużyna (mogę się mylić co do numeru 301). W oddziale był szwagier jego brata Michała – sierżant Jakubowski. Wstąpił wraz z kilkoma kolegami, z pełnym uzbrojeniem, które pozostało po walkach Niemców z sowietami.
Pierwszym działaniem zbrojnym w którym brał udział, było zdobycie Iwieńca (tzw. Powstanie Iwienieckie). Był w drużynie, która minowała i wysadzała mosty. Oprócz mostu głównego, prowadzącego do Iwieńca, zniszczono również małe (niektóre nazwane na wyrost mostami). Łącznie było ich 13 (o ile dobrze pamiętam). W Iwieńcu zdobyto dużo broni, amunicji, żywności i innego dobra. Wspominał, że zdobyto cysternę spirytusu. W odwecie, Niemcy przeprowadzili dużą operację, w trakcie której oddział został rozbity. Wraz z częścią partyzantów, przedzierając się przez bagna, wydostali się z okrążenia. Utracił swojego konia, ale po jakimś czasie przyprowadził z domu innego.
Bardzo źle wspominał „oddziały SS Litwa” – złapanych partyzantów potrafili przybijać do drzew za dłonie i tak ich zostawiać. Oddziały łotewskie natomiast, z reguły udawały, że ich ( partyzantów ) nie widzą.
Po odbudowaniu oddziału, brał udział w patrolach na terenie puszczy i w jej okolicach. Na początku grudnia 1943 zatrzymali się na noc u jakiegoś gospodarza. Nad ranem zostali otoczeni przez partyzantkę sowiecką. Wśród sowietów znajdował się sąsiad Aleksandra (Białorusin, nazwiska nie pamiętam), który przekazał informację o rozbrojeniu całego polskiego ugrupowania. Także od nich zażądał bezwarunkowego poddania się. Zostali wcieleni do oddziałów sowietów, byli nieustannie pilnowani. Pod koniec grudnia 1943 r., udało się zmylić czujność sowietów i na własnym koniu dotrzeć do odbudowującego się oddziału. Został przydzielony do szwadronu chor. Zdzisława Nurkiewicza „ Noc”. W tym czasie cały polski oddział walczył już na dwóch frontach – z Niemcami i z sowietami.
W lutym 1944 roku w czasie patrolu, w sowieckiej zasadzce został ranny w nogę (przestrzelona goleń pod kolanem), drugi żołnierz zginął. Pozostali partyzanci z patrolu, którzy posuwali się za nimi, granatami zniszczyli rkm i jego obsługę. Przeżył dlatego, że koń padając zasłonił go przed drugą serią.
Rannego, po opatrzeniu, i na fałszywych „papierach” Litwina, przedzierając się podwodami przez lasy, przetransportowano do szpitala wojskowego (niemieckiego) w Wilnie. Przeszedł dwie operacje. Wspominał, że Organizacja zdobyła pomarańcze i wszyscy ranni AK-owcy zostali nimi poczęstowani – okazało się, jak wielu ich ( partyzantów ) było w szpitalu. Po wkroczeniu sowietów udało się go umieścić na prywatnej kwaterze w okolicy dworca, gdzie przez pewien czas był ukrywany na strychu, a na parterze rezydowało NKWD.
Podziemie Wileńskie przygotowało fałszywe dokumenty na nazwisko Antoni Guroina i jednym z ostatnich transportów repatriacyjnych wyjechał do Torunia (jako pracownik USB).
W Toruniu przez jakiś czas miał kontakty ze strukturami podziemia Wileńskiego i otrzymywał żołd (w USD). Brał udział w akcji agitacyjnej przed referendum 2x tak, 1x nie, oraz przed wyborami – za Mikołajczykiem, później kontakt się urwał. Ostatnie polecenie Organizacji było, aby się ujawnić się jako żołnierza AK.
Z kolegów wspominał dwóch braci Dzienisów i Kosmatowicza. Były też inne nazwiska, ale nie pamiętam. We wsi Nowe Worowo pow. Drawsko, spotkał kogoś z kolegów z AK. W tej miejscowości mieszkało kilku jego sąsiadów, „repatriowanych” ze wsi Dzienisy. W Toruniu spotkał się z bratem lub kuzynem żołnierzy o nazwisku Hasiuk.
W 1962 został zadenuncjowany przez krajana z Kresów, który wiedząc o miejscu zamieszkania przed wojną, skojarzył nazwisko Guroina (którego w okolicy nie spotykało się) z drugim członem nazwiska, Giwojna. Został zatrzymany i przesłuchiwany przez SB. W 1963 roku sąd przywrócił właściwe nazwisko, ale tylko pierwszy człon.
W odwecie za działalność syna, rodzice Aleksandra w 1945 zostali wywiezieni do GUŁAG -u. Powrócił tylko ojciec, ale żył bardzo krótko. W Dzienisach zniszczono wszystkie zabudowania Aleksandra. Została tylko studnia i trzy obok niej rosnące brzozy. Obecnie mieszkają tam (w kołchozie) jeszcze bratankowie oraz dzieci kuzynów.
Mail p. Łukasza z dnia 30 sierpnia 2010 r.
Podaję kilka informacji, które pamięta mój tata o dziadka wsi. Dzienisy były kolonią zamieszkałą w całości przez Polaków. Obszarowo były to duże gospodarstwa. W okresie międzywojennym do kolonii dołączono obszary rozparcelowane z majątku (nie pamiętam jego nazwy). Dziadek posiadał ok. 40 hektarów gruntów ornych oraz las i łąki, które były dalej, ponieważ na sianokosy wyjeżdżano zawsze na kilka dni. Ojcowiznę przejął brat dziadka Michał, który posiadał też kuźnię. Drugi brat Kazimierz, miał swoje zabudowania na skraju Puszczy Nalibockiej. Sąsiednia wieś (nazwy nie pamięta) częściowo była zamieszkana przez Białorusinów (prawosławnych). W okolicy mieszkała też dziadka siostra. Część mieszkańców ”repatriowała się” do Polski, m.in. do wsi Nowe Worowo, powiat drawski. Była wśród nich kuzynka dziadka Katarzyna Rojko. Pozostali mieszkańcy wsi Dzienisy i innych, zostali „wcieleni” do kołchozu. W latach osiemdziesiątych zmuszono wszystkich do przeniesienia się do centrum wsi. Przenoszono całe domy. Dziadek po wojnie odwiedził swoją wieś dwa razy. Za pierwszym razem był tam w latach siedemdziesiątych i spotkał się ze swoimi braćmi. Drugi raz pojechał w latach osiemdziesiątych na pogrzeb jednego z braci. Doczekał wolnej Polski.
Zmarł w wieku 85 lat – 09.09.1995.
W czasie pobytu w Warszawie mjr Adolfa Pilcha „Góra – Dolina”, dziadek rozmawiał z nim telefonicznie. Major obiecał, że postara się coś poszukać i dowiedzieć w Londynie, niedługo potem dziadek zmarł i wszyscy o tym zapomnieliśmy.
Wyjaśnienia:
W tekście wspomnień wymienia się oddział nr 301, był to pierwszy oddział Armii Krajowej Okręgu Nowogródek por. Jana Skorba zorganizowany już w połowie 1942 r. w Obwodzie Szczuczyn. W lecie 1943 r. Komenda Okręgu utworzyła dwa ugrupowania : batalion „Zaniemeński” – z oddziałów 301, 312, 314 i batalion „Stołpecki” działający w Puszczy Nalibockiej. ( W: Nowogródzki Okręg AK w dokumentach – str. nr 33 i 34 )
Partyzanci – żołnierze: st. wachm. (ppor. Jana Jakubowskiego – był dowódcą 1 szwadronu 27 Pułku Ułanów im. Króla Stefana Batorego, plut. Antoni Dzienisa – był w szwadronie CKM 23 Pułku Ułanów Grodzieńskich, strz. Jan Dzienis – w 78 Słuckim Pułku Piechoty, st. strz. Bernard Kosmatowicz – w 1 kompanii 78 Słuckiego Pułku Piechoty. Z Dzienis, pochodził nie wymieniony we wspomnieniach plut. Jan Misiaczek „Miś”, który w czasie powstania zniszczył w Iwieńcu niemiecką radiostację, a podczas lipcowych walk w Puszczy Nalibockiej wiązką granatów niemiecki pojazd pancerny.
Nazewnictwo nawiązuje do tradycji jednostek Wojska Polskiego, ale w tym przypadku chodzi o Batalion Stołpecko – Nalibocki Armii Krajowej.
Wyjaśnienia wymaga „SS Litwa”, latem 1943 r., w pacyfikacji Puszczy Nalibockiej – niemiecka operacja przeciwpartyzancka „Hermann” brały udział niemieckie grupy bojowe 15 i 19 Dywizji SS a w 19 byli faszyści i kolaboranci z Łotwy oraz częściowo z Litwy ( W: Waffen SS – mity i rzeczywistość – str. nr 144 i 286.
W czasie Powstania Iwienieckiego brał udział w grupie saperskiej, która wysadziła iwieniecki most „Iwieńczyk”, prawdopodobnie też inne mniejsze, ale cyfra 13 może być wyolbrzymiona.
W lutym 1944 r., Batalion Stołpecki stoczył z sowietami w różnych miejscowościach Puszczy Nalibockiej i na jej obrzeżach 30 potyczek, w jednej z nich był ranny żołnierz – partyzant p. Aleksander Rojko Giwojna. ( W: Niemen rzeka niezgody, Zygmunt Boradyn – str. 258
Wykorzystano:
– Adolf Pilch, „Partyzanci trzech puszcz”, Editions Spotkania,
– Kazimierz Krajewski, „Nowogrodzki Okręg AK w dokumentach”, IPN, OW”Rytm”,
– Zygmunt Boradyn, „Niemen rzeka niezgody”, OW „Rytm”,
– Ryszard Majewski, „Waffen SS – mity i rzeczywistość”, Ossolineum.
– Roman Korab – Żebryk, „ Operacja wileńska AK” , PWN.
Stanisław Karlik
2 komentarzy
Aleksandra
23 maja 2019 o 16:55We wsi Dzienisy, urodziła się moja babka Leonarda Dzienis, jej siostry Jadwiga i Janina, bracia Leonard i młodo zmarły (zabity) Bronisław – 18.01.1951 – czystka na Oksywiu. Bliźniacy Wacław i Antoni zmarli w wieku dwóch lat. Rodzice Albina i Antoni (rodzice Paweł i Michalina). Po wojnie wypędzeni osiedlili się we wsi Strzeżewo ( zachodniopomorskie). Żyje jedynie Leonard. Nazwisko Rojko jest bliskie naszej rodzinie. W obwodzie Mińskim nadal zamieszkuje częściowo nasza rodzina. Część ma karty Polaka i przeprowadziła się do Polski w ostatnich latach. Leonarda zmarła w 1995 roku w wieku 70 lat, Janina rok później, Jadwiga w roku 2018. Grób Albiny i Antoniego znajduje się w Warszawie.
Łukasz
1 października 2019 o 21:31Dziękuję bardzo za ten komentarz. Pierwszy raz mam kontakt z kimś, kto również ma korzenie we wsi Dzienisy. Miło mi słyszeć, że nasze nazwisko jest Pani znane. Zapraszam do kontaktu royas28(at)interia.pl. Pozdrawiam