Dwóch Białorusinów, Nikołaj i Aleksiej, od ponad tygodnia mieszkają w obozie dla uchodźców w jednym z krajów Europy (prawdziwe imiona uchodźców i kraj, do którego przybyli, nie zostały podane ze względu na ich bezpieczeństwo).
Białorusini skontaktowali się z białoruską gazetą „Nasza Niwa”, aby opowiedzieć historię ucieczki z ojczyzny.
Zarówno Mikołaj, jak i Aleksiej uważają się za patriotów i mówią, że nigdy nie chcieli opuszczać Białorusi. Nikołaj od dawna jest działaczem politycznym, brał udział w akcjach przeciwko „pogłębionej integracji” z Rosją, za co odsiadywał wyroki.
„Zaczęli grozić mi sprawą karną, a kiedy zobaczyłem, że milicjanci znów do mnie przyszli, postanowiłem nie ryzykować wolności i uciekłem przez okno – mówi Nikołaj. – Moja ucieczka w tej sytuacji była środkiem koniecznym”.
Na odpowiednie przygotowanie się do nielegalnego przekroczenia granicy w takich warunkach oczywiście nie było czasu: Nikołaj nie miał plecaka, ciepłych ubrań, ani żadnego choćby podstawowego ekwipunku na tak ekstremalną wędrówkę.
„Nie miałem nawet wody. Tylko paszport, klucze, trochę pieniędzy. Kiedy tak błądziłem znalazłem w pobliżu rzeki pustą butelkę, zaczerpnąłem ją i wypiłem”- wspomina Nikołaj. Autostopem pojechał w okolice Wołożyna, przeszedł 15 kilometrów, ale w końcu zdał sobie sprawę, że fizycznie nie będzie w stanie dłużej się ukrywać, nie mówiąc już o wspinaniu się przez wysokie ogrodzenie na granicy.
„Ale zdecydowałem, że się nie cofnę. Po śladach przemytników papierosów dotarłem do punktu kontrolnego i „poddałem się” straży granicznej kraju Unii Europejskiej, prosząc o azyl polityczny. Nawiasem mówiąc, nie miałem nawet wizy. Po raz pierwszy od dwóch dni zostałem nakarmiony już na terytorium UE”- mówi Nikołaj.
Aleksiej wykonał plan „A”. Pochodzi z obwodu brzeskiego. Po raz pierwszy w tym roku zaangażował się w kampanię wyborczą, zaczął brać udział w protestach przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich, ma za sobą areszty i kilka rewizji w domu.
Aleksiej nie ma wątpliwości: gdyby został w domu – poszedłby do więzienia. Przez pewien czas ukrywał się, nie pojawiał się pod stałym adresem zameldowania. Obmyślił plan, skontaktował się z przyjaciółmi w Europie, którzy obiecali pomoc. Wydrukował mapy, uzbroił się w kompas, mały plecak, wziął zapałki, ubrania, wodę i dwa snikersy. Wiedział gdzie iści, aby poruszająca się postać była trudniejsza do wykrycia w kamerach monitorujących.
„W nocy dotarłem do najbliższej wioski przy granicy. Tam udało mi się przejść przez płot nie dotykając drutu kolczastego. Pozwoliła mi na to forma fizyczna. Najstraszniejsze było oczywiście ryzyko, że zaczną strzelać. Ale wszystko się udało. Udało mi się nawet zajść na stację benzynową, umyć tam buty, a potem zatrzymała mnie straż graniczna już z drugiej strony” – wspomina.
Obóz, w którym obaj Białorusini poddani są kwarantannie, według ich opowieści przypomina akademik z ochroną. Trzy razy dziennie otrzymują posiłki. W zdobywaniu żywności i środków do higieny osobistej pomagają wolontariusze. Oprócz Białorusinów są tam uchodźcy z krajów afrykańskich, Inguszetii, Czeczenii i Ukrainy.
„Oczywiście nie wiadomo, co będzie dalej. Znam angielski i chciałbym pracować w Europie, ale jak dotąd nie mamy do tego prawa bez oficjalnego statusu uchodźców politycznych. W każdym razie nawet taka niepewność jest lepsza i przyjemniejsza niż ta, kiedy wciąż zastanawiasz się, czy jutro cię zatrzymają, czy jeszcze nie. Na ulicach nie ma więźniarek milicyjnych, nie ma ryzyka, że nagle stracisz wolność – i to jest największe szczęście ”- mówi Nikolaj.
To nie jedyna taka historia. Do Polski przez w dramatycznych okolicznościach uciekł śledczy kryminalny Andriej Ostapowicz. Krótko po pierwszych protestach 9 sierpnia przełożeni kazali mu wszcząć śledztwo przeciwko protestującym za rzekome zniszczenie radiowozu. Nie chciał brać udziału w represjach. W niedawnej rozmowie z portalem „The Moscow Times” powiedział, że złożył wymówienie z pracy 16 sierpnia i wyjechał do Moskwy. Na portalu społecznościowym zamieścił podanie o zwolnienie z pracy i wezwał Białorusinów do „wykopania dyktatora”.
Już będąc w Moskwie dostał informację przez internet od dobrze poinformowanego znajomego, że reżim białoruski już go szuka i wie, że jest w Rosji. Zwrócił się więc do ambasady Łotwy. Władze Łotwy obiecały mu, że dostanie wizę, ale musi sam przekroczyć granicę rosyjsko-łotewską. Wypożyczonym samochodem dojechał do granicy, ale pogranicznicy rosyjscy nie chcieli go przepuścić tłumacząc to wymogami epidemiologicznymi. Łotysze poradzili mu więc, by poszedł do konsulatu Łotwy w Pskowie po pomoc.
Ale w Pskowie miejscowa policja go zatrzymała pod zarzutami wzywania do masowych niepokojów. Spędził noc w areszcie, a potem przyszli do niego funkcjonariusze, którzy kazali mu wyjść przez wyjście ewakuacyjne. Na zewnątrz czekało na niego 7 zamaskowanych mężczyzn. Jego zdaniem byli to funkcjonariusze FSB.
Zawiązali mu oczy, wrzucili go do samochodu i zaczęli wieźć w nieznanym kierunku. Ostapowicz zaczął obawiać o swoje życie. Okazało się jednak, że dojechali na Białoruś, do obwodu witebskiego. Tam kazali mu wysiąść i powiedzieli, że ma zakaz wjazdu do Rosji za… udział w spisku w związku ze sprawą „wagnerowców” (rosyjscy najemnicy aresztowani przed wyborami na Białorusi przez służby Łukaszenki, Łukaszenka mówił, że mieli zakłócić wybory i go obalić, po wybuchu protestów na Białorusi oddał ich z powrotem Rosji – red.)
Zdaniem Ostapowicza FSB zdecydowało o pozbyciu się go zamiast przekazania białoruskim kolegom w związku z tym, że były to pierwsze dni protestów i represji na Białorusi i Moskwa nie miała jeszcze jasnego stanowiska, co robić.
Potem Ostapowicz uciekł do lasu. Nie miał żadnych rzeczy osobistych, jedynie batoniki. Szedł pieszo, przez las, unikając dróg, 70 kilometrów dziennie w kierunku zachodnim. Raz utknął w bagnie, gonił go też dzik. 3 września poinformował na portalu społecznościowym, że jest w Polsce. W rozmowie z niezależnymi rosyjskimi dziennikarzami przyznał, że byli ludzie, którzy pomagali mu po drodze, ale nie chce z powodów ich bezpieczeństwa podawać żadnych szczegółów. Wyraził tylko nadzieję, że pewnego dnia opowie całą historię.
oprac. ba, MaH na podst. nashaniva.by, themoscowtimes.com
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!