Wczoraj minęła 10. rocznica śmierci urodzonego w Pińsku Ryszarda Kapuścińskiego, jednego z najwybitniejszych polskich reportażystów.
Nie skłamię, kiedy powiem, że jako smarkacz czytałem jego książki, jak leci. Nawet te mniej znane, na przykład niewielkie objętościowo dzieło „Jak zginął Karl von Spretti?”
Nawet jeśli później mój entuzjazm do autora nieco przygasł ze względów politycznych, a Lapidaria okazały się stekiem komunałów, „pana Ryszarda” będę wspominać ciepło.
Przygoda zaczęła się od Imperium, które zostało nam zadane w szkole, jako lektura i które – pamiętam dobrze – czytałem w różnych dziwnych miejscach, np. w wannie.
Teraz myślę, że to nie przypadek i że polonistka wiedziała, co robi, zaczynając podróż przez Kapuścińskiego – nawet jeśli zapewne dla niektórych był to przystanek pierwszy i ostatni – od Imperium właśnie.
Imperium było pierwszym doświadczeniem politycznym Polaków na przestrzeni kilku stuleci. Mickiewicz, Traugutt, Piłsudski, bracia Kaczyńscy… poza językiem łączył ich ów szczególny typ doświadczenia.
Urodzony w samym sercu Polesia w roku 1932, jako siedmiolatek widział „wyzwalanie bratnich narodów zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy”, z czego zdał sprawę pół wieku później:
W szkole od pierwszej lekcji uczymy się alfabetu rosyjskiego. Zaczynamy od litery „s”. Jak to od „s”? pyta ktoś z głębi klasy. Przecież powinno być od „a”! Dzieci, mówi zgnębionym głosem pan nauczyciel (który jest Polakiem), spójrzcie na okładkę naszej książki. Jaka jest pierwsza litera na tej okładce? „S”! Petruś, który jest Białorusinem, może przeczytać cały napis: Stalin „Woprosy leninizma”. Jest to jedyna książka, z której uczymy się rosyjskiego, jedyny egzemplarz tej książki. Na sztywnej okładce, pokrytej szarym lnianym płótnem, duże, złocone litery.
To były jednak niewinne igraszki wobec tego, co miało nadejść wiosną 1940 roku – czyli wywózek:
Nigdy nie było wiadomo, której nocy po kogo przyjdą. Chłopcy, którzy wiedzieli dużo o wywózkach, próbowali ustalić tu jakieś reguły, jakieś hierarchie, znaleźć klucz. Niestety, daremnie. Bo na przykład zaczęli wywozić z Bednarskiej, ale nagle – przestali. Wzięli się za mieszkańców Kijowskiej, ale tylko o stronie parzystej. Raptem zniknął ktoś z Nadbrzeżnej, ale tej samej nocy zabrali ludzi z drugiego końca miasta – z Browarnej. Od czasu rewizji w naszym mieszkaniu mama nie pozwalała nam zdejmować na noc ubrań.
Ojciec przyszłego reportażysty zostaje schwytany już wcześniej, ale w okolicach Smoleńska udaje mu się zbiec z transportu. Jednak w obawie przed ponowną wizytą funkcjonariuszy, przebija się wraz z rodziną do niemieckiej strefy okupacyjnej.
Właściwa część Imperium to relacja z podróży po walącym się Związku Radzieckim z lat 1989-1991. Jeśli kto lubi dobry koniak, obowiązkowo musi przeczytać miniaturę poświęconą produkcji tego trunku w Gruzji. Jeśli nie lubi – to też niech przeczyta. Polubi na pewno.
Jeśli kto chce przypomnieć sobie, jak sowiecki walec rozjeżdżał kulturę – nawet rosyjską – niech przeczyta fragment o wysadzeniu w powietrze moskiewskiej cerkwi Chrystusa Zbawiciela, na budowę której zużyto 40 milionów cegieł.
Jest tu wiele barwnych, w lekkiej formie podanych miniatur składających się na obraz Rosji. Nieco schematyczny, ale dla uniknięcia tej pułapki trzeba by innej formy.
„Imperium” Kapuścińskiego spięte jest piękną literacką klamrą. U kresu swej podróży po krajach Związku Radzieckiego autor wraca do rodzinnego Pińska. Oddajmy mu głos po raz ostatni:
W południe poszedłem do kościoła. Po mszy, kiedy wychodzili ludzie, podszedłem i spytałem, czy ktoś pamięta moich rodziców, którzy uczyli tu w szkole. I powiedziałem jak się nazywam. Okazało się, że ci którzy wychodzili ze mszy, to byli uczniowie mojej mamy i taty, starsi o pięćdziesiąt lat.
Dominik Szczęsny-Kostanecki
2 komentarzy
x
24 stycznia 2017 o 08:20Ale donosicielem też był!
Paweł Bohdanowicz
24 stycznia 2017 o 09:26Polecam czytelnikom książkę Artura Domosławskiego „Kapuściński non-fiction”.
Jestem jak najdalszy od potępiania Kapuścińskiego. W ogóle uważam, że w historii należy skupić się na badaniu faktów, a nie na dokonywaniu ocen moralnych (chociaż to drugie jest bardzo łatwe – nic nie trzeba umieć). Książkę polecam dlatego, ponieważ aby wyrobić sobie pogląd bliski prawdy, trzeba poznawać opinie „oskarżenia” i „obrony”.