Dziadek Lenin mówił, że aby zdobyć władzę, należy przejąć pocztę, telegraf i telefon. Właśnie według tego scenariusza odbywały się w Piotrogrodzie wydarzenia 1917 roku i w Stanisławowie w 1918 roku. Ukraińcy wprawdzie dokonali przewrotu spokojnie – strzelaniny, szturmów i walk ulicznych udało się uniknąć. Opierając się na relacjach świadków spróbujmy opowiedzieć o tym, co wydarzyło się w Stanisławowie późną jesienią 1918 roku.
Karabiny maszynowe – rzecz poważna
W kilku numerach gazety „Українське життя” z roku 1931 były setnik Ukraińskiej Armii Halickiej (Українськa Галицька Армія – UHA) , ukrywający się pod pseudonimem E. R-k opublikował swe wspomnienia pod tytułem „Przewrót 1 listopada 1918 roku w Stanisławowie”. Opisuje w nich szczegółowo sytuację, w której znajdowało się państwo austro-węgierskie w przededniu swego rozpadu: „W ostatnich miesiącach wojny światowej mówiono wiele o nadchodzących wielkich wydarzeniach i bliskich przemianach w Austrii. We wrześniu te pogłoski się nasiliły. Prawdę mówiąc,na początku nikt nawet sobie nie wyobrażał jak te przemiany mają wyglądać, a tym bardziej nikt nie dopuszczał myśli, że Austria tak „przebuduje” się od podstaw, że pod koniec października nie pozostanie po niej śladu”.
W tym czasie E. R-k był porucznikiem kadry 20 pułku obrony krajowej (Landwehr). Sam pułk walczył we Włoszech, a jego batalion rezerwowy stacjonował w Wadowicach. R-k odpowiadał za magazyn broni strzeleckiej. O tym, że w Galicji coś się szykuje, dowiedział się w połowie października. Wówczas zwrócił się do niego porucznik Cz., były nauczyciel gimnazjalny, który jechał z Wiednia do Galicję. Poprosił R-k o przekazanie mu czterech karabinów maszynowych, które miał odwieźć do Stanisławowa.
Broń była potrzebna do organizacji przewrotu. Lecz Cz. karabinów nie otrzymał. – Znając go jako człowieka gadatliwego i niezbyt odpowiedzialnego, odmówiłem mu wydania karabinów. Stwierdziłem, że dostanie je, gdy otrzymam pisemny rozkaz z Ukraińskiego Komitetu Wojskowego, o którym mi wspominał – pisze R-k. Taki rozkaz Cz. zgodził się dostarczyć, wyjechał i… nikt go więcej nie zobaczył.
Kadry decydują o wszystkim
Skład osobowy 20 pułku obrony krajowej przeniesiono 30 października do Stanisławowa. Żołnierze byli stąd, stanisławowscy, ale macierzyste koszary okazały się w ruinie. Wobec tego batalion rezerwowy ulokowano w byłym więzieniu „Dąbrowa”, leżącym przy dzisiejszej ul. Czornowoła 119. Do składu kadry wchodziły cztery sotnie rezerwowe, oddział karabinów maszynowych i pododdział zaopatrzenia. Razem około 1000 żołnierzy. Większość, o 90% składu osobowego stanowili Ukraińcy, resztę – Niemcy i Żydzi. Na pierwszy rzut oka była to groźna siła, ale tylko na pierwszy.
– W wyszkoleniu bojowym kadra 20 pułku strzeleckiego reprezentowała się nie najlepiej – wspomina R-k. – Pomijając oddział służbowy i zaopatrzenia, które za bojowe uznać nie można, te cztery sotnie nie nie miały żadnego lub prawie żadnego znaczenia. W większości składały się ze starszych roczników, rezerwistów, ochotników – słowem ojców rodzin, których jedynym życzeniem było jak najprędzej powrócić do swych gospodarstw, do dzieci i żon.
Oprócz tego w kadrze było wielu dezerterów z niewoli rosyjskiej – elementu, w większości zdemoralizowanego. Widzieli wiele na tej wojnie i im też służba wojskowa się nie uśmiechała. Lepsza sytuacja była w rezerwowej sotni karabinów maszynowych. Bardzo dobrze trzymali się tu podoficerowie (sierżanci) i jedynie dzięki nim w kadrze utrzymywano porządek i choć niezbyt surową, ale jednak dobrą karność. 20 pułk nie był jedyną jednostką wojskową Stanisławowa.
Jednocześnie z nim, przeniesiono tu oddział Ukraińskich Strzelców Siczowych (USS), który również ulokował się w „Dąbrowie”. Ponadto od września stacjonował w mieście batalion 95 pułku piechoty, którym dowodził kapitan Lajer. W przyszłym powstaniu odegra on niepoślednią rolę.
Rebelianci spotykają się w kawiarniach
W dniu, w którym 20 pułk obrony krajowej przybył do Stanisławowa, Ukraińska Rada Narodowa we Lwowie zwróciła się do namiestnika austriackiego hrabiego Huyna z prośbą o przekazanie jej władzy. Imperium rozpadało się i do Galicji pretendowali równocześnie Ukraińcy i Polacy.
Hrabia grzecznie odmówił. Oznaczało to, że władze cesarstwa sympatyzują z Polakami. Trzeba było działać i to natychmiast. Koło południa porucznika R-ka wezwano do Rady powiatowej. Kiedy tam przybył, nie zastał nikogo. Ktoś poradził mu udać się do kawiarni w hotelu „Astoria” (dzisiejszy hotel „Dniestr”), bo tam „zbierają się Ukraińcy”.
– Kawiarnia była wypełniona całkowicie przez wojskowych i cywilów – wspomina R-ka. – Grupki, które utworzyły się przy stolikach, żywo nad czymś dyskutowały, gestykulowały i miały miny konspiracyjne. Na wszystkich twarzach widać było jakieś nerwowe podniecenie i oczekiwanie.
Przypuszczam, że tego wieczoru dla nikogo w Stanisławowie nie było tajemnicą, co przyniesie dzień jutrzejszy. Prawdopodobnie, o tym, co szykuje się w mieście na 31 października byli poinformowani również Polacy, ale w Stanisławowie nie odczuwało się niebezpieczeństwa z ich strony.
Przy jednym ze stolików R-k zobaczył znajomego, który przedstawił go kapitanowi Alojzemu Lajerowi. Ten był Czechem, który całą duszą sympatyzował z Ukraińcami i aktywnie włączył się w przygotowania do powstania. W imieniu Rady powiatowej rozkazał porucznikowi przejąć następnego dnia władzę w pułku.
Służ, synku, jak służył dziadek…
Dowódcą batalionu rezerwowego był pułkownik Hausner. Nie bacząc na polskie pochodzenie, do Ukraińców ustosunkowywał się nieźle. 31 października porucznik R-k razem z członkami dopiero co powstałej Powiatowej Ukraińskiej Rady Narodowej Klimem Kulczyckim i Iwanem Myronem przyszli do Hausnera z żądaniem przekazania im władzy.
Pułkownik zgodził się od razu, ale na koniec zechciał jeszcze wystąpić przed żołnierzami. Oto co powiedział: „Nasze drogi teraz rozchodzą się. Od tej chwili jesteście żołnierzami armii ukraińskiej, a ja niebawem zostanę żołnierzem polskiej armii. Jak kiedyś wobec Austrii, tak teraz wobec waszej ojczyzny, macie obowiązek bronienia jej i służenia jej wiernie, jak kiedyś cesarzowi”. Żołnierze uważnie słuchali swego dowódcy.
Jak pisze R-k, „cieszyli się z tej niebywałej, i jak się wydawało dotychczas, niemożliwej przemiany. W głębi duszy życzyli tej sprawie jak najlepszych sukcesów, ale wielkiego zachwytu z dalszej służby wojskowej nie było”. Oficerowie niemieccy również nie pałali chęcią przelewania krwi za Ukrainę. Kilku z nich zgodziło się kontynuować służbę w Armii Ukraińskiej, ale z zastrzeżeniem, że „nie będą użyci podczas działań frontowych, jedynie poza frontem”.
Ponieważ R-k był jedynym oficerem ukraińskim, objął on dowództwo 20 pułku. A co Hausner? Polacy powierzyli mu brygadę, które walczyła na północ od Lwowa, ale po kilku nieudanych akcjach został zdymisjonowany.
Noc przed listopadem
Późnym wieczorem 31 października w kawiarni „Astoria” odbyła się ostateczna narada o przejęciu władzy w mieście. Obecni byli na niej starszy radca sądu okręgowego Kulczycki, inżynier kolejowy Myron, dowódca USS kpt. Rożankowski, porucznik R-k, kpt. Lajer i kilku oficerów 95. pułku.
Kpt. Lajer zaproponował zebranym swój plan: nocą oddziały ukraińskie miały przejąć pocztę, starostwo, stację kolejową, magistrat, filię banku austro-węgierskiego, magazyny wojskowe i kilka innych obiektów militarnych. Obecni poparli ten plan. Po doprecyzowaniu szczegółów rebelianci rozeszli się. W pustej sali kawiarnianej zegar wybił godzinę dwunastą. Nastąpił dzień 1 listopada 1918 roku…
(cdn.)
IWAN BONDAREW
Źródło: Kurier Galicyjski nr 20
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!