
Łukaszenka i b. prezes Białoruskiej Federacji Tenisa S.Ciacieryn (2023). Fot: Pul Pervogo
Pije bo musi?
Propaganda białoruska przez lata kreowała mit “trzeźwego Łukaszenki”. Zbudowała mu tym niegdyś dużą popularność wśród kobiet, które na co dzień często musiały się obtykać z pijanymi mężami.
Wiele wskazuje jednak, że ten mit ma jedynie ukryć fakt, iż w rzeczywistości dyktator ma poważny problem z alkoholem. Jest szereg dość wiarygodnych relacji, które to potwierdzają, a i on sam nie jest w swoich wypowiedziach konsekwentny.
Raz zapewnia, że nigdy nie pije bo mu to szkodzi i że “brak mu w organizmie enzymu pomagającego rozkładać alkohol”. Innym razem przyznaje, że pije i to nie tylko “symbolicznie”:
“Ja nie piję. Ani wina, ani wódki. No chyba, że na przyjęciach”;
“Czasem piję. W dwóch przypadkach. Po pierwsze, kiedy spotykamy się w gronie prezydentów. Przecież nie będę tam udawał niepijącego. Czasem trzeba troszkę wypić. No i w towarzystwie kobiet. Tam też nie będę przecież udawał świętego”;
“Z Jelcynem czasem trzeba było wypić. Bo jak z nim nie wypiłeś, to znaczy, że go nie szanowałeś. No i jak Nazarbajew mówił: siadaj, Sasza, wypijemy po małym, to co miałem powiedzieć? Że nie będę?”
Wszyscy, którzy pamiętają Jelcyna, wiedzą, że z nim się nie piło kieliszkami, tylko szklankami. Każdy psychoterapeuta potwierdzi też, że sformułowania typu “ja nie piję, tylko troszkę” lub “nie piłbym, ale czasem muszę” to typowe tłumaczenia ludzi z problemem alkoholowym. A czemu Łukaszenka uważa, że w towarzystwie kobiet musi pić? O to też trzeba by spytać psychologa.
Również nieżyjący już były wicepremier Rosji, Boris Niemcow potwierdzał, że związki Łukaszenki z alkoholem są “bardziej bliskie, niż próbuje on udawać”. W swoich wspomnieniach “Spowiedź buntownika” rosyjski polityk opowiadał, jak w 1997 roku pojechał na lotnisko w Moskwie witać Łukaszenkę, który przyleciał podpisywać tzw. Umowę Związkową z Rosją.
“Spotkałem go na lotnisku, ale byłem zdumiony, bo wysiadł z samolotu kompletnie pijany. Widział mnie pierwszy raz w życiu, ale czemuś strasznie się cieszył na mój widok i koniecznie chciał, żebyśmy zagrali w tenisa” – relacjonował Niemcow.
Również sytuacje, gdy Łukaszenka nagle całkowicie znika z życia publicznego na 2-3 tygodnie, a potem pojawia się w wyraźnie złej formie stały się już na Białorusi niemal normą.
Na przykład po wyborach prezydenckich i stłumieniu protestów w 2006 roku dyktator zniknął na dwa tygodnie i z tego powodu trzeba było nawet odłożyć ceremonię inauguracji jego kolejnej kadencji. Kiedy się w końcu pojawił, “Kommersant” pisał, że był “blady jak ściana, ponury, z worami pod oczami”.
Część dziennikarzy tłumaczy te jego zniknięcia koniecznością szpitalnego leczenia jego licznych schorzeń, które ostatnio widać gołym okiem, ale przecież zdarzało się to już znacznie wcześniej, w czasach, gdy był zdrów jak ryba i śmigał po lodzie z kijem hokejowym.
Media opisywały też jego wizytę w Gruzji w 2018 roku. Tamtejsze władze gościły go tak, że nie trzeźwiał przez kilka dni. Zaczęło się od degustacji w fabryce koniaku z ówczesnym prezydentem Giorgi Margwelaszwili, potem pił w trakcie “roboczego obiadu” z premierem, potem z ministrami, a później z trudnością dochodził do siebie.
Rok wcześniej Łukaszenka polecił też rozpocząć w mińskich zakłada “Kryształ” produkcję specjalnej luksusowej wódki “Prezydent” dla niego i ludzi z jego otoczenia. Kilka razy zapewniał, że “drugiej takiej nie ma w całym świecie i na drugi dzień nie boli po niej głowa”. Zapewne wie, o czym mówi.
Zachowały się też wspomnienia tych, którzy znali go na długo zanim został w 1994 roku prezydentem i był jeszcze kolejno wiceszefem kołchozu “Przodownik” pod Szkłowem, potem sekretarzem komitetu partyjnego kołchozu im. Lenina i wreszcie szefem sowchozu “Haradziec”. Wątek alkoholu przewija się w nich często:
“Nigdy nie chodził do łaźni bez butelki wódki; Jak się napił to dostawał białej gorączki – łapał za widły i ganiał tych, co z nim pili”.
Prawdopodobnie to właśnie pod wpływem alkoholu pobił wtedy ciężko miejscowego traktorzystę. W tamtym czasie wszczęto nawet śledztwo w tej sprawie i okazało się, że takich pobić podwładnych było co najmniej 8.
Białoruski psychiatra z Bobrujska dr Dmitrij Szczygielski zdiagnozował niegdyś u Łukaszenki “psychopatię mozaikową z przewagą cech paranoicznego i dysocjacyjnego rozszczepienia osobowości”.
Być może alkohol był drugim, obok tych zaburzeń, powodem, dla którego jeszcze w czasach sowieckich odrzucono podanie Łukaszenki o przyjęcie do służby w KGB. Na szczęście, dr Szczygielski zdążył uciec z rodziną do USA, zanim dosięgłaby go obecnie zemsta dyktatora.
A dosłownie parę dni temu John Cole – asystent przedstawiciela prezydenta USA ds. Ukrainy, Keitha Kellogga relacjonował portalowi Politico, jak pijąc w Mińsku z Łukaszenką ową wódkę “Prezydent” udało mu się wynegocjować uwolnienie kilku więźniów politycznych.
Wiele więc wskazuje, że “niepijący Łukaszenka” to zwykła bujda na resorach kreowana przez lata przez reżimową propagandę, a w jego słynnym wyrażeniu “czarka i skwarka” mających być symbolem dostatniego życia Białorusinów, owa “czarka” wcale nie jest przypadkowa.
Zobacz także: Putin, wody! Donieck umiera w pragnieniu, brudzie i smrodzie.
KAS
1 komentarz
LT
26 lipca 2025 o 01:46Gdyby Stalin mial w ktoryms z Polakow partnera do wodki
To moze by nam lepsze granice narysowal?
To wcale nie jest zart.