W niedzielę, czyli w dniu wyborów Aleksandra Łukaszenki na 7. kadencję prezydenta, Polska wraz z uzbrojonymi przez NATO emigrantami politycznymi wypędzonymi przez reżim w Mińsku, miała zaatakować Białoruś. Tak twierdziła białoruska propaganda, usiłując skonsolidować zniewolone społeczeństwo w poczuciu zagrożenia zewnętrznego, a tym samym poparcia dla „silnego przywódcy”.
Na kilka miesięcy przed wyborami reżim w świetle kamer przygotowywał się do siłowego odparcia z terytorium Polski zbrojnych formacji „ekstremistów” (jak nazywa opozycję) i „terrorystów” (czyli białoruskich ochotników broniących Ukrainy”).
Te teorię spiskową potwierdził Aleksander Łukaszenka na konferencji prasowej w dniu wyborów. Dodał, że polska strona realizuje „najbardziej agresywną i złą politykę” przeciwko Republice i zapewnił, że Polska nie otrzyma „nawet metra terytorium” od Białorusi.
„Przygotowujecie się do zorganizowania interwencji przeciwko nam” – powiedział do polskiego dziennikarza.
Jak zauważa Biełsat, wierchuszka władzy Łukaszenki regularnie straszy Białorusinów Pułkiem Kalinowskiego, współtworzoną przez niego Białoruską Armią Wyzwoleńczą (która na razie jest projektem politycznym, a nie realną formacją) i Pospolitym Ruszeniem, działającym w Polsce jako kluby sportowo-strzeleckie. Fakt, że formacje, przez które przewinęło się nawet kilka tysięcy żołnierzy, nie kryją, że ich celem jest wyzwolenie ojczyzny z rąk prorosyjskiego reżimu. Ochotnicy są dobrze wyszkoleni, brali udział w ciężkich walkach z rosyjskim okupantem.
W ramach propagandowego przygotowania do wyborów władze Białorusi tylko nasiliły tę narrację. Starały się wywołać u Białorusinów „syndrom oblężonej twierdzy”, by zjednoczyć możliwie dużą część społeczeństwa wokół przywódcy.
Propaganda pokazała w telewizji mapy specoperacji, w której jako pierwszy miał wejść Pułku Kalinowskiego i żołnierze Białoruskiej Armii Wyzwoleńczej, a z Polski wkroczyć „ekstremiści” z Pospolitego Ruszenia.
Ale nic podobnego się nie wydarzyło. Białoruska Armia Wyzwoleńcza, ani tym bardziej Siły Zbrojne RP nie weszły.
Propagandyści w Mińsku i Moskwie kłamią teraz, że dzięki nagłośnieniu „plany wroga” zostały zmienione. Jako główne narzędzie do emisji przekazu służby wykorzystały zbiegłego na Białoruś byłego sędziego Tomasza Szmydta.
Ten poszukiwany międzynarodowym listem gończym zbieg oświadczył, że szkolenie bojowników w Polsce rzeczywiście odbywało się w koordynacji z innymi zachodnimi mocarstwami. Według Szmydta liczebność formacji ma zależeć od finansowania.
W maju 2024 r. Łukaszenka powiedział, że Polska i kraje bałtyckie próbują narzucić republice wojnę grup dywersyjnych. Według niego wiele państw przygotowuje grupy zbrojne do inwazji na terytorium Białorusi.
ba na podst. belsat.eu/gazeta.ru
2 komentarzy
Jagoda
28 stycznia 2025 o 12:15Może już czas spełnić marzenia białoruskiego kołchoźnika ?
Andrej
29 stycznia 2025 o 06:16Oczywiście!