„Sowieccy artylerzyści wiele widzieli już na froncie, ale kiedy o świcie 12 października 1943 roku zobaczyli kościuszkowców wyprostowanych jak struny, jakby to była defilada, a nie krwawy bój, ze zdumienia zastygli, a po chwili zaczęli rzucać czapkami w górę i krzyczeć: „Mołodcy Polaki, idut kak matrosy!”. Tak rodziła się legenda o chrzcie bojowym 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki” – pisze w najnowszym Newsweeku Piotr Korczyński, autor książki pt. „Piętnaście sekund. Żołnierze polscy na froncie wschodnim”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Cyranka.
Według Korczyńskiego dla Stalina i jego generałów kościuszkowcy byli mięsem armatnim, a Lenino – klasyczną maszynką do mięsa, czyli „bitwą na pobocznym kierunku frontu, która miała związać znaczne siły przeciwnika”, aby nie zostały one użyte na kierunku głównego natarcia.
Sowieckim artylerzystom, komplementującym Polaków zaszczytnym określeniem „matrosów” (marynarzy) do głowy nie przyszło, że Polacy szli naprzeciw ziejących ogniem cekaemów, dział i czołgów wyprostowani w tyralierach nie z powodu fantazji i pogardy śmierci, lecz ze względu na niedostateczne wyszkolenie.
Dziś przypada 80 rocznica dwudniowych zmagań (12-13 października 1943 r.) nieopodal wsi Lenino na Białorusi polskiej 1. Dywizji Piechoty (DP) im. Tadeusza Kościuszki oraz 337. DP Wehrmachtu w ramach jesiennej operacji orszańskiej. Na przeciwko siebie stanęły sowiecka 33. Armia pod dowództwem gen. płk. Wasilija Gordowa (Front Zachodni) i niemiecki XXXIX. Korpus Pancerny generała artylerii Roberta Martinka (H. Gr. Mitte). W okresie PRL ta bitwa stała się jednym z mitów założycielskich dla komunistów, którzy wyolbrzymiali skalę i znaczenie tego lokalnego starcia.
Kościuszkowcy nie byli elitarną dywizją, a raczej źle wyposażoną i praktycznie niewyszkoloną zbieraniną byłych łagierników, których łączyła miłość do kraju. Jednak sam patriotyzm na polu walki nie wpłynął na przebieg walk, do czego są potrzebne broń, amunicja, wyszkolenie, doświadczenie i rezolutni dowódcy. Tego polskiej dywizji brakowało.
Sowiecka pozoracja
Głównym celem natarcia 1. DP (12.400 ludzi) było – we współdziałaniu ze słabymi sowieckimi 42. i 290. Dywizjami Strzeleckimi (DS), liczącymi po ok. 4.000 żołnierzy – przełamanie obrony niemieckiej na dwukilometrowym odcinku od wsi Połzuchy do wzgórza 215,5. Całość działań w pasie polskiej dywizji była pozorowanym uderzeniem w stosunku do głównej operacji orszańskiej. Generał Berling otrzymał jedynie rozkaz ustnie i nie został zapoznany z armijnym planem operacji. Dowódca 1. DP tak oto opisywał sytuację: Nie mogłem obronić się przed wrażeniem, że jestem świadkiem jakieś przerażającej tragifarsy. […] Groził nam dramat, jeżeli nie coś gorszego. Jeżeli już nie na głównym pasie obrony, to na pewno w głębi ugrupowania przeciwnika. Stoimy przed niewątpliwym zarodkiem niepowodzenia.
Teren walk rozciągał się wśród białoruskich pól i niewielkich pagórków w rozległej sześciusetmetrowej podmokłej dolinie, w której leniwym nurtem toczy swe wody Miereja. W najszerszym miejscu rzeka ta ma 5 metrów szerokości, w najgłębszym 2 metry głębokości, ale wzdłuż jej nurtu rozciągają się grząskie torfowiska i podmokłe bagienne łąki. Pośród nich od zawsze wznosiły się zabudowania wsi Romanowo, w 1925 roku nazwanej Lenino.
Planowanie działań
Dowódca dywizji zameldował 10 października gen. Gordowowi decyzję o natarciu, którą przekazał nazajutrz rozkazem bojowym dowódcom pododdziałów 1. DP. Dywizja miała nacierać w dwóch rzutach – w pierwszym 1. i 2. pp, a w drugim 3 pp, planowo wspierane przez 1. pułk czołgów (pcz), dwie baterie 45 mm armat ppanc. oraz saperów.
Przed atakiem planowano zmasowane przygotowanie artyleryjskie, mające trwać 100 minut i tworzące przed piechotą wał ogniowy. Ale 1. DP straciła element zaskoczenia, gdy Sowieci rozkazali o godz. 6.00 rozpoznać teren walką. Powiadomiony jeszcze wieczorem o tym dowódca 1. pp, płk Franciszek Derks przekazał ten rozkaz dowódcy 1. batalionu piechoty (bp) – majorowi Lachowiczowi – dopiero dwie godziny przed natarciem. Ten zaskoczony miał powiedzieć: No, to 50 procent mego batalionu już nie ma. Sybillicznie przepowiedział los swoim żołnierzom i… sobie samemu.
Pierwszy dzień bitwy
Punktualnie o godz. 5.55 polska artyleria otworzyła ogień. Pod jej osłoną ruszyły czołowe kompanie 1. bp, ale bez powodzenia, ponosząc ciężkie straty od morderczego ognia Niemców. Część wdarła się do pierwszej transzei wroga, z której została wyparta, zalegając 150 m przed pozycjami niemieckimi. Kilku żołnierzy dostało się do niewoli. Rozpoznanie walką za cenę olbrzymich strat (ponad 50 proc. batalionu) potwierdziło opinię Berlinga, że Niemcy nie tylko nie opuścili pozycji, a nawet wzmocnili swoje siły.
Atak 1. DP rozpoczął się 12 października 1943 r. po przekroczeniu rzeki Mierei, wraz z 290. i 42. DS oraz wsparte ogniem 450 armat i moździerzy. Punktualnie o godz. 9.20 salwa katiusz zapoczątkowała ogień artylerii, ale gen. Gordow skrócił ostrzeliwanie do 60 minut. Ta decyzja i nie szyfrowanie rozkazów przekazywanych drogą radiową (otwartym tekstem) były głównymi przyczynami późniejszych polskich strat. Natarcie Polaków zaczęło się o godz. 10, a wyprostowana majestatycznie tyraliera bez większego trudu zajęła pierwszą linię okopów. Ataki były prowadzone zgodne z sowiecką taktyką, co przyniosło duże straty, a nikt z dowódców nie polecił kryć się i nacierać skokami. Gdy polskie bataliony szturmowały kolejną linię okopów, natarcie dywizji sowieckich załamało się i nie ruszyło już do końca bitwy.
Polskie straty powiększała artyleria armijna (oraz niemieckie haubice i Nebelwerfery), które ostrzeliwały transzeje zajmowane przez 1. pp. Jednak udało zająć się Trigubową do godz. 12.30. Ale bezruch 290. DS pozwolił Niemcom przerzucić przeciw 1. DP piechotę wspartą przez niemieckie lotnictwo szturmowe i działa pancerne. Polacy zostali wciągnięci o godz. 14.00 w kleszcze, a za drugim kontratakiem wyparci z Trigubowej. Zawiodło współdziałanie z czołgami, które nie radziły sobie z grząską doliną Mierei. Jedynie część czołgów atakowała z niewielkim skutkiem Trigubową i Połzuchy, ale została albo zniszczona, albo uszkodzona. Spore trudności spotkały na przeprawie artylerię – 81 mm moździerze i 76,2 mm armaty pułkowe przenoszono na plecach, zmagając się z Miereją. Ponadto płk Derks nie panował nad sytuacją i zniknął z pola walki. Dopiero po bitwie odnalazł się pijany w sztabie 33. A. W czasie bitwy zastąpił go płk Bolesław Kieniewicz. Kolejne niemieckie kontrataki odrzuciły Polaków na zachodnie stoki wzg. 215,5.
Tymczasem 2. pp atakował Połzuchy, ale i tutaj nie udało się osiągnąć większego sukcesu. Dowódca, ppłk Gwidon Czerwiński rzucił do ataku 2. bp, a później 1. bp. Początkowo ich działania rozwijały się pomyślnie i zdobyto do godz. 12.00 tę wieś. Niemcy uderzyli, gdy 3. bp przekraczał Miereję, co zmusiło Polaków do opuszczenia wieś i zmieszało ich szyki. W tej fazie walk o Połzuchy Niemcy odwoływali się do forteli niezgodnych z konwencjami genewskimi, markując kapitulację. Dochodziło do walk na bagnety. Niemcy kontratakowali z pomocą dział pancernych i lotnictwa. Widmo kryzysu pojawiło się, gdy zabrakło amunicji, a czołgi nie wsparły piechoty. Oddział ppłk Czerwińskiego uratował przed zagładą ogień zaporowy 67. Brygady Haubic, ale Polacy musieli wycofać się o godz. 14.00 z Połzuch. Po wprowadzeniu drugiego rzutu o godz. 19.20, 2. i 3. pp wznowiły natarcie, wspierane przez 16 czołgów. Polacy nie odbili Trigubowej i Połzuch, mimo całonocnych walk, toczonych na odległość rzutu granatem. Natarcie 3. pp nie rozwinęło się, a 2. pp odparł w nocy pięć kontrataków niemieckich i utrzymał linię obrony.
Drugi dzień bitwy
Jeszcze wieczorem 12 października Berling nakazał o godz. 7.45 rozpocząć 15-minutową nawałę artyleryjską, a po niej ruszyć piechocie z czołgami do ataku. W nocy zgromadzono amunicję z trzech dywizji drugiego rzutu i dostarczono ją na pierwszą linię. Zaopatrzenie 1. DP wciąż pozostawało daleko na zapleczu. Mimo nalotów niemieckich na polskie pozycje, dywizja zaatakowała zgodnie z rozkazem. Natarcie polskie wspierane było nieudolnie przez 1. i 2. kompanie czołgów (kcz), zaś 3. kcz utknęła nad Miereją i nie wzięła udziału w ataku. Niemcy natychmiast kontratakowali. Jedynie 2. pp, wsparty przez sześć czołgów, odbił Połzuchy, a 3. pp z czołgami nie zdobył Trigubowej. Piechotę polską wściekle atakowało lotnictwo niemieckie. Po całodniowych walkach pułki przeszły do obrony, zaś 2. pp utracił dopiero do zdobyte Połzuchy, które ponownie odbił do godz. 20.00. Generał Berling został wezwany na stanowisko dowodzenia 33. A, gdzie doszło do ostrej wymiany zdań między dowódcami. W efekcie Berling otrzymał o godz. 17.00 rozkaz informujący, że nocą z 13 na 14 października 1. DP zostanie przeniesiona do II rzutu, a jej miejsce zajmie sowiecka 164. DS. Rano 14 października oddziały polskie wycofały się za Miereję.
Bilans
Za męstwo wykazane pod Lenino dowódca 1. Korpusu Polskiego nadał 247 odznaczeń żołnierzom 1. DP. Ponadto Najwyższy Sowiet ZSRS odznaczył 239 żołnierzy i przyznał kpt. Władysławowi Wysockiemu (pośmiertnie), kpt. J. Hibnerowi i szer. Anieli Krzywoń (pośmiertnie) tytuły Bohatera Związku Sowieckiego. Sowiecka taktyka stosowana przez generała Gordowa, uznająca tylko rozkaz „Wpieriod!!!” przyniosła krwawe żniwo na błotnistych polach pod Lenino. Rzekę forsowano po „mostach usypanych z trupów”. Wbrew obietnicom Gordowa, Sowieci nie wprowadzili do walki odwodów i ograniczyli przygotowanie artyleryjskie.
Polakom udało się przełamać obronę nieprzyjaciela, ale nie wykonali rozkazów całkowicie, choć związali siły przeciwnika. Niemcy mieli stracić 1.478 żołnierzy, a 326 dostało się do niewoli. W czasie walk 1. DP poniosła tak ciężkie straty, że po dwóch dniach walki musiała zostać wycofana z pierwszej linii. Dywizja straciła 513 zabitych (w tym 51 oficerów), 1.776 rannych, a 652 zaginionych, a 116 dostało się do niewoli niemieckiej lub było zaginionych bez wieści, co stanowiło 24 proc. całego stanu osobowego. Zabitych pochowano w różnych miejscach, a po wojnie nie przeprowadzono ekshumacji.
Do końca PRL ukrywano fakt, że na kilka dni przed bitwą 25 żołnierzy 1. DP zdezerterowało i przeszło na stronę Wehrmachtu. De facto to oni poinformowali Niemców o planowanym natarciu Polaków. Według niemieckich protokołów przesłuchań uciekli oni do „cywilizowanej niewoli niemieckiej” w obawie przed powrotem na Syberię. Ostatnie ustalenia mówią o 300 dezerterach – „kościuszkowcach”, których Niemcy obwozili potem pod Generalnym Gubernatorstwie dla zaprezentowania „bolszewickich zdobyczy cywilizacyjnych”.
Feliks Koperski
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!