Wiktor Szałkiewicz
Tak się stało, że niestety, najstarsza i najlepsza część mieszkańców mojego Porozowa przeprowadziła się już na całkiem inne miejsce i leżąc na zabytkowym miasteczkowym cmentarzu pod Zapoliczami, oczekuje na drugie przyjście Zbawiciela… Kiedyś mamie przyśnił się nieboszczyk ojciec, Antoni. Mama zapytała go:
– Antek, a co wy TAM robicie?
– A co i zawsze robiliśmy – padła odpowiedź. Orzemy pole, pasiemy krowy, kosimy siano, stawiamy w stogi, a zimą przyjeżdżamy końmi i zabieramy…
Tak więc wszyscy moi dalecy i bliscy krewni, nie wyłączając dziadka Stanisława i wujka Józefa oraz starzy znajomi – Józek Koziuk, Miecio Szałkiewicz nawet TAM nie zaznali spokoju…
Jeszcze lat temu z dziesięć na cmentarzu rosło mnóstwo drzew: brzozy, klony, jesiony, nawet wiśnie i czereśnie, jaśminy. I bardzo fajnie wieczorem każdego dnia w końcu maja śpiewał słowik, trochę uroczyście, trochę beztrosko, jakby chciał osłodzić nieboszczykom chwile wiecznej nocy. A potem nowy ksiądz, zrobiwszy porządek przy kościele, zaczął oczyszczać z zarośli cmentarz i nie zostało na nim prawie nic, oprócz pomników i samotnej starej brzozy, na której złamanym wierzchu jakiś zwariowany bocian urządził gniazdo i regularnie wracając w porozowskie strony, wyklepuje co roku z żoną dwójkę albo i trójkę dzieci. A tej dawnej cmentarnej romantyki, tych krzaków bzu już nigdy chyba nie ujrzę i pięknej słowiczej pieśni nie usłyszę…
Do dziś pamiętam jak po mszy niedzielnej przed kościołem stali gromadą wszyscy porozowscy mężczyźni, na winklu, to znaczy na głównym skrzyżowaniu ulic, elegancko ubrani, wygoleni, pachnący wodą kolońską, z papierosami w ręku i spokojnie o czymś gadali, czasem politykowali, bo i takich u nas nie brakowało. Wybitną postacią, tak w sensie geograficznym jak i politycznym był Kazimierz, syn Klemensa, albo – jak go nazywano – Kaziczko. To on kiedyś jednemu z miejscowych działaczy bolszewicko-kołchozowych palnął z rozgoryczeniem:
– Wielki jest Związek Radziecki, od Amuru po Elbę, a kartofli posadzić nie ma gdzie! Aforyzm godny tego aby go wyryć złotymi literami na płycie w muzeum komunizmu. Stanisław Jerzy Lec umywa pióro i odpoczywa…
Kaziczko lubił geografię i wszystko co z nią związane, w każdą niedzielę oglądał „Telewizyjny klub wędrowców”, ba! – nawet wiedział gdzie jest Kustanaj, co w naszym miasteczku było nie do pomyślenia. Córka jego, pani Helena, poszła w jego ślady, bo uczyła nas w szkole geografii…
Inną postacią, nie mniej wybitną i kolorową, był mój wielki przyjaciel, pan Józef Koziuk, dużo było u nas w miasteczku Józefów Koziuków, a ten akurat mieszkał na ulicy Nowej, po drodze z Porozowa do Bogudzienek. Osoba wręcz legendarna, miał bardzo ładny głos i sam mi opowiadał jak za czasów II Rzeczypospolitej przyjechała do Porozowa komisja niby z Warszawy i zakwalifikowała młodego i zdolnego chłopaka do konserwatorium. Ale gospodarka była duża, trzeba było komuś na niej pracować, a za nauczanie trzeba było płacić, więc Józek nie pojechał do Warszawy i został w miasteczku. Na weselach ochoczo wyśpiewywał popularne arietki polskie z lat trzydziestych: Kochać was, kobiety, to życie, to szczęście, to-raaaj! Albo: Brunetki, blondynki… czy piosenki legionowe. Zawsze pogodny, uśmiechnięty starszy pan… Na początku lat 50-ch balował w gronie licznych kolegów na Józefa w remizie strażackiej, wziął szklankę z wódką i zwracając się do portretu Stalina powiedział:
– No, Józiu, powinszowania z okazji imienin!
Oczywiście niebawem pojechał na Syberię piłować las, a wrócił dopiero po śmierci Wodza Wszystkich Czasów i Narodów…
W latach 30-ch, za II Rzeczypospolitej, Porozów był miasteczkiem przypominającym kocioł z barszczem: prawosławni, katolicy, liczna gmina żydowska, kościół, cerkiew, synagoga, dawna maleńka cerkiew unicka, sklepiki, kramiki… Nikomu się nie przelewało, ale ciężka codzienna praca na własnej roli była treścią i podstawą życia. Zdarzało się, że biedniejsi mieszkańcy okolicznych prawosławnych wsi, niepiśmienna romantyczna młodzież, za namową miejscowych bolszewickich agitatorów wstępowała do jakichś tajnych związków, zbierała się na zebrania w stodołach, śpiewała piosenki komsomolskie, rozrzucała antypolskie ulotki, ale wtedy wkraczała do akcji dzielna policyja z Wołkowyska i udaremniała działalność takich organizacji, waląc gumą po dupie… Niepiśmienni małorolni młodziankowie dostawali od roku do czterech i szli do pierdla, zapewniając przy tym wysoki sąd, że wyrzekają się komuny na zawsze.
A potem nadszedł pamiętny rok 1939 i dzień 17 września, o którym ironicznie można powiedzieć słowami białoruskiego poety: Pasiekli nasz kraj papalam! Najpierwsz my wasz, a potem i wy nasz! W dzień triumfalnego wyzwolenia Zachodniej Białorusi spod ciężkiej i brudnej piety białopolskiej okupacji przyleciała konno do katolickiego Porozowa wataha mołojców z pobliskiej wsi, czy to z Daszkewiczów, czy to z Nowosadów:
– Nu szto, budziem bicca, ci budziem mirycca?
– Idzi, idzi k jibieni maciery! – odpowiedział im ktoś z tłumu.
Pani Stefania Sokołowska myślała na głos:
– No, wszystko bolszewicy mogą zrobić, ale ziemi przecież nie zabiorą?…
Ziemia w Porozowie była rzeczą świętą, gospodarze porozowscy przez całe życie dokupowali ją, oszczędzając na tym lub owym, żeby potem móc ją rozdzielić między synów albo sposażyć córki. Bolszewicy zabrali ziemię, ale niby nie zabrali, tylko wszystkich ludzi razem z ziemią, końmi, inwentarzem wcielili do kołchozu, ponieważ jak wiadomo praca kolektywna na roli rozwesela, uszlachetnia i uzdrawia człowieka prostego. Mój świętej pamięci ojciec Antoni Szałkiewicz powiadając o tych latach mawiał:
– Kriepka sowietskaja włast – skazał biedniak i gorko zapłakaw polez na piecz.
Albo wspominał wójta naszej porozowskiej gminy Garbowskiego, który jak tylko widział żebraka rzucał mu do czapki jakiś grosz i prosił:
– Módl się, żebracze, żeby cham nigdy nie był panem!
Według wersji mojej mamy, w ten sam sposób postępowali w stosunku do żebraków niektórzy Żydzi porozowscy. Mama moja staruszka, mimo swoich 89 lat, ma świetną pamięć, chętnie może opowiedzieć o początkach Porozowa, czy o księdzu wikarym Jabłońskim, który po mszy przylatywał do mojego dziadka Józefa wołając:
– No, Szałkiewiczu, dajcie zapalić!
Albo o tym jak dziadek Józef woził wozem Żyda po towar do Białegostoku, a tej wiosny była bardzo wielka woda i po przejechaniu jakiejś grobli rozpłynął się cukier w workach – i po interesie. I jak moja babcia Franciszka, bodaj latem 1920-go roku, pieląc warzywa w ogródku na naszym chutorze koło Gornostajewicz zobaczyła dwóch czerwonoarmistów i przeprowadziła z nimi słynną rozmowę:
– Babuszka, a daleko li do Warszawy?
– Nie, dzietki, niedaleko. Tam – za gorkaju…
Poszli sobie, ale babcia jeszcze słyszała ich dialog:
– Ty, Sierioża, kogda w Warszawu pridiosz, szto siebie kupisz?
– Ja? Sapogi nowyje chromowyje, a ty czto?
– Ja? Ja garmoszku…
Biedacy, nigdy nie zobaczyli chyba ani tej mitycznej Warszawy, ani polskich sapogów czy garmoszki, polegli pewnie gdzieś pod Radzyminem, nieudacznie eksportując na Zachód zgniły towar – wszechświatową rewolucję. Szkoda mi ich, bo byli to pewnie prości ludzie, Rosjanie, pędzeni przez zwariowanych wodzów na niechybną pohybiel…
Mama opowiada też o pierwszej sowieckiej wywózce rodzin zamożnych chłopów, policjantów i „socjalnie niebezpiecznych elementów” zimą 1940 roku, o strasznym mrozie, płaczu i jęku wywożonych, o małych dzieciach owiniętych w lniane pakuły… Czy dojechali oni chociaż te 20 kilometrów do najbliższej stacji kolejowej – o tym tylko archiwa mogą powiedzieć…
Nowa władza, chcąc po raz drugi w ciągu stulecia zrealizować ideę rozszerzenia rewolucji na całą Europę i świat, zaczęła budować pod miasteczkiem Łysków lotnisko, ale stało się jak w tym modnym obecnie kawale o Estończyku – „nie ponadobiłoś” – nie przydało się. Adolf był człowiek bystry i dobrze poinformowany, dlatego uderzył pierwszy, więc Józef, chociaż ponoć chytry i mocny, musiał uciekać. A płytami z tego lotniska wybrukowano potem w Porozowie chodniki… To już po wojnie, ale była jeszcze wojna. Różna była w różnych miejscach, miała różne oblicza. Niemcy, jak wszędzie, spędzili miejscowych Żydów do getta, ogrodzili getto drutem kolczastym, część Żydów wymordowali na żydowskim kirkucie, część w lesie, a pozostałych wywieźli do Treblinki. Wśród nich byli pewnie krewni Ester Rachel Kamińskiej, słynnej aktorki, twórczyni zawodowego teatru żydowskiego w Polsce, ona się przecież urodziła w Porozowie.
– Szkoda, że tyle narodu przepadło, szkoda Żydków! – powtarzał często mój nieboszczyk ojciec.
Potem, już po wojnie, nagrobkami z cmentarza żydowskiego sowieci mościli drogę z Porozowa do Wołkowyska…
I tak Porozów stał się częścią Prus Wschodnich i Trzeciej Rzeszy. Ale administracja w gminie była polska, pisarzem gminy był niejaki Piórko, a mama ciągle wspomina niemieckich oficerów – Ślązaków, którzy pokazywali zdjęcia swoich rodzin, żon i dzieci:
– Proszę Pani, nam ta wojna była niepotrzebna – przekonywali.
Podczas wojny Porozów płonął kilka razy i nasza rodzina mieszkała u kogo się dało, po pustych żydowskich kamienicach, po sąsiadach albo na chutorze koło Gornostajewicz. Byli Niemcy, akowcy nie pojawiali się. Partyzantki bolszewickiej wprawdzie nie było, była za to „partyzantka zarobkowa”. Często naszą osadę nawiedzali obywatele z karabinami i z córkami na wozie. Brali, oczywiście, co tylko w oko wpadło:
– Tatu, a len brać?
– Biary, biary, daczuszka, maci wouny napradzie…
Potem wojna się skończyła i pewnego wieczoru mój przyszły wujek, wtedy jeszcze kawaler, Kazimierz Piniuta, idąc z wieczorków od mojej cioci Jadzi z Gornostajewicz, zgubił na górze przed wsią Kusince, zwaną Żołnierka, nowe piękne kalosze…
Po wojnie, po raz nie wiadomo który w swojej historii, Porozów zaczął się odbudowywać. Umarł Stalin, przyszedł Malenkow, po Malenkowie – Chruszczow… Za czasów Chruszczowa przepadł nam, porozowianom, Józef Stalin. To było na początku lata, nocą, podczas balu absolwentów. Pijany stróż szkolny, zwyciężony wódką i winegretem (taka sałatka owocowa zaprawiona oliwą), usnął pod krzakiem bzu, a kiedy się obudził, to posągu Stalina już na postumencie nie było. Chował się biedaczek, myśląc, że jak znajdą, to rozstrzelają… Ale tak się stało w całym kraju – Stalin zrobił się ohydny, odrażający i niemodny…
A mój tata pracował gdzie się da, z pracą wtedy było bardzo ciężko, chciał razem z rodziną wyjechać do III Rzeczypospolitej, mam w archiwum rodzinnym podanie z prośbą o wypuszczenie naszej rodziny do Polski. Nie wiem czy mu odmówiono, czy sam potem zrezygnował, ale zostaliśmy jak i inni rdzenni mieszkańcy Porozowa, tutaj, na swojej ziemi i chyba tu nas po raz ostatni poniosą na plecach, najpierw do kościoła, a potem na cmentarz… Mój nieboszczyk szwagier, Ziutek Romanowski, bardzo nie lubił zwiedzać tego smutnego miejsca i na propozycje mojej siostry:
– Ziutek, pójdziemy na cmentarz? – uśmiechając się odpowiadał:
– Po co? Jak trzeba to zaniosą…
A propos cmetarza raz jeszcze: niedawno spoczął na nim Jerzy Dzmuchowski, porozowianin, na stałe zamieszkały w Grodnie. Ostatnie dni i lata swego życia, będąc już na emeryturze pracował przy Farze Grodzieńskiej, miał złote ręce. Właśnie tymi złotymi rękami dokonał odważnego czynu: ciemną nocą odbił posągowi Lenina w Porozowie wielki palec prawej ręki. Chciał, oczywiście, odwalić całą rękę (w niedalekich Sopoćkiniach jacyś nieznani sprawcy odbili Leninowi głowę), ale nadszedł nocny stróż i pan Jerzy musiał uciekać… Długo Iljicz stał z rdzawą armaturą zamiast palca, zanim przylepiono mu na tę armaturkę kawałek betonu…
Weselej w Porozowie robi się wiosną i latem, kiedy wracają babcie i dziadkowie, zabrani przez córki i synów na zimę do wielkich, ciepłych miast, kiedy odwiedzają ich wesołe, hałaśliwe wnuczęta, kiedy kwitną jabłonie i wiśnie w sadach, a stara Gusztynowa grusza na miedzy, niby panna młoda, stoi cała w pszczołach i kwiatach, kiedy… Ach, kiedy ta wiosna wreszcie przyjdzie, moi drodzy?…
Wiktor Szałkiewicz
32 komentarzy
slwia
6 lutego 2015 o 03:04swietnie opisane..
Jaksar
13 maja 2016 o 08:08ech, jak ja będę dalej takie felietony czytał to się rozbeczę 😉
Niestety, obawiam się, że obraz nieco zbyt idealizowany chociaż w większości prawdziwy ponieważ pisany od serca z tęsknotą malowaną dziecięcym sercem. Wiele jest takich miejsc, wiele jest miejsc zapoomnianych bo nie ma nikogo kto by o nich pamiętał ale też jest wiele miejsc które będą zapominane ponieważ władze RP nowymi pomysłami na karty Polaka chcą zdepolonizować kresy by ratować malejącą populację Polaków w Polsce.
Mogłby by jednak te miejsca odżyć gdyby Polaków z Kazachstanu, Donbasu i Syberi osiedlano na dawnych kresach, tam skąd pochodzilłi ich dziadkowie przed ssyłką. Polski rząd powinien znaleźć fundusze na to by pomóc repatriantom w odbudowie osad i stworzeniu sobie nie tylko warunków do życia ale i miejsc pracy!
Zbigniew Wasiukiewicz,urodzony w Porozowie
10 maja 2017 o 13:58Panie Wiktorze,przeczytałem i łza zakręciła sięw oku
Świetnie opisałeś mentalność mieszkańców.To bylo
społeczeństwo ludzi wolnych osiadłych na ojcowiznie
od wieków.Byli to ludzie bystrzy,często zlośliwi,ale
z dużym poczuciem humoru.
Porozowiak
Wiktor Szalkiewicz
29 grudnia 2017 o 13:33A pamieta Pan co powiedziala chyba ze Pana krewna,Marta Wasiukiewicz, po powrocie z BIEZENSTWA z Rosji?
Jan Nielubowicz
21 stycznia 2018 o 03:03Do Pana Zigniewa Wasiukiewicza. Nazywam sie Nielubowicz, kiedys tato moj przekazal mnie adres do swojego kolegi Jana Wasiukiewicz ktory mieszkal w pOLSCE w Miliczu. On byl tez moim ojcem chrzestnym.
Bylem u nich w domu a chyba mieszkal ze swoja siostra I szwagrem. Rodzina moja mieszkala w Dzieszkowcach a Parafia Porozow. Jesli posiada pan
jakiekolwiek wiadomosci o rodzinie Wasiukiewicz I Nielubowicz – prosze napisac.
Bardzo dziekuje I pozdrawiam.
Jan Nielubowicz
Dagmara, wnuczka Kazimierza Kozakiewicza z Porozowa
13 lipca 2017 o 09:34Panie Wiktorze, serdecznie dziękuję. Szukam śladów moich przodków z Porozowa i ten artykuł daje mi bardzo cenne wskazówki. Pozdrawiam gorąco ze Szczecina.
Wiktor Szalkiewicz
29 grudnia 2017 o 13:36Witam!To Pani jest wnuczka Kozakiewiczow ze Swislockiej ulicy?
Dagmara
27 lutego 2019 o 12:44Witam serdecznie! Niestety nie mam informacji pod jakim adresem mieszkali w Porozowie dziadkowie. Większość rodziny już nie żyje…Dziadek był synem Franciszka Kozakiewicza i Elżbiety, z domu Bazylczyk. Mam kontakt z rodziną kuzyna dziadka – Józefa Jaroszuka. Mieszkają oni obecnie w Mysłakowicach na Dolnym Śląsku. Od wnuczki Józefa Jaroszuka, Katarzyny Cach-Jaroszuk, dowiedziałam się, że w rodzinie byli też krewni o nazwisku Piniuta. Dziadek Kazimierz z rodziną (żona – moja babcia Janina zd. Romańczyk, syn Waldemar, ur. w 1940 r. oraz dwie siostry dziadka Ewa i Maria z rodzinami) w czasie wojny wywiezieni zostali na roboty do Niemiec. Pracowali w niemieckim majątku Dumsewitz na wyspie Rugii. Tam w 1943 r. urodziła się moja mama. Po wyzwoleniu wrócili do Polski i zostali osiedleni na ziemiach odzyskanych, pod Szczecinem. Dziadek Kazimierz zmarł w 1991 r. Jeśli ma Pan jakiekolwiek informacje o mojej rodzinie bardzo proszę o kontakt mailowy :
dm*****@wp.pl
. Pozdrawiam Dagmara Dziak
Wiktor
21 lutego 2019 o 08:19Nawzajem!
Chocianowski Krzysztof
17 lipca 2017 o 21:04Też szukam przodków z Porozowa. Może ktoś z mieszkańców pamięta moich dziadków Witka i Jadwigę Kobylaków. Nie wiem czy ktoś z rodziny jeszcze tam mieszka.
Wiktor Szalkiewicz
29 grudnia 2017 o 13:38Mieszkaja i w Porozowie i w Grodnie Kobylakowie,jeden z nich trzyma za zone moja kolezanke ze szkoly!
Janina
31 grudnia 2017 o 13:40Wspaniały artykuł, czy w księgach parafialnych można znaleźć informacje o przodkach między 1910-1870 ?
Gdzie i kiedy można Pana zobaczyć i usłyszeć w Polsce ?
Pozdrwiam serdecznie i życzę wszystkiego najlepszego w nowym roku !
Janina Gawłowicz ( Suchoń)
Malgosia
18 kwietnia 2018 o 04:34Poszukuje przodkow rodziny z miejscowosci Gornostajewicze:
Ludwik Ligier i Anna Ligier z domu Kazimierczyk. Moze ktos z czytajcych pamieta?
Wiktor
21 lutego 2019 o 08:18Panie Zbyszku, odnalazła się w Moskwie Porozowianka, przodków której wyslano z Porozowa w r. 1899, w maju przywioze ją na Ojczyzne!
Iza Marecka
3 marca 2019 o 13:11Witam, tworzenie drzewa genealogiczne przywiodło mnie pod ten adres. Ogromnie chciałbym się dowiedzieć jak najwięcej o moich korzeniach. Niżej napisze fakty jakie znam :
Jonasz Bazyli , urodzony 1.08.1909 roku w Porozów ( Gmina Zdołbica), zawód rolnik. Uczęszczał do szkoły podstawowej w Tajkurach.
Syn Józefa Jonasza i Weroniki (nazwisko nieznane )
Miał żonę ( również z tych miejscowości) – Aniela Jonasz ( z domu Rekonwald ) , córka Ignacego Rekonwald i Teresy Głajh.
Nie mam pojęcia w którym roku wyjechał razem z żoną (Anielą) na zachód , ale w 1949 był już w Zgorzelcu.
Bardzo chciałabym się dowiedzieć jakie nazwisko miała Weronika.
I wszystkiego na temat reszty prapradziadków – daty śmierci, być może sposoby śmierci , miejsca pochówków. Być może są jacyś moi krewni w tamtych miejscach o których nie mamy pojęcia. Bardzo proszę o kontakt.
Iz***************@gm***.com
Renata
30 kwietnia 2019 o 20:56Renata
Ciekawy artykuł. Jak miałam ok. 10 lat w latach 70 byłam w Porozowie
z mamą Katarzyną z domu Krycką ur.1936 r.
Zainteresowałam się genealogią rodziny.
Może ktoś ma informacje o rodzine Krycki, Kobylak,
Hamanowicz, Popławska.
Bardzo proszę o kontakt mailowy
re*********@op.pl
Pozdrawiam.
renata
30 kwietnia 2019 o 20:41Dzień dobry . Ciekawy artykuł. Jak miałam ok. 10 lat w latach 70 byłam w Porozowie z mamą Katarzyną Krycką ur. 1936r Zainteresowałam się genealagią rodziny.
Może ktoś ma informacje o rodzinie Krycki, Kobylak, Hamanowicz, Popławska.
Bardzo proszę o kontakt mailowy
re*********@op.pl
Pozdrawiam.
Malwina prawnuczka Anastazji z domu Szałkiewicz
15 sierpnia 2019 o 18:31Witam, szukam rodziny z Kresów. Moja babcia urodziła się w Porozowie, nazywa się Jadwiga Branica, z domu Łankowska. Jej rodzicami byli śp. Ignacy Łankowski syn Józefa i Anastazji z domu Szałkiewicz i śp.Julia córka Feliksa Konachowicza i Heleny z domu Sawicka. Pozdrawiam
Malwina prawnuczka Anastazji z domu Szałkiewicz
15 sierpnia 2019 o 18:36Witam, szukam rodziny z Kresów Wschodnich.
Moja babcia urodziła się w Porozowie. Nazywa się Jadwiga Branica, z domu Łankowska. Jej rodzicami byli śp. Ignacy Łankowski syn Józefa i Anastazji z domu Szałkiewicz oraz Julia córka Feliksa Konachowicza i Heleny z domu Sawicka.
Pozdrawiam
Andrzej
29 listopada 2019 o 15:57Dzień dobry. Mam pytanie. Czy cmentarz w Porozowie jest sfotografowany? Czy można znaleźć gdzieś nagrobki online z tego cmentarza? Szukam informacji na temat Malwiny Popławskiej zd. Malejewska zm. w 1967 r w Porozowie i jej męża Franciszka Popławskiego zm. 02.1979 r. w Porozowie, a także na temat Ewy Chrzanowskiej vel Baranowskiej zd. Lechowska zm. w 1979 r. i jej męża Antoniego Baranowskiego. Może ktoś ma informacje o rodzinie Popławskich, Baranowskich, Malejewskich, Barańskich. Bardzo proszę o kontakt mailowy:
am*****@op.pl
Pozdrawiam. Andrzej
Angtzej
25 stycznia 2020 o 12:32Moja mama Eugenia Szalkiewicz Ur się w Porozowie ojciec mamy Jan Szalkiewicz
Agnieszka
26 maja 2020 o 16:45Mój dziadek Józef Gajlik. Urodzony w Porozowie. Często wspominał o Szałkiewiczu.
Syn Konstantego i Konstancji.
Joanna
12 listopada 2020 o 22:25Mój dziadek Ignacy Jaroszewicz pochodził z Porozowa urodzony w 1926 miał trzy siostry Elżbietę Sokołowską ,Luśkę Szalkiewicz Mańkę Po śmierci mojej mamy kontakt się urwał nie mam adresów zostały mi tylko fotografie
Joanna
12 listopada 2020 o 22:59Mój dziadek Ignacy Jaroszewicz pochodził z Porozowa jego rodzina tam mieszka Dziadek miał trzy siostry Elżbietę Sokołowską Luśkę i Mańkę Pozostały mi tylko zdjęcia adresu nie mam
Asia
6 lutego 2021 o 17:06Witam! jestem pra pra wnuczką Kazimierza Szałkiewicza(1848), pra wnuczką Rozalii(1867) i Franciszka Szałkieiwcza, wnuczką Jana (ur 1912 )i Marii Wasiukiewicz(1915), mama Weronika to tez oczywiście z domu Wasiukiewicz (urodzona w Porozowie 1950roku )ja mam wiadomo inne juz nazwisko po swoim ojcu. Czyli mogiła powstanca przedstawiana na zdjeciach to moj pra pra dziadek 🙂
Katarzyna
15 lutego 2021 o 19:48Witam! Szukam rodziny Arnold z Porozowa, Domonik Arnold i Apolonia Arnold (Jatkowska), to moi pradziadowie, mieli syna Jana Arnold(1903), wiem że zginął pod Monte Casino, natomiast szukam informacji o pozostałej rodzinie, czy miał rodzeństwo? przed wybuchem wojny mieszkali w Wołkowysku , prawdopodobnie z synem Janem, wnukiem też Janem(moim ojcem) i moją babcią Marianną,
Marta Balejko
10 listopada 2021 o 19:13Dopiero dzisiaj przeczytałam ten felieton… Moi dziadkowie też pochodzą z Porozowa. Józef Balejko (ur.1916) i Maria zd. Szałkiewicz (ur. 1921, córka Józefa Szałkiewicz (ur. 1886) i Elżbiety zd. Szopik). Prababcia spoczywa podobno na porozowskim cmentarzu – zmarła przed wojną. Dziadkowie pod koniec IIWŚ po tułaczce ostatecznie osiedlili się na Pomorzu Zachodnim. Bardzo chciałbym nawiązać kontakt z osobami, które pamiętają moich przodków i dowiedzieć się więcej o ich losach. Będę wdzięczna za każdą informację. Mój email;
ba****@o2.pl
Renata
7 stycznia 2022 o 13:17Witam, moi przodkowie tez pochodza z Porozowa. Moj pra pra pra dziadek Laurenty Piniuta (1807) byl organista w porozowie i w 1863 zostal on publicznie egzekutowany (powieszony) przez wojko carski za pomoc powstancom w Powstaniu Styczniowym. Laurenty byl zonaty z Teresa Hlekowska. Ich syn, moj pra pra dziadek Antoni Piniuta (1831) tez organista z Porozowa ozenil sie z Katarzyna Szlkiewicz (corka Andrzeja). Ich syn moj pra dziadek Jozef Piniuta (1850) ozenil sie z Emilia Buslowicz (1860) (corka Kazimierz and Marianna Kuzmickiej) . Jozef i Emilia wyjechali do Krzemienicy gdzie Jozef pracowal jako organista. W 1920 Jozef zostal aresztowany przez wojsko ruskie i rozszczelany w Nieswiezu za konspiracje i pomoc wojskom polskim. Jozefa syn moj dziadek Bronislaw (1898), tez organista/muzyk i kompozytor ozenil sie z Jadwiga Horodek ( corka Jana i Jozefy Piortowskiej z Zelvy). Po wojnie moj dziadek z rodzina wyjechal na ziemie odzyskane gdzie wiekszosc jego potomkow mieszka do dzisiaj.
Bardz chcialabym nawiazac kontak z rodzina moich przodkow i dowiedziec sie wiecej o rodzinie Piniut, Szlkiewicz, Hlekowski, Buslowicz, Kuzmicki z Porozowa i Piotrowskich i Horodkow z Zelvy i Krzemienicy.
Moj email:
re*****@gm***.com
Renata
7 stycznia 2022 o 14:14Witam, moi przodkowie też pochodzą z Porozowa. Moj pra pra pra dziadek Laurenty Piniuta (1807) syn Pawła i Krystyny Kozik , byl organista w Porozowie i w 1863 zostal publicznie egzekutowany (powieszony) przez wojko carski za pomoc powstancom w Powstaniu Styczniowym i pochowany jest w Porozowie. Laurenty żonaty był z Teresa Hlekowski (1812) (córka Stanislaw and Marianna Szekula). Ich syn mój pra pra dziadek Antoni (1831) też organista z Porozowa ożenił się z Katarzyna Szalkiewicz (1830) (córka Andrzeja). Mój pra dziadek Józef Piniuta (1850) ożenił się z Emilia Busłowicz (1860) (córka Kazimierz and Marianny Kuźmickiej) . Jozef i Emilia wyjechali z Porozowa do Krzemienicy, gdzie Józef był organista. W 1920 Józef został aresztowany przez wojska ruskie i wywieziony do Nieświeża gdzie został rozstrzelany za konspiracje i pomoc oficerom polskim. Mój dziadek Bronisław (1898) też organista/muzyk/kompozytor ożenił się z Jadwiga Horodek (1904) (córka Jana i Józefy Piotrowskiej). Po wojnie moj dziadek z rodzina wyjechali z Krzemienicy na ziemie odzyskane, gdzie większość naszej rodziny mieszka do dzisiaj.
Bardzo bym chciała nawiązać kontakt z rodzina moich przodków i dowiedziec sie wiecej histirii o rodzinie Piniuta, Kozik, Hlekowski, Szalkiewicz, Busłowicz, z Porozowa i rodzinie Horodek i Piotrowski z Zelwy/Krzemienicy.
bede wdzieczna za kazda informacje.
Mój email:
re*****@gm***.com
Pozrdawiam, Renata
Emilia
30 stycznia 2022 o 22:32Kmiecik Franciszek i Jadwiga moi dziadkowie, mieszkali w miejscowości Grunt koło Prozorok
Emilia
30 stycznia 2022 o 22:34Kmiecik Franciszek i Jadwiga moi dziadkowie, mieszkali w miejscowości Grunt koło Porozów
Antoni Dąbrowski
11 marca 2022 o 15:13Dzięki serdeczne Panu Wiktorowi za artykuł.
Odpowiadam na wszystkie pytania podane wyrzej-
w dniu dzisiejszym informacji o korzeniach w internecie jest mało. Ale w Porozowie mażna jeszcze ją otszymać od Henryka Kryckiego(w dniu dzisiejszym jest zakrystyjanem), Stanisława Dąbrowskiego .
Pozdrawiam: Antoni Dąbrowski z Porozowa.
do************@gm***.com