Dalia Grybauskaite bezczelnie przyjeżdża do naszego kraju zaraz po tym jak publicznie po raz kolejny obraziła Polskę, mówiąc że Litwa „nie da się Polakom, jeżeli Polacy w zamian za przyjaźń będą o coś prosili”. Wcześniej podobna wypowiedź „zdarzyła się” pani prezydent podczas dnia niepodległości Litwy, gdzie publicznie prawiła przed gościem, prezydentem Komorowskim, swoje farmazony. Pod względem pomiatania Polakami jest więc recydywistką.
Aktorka, która w listopadzie 2010 r. udawała przyjaźń, krzycząc „Wiwat Polacy!”. Po 10 kwietnia 2010 roku grała też rolę przejętej śmiercią Lecha Kaczyńskiego, choć swoim postępowaniem skacze po jego grobie.
Teraz stara się brać polskich polityków „pod włos”, wydzielając dziedzinę obronności ze stosunków polsko-litewskich. Polska od lat daje tu przecież Litwinom wszystko za darmo. Tak więc według Grybauskaite, „stosunki z Polską pozostaną takie, jakie są”, choć „w zasadzie są dobre, szczególnie w dziedzinie obronności”.
Jakże więc polscy politycy śmieliby psuć takie dobre stosunki z Litwą na tym polu? Czyli: musicie nam ciągle dawać, bo jak przestaniecie, to oskarżymy was o złą wolę, imperializm i zepsucie stosunków z „małą biedną Litwą”. Grybauskaite od razu też zastrzegła, że Litwa „nie da się Polakom, jeżeli Polacy w zamian za przyjaźń będą o coś prosili”.
Wymowa tych słów jest taka sama jak wspomnianych pouczeń pod naszym adresem wygłaszanych pod nosem prezydenta Komorowskiego w Wilnie. Wtedy Grybauskaite groziła, że jeśli pewni przyjaciele za przyjaźń z Litwą na coś liczą, to Litwini znajdą sobie lepszych.
Dziś zachęcona brakiem reakcji polskich władz Grzybowska posunęła się znacznie dalej. Afront wobec gościa-prezydenta i jego kraju można uznać za naruszenie dobrych obyczajów. Ale żeby potem jechać do tego kraju z wizytą, to trzeba mieć naprawdę tupet. Przy czym taka postawa uchodzi Grzybowskiej zupełnie na sucho, nasi politycy siedzą jak myszki pod miotłą.
A już zupełnie poraża kiedy niektóre „tuzy” naszej polityki biją się w piersi za nieszczęsną georgijewską wstążeczkę Waldemara Tomaszewskiego, którego wcześniej sami zostawili bez pomocy, jeśli nie sprzedali. Oburzają się też demonstracyjnym wychodzeniem z sali obrad litewskiego Sejmasa posłów polskiej mniejszości, traktowanej tam gorzej, niż brudna szmata do podłogi. Nic więc dziwnego, że w takiej uniżonej pozycji polscy politycy zawsze będą kopani przez panią Grybauskaite, a pośrednio będziemy kopani my wszyscy, bo oni jakoby nas reprezentują.
Patetyczne stwierdzenie pani Grzybowskiej, że „Litwa w ogóle nie będzie kupowała przyjaźni od nikogo i za nic” jest mało wiarygodne. Bo kiedy ma potrzebę, choćby w sprawie rafinerii w Możejkach, Litwa oddaje się rosyjskiemu lobby za darmo. A później głośno krzyczy, że ją małą, biedną, mogą Rosjanie zgwałcić.
Taka to już panieńska mentalność niewinnej Grzybowskiej. Ze swoją antyrosyjską frazeologią robi tournée po europejskich mediach, choć w swoich relacjach z Kremlem jest dziewicza niczym w arabskich kawałach. Poczynając od jej sowieckiej przeszłości po wspomniane zagrywki w sprawie Możejek.
Jest takie przysłowie, że krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje. Tak właśnie jest z „antyrosyjskością” Grybauskaite, sączoną wyłącznie na pokaz. Bo co konkretnie robi pani prezydent, żeby przeciwstawić się rosyjskim planom? Odwrotnie – robi wszystko, żeby polską mniejszość jak najmocniej przykleić do rosyjskiej. Stawia Polaków na Litwie przed wyborem: co wolicie – rusyfikację czy agresywną lituanizację?
Ciekawe, czego oczekuje Grybauskaite produkując kolejne bzdurne wypowiedzi pod adresem Polski? Przecież w ten sposób nawet wyjątkowa uległość polskich polityków w końcu się wyczerpie. Tym bardziej, że w tej sytuacji nie będą już mogli czerpać z matrixa pogodnych i wspaniałych stosunków polsko-litewskich.
Przez 20 lat medialnej farsy tych relacji, każdy z nich – od lewa do prawa – udawał, że wskrzesza unię polsko-litewską, czyli niby polską mocarstwowość. Ludzi to łechtało, sam za młodu tak to odczytywałem. Tymczasem jeśli pragniemy odrodzenia Rzeczypospolitej wielkiej i jagiellońskiej, to nie tędy droga. Nie przez tani polityczny spektakl „przyjaźni”, tylko przez realne rozwiązywanie problemów, które są w stosunkach polsko-litewskich.
Jeżeli żądanie strony polskiej aby Litwa wypełniała zawarte z nami umowy ta kobieta nazywa „żądaniem zapłaty za przyjaźń” to czas postawić sprawę inaczej.
Przez lata wypełnialiśmy swoje zobowiązania wobec Litwy, jednostronnie, czekając bez zająknięcia na wzajemność i ufając w dobrą wolę partnera, tak jak postępuje przyjaciel. Wspieraliśmy Litwę wieloma rzeczami, za które musiałaby normalnie zapłacić. To m.in. sprzęt dla armii litewskiej, bezpłatne szkolenie jej żołnierzy, bronienie litewskiego nieba na zasadach korzystnych dla Litwy i wiele innych konkretnych działań.
Okazaliśmy się w tym frajerami. A „przyjaciel”, który nie chce zrewanżować się tym, do czego się zobowiązał, nie chce zapłacić swojej części umowy, zachowuje się po prostu jak złodziej. Czy to osoba delikatnie upominająca się po latach o stary dług jest fałszywym przyjacielem? Czy może jednak dłużnik, który krzyczy wniebogłosy, że „to nie jest prawdziwa przyjaźń” jest złodziejem?
Ciekawe ile jeszcze obłudy jest w stanie z siebie wyprodukować dla polskich uszu Grzybowska. A jeszcze bardziej ciekawe, jak długo jeszcze polscy politycy będą padać przed nią na kolana w imię niby to wyższych celów, ale tak naprawdę ze zwykłego tchórzostwa przed politycznym ryzykiem.
Grybauskaite, której kraj jest wobec Rosji w znacznie gorszej sytuacji, jakoś nie boi się tego ryzyka, które sama stwarza swoją arogancją wobec Polski. Bo czym innym jak nie skrajnym ryzykiem jest w sytuacji rosyjskiego zagrożenia uderzanie przez panią prezydent w Polaków na Litwie i w Polskę na arenie międzynarodowej?
Aleksander Szycht
6 komentarzy
Jan
22 lipca 2014 o 17:56Coz można powiedzieć o naszych politykierach? Miernoty – to i tak slabe określenie.Jednak używanie niecenzuralnych slow nie przystoi.A tak naprawdę : Litwa z 8tys.”armia” z czego 1/3 to tzw.”kadry” i logistyka oraz 0,8% PKB przeznaczane na zbrojenia,ktore tak naprawdę ledwo starczają na pensje – jest tylko wrzodem oraz problemem dla nas Polakow.Ta chora z nienawiści do Polski, wiecznie nadeta komunistyczna dzialaczka od 3 lat prowadzi swój Lud ku Polnocy tj.krajom skandynawskim aby wziely pod swe „opiekuńcze skrzydla” Litvusow.Te zas wypiely d……na ten wredny kolaborancki ludek i daly jej do zrozumienia ze jest niemile widziana w Skandynawi a po obrone wysylaja ja do……Polski.
taki jeden
22 lipca 2014 o 21:09Waga wypowiedzi polityka zależy od jego znaczenia i uznania. W zasadzie to pani Grzybowska może mówić co uważa. Kto tego słucha i kto się tym przejmuje? I tak jest skazana na Polskę, czy tego chce, czy nie chce.I dobrze postępuje nasz Rząd, że nie zmusza Litwinów do miłości do Polaków. Ich (Litwinów) problemy z nazwą ulic i pisownią nazwisk to najmniej istotny problem. Oczywiście trzeba (wypada) jakoś na to reagować i tak też się dzieje.
Jan
23 lipca 2014 o 07:09@taki jeden:Wypowiem się za siebie,rodzine i znajomych: My nie oczekujemy od Litwinow przyjazni,poniewaz dla nas sa oni wrogami.Jednak podpisane przez nich Traktaty Miedzynarodowe do czegos zobowiazuja.Skoro je traktują jak p.Putin to niech udadzą się pod jego obrone.Po drugie – nie mamy zamiaru ginac za litewskie Kowno ani litewskich nacjonalistow.
Co do pisania nazwisk – Nazwisko człowieka jest przypisane do niego z chwila narodzin a nie widzimisię urzędasa.
Co do nazw ulic – proszę przeczytać Traktat zawarty z 1994r miedzy RP a RL.
tomek
23 lipca 2014 o 08:56Grzybowska powinna całować polskie klamki ale niestety tak wygląda „polska” polityka zagraniczna .
Przemek
23 lipca 2014 o 14:13Litewskie władze mają schizofrenię jak inaczej nazwać to co robią i mówią! Po naszej stronie powinien być rozsądek i jasne wytyczenie celów. Pani prezydent pierwsza powinna trafić do szpitala ponieważ sama co chwilę przeczy swoim wypowiedziom i działaniom to obaw ciężkiej choroby zwanej debilizmem
Litwin
24 lipca 2014 o 17:10Lietuva to nie Litwa, tylko moskiewsko-niemiecki taran do osłabiania Polski. Precz z poczwarą!