Historia zaczyna się i kończy w Barcicach w woj. nowosądeckim.
Mój pradziad Józef Rejowski ur. 1892r. pasjonował się polityką, był hallerczykiem, należał do partii popierającej generała. Mimo donosów na niego ze strony jego przeciwników wciąż był aktywny politycznie, do roku 1935, kiedy to otrzymał „czarny bilet”, na którego mocy musiał opuścić kraj. Dwóch żandarmów odprowadziło Go do pociągu, którego celem były Stołpce, okręgu Baranowickiego na Białorusi.
Do rozpoczęcia II wojny światowej było to miasto powiatowe w woj. nowogródzkim, zamieszkałe przez Polaków, Białorusinów, Żydów. Po zajeciu Stołpc przez hitlerowców, Żydzi początkowo byli odseparowani w lokalnych gettach, a później przwieziono ich do getta w Mińsku i tam wymordowano
Stołpce leżą na głównym szlaku kolejowym Paryż – Berlin – Warszawa – Mińsk – Moskwa.
Mój pradziad tuż po zameldowaniu się u władz, został skierowany do pracy przy warsztatach kolejowych jako stolarz. Przydzielono mu mieszkanie na Zadrowiu, obok torów kolejowych. Mieszkanie mieściło się w baraku i składało z dwóch małych pokoików, kuchenki i sieni. Za barakiem była mała działka, drewutnia – szopa i wspólny ustęp. W barakach tych w lato było gorąco, w zimę zimno. Gnieździły się w nich myszy i robactwo. Na osiedlu tym mieszkało około 40 rodzin polskich, moja babcia najlepiej zapamiętała rodzinę Chimorodów i Kołatkiewiczów (w 1945r. moja rodzina wraz z rodziną Kołatkiewiczów wróciła jednym transportem do Polski – Kołatkiewicze (syn, córka, matka i ojciec) do Piły – jeśli ktokolwiek coś wie na ich temat prosiłabym o kontakt). Po załatwieniu wszelkich formalności mój pradziad otrzymał zezwolenie na przywiezienie rodziny : żona Maria, synowie Edward i Franciszek, oraz córki Maria, Rozalia i Anna. Po pewnym czasie mój pradziadek został majstrem. Co wakacje wszyscy jeździli na wakacje do rodzinnych Barcic.
Pewnego dnia w 1939 do miasteczka wkroczyło wojsko rosyjskie, pierwszym przejawem ich wielkości nad Polakami było zrzucenie Białego Orła z postumentu ( znajdował się on na rynku ), żołnierze owi nie poprzestali na tym, wypuszczali serię z karabinów strzelając do niego – ma babcia Anna była tego świadkiem wraz z siostrą. Następstwami przejęcia władzy przez owe wojsko były pozamykane polskie szkoły, urzędy, biura. Rozpoczęły się aresztowania i wywózki Polaków w głąb Rosji ( na Sybir ). Najpierw wywieziono profesorów, nauczycieli, księży.
Moja babcia zapamiętała pewien obraz z tamtych dni: na poboczu dworca kolejowego stał długi pociąg towarowy, pełen ludzi. Spomiędzy desek mnóstwo wyciągniętych różnej wielkości dłoni. Ludzie Ci prosili o wodę. Wtórował temu lament i płacz. Strażnicy odpędzali wszystkich. Bili kolbami karabinów wyciągnięte ręce. Strzelali. Mimo tego ojciec mej babci wraz z innymi mężczyznami podawali tym ludziom wodę. Historia ta powtarzała się przez szereg dni.
Pewnego ranka zdarzyło się coś niespodziewanego Rosjan nie było, ale za to wkroczyli Niemcy.
Mój pradziad nadal pracował jako stolarz, ciotka Marysia w stołówce niemieckiej jako pomoc kuchenna, a ciotka Rózia zajęła się handlem – wraz z koleżnkami jeździła do Mińska, transportmi wojskowymi, wiozącymi broń na wschód, front niemiecko – rosyjski. W pociągach tych chowały się one między bombami, armatami. Pewnego razu została złapana, otoczyli ją żołnierze z wycelowanymi weń karabinami i psami gotowymi by rozszarpać, po długim znęcaniu się, wypuścili ją. Moi wujowie pomagali swemu ojcu w drobnych pracach stolarskich, prócz tego robili kolby karabinów, zbierali porzucone karabiny, granaty, kule i przekazywali polskiej partyzantce. Nawiązali kontakt z Wizo – dowódcą antyradzieckiej, polskiej organizacji działającej na Smoleńszczyźnie.
Pewnego razu Niemcy zadecydowali powiększyć ilość torów kolejowych. Pracowali przy nich rosyjscy jeńcy. Byli wycieńczeni, głodni, przerażeni, bici i szczuci psami. Dzieciom Niemcy pozwalali bawić się na tych torach, więc ma babcia wraz z innymi podrzucała kromki chleba kradzione z domów.
W tym czasie rozegrała się jedna z największych i decydujących operacji wojskowych II wojny światowej. Niemcy zaatakowali Stalingrad. Przez dworzec kolejowy przejeżdżały pociągi wyładowane amunicją, żywnością i żołnierzami niemieckimi. Nad głowami przelatywały setki samolotów z teutońskimi krzyżami na skrzydłach i kadłubach. Często z owych samolotów strzelano.
Moi wujowie dołączyli już do partyzantów, działali już wcześniej w ukryciu, w czasie pierwszej okupacji sowieckiej, w organizacji którą założył Adam Andruszewicz. Po wybuchu wojny bolszewicko – niemieckiej, organizacja ta wspierała działalność AK w ramach operacji „ Wachlarz”. W późniejszym czasie przeszli oni do oddziału AK przeorganizowanego później w Zgrupowanie Stołpecko – Nalibockie. Nadano im pseudonimy Edek „Sęp” i Franek „Sęk”. Przez cały czas organizacja ta była wspierana przez stołpeckich kolejarzy, oraz inteligentów i żołnierzy.
Pierwszą walkę stoczyli w dniu 19 – 20 czerwca 1943r. o Iwieniec. Brali udział w walkach w Puszczy Kampinoskiej. Podczas jednej z akcji mój wuj Edek został ranny i wpierw przewieziony do szpitala w Milanówku, później do Krakowa. W styczniu 1945 oddziały AK przestały istnieć, mój wuj Franek zawszony, brudny i głodny wrócił do rodzinnych Barcic. Skończyła się wojna, NKWD i UB zaczęło interesować się młodymi ludzmi. Edek bojąc się o swe życie wyemigrował przez Niemcy do USA i osiedlił się w Chicago. Franek zataił, że był w AK i nawet został powołany do Wojska Polskiego, służył w „Kościuszkowcach” pod Warszawą.Edek otrzymał stopień wachmistrza a Franek – starszego ułana.
Jednakże życie bez moich wujków w Stołpcach toczyło się nadal.
Po klęsce pod Stalingradem, Niemcy zaczęli się wycofywać. Dochodziły słuchy, iż front zahaczy o miasteczko, ludzie w panice zaczęli opuszczać Stołpce. Ludzie szli pieszo, między kolumną wozów i bydłem. Kurz unoszący się z piaszczystej drogi drażnił gardło, oczy. Marsz przerywały przelatujące z hukiem niemieckie samoloty, strzelające do wszystkiego.
Moja rodzina schroniła się u pewnych ludzi w leśniczówce. Pewnego ranka obudziły ich dochodzące strzały z obu stron, przeciwnikami byli Niemcy i partyzanci. Wszyscy w popłochu uciekli w las do przygotowanej wcześniej ziemianki. Tam znaleźli ich Niemcy z wycelowanymi w nich karabinami. Wokól leśniczówki leżeli pomordowani partyzanci ( młodzi chłopcy ), niektórzy nadal jęczeli z bólu. Zabite były również konie. Żołnierze niemieccy kazali dorosłym kopać rów, a sami na ich oczach dobijali rannych. Zostali „pochowani” w tym rowie. Wszystkim „pomocnikom” pozwolono odejść. Kilka dni późnie, mój pradziad i gospodarze wykopali ciała, zdjęli identyfikatory ( nie wiadomo co się z nimi stało ) i pochowali ciała z należytym szacunkiem.
Powoli front przesuwał się na zachód, ojciec mej babci i jej siostry postanowiły wrócić do Stołpc. Okazało się, że miasteczka nie było, ocalał kościół, dworzec kolejowy, kilka domów. Widzieli tam martwe szczątki ludzkie, rozkładające się nieżywe konie, mnóstwo różnej broni, leje po bombach, biegające, zdziczałe psy z zakrwawionymi pyskami. Z domów pozostały kikuty kominów, niektóre nadal dymiące.
Po wojnie ma rodzina zamieszkała w małej wsi nieopodal Stołpc – Okińczyce. Mieszkało tam kilka rodzin polskiego i białoruskiego pochodzenia. Mieszkańcy wsi zajmowali się rolnictwem, mój pradziadek by zarobić na rodzinę zaczął robić, wiadra, beczki, dzieże.
Jesienią 1944 NKWD zaczęło aresztowania wszystkich członków AK. Ma rodzina zwróciła się do pełnomocnika Okręgowego Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego do spraw ewakuacji o wydanie odpowiedniego pisma pozwalającego na powrót do Ojczyzny. Otrzymali je. Jednakże w listopadzie mój pradziad został aresztowany przez NKWD i przewieziony do więzienia w Baranowiczach. I słuch po nim zaginął na kolejnych dziesięć lat. Reszta rodziny tzn. ma bacia, z siostrami i matką musiała powrócić do Polski, 16.04.1945, otrzymały Arkusz Ewakuacyjny, po długiej podróży dotarły do Barcic.
Mój pradziad na mocy amnestii w związku ze śmiercią Józefa Stalina powrócił do kraju.
Jeśli ktokolwiek ma jakieś informacje na temat rodziny, byłabym wdzięczna, próbuję spisać tę historię ku pamięci ich wszystkich i móc podarować mej babci pełen opis tamtych dni. Jak również chciałabym dowiedzieć się czegoś o pobycie mego pradziada na Sybirze, ma babcia próbuje całe życie, jednakże marne są tego efekty, przesyłam odpowiedzi przeróżnych organizacji.
W “Partyzantach trzech puszcz” Adolfa Pilcha, pod poz. nr 1050 – wachm. Edward Rejowski “Sęp” – żandarmeria, nr 1051 – st. uł. Franciszek Rejowski – 27 pułk ułanów ZSN AK.
“Wizo”, to prawdopodobnie pierwszy dowódca Polskiego Oddziału Partyzanckiego “Waldan” por. Walenty Parchimowicz.
W tekście “Smoleńszczyzna” – prawdopodobnie chodzi o wieś Smolewicze w powiecie Stołpce.
Stanisław Karlik
1 komentarz
Danuta
30 stycznia 2020 o 18:03Moj dziadek Wincenty Rejowski (brat Jozefa) urodzil sie w Barcicach w 1888 roku. Byl nauczycielem geografi i zostal rowniez wywieziony na Syberie. Po kilku latach udalo mu sie powrocic do Barcic, Starego Sacza. Niestety wkrotce wybuchla II Wojna Swiatowa i bral udzial w drukowaniu nielegalnej prasy. Zostal ujawniony, aresztowany i wywieziony do Oswiecimia. Tam tez zginal w komorze glodowej w 1941 roku.
https://dzieje.pl/artykuly-historyczne/zgineli-smiercia-glodowa
http://www.auschwitz.org/muzeum/aktualnosci/rocznica-glodowej-smierci-mariana-batko,1077.html
Danuta Rejowska