Rozpętać krwawą wojnę i położyć na niej trupem sporą część własnego narodu, by potem stawiać jej pomniki – oto Rosja w pigułce.
Od początku wojny na Ukrainie władze lokalne w Rosji wydały już ponad 150 mln rubli (prawie 2 mln USD) na pomniki na cześć swoich zabitych tam żołnierzy. Widać też wyraźną prawidłowość: im biedniejszy i bardziej zaniedbany region, tym droższe sobie funduje monumenty – wynika z danych państwowego serwisu zamówień publicznych cytowanych przez Mediazonę i BBC.
Najwięcej na upamiętnienie „bohaterów specjalnej operacji wojskowej” – 42 mln rubli wydały władze Kraju Zabajkalskiego, który tradycyjnie jest w pierwszej dziesiątce najbiedniejszych regionów Rosji. Na drugim miejscu (23 mln) znalazła się Republika Tuwa – najbiedniejszy region, gdzie nawet według oficjalnych danych, prawie połowa ludzi żyje poniżej poziomu ubóstwa.
Natomiast na rozbudowę cmentarzy, żeby zrobić miejsce na nowe pochówki zabitych żołnierzy i wagnerowców najwięcej wydały władze Okręgu Jamało-Nienieckiego. Kolejne „panteony sławy”, „memoriały pamięci”, „parki poległych” i inne podobne dzieła powstają jak grzyby po deszczu i szkoda czasu, by je wszystkie wymieniać.
Trudno się jednak dziwić, bo to i własny patriotyzm urzędnik może udowodnić i skręcić przy okazji coś na lewo nietrudno. Hasło rzymskiego pospólstwa: „Chleba i igrzysk!” jest stare jak świat. Tego „chleba” reżim Putina nie jest w stanie dać swoim poddanym zbyt wiele, ale za to na „igrzyska” nigdy w Rosji nie brakowało.
Patrząc na te monumenty Rosjanie mogą więc dalej pielęgnować swoje mity o potędze i „niezwyciężonej, bohaterskiej armii, przed którą drży cały świat” i zapomnieć na chwilę o swojej codziennej biedzie.
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!