Na podolskiej prowincji mieszka wielu Polaków w starszym wieku, którzy czekają na pomoc i wsparcie. Kiedy na dworze rozkwita wiosna, pachną kwiaty i słychać śpiew ptaków, nawet nie chce się myśleć o problemach ani o tym, że ktoś może potrzebować naszej pomocy. Tymczasem na ukraińskiej prowincji tysiące ludzi w podeszłym wieku, zapomnianych przez wszystkich, nawet przez własne dzieci, wegetuje.
Jedną z takich osób jest Petronela Broczkowska, 91-letnia Polka z Samczyńców (rejon Niemirowski). Wielki Głód z lat 1932-1933 spowodowany ówczesną polityką ZSRS doprowadził do śmierci kilku milionów ludzi nie tylko na lewobrzeżnej Ukrainie. Podole też pamięta, jak komuniści zabierali zboże i zabraniali mieszkańcom wiosek jeździć do miasta po chleb. Pozbawiony wszelkich praw rolnik nie miał nawet paszportu. „Po co wam dokumenty – i tak w kołchozie umrzecie” – tłumaczyli potomkom Polaków komisarze ludowi i kierownicy kołchozów.
W Narodowej Księdze Pamięci ofi ar Wielkiego Głodu na liście samczynieckiej pierwsze miejsca zajmują krewni Petroneli Broczkowskiej: Broczkowska Zuzanna, Broczkowski Tymoteusz…, a także Żerdycka Magdalena, Żerdycki Włodzimierz, Łapczewska Leonida, Markiewcz Weronika… Trudno uwierzyć, że na żyznej podolskiej ziemi ktoś mógł umierać z głodu! Petronela Broczkowska przyszła na świat w Samczyńcach 10 maja 1924 roku.
W miejscowości oprócz Polaków mieszkali również Ukraińcy i Żydzi. Staruszka nie pamięta, by dochodziło między nimi do niesnasek na tle narodowościowym czy wyznaniowym. Sama chodziła do kościoła rzymskokatolickiego. W jej szkole nauczycielami byli sami Polacy. – Nie pamiętam niestety ich imion, ale dziękuję moim wychowawcom za to, że nauczyli mnie polskich wierszy oraz za czytanie nam utworów polskich pisarzy – ze łzami wspomina okres swego dzieciństwa.
Rodzina nie była zbyt liczna: matka Franciszka, z domu Serbin, dziadek Stanisław. Starszy brat Józef Broczkowski mieszkał za Zbruczem, w polskim Lwowie i po bolszewickiej okupacji Podola nieraz przyjeżdżał w odwiedziny do matki i ojca, chociaż było to bardzo niebezpieczne. W 1944 roku 21-letnią Petronelę wzięto na przymusowe roboty do donieckich kopalń. Dopiero interwencja brata, który po nią pojechał, spowodowała jej zwolnienie. Kiedy Petronela wróciła do domu, matka już była bardzo chora i wkrótce zmarła. – Nikt nie wie, że tutaj jestem, nikt do mnie nie przyjeżdża – skarży się 91-letnia kobieta. Ale na pytanie, czy ucieszyłoby ją, gdyby ktoś z Polaków odwiedził jej dom, odpowiedziała z obawą: – Ale czym ja ich nakarmię? Czy będę w stanie pokazać im swój ogródek, przecież tracę już pamięć i słuch, bardzo słabo widzę. Siły wystarcza mi tylko na modlitwę. Siadam na łóżku i się modlę. Osób podobnych do Petroneli Broczkowskiej, Polaków, którzy noszą w pamięci zachwycające, a czasami bardzo tragiczne historie z własnego i innych rodaków życia, i mogą się z nimi podzielić, mieszka coraz mniej.
Odchodzą do lepszego świata, zabierając ze sobą bezcenne skarby – historię nieretuszowaną przez czerwone czy żółto-nebieskie władze. Wiedzą, że najważniejszą rzeczą była i jest wiara w Boga oraz to, by nie zważając na wszystko, pozostać człowiekiem.
Mikołaj Bachur
Słowo Polskie nr 4/ kwiecień 2014
1 komentarz
Basia
14 grudnia 2014 o 12:43Jeżeli jest taka możliwość to proszę o adresy tych ludzi abym mogła pomóc.