Na krakowskich błoniach…
Wszystkie pułki w Krakowie miały identyczny skład i wyposażenie. Różniły się tylko, oprócz barw, maścią koni oraz składem i wyglądem plutonów trębaczy. Defiladę pułków rozpoczynał adiutant na czele plutonu trębaczy, który przed swoim pułkiem zajeżdżał naprzeciw trybuny Marszałka Józefa Piłsudskiego, w której był on w towarzystwie płk. dypl. piechoty z Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych – Witolda Warthy w mundurze strzelców podhalańskich. Za tą trybuna była trybuna honorowa dla Prezydenta RP Ignacego Mościckiego, rządu i oficjalnych gości.
Wszystkie pułki występowały w jednakowym składzie, po 305 ludzi i 317 koni. Liczbowe różnice mogły być tylko w plutonach trębaczy. Przeciętnie liczyły one po 26 orkiestrantów. Łącznie w defiladzie 3660 ludzi i 3804 konie.
Inspektor armii gen. dyw. Gustaw Orlicz-Dreszer odbierając raport od dowódców pułków występował konno w asyście szefa Departamentu Kawalerii Ministerstwa Spraw Wojskowych płk. dypl. Jana Karcza, też konno. Następnie meldował Marszałkowi, który dokonał przeglądu pułków przejeżdżając wzdłuż nich samochodem. Gen. Dreszer poprowadził potem defiladę i stał obok trybuny Marszałka podczas jej trwania. Pułki defilowały kłusem zebranym w kolumnie plutonów rozwiniętych.
Wszystkie pułki w Krakowie wystąpiły w mundurach sukiennych, jeszcze bez płaszczy, na przepisowo stroczonych rzędach wz.25, szable pod tybinkami. Szeregowi: szelki, na pasach głównych ładownice, saperka i bagnet, karabinki przez plecy, cały skład osobowy z maskami przeciwgazowymi w puszkach. Ręcznych karabinów maszynowych w większości pułków nie było, tylko w niektórych. W szwadronach karabinów maszynowych broń na jukach. Taczanek nie było. Pierwsze szeregi w plutonach z lancami ozdobionymi proporczykami, drugie szeregi bez lanc, z szablami w dłoni.
Każdy pluton trębaczy grał inną melodię do defilady swojego pułku i zaraz zjeżdżał ze swoi pułkiem, a zastępował go następny. Furorę zrobiła orkiestra 17. Pułku Ułanów grając do defilady znaną melodię „Pije Kuba do Jakuba”. Co grały inne plutony trębaczy dziś się już zapewne nie dowiemy.
Po święcie jazdy zostały tylko wspomnienia, fotografie i pamiątkowe metalowe znaczki wybite z tej okazji, a także okolicznościowe druki. Jeden z najwspanialszych był bez wątpienia autorstwa słynnego Wieniawy – gen. bryg. Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, dowódcy 2. Dywizji Kawalerii, a wcześniej 1. Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego…
„[…] A WIDOK był równie piękny, jak niezwykłą była uroczystość. […]
DWANAŚCIE pułków kawalerji, to zaledwie nieco więcej niż jedna czwarta jej zastępów, to słaba tylko cząstka całej naszej armji.
ALE trzeba było widzieć Kraków, opasany podwójną ich wstęgą, kiedy rankiem zdążały na miejsce rewji, trzeba było widzieć, jak idealnie równemi czworobokami stanęły na błoniach, trzeba było słyszeć okrzyki, jakiemi witały swego Wodza, okrzyki, burzliwą falą przelewające się nad szeregami, budzące odzew potężny wśród zebranych tłumów.
DWANAŚCIE pułków jedynie, ale proszę państwa, 12 pułków kawalerji, ustawionych na jednem błoniu, to widok w dzisiejszych czasach niezmiernie rzadki i niezmiernie cudny.
A POTEM defilada. Widzieliśmy defilad mnóstwo. Krakowska defilada jeszcze jednym więcej stała się dowodem prawdziwości słów Goethego: In der Beschräkung zeigt sich der Meister [„W ograniczeniu dopiero widać Mistrza” – red.].
WIDZIELIŚMY zatem niejednokrotnie liczniejsze tego rodzaju manifestacje, widzieliśmy za oddziałami wojska maszerującą policję państwową, oddziały przysposobienia wojskowego, wszelkiego autoramentu i płci.
NA błoniach krakowskich przed Panem Prezydentem i Panem Marszałkiem przeszło w kłusie tylko dwanaście pułków jazdy.
DEFILADA kłusem — wybaczcie państwo techniczną uwagę —jest najtrudniejszą próbą dla mej broni. Stęp, lub kłus marszowy, są naszym codziennym chlebem, nie przedstawiają tedy specjalnych trudności dla oddziałów, galop, czy cwał, najefektowniejsza forma naszego popisu,
mogą się obejść bez precyzji w wykonaniu, porywają bowiem samą fascynacją ruchu, furkotem proporców na wietrze, werblem kopyt, który wprawia w drżenie zarówno ziemię, jak i serca widzów, podczas gdy dosiadany kłus, przepisany przez ceremonjał kawaleryjski podczas defilady, wymaga niezwykłej sprawności jeździeckiej, wymaga zwłaszcza niesłychanej, pedantycznej precyzyjności w wykonaniu.EGZAMIN krakowski wypadł wspaniale.
DWANAŚCIE pułków, idealnie wyrównanemi szeregami, w odstępach między pułkami, szwadronami i plutonami, jak gdyby odmierzonych cyrklem, przewinęło się wzdłuż błoni, niby dwanaście tanecznic w balecie, złożonych z samych primabalerin, niby dwanaście bezcennych, ze wszystkich mórz świata wyłowionych pereł jakiegoś królewskiego naszyjnika, niczem dwanaście kunsztownych sonetów, w zbytkownym tomiku mistrzowskich wierszy.
DUMĄ pęczniały serca tłumów, duma przepełniać musiała piersi generalicji, a nie potrzebuję chyba objaśniać, co się działo z nami, dowódcami większych jednostek kawalerji, wyciągniętemi szeregiem na lewo od podjum, skąd Pan Marszałek przyjmował defiladę. Z jakim niepokojem oczekiwaliśmy jej początku, z jaką radością obserwowaliśmy jej przebieg i co się z nami
działo zwłaszcza w tym momencie, gdy po skończonej defiladzie podszedł do nas Pan Marszałek, zadowolony i uśmiechnięty i odpowiadając na nasz ukłon, oznajmił nam: «No, gratuluję wam, panowie kawalerzyści, defilada wypadła pięknie».ZDAJE się, że ulegliśmy wszyscy, jakby słonecznemu porażeniu, ja osobiście, mimo odmiennych pozorów, chodzę od tej chwili z zadartym nosem. […]”.
– B. Wieniawa-Długoszowski, Wzruszenia krakowskie. Odczyt wygłoszony pod powyższym tytułem w dniu 16-go października w sali Filharmonji w Warszawie drukowany za zezwoleniem autora, Kraków 1933, s. 9–11
RES
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!