Stanisław Poczobut-Odlanicki
Jakże jesteś dalekie, a tak sercu bliskie…
(Ks. Ludwik Sawoniewski, „Saga o Grodnie”)
Lata niemowlęce miasta
Na dzień dzisiejszy trudno powiedzieć jaka jest oficjalna data „urodzenia” Grodna. Większość uczonych wskazuje na rok 1127. Inni mówią o roku 1128. W tamtych to czasach jakiś mnich ruski na pergaminie pozostawił informację o istnieniu osady pod nazwą Horodnia (Horodeń).
Po wielu wiekach naukowcy – stoczywszy niezliczoną ilość bezkrwawych bitew i potyczek i zużywszy na to beczki atramentu – w końcu ustalili, że w Kronice Ławrientiewskiej jest mowa o Horodni z nad Niemna i Horodniczanki. Geografii miasta dano już spokój, ale sprawa roku założenia pozostaje otwarta. Historycy miejscowi, a naród ten wprost tonie w wiedzy, spychają pierwszy krzyk „niemowlęcia” w głąb minionych stuleci. Kto wie, czy kiedyś tych „urodzin” nie przeniosą na przełom tysiąclecia. Największy znawca Grodna Józef Jodkowski, historyk, archeolog, numizmatyk, założyciel muzeum w Grodnie, odsyłał po datę powstania osady do pewnego szczepu litewskiego mieszkającego tutaj właśnie tysiąc lat po narodzenia Chrystusa.
Nie mniej zażarte dyskusje co jakiś czas dotyczą pierwszej postawionej tu stopy, pierwszego ubitego jelenia, pierwszego wkopanego słupa. Kto był autochtonem tych uroczych miejsc? Za Batiuszki Cara i Sowieckiego Komisara istniały betonowe argumenty: Jeżeli Grodno to forpoczta ziemi ruskiej na zachodzie państwa to i ruski kopał tutaj pierwszy i on to wszystko tutaj pierwszy zaklepał. W miarę uwalniania się historii od polityki, a wykształconego Białorusina od choroby „heta nasza tamu szto nie wasza”, palma pierwszeństwa powoli przechodzi do plemion bałtyckich. Jednocześnie podkreśla się dziedziczną spójność kultury litewskiej, polskiej, ruskiej i białoruskiej, które odegrały znaczną rolę w historycznym wizerunku miasta.
Stoimy na stromym brzegu Chronona, bo i tak niegdyś nazywano Niemen. Żwir sypie się nam spod nóg, a spadająca ku wodzie skarpa zapiera dech. Siadamy na garbatym głazie, całym ciałem odczuwamy chłód minionych tysiącleci. Zamykamy powieki zmęczone słonecznym dniem, uciekamy od świata i czasu. Fantazja, kategoria tylko ludziom znana, maluje nam te mieściny sprzed tysiąca lat. Puszcza, w kolorach słońca i zieleni, zwierzyna, jak dywan myśliwski na ścianie wytkany. Wiatr, zerwawszy się z łagodnego nieba, wykręca dębom korony, zanurza się w wodach rzeki jakby chciał jednym chwytem osuszyć ją zabrać i załagodzić swe pragnienie. Na nic, nie ma sił, spieniwszy błękitne fale ginie w puszczy dziewiczej świerków i sosen. Żubry, jelenie, tury pod wieczór ciągną do wodopoju…
U ujścia niewielkiej rzeki lekkie drewniane czółno, popychane przez człowieka ubranego w skórę zwierzęcą, zamiera na wirującym strumieniu. Przybysz kręci głową, coś ocenia, potem nad wodą, nad lasem echo powtarza jego radosny krzyk. Mocny, podobny do ryku tura. Radosny bo znalazł to, czego szukał: miejsce na założenie osady. A Niemen jak płynął tak płynie i przez kolejny tysiąc lat śpiewać mu będą pieśń chwały tysiące ludzi. Nie raz szczęk żelaza będzie zagłuszać krzyk o ratunek. Wszystko będzie – i łzy i radość. A ci, których dotknęła ręka boska i obdarzyła talentem ponad szary lud wyróżniając, ułożą mu hymny miłości jak to Julian Korsak w elegii „Do Niemna”:
Niemnie! Rodzinna wodo, rzek litewskich książę! Jakże piękne s twej urny wylały się zdroje! …Niemnie! zwierciadło Litwy, stoku kryształowy, W ciebie, litewskie ziemie, litewskie dąbrowy, Jak dziewice na świętą idąc biesiadę, By w lustra wygładzone wpatrują się rade! Niemnie! Gdzie są rodzone twych brzegów Rusałki? Jak narcyz urodziwe, skromne jak fijałki. Ile gwiazd nie doliczyć przy księżyca blasku, Ile pereł na morskim rozbielonym piasku, Tyle dziewic na brzegach niemeńskich świeciło Gdzieście piękne Rusałki, cóż was stąd spłoszyło?Tak nie było, ale mogło być. Może jeszcze bardziej malowniczo i romantyczniej. Przecież na życie i radość zakładano osadę. A może zwyczajniej, bardziej rozważnie i gospodarnie. Dla siebie, dla pokoleń, które wiecznie w drodze, wybrali miejsce i wystawili zagrodę i Horodnią nazwali. My, ich potomkowie, przyzwyczajeni do nazwy Grodno, tak i będziemy tę perełkę nazywać w naszych wędrówkach, obserwując lata i wieki przez twórczość natury i ludu.
A więc Słowianie upodobali sobie miejsce na stromym brzegu niewielkiej rzeczułki kilkaset kroków od miejsca, w którym łączy się ona z wielką rzeką i założyli tutaj swoje horodyszcze. Od od tego powstała i nazwa rzeczułki Horodniczanka, a od niej nazwa późniejszej osady Horodzień.
Z dokumentów i legend
Znaczenie bardzo bliskiego naszej zagadce słowa wyjaśnia nam encyklopedia „Archeologia i numizmatyka białoruska”: Horodnia (haradnia) – prostokątny zrąb z kloców lub brusów, typ obronnego zabudowania. Rząd horodni postawionych jedna ku drugiej tworzył ścianę obronną. Horodnie między ścianami można było zasypywać ziemią i kamieniami. Podczas oblężenia puste horodnie wykorzystywano jako miejsca ratunku ludzi i ich mienia. Budowano je jedno- lub dwukondygnacyjne, na górze ustawiając wieżę obronną.
Zamek obronny wznieśli książęta ruscy zależni od Kijowa. I choć stare ruskie kroniki pozostawiły nam bardzo skromne informacje na interesujący nas temat to jednak prawdy z nich co nieco możemy wyczytać. Po pierwsze, że książęta grodzieńscy w tamtych czasach byli uwikłani w wojny bratobójcze. Znamy ich imiona: Wsiewołod Dawidowicz, syn Dawida Igorewicza. Tak więc około roku 1132 książę Wsiewołod w kompanii braci ruskich bierze udział w wyprawie na Litwę. A Borys i Hleb w 1144 roku idą na Halicz. Przez długi czas trwają wojny o tron Kijowa. W nich książęta grodzieńscy odgrywają niemałą rolę. Dotyczy to wypraw w tej intencji Mścisława Wsiewołodowicza w 1167 r. i księcia Hleba Wsiewołodowicza w 1173 r.
Dość częste w tamtym okresie stają się wyprawy książąt znad Niemna na Połowców w kompanii innych władców z Rusi. Tutaj z pewnością bardziej zainteresowani byli książęta ziem graniczących z tymi stepowymi ludami i to oni stawali się główną siłą uderzeniową tych pochodów, ale zdobycz wojenna w tamtych czasach stawała dla wszystkich sposobem na życie, magnesem do dalekich wypraw łupieżczych. Rycerze jeździli na wojny, a lud pracował i w tym czasie brał się za budowlę kamienną. Piotr Miloneg, a i przed nim nieznani budowniczowie wznoszą murowane cerkwie w Grodnie, fragmenty których do dzisiaj zadziwiają profesjonalizmem i pomysłowością wykonania.
Mały, jak na nasze dzisiejsze rozumienie, był gród o nazwie Horodeń. Zameczek drewniany z kloców dębowych, wieżami nigdy nie śpiącymi wroga odstraszał. Na dziedzińcu zamkowym terem książęcy, cerkiew kamienna, kilka drewnianych kurnych chatynek. Poza ścianami warowni ubogie chaty kmieci, szewców, kowali, tkaczy, zbrojowników, ciasno tulące się do siebie. A dalej cały chaos budowlany około-zamkowy, Podolem nazwany, a lud Podolanami, którzy powinności na rzecz zamku pełnili. Brud, choroby, morowe powietrze, ogień i wróg, często spadające jak grom z jasnego nieba, pustoszyły miasto do szczętu. Co się tyczy ognia, przyjaciela i wroga, to najczęściej dawał się we znaki grodnianom jako bezwzględny niszczyciel. Najczęściej wpadał w wąskie uliczki w parze z wrogiem. Ale bywało, że i zwykła ludzka niedbałość, gęsta zabudowa drewnianych kurnych chat powodowały pożary miasta. Natura też czasami płatała makabrycznego figla. Wzmianki o tym możemy znaleźć w kronikach ruskich: Toho leta (1183) Horodeń pohore wieś i cerkwy kamennaja ot blistanja mołnije i szibenija groma.
Imiona z historii
Książęta grodzieńscy: Wsiewołod Dawydowicz (1116 – 1142), Borys Wsiewołodowicz (? – 1169), Hleb Wsiewołodowicz (? – 1172), Mścisław Wsiewołodowicz (1172-1183).
Więcej o Grodnie z najdawniejszych lat przeczytasz tu:
Książka Józefa Jodkowskiego „Grodno wczesnośredniowieczne”
Razem z Litwinami
Litewskie wpływy na Grodno wyraźnie zaznaczają się w początku XIII wieku. Rozpoczął się wtedy krótki, ale dość krwawy okres walk między Litwinami i Rusinami z południa, czyli drużynami halicko – wołyńskimi. W latach 1252, 1253 i 1259 miasto było w rękach Daniela Romanowicza, księcia halickiego i wołyńskiego. Sytuacja się zmienia i oto już Trojden na czele Litwinów okrąża i odbiera miasto południowym władcom w roku 1270, jemu zaś nie ustępuje książę Roman, syn Daniela.
Grodno palą i rabują swoi i obcy. Ale kto w tych wojnach „swój”? Jeżeli łupią jedni i drudzy, a ostatni naprawdę „swój” książę grodzieński ginie w 1241 roku. Był nim Jerzy, który twardo stał w obronie miasta przed najazdem tatarskim. Inni historycy twierdzą, że Tatarzy nigdy miasta Grodna nie zdobyli. W tych wojnach, twierdzą niektórzy, książę Jerzy może być postacią fikcyjną, legendarną, nie mającą do czynienia z Grodnem. Po spaleniu miasta przez Tatarów w 1241 r. książę litewski Erdziwiłł odbudowuje zamek, umieszczając przed wałami obronnymi murowaną basztę – „stołb”. Wzgórze nieco podniesione, obwarowane wałem ziemnym, wzmocnionym kamieniami, reszta baszt – drewniana i palisada. To obronna część osady. Część pospolitą, czyli wygląd osiedla zamieszkałego przez prosty lud, proponuję państwu ulepić samodzielnie, według własnej wiedzy i fantazji.
Od 1270 r. władcą ziem nadniemeńskich zostaje barbarzyński Trojden, wódz sławny, w bojach zahartowany. On to przenosi pożary na ziemie Mazowszan i Haliczan, swoich bliskich sąsiadów. Biada wrogom, zemsta idzie natychmiast. Ale co jakiś czas wojna ponownie wraca pod ściany zamku obronnego Grodna. Książęta ruscy palą przedmieście, pędzą do niewoli lud miejski. Wrogami Trojdena z południa są książęta Lew Daniłowicz, Włodzimierz Wasilkowicz i Mścisław Daniłowicz, którzy „w drużbie z Tatarami goszczą pod murami miasta”. Ale grodu zdobyć nie mogą.
Jakoś nieoczekiwanie wyrasta dla miasta nowy, nieznany wróg, stając się prawdziwą krwawą plagą dla kilku pokoleń. Pierwszy raz ujrzeli grodnianie rycerzy w białych płaszczach z czarnymi krzyżami w 1284 r., kiedy to Wicemistrz Zakonu Konrad von Thierberg, dzięki zdradzie Skomunda i jego brata, Prusaków – uciekinierów osadzonych przez Trajdena z łaski pod Grodnem, zdobywa zamek miejski. Razem ze zdrajcami łupi miasto i okolice. Rajdy rycerzy mieczowych i krzyżowych na ziemie wzdłuż Niemna stają się coraz częstsze, chociaż wiadomo było, że chrześcijaństwo obrządku bizantyjskiego przyniesiono tutaj dwieście lat wcześniej i narodu pogańskiego, oprócz zdradzieckich Sudowczyków, nie było.
Rycerze krzyżowi z uporem godnym pożałowania, a najwięcej – ukarania, „niosą słowo Chrystusa” na ziemie już wtedy słowiańskie i dawno chrześcijańskie. Potem będzie jeszcze 20 wypraw, morze krwi i minie ponad 120 lat zanim Grunwald położy temu kres. Święta idea nawracania pogan i dołączania kolejnych terytoriów do świata chrześcijańskiego przyświecała zebranym pod sztandarami Krzyżaków rycerzom z całej Europy. Taki rycerz to – jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli – profesjonalista, który oprócz zabijania nic nie umiał.
Jednak nie zawsze wrogom z północy uchodziło na sucho. Znane są okresy świetności militarnej Grodna. Znalazł się taki, który umiał poskromić najwaleczniejszych rycerzy Europy. Był nim Dawid Dowmontowicz, kasztelan Grodna. Umiał nie tylko dzielnie się bronić, ale i zadawać straszne ciosy na terytorium przeciwnika. Znany z okrucieństwa i brutalności niezwykłej nawet jak na tamte surowe czasy. Jego wyprawy lat 1318, 1319, 1323 to krwawy odwet na Krzyżakach i ich sojusznikach. Jesienią 1324 r. Dawid rusza na Mazowsze, aby ukarać sprzymierzeńców rycerzy krzyżowych. Zadając cios za ciosem burzy i pali ponad 100 osiedli, rujnuje 30 kościołów, uprowadza 4 tys. jeńców. Pod rządami kasztelana Dawida miasto stawało się sławne i zaznało względnego spokoju. Lubił go Wielki Książę Wicień, a jego następca Giedymin był na tyle zachwycony Starostą Grodzieńskim (czy był taki tytuł na Litwie w tamtych czasach?), że nawet swoją córkę wydaje za niego za mąż.
Nawała krzyżacka nie ustaje. Lata 1361, 1363, 1373, 1375 i 1377 to lata kiedy krew obrońców grodu dosłownie ruczajem spływa do Niemna. Rzeka i miasto wobec życia oddawanego przez obrońców stają się pobratymcami. W ostatniej ćwierci tak krwawego wieku władcą miasta staje się Kiejstut, a ten jak wiadomo, miał taki sposób na życie, że spłatę długów natychmiast egzekwował ogniem i mieczem. Odwrotne pokwitowanie było natychmiastowe, kraj płonął. Później ojcowizna przechodzi na Witolda Aleksandra, najznakomitszego Litwina. Marzy o tytule Wielkiego Księcia, a nawet o koronie królewskiej. Szarpie cały kraj, niosąc ze sobą wiele biedy. „Rycerz bez skazy” w swojej ojcowiźnie Horodni umacnia zamek, wznosi kamienne ściany i baszty.
Czasy Olgierda i Kiejstuta, silnych potężnych władców, nie były łaskawe dla grodnian. Ale można to było ścierpieć, dziękując Bogu, że braciszkowie, żyjąc między sobą w zgodzie, latali po całym kraju, często zapuszczając się poza jego obszary, goniąc lub uprzedzając wroga i dzięki temu przenosząc ciężar walk w miejsca oddalone w miarę bezpiecznie od swojego ludu. Kochali się jako bracia, ale już ich synowie: Jagiełło i Witold rozpętali prawdziwe piekło na ziemi litewskiej, a szczególnie grodzieńskiej, zaś epicentrum tych walk na pewien czas staje się Grodno. Wojna domowa, której głównymi aktorami stali się wymienieni wyżej panowie oraz ich bracia i krewni, wciągając w to całe rycerstwo Litwy i część polskiego, wpędza miasto w wir bratobójczych walk.
W roku 1390 wojska królewskie przez 50 dni oblegają zamek. Lud kryje się po lasach i norach, cierpi od głodu i chorób, a najgorsze, że od swoich doznaje krzywd jak od Krzyżaków, bo i tych było niemało w tej wojnie, szczególnie po stronie Witolda. W końcu rozum zwycięża, godzą się wielcy i jest z tego wspaniały pożytek. Glorią kończy się Bitwa pod Grunwaldem, w której walczy także Chorągiew Grodzieńska. Pobici Krzyżacy nie zapomną drogi na południe, ale to już będą raczej wyprawy złodziejskie niż rycerskie. Pokój? Nie. Pozostali synowie Olgierda i Kiejstuta: Świdrygiełło i Zygmunt nie mogą rozejść się w pokoju. Cierpi miasto, cierpi lud, cierpi cała Litwa w ogniu nie cichnących bratobójczych walk.
Jeszcze w 1391 roku, Jagiełło nadaje grodowi niepełne prawo magdeburskie. Co do tego wydarzenia literatura historyczna nie jest jednomyślna: można na przykład natrafić na stwierdzenie, że dokonał tego Witold, a prawo nie było prawem magdeburskim. Uczeni białoruscy mają tu zdania podzielone. Niektórzy dowodzą, że przywileje te opierały się raczej na starożytnym Prawie Ruskim. Do końca odbierać racji im nie możemy, niech sobie dyskutują, dochodzą prawdy. Ta przecież – jak maleństwo – rodzi się w bólu, żyje w walkach, ale nigdy nie umiera. Jakby tam nie było, do plotki każdy lotki, wyróżnienia monarsze jednak coś znaczyły dla grodnian i nie tylko w tamtych czasach. Nawet dzisiaj dzięki temu z dumą stwierdzamy, że miasto Grodno z dawnych czasów jest miastem europejskim.
Za czasów Witolda gród, nad którym władzę – jak i nad całym krajem nadniemeńskim (za zgodą Jagiełły) – otrzymał on dziedzicznie, podnosi się z ruiny. Pokój zawarty między Jagiełłą i Witoldem w roku 1392 daje Witoldowi możliwość usunięcia swoich dotychczasowych krzyżackich sprzymierzeńców, którym przedtem pozwolił nawet wybudować z drugiej strony Niemna nowy zamek znany pod nazwą Neuer Garten. Rozwścieczeni rycerze zaatakowali miasto, spalili go wraz z zamkami i uprowadzili ze sobą ponad 3 tysiące jeńców.
Z dokumentów i legend
Z pracy Józefa Jodkowskiego „Grodno i okolice”:
Co dotyczy zamków: Około Świętego Jana 1392 r. opanował zamek Rytterszwerder, zabrał broń, krzyżaków uprowadził do niewoli, wygnał cudzoziemskich kupców i zamek spalił. Wkrótce Witold zburzył również zamki Nowe Grodno i Methenburg. Obecnie trudno ustalić miejsca, gdzie stały zbudowane przez krzyżaków zamki, z wyjątkiem jednego, który był na dzisiejszym forsztacie, czyli przedmieściu zaniemeńskim (w pobliżu bożnicy drewnianej z XVII w. w stronę klasztoru oo. Franciszkanów).
Władcy Grodna
Trojden – data urodzenia nie jest znana. Zginął w 1282 r., co też nie jest pewne. Wielki Książę Litewski, walczył ze wszystkimi sąsiadami, poszerzając granice WKL kosztem plemion nadbałtyckich, galicyjskich i wołyńskich. Rozwiązał problem Jadźwingów w Poniemuniu. Stolicę założył w Kiernowie. Prześladował chrześcijan, co było rzadkim wydarzeniem w historii WKL, które znane było raczej z tolerancji. Może przyczyną tego były nieustające wojny z chrześcijanami. Osiedlił pruskich uciekinierów po nieudanym powstaniu przeciwko Krzyżakom na Grodzieńszczyźnie. W latach 1275 i 1277 ukarał Tatarów i Wołynian, w 1279 r. poskromił Rycerzy Mieczowych. Upokorzeni Krzyżacy w roku 1281 przekazują mu pod kontrolę swój nowo wybudowany zamek w Dyneburgu. Wydał córkę Haudemundę za księcia Mazowsza Bolesława Płockiego. Znany z okrucieństw podczas najazdów na Polskę.
Wicień – Wielki Książę Litewski, brat chyba bardziej znanego Giedymina. Zginął około 1316 r. Niektórzy historycy twierdzą, że to po nim książęta Litwy kazali tytułować się Wielkimi Książętami. Mamy bardzo skromne informacje o tym człowieku i na tyle różnorodne co do jego pochodzenia, że nie można żadnej uznać za obowiązującą. Nawet czy Giedymin był jego bratem też nie możemy stanowczo twierdzić. W latach 1291, 1296, 1306 i 1307 uderzał na Polaków. Osiedlał Prusów na Grodzieńszczyźnie po ich nieudanych powstaniach przeciwko Krzyżakom. Tępił separatystyczne dążenia niektórych ziem swojego wielkiego państwa. Dołączył do WKL ziemie nad Bugiem. Zginął od uderzenia pioruna. Wielkim Księciem pozostawał ponad dwadzieścia lat.
Dawid Dowmontowicz (Dawyd Horodzieński) (1283-1326) – kasztelan, syn Dowmonta (zabójcy Mendoga), zięć Giedymina. Z woli tego ostatniego – władca Grodna. Błyskotliwy dowódca drużyny grodzieńskiej. Przez dwadzieścia lat dzielnie odpierał najazdy Krzyżaków, zadając im dotkliwe klęski. Co ważne, walki starał się prowadzić na terytorium wroga. Znany jest jego słynny rajd wspólnie z Polakami na Brandenburgię i Frankfurt nad Odrą. Podstępnie zamordowany przez mazowieckiego rycerza Andrzeja Goca. Według podań, został pogrzebany koło cerkwi św. Borysa i Gleba w Grodnie. Kiejstut(1308/10-1382) – książę, współwładca WKL, dziedzic Grodna, ojciec Witolda, brat Olgierda, syn Giedymina. Był zdolnym dowódcą wojskowym i słabszym politykiem, miał swoje kryteria honoru i uczciwości. W roku 1381 wystąpił przeciwko Jagielle rozpoczynając tym krwawy i długi okres wojen domowych na Litwie. Odpowiadał za obronę granic północnych i zachodnich w Księstwie. Bratanek uwięził go w Krewie, gdzie został potem zamordowany. Do dnia dzisiejszego czyn ten stanowi przedmiot sporów w środowisku naukowców o zleceniodawcę owego przestępstwa. Zawsze protegował Żmudź, rezydował w Trokach.
Witold Aleksander(1350-1430) – dożywotni Wielki Książę Litwy Pozostał w pamięci historycznej jako znakomity polityk i wódz wojenny, najpierw przeciwnik a potem sprzymierzeniec króla Jagiełły. Największy historyczny bohater Państwa Litewskiego. W walce przeciwko Polakom (Jagielle) opierał się na Moskwie i Krzyżakach. Centrum tych walk stało się Grodno, dziedzicem którego był Witold. Występował przeciwko Unii w Krewie. Po długich krwawych walkach, widząc ich nieskuteczność, pogodził się ze stryjecznym bratem, rozerwał wszystkie umowy z wrogami Polski i Litwy, za to do śmierci pozostał obok Jagiełły Wielkim Księciem. Sławnego Litwina Matejko umieścił w centrum słynnego obrazu „Bitwa pod Grunwaldem”.
Największym chyba marzeniem Witolda było zdobycie korony królewskiej. Nie udało się to, bo nie miała w tym swojego interesu Polska. Druga życiowa porażka wspaniałego Litwina to brak spadkobiercy w linii męskiej. W historii pozostaje jako najpotężniejszy władca WKL, a kraj jego – Litwa – ciągnął się od Bałtyku do Morza Czarnego. Według niektórych historyków, jest tendencyjnie gloryfikowany jako patriota Litwy i Białorusi w przeciwstawianiu się polonizacji kraju. Pośmiertnie zostaje ukoronowany przez historię jako narodowy bohater numer 1 na Litwie.
Kazimierz Jagiellończyk (1427-1492). Wielki Książę Litewski, król Polski, młodszy syn Jagiełły. Wybitny monarcha, wspaniały ojciec. Musiał walczyć z opozycją litewską. W roku 1481 ściął spiskowców – książąt M.Olelkowicza oraz I.Holszańskiego. Prowadził walkę z magnacką opozycją w Polsce, na czele której stał biskup Krakowski Oleśnicki. Prowadził udane wojny z rycerzami zakonnymi. Zgodnie z zapisami Pokoju Toruńskiego, dołączył do Polski Pomorze Gdańskie, Ziemię Chełmińską i Warmię. Stawiał na Litwie na średnią szlachtę, obdarzał ją majątkami, nadawał przywileje. Starał się znaleźć w niej podporę. Przeprowadził tutaj szereg znacznych zmian, szczególne zasługi ma w reformowaniu prawa i budowaniu państwa na tym prawie opartego. Lubił Grodno, zamieszkiwał tutaj lub często odwiedzał je w drodze do Wilna lub Krakowa. Umarł w zamku grodzieńskim na wodziankę (gruźlicę).
Za pierwszych Jagiellonów
Nowy XV wiek rozpoczyna się pomyślnie, rycerze z chorągwi miejskiej wracają z chwałą. Miasto w roku 1413 przechodzi zmiany administracyjne, bo niebawem stanie się powiatem w składzie Województwa Trockiego. Koniec gry w księstwo i autonomię. Następuje porządek, narodzenie i utrwalenie biurokracji. Miasto w XIV-XV wieku zamyka się ulicami: Zamkową, biegnącą od Zamka do rynku, Wileńską (dzisiaj jak na razie w całości jedyny deptak w mieście i póki co nazywa się Sowiecką), Plebańską, która nosi teraz imię Oktiabrskaja, Podolną, Mostową i Jezierską – obecnie Karola Marksa. Jak widać, władza ludowa dowolnie zmieniała stare nazwy.
Uspokoiło się, wojny przenoszą się na wschód. Miasto, wykorzystując chwilowe zacisze, stara się nadrobić wiekowe straty, zaleczyć rany, odbudować się, poprawić rzemiosła i handel. Wiek ten dla miasta łaskawy, wiąże go z dwoma Kazimierzami, serce dla Grodna mającymi. Obaj doceniali patriotyzm i pracowitość mieszkańców. Jeszcze będąc tylko Wielkim Księciem Litewskim Kazimierz Jagiellończyk w 1444 roku nadaje miastu pełne prawo magdeburskie. Później jego syn Kazimierz swoją pokorą, świętością i modlitwami wspiera duch grodnian w sprawie wzniesienia miasta z popiołów. Modlitwy u progów kościoła, samo zachowywanie się królewicza, jego choroba i cierpienie, wywierają wielkie wrażenie na ludności miasta.
Z niechęcią w 1447 roku na Starym Zamku Wielki Książę Kazimierz przyjmuje poselstwo senatorów, dostojników kościoła, przedstawicieli szlachty oraz matkę swoją królową Zofię, którzy przybyli oznajmić mu, że został wybrany na króla Polski. Nie ujrzeli wielkiej radości na twarzy nowego monarchy, ten człowiek wiedział jaką odpowiedzialność bierze na swoje barki. Co zaś dotyczy miasta, to w tym czasie zaczyna się ono rozbudowywać na lewym brzegu Niemna. Ojciec pokoju, za jakiego uchodził Kazimierz Jagiellończyk, stwarza dobre warunki do zwiększenia zamożności swojego ukochanego Grodna, poprawienia jego kondycji ekonomicznej, w końcu nawet wyglądu zewnętrznego. Wyznacza się ulice, porządkuje rowy kanalizacyjne. Na miejscu Zamku Dolnego wznosi się Dom Królewski, Zamek Obronny, górny zostaje odnowiony. Dobre sanitarne warunki, czystość podwórek i ulic stawia Grodno w szeregu najlepszych miast WKL.
Dzięki temu właśnie Grodno otrzymuje pełne prawo niemieckie, czyli magdeburskie. Józef Jodkowski twierdzi, że od tego czasu miasto ma wszystkie dystynkcje i przywileje wynikające z tego prawa: Ratusz, pieczątkę miejską i Herb. W herbie na pięciu polach widniały: Orzeł Biały, Pogoń, wspięty niedźwiedź, Archanioł z mieczem do góry, a na środku krzyż czerwony w polu srebrnym. Nad wielką tarczą znajdowała się korona królewska. Później Grodno zmieni herb, umieszczając w nim Jelenia św. Huberta. Ale monarchowie też ludzie. Bieda wisi nad rodziną królewską cały czas. W końcu stało się, 4 marca 1484 roku w Grodnie umiera królewicz Kazimierz. Będzie kanonizowany przez Papieża Leona X w 1521 roku. W osiem lat po śmierci syna umiera na Zamku Grodzieńskim król. Stało się to 7 czerwca 1492 r. Co do daty zgonu nie ma wątpliwości, natomiast miejsce ostatniej chwili dwóch Kazimierzów niektórzy uczeni poddają w wątpliwość. Chodzi o Dom Królewski, na miejscu którego później stanie Nowy Zamek. Wymienia się tu również Stary Zamek i Wilno.
Miasto kochali i wyróżniali…
Kazimierz Święty (1458-1484) – królewicz, syn Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki. Otrzymał staranne domowe wykształcenie i wychowanie. Jego nauczycielami byli Długosz i Kalimach. Ojciec wiązał pewne nadzieje monarchiczne z jego osobą dlatego, często dawał mu zlecenia państwowe, starając się zaszczepić u syna chęć panowania po nim. Królewicz wybrał jednak inną drogę, drogę służenia Bogu. Był bardzo pobożny i skromny co do zapotrzebowań osobistych. W każdą pogodę widziano go klęczącym u progu świątyń. Jeszcze za życia lud okrzyknął go świętym. Co do miejsca zgonu królewicza to naukowcy często wskazują na Grodno lub Wilno. Pochowany w kaplicy Katedry Wileńskiej. Kanonizowany został w roku 1522, ale dokumentalne potwierdzenie z Rzymu przepadło po drodze. Powtórna kanonizacja odbyła się w 1602 r. przez Papieża Klemensa VI.
Aleksander Jegiellończyk (1461-1506) – wnuk Jagiełły, syn Kazimierza, Wielki Książę Litewski, król Polski. To postać słabo pamiętana, trochę tajemnicza. Jako jedyny monarcha spoczął w podziemiu katedry wileńskiej. Łask na Grodno nie przelewał, a jednak sentyment do miasta miał. Za jego rządów połączono tu brzegi Niemna stałym mostem. Z tego mieszczanie mają wygodę, a magistrat dochody. Rozpoczęto, co na pewno było znacznym wyróżnieniem, bić litewską monetę. Tak przynajmniej twierdzą panowie cieszący się autorytetem tj. Narbutt i Jodkowski.
I najważniejsze, jak dowodzą współcześni naukowcy, prawo niemieckie, czyli magdeburskie, chyba jednak w 1496 r. nadał Wielki Książę Litewski Aleksander. Według tego prawa, obywatele wybierali Radę Miejską, która składała się z 11 rajców i Ławę z 12 ławników. Dwóch burmistrzów – a to niesłychany przykład tolerancji religijnej – powinni byli być odmiennego wyznania. Zazwyczaj potem byli to katolik i prawosławny. Jaki to mądry krok na pograniczu wielowyznaniowego państwa. Funkcje swoje, czyli prezesowanie Radze Miejskiej, burmistrzowie pełnili na przemian. Posiedzenie Rady prowadził jednak wójt, który swoje stanowisko zawdzięczał osobie koronowanej. Z czasem mógł to czynić jego zastępca, landwójtem nazywany. Zgodnie z tradycją i potrzebą prawa, na głównym Rynku miasta wzniesiono Ratusz. Zakony bernardynów i augustynów otrzymały fundusze na budowę klasztorów. Skromne kroki katolicyzmu w grodzie nadniemeńskim.
Za panowania Aleksandra stała się też na Litwie rzecz haniebna bo oto z Grodna wypędzono Żydów. Na skutki nie trzeba było długo czekać. Handel od razu pada z braku wyrobów rzemieślniczych, kupcy płacą myto na korzyść innych konglomeracji, miasto, z braku kapitałów, z roku na rok staje się coraz bardziej zaniedbane. W końcu trzeba było ujarzmić honor i z powrotem zaprosić Żydów. Co się tyczy króla Aleksandra, to ktoś plotkę historyczną na wiele wieków puścił, że nie miłował on Grodna. Prawda: nie mieszkał tutaj latami, nie siedział w baszcie, chociaż i był melancholikiem, wpatrzony w szary lub błękitny nurt Niemna. Jednak na pewno monarcha wobec swojego miasta był sprawiedliwy i nieraz hojny. A i małżonce swojej, kniaziównie moskiewskiej, która pozostała przy prawosławiu i chyba z tego powodu nie była koronowana w Krakowie, nadał na Grodzieńszczyźnie pokaźne dobra. Co do prawa magdeburskiego, aby państwa nie męczyć trudem umysłowym, świadomie wezmę na siebie odpowiedzialność i zaryzykuję twierdzenie, że to jednak król Aleksander potwierdził to prawo i uzupełnił je nadając nowe przywileje.
Aleksander Jagiellończyk został ożeniony z córką Wielkiego Księcia Moskiewskiego Iwana III – Eleną. Ale nawet to nie powstrzymało ekspansji Moskwy na ziemie WKL. Za jego panowania Litwa na korzyść wschodniego sąsiada straciła 25 miast. Przekonało to jednak dotychczasowych przeciwników połączenia Litwy z Polską. Za króla Aleksandra proces jednoczenia przyspiesza w obu tych krajach. Już w tamtych czasach używano w nich wspólnej nazwy Rzeczpospolita. Ale na prawne potwierdzenie jedności trzeba będzie jeszcze zaczekać. Jednocześnie za panowania Aleksandra poczyniono znaczne ustępstwa wobec szlachty (przywilej 1492 roku). Zwiększa się jej rola w polityce zagranicznej i wewnętrznej kraju. Tworzą się podwaliny szlacheckiej swawoli.
Z dokumentów i legend
Przywilej Wielkiego Księcia Litewskiego Aleksandra na posiadanie sadu na kałożyskim pagórku nadanego mnichom klasztoru Borysa i Gleba (fragment):
„Sam Aleksander, z łaski Bożej, król Polski, Wielki książę Litewski, Ruski, Pruski, Żmudzki i innych panu Wileńskiemu, namiestnikowi grodzieńskiemu, księciu Aleksandrowi Jurjewiczowi i innym namiestnikom naszym horodeńskim, kto po tym od nas Grodno będzie trzymać. Bił nam czołem Ihumen świętego Borysa i Hleba w Grodnie i prosił u nas sad nasz na Kołoży na brzegu Niemna dla cerkwi Bożej i my ten sad na Kałoży na brzegu Niemna dla cerkwi Bożej świętych Borysa i Hleba na wieczne czasy przekazujemy…”
Czym można było zadziwić mieszczucha grodzieńskiego za króla Aleksandra lub Zygmunta Starego: pożarami, wojnami, kłótniami szlachty, najazdami? Chyba nie. A jednak kiedy Michał Gliński 2 listopada 1508 roku morduje Jana Zabrzezińskiego, wojewodę Trockiego, w jego własnym pałacu pod Grodnem (w Grodnie), obywatele miasta byli wstrząśnięci. Czegoś takiego w mieście jeszcze nie było, żeby ludzie o tak znacznej fortunie, o tak szlachetnych rodach tłukli się jak pospólstwo. Gliński, faworyt Aleksandra Jagiellończyka, pogromca tatarów pod Kleckiem, człowiek za pan brat z wieloma osobami krwi królewskiej w Europie – podrywa swój dwór oraz rodzinę i ucieka. O co tak naprawdę chodziło? O miasto Lidę! A także o miejsce przy tronie nowego monarchy Zygmunta Starego. Zazwyczaj kiedy nowy król otrzymywał dystynkcje władzy, w jego pobliżu było bardzo tłoczno. Sprytny był ten Gliński, potomek władców stepowych – doleciał do Moskwy i podburzył ją przeciwko Litwie i Polsce. Ale w najstraszniejszym śnie na pewno nie zobaczył, co go tam czekało. Chociaż wydał bratanicę za cara, loch i śmierć w nim go nie ominęła. Wschód nie leczy, a kaleczy. Na pewno wspominał Polskę i Litwę, a Grodno, swoje dobra, to już na pewno. Miał na to wiele czasu.
Zygmunt I potwierdza przywileje miasta i nadaje inne. Uwalnia miasto od jurysdykcji zamkowej, a kupców miejskich, handlujących z Prusami od opłaty cła na Niemnie. Zabrania usuwać spowrotem na wieś chłopów przesiedlonych do miasta. Potwierdza prawo magdeburskie. Stary, to znaczy ostrożny, nie lubił za dużo wędrować i hucznie balować. Nie zdarzało się to przynajmniej w Grodnie. Bona Sforza d’Aragona, królowa Bona, postać w historii Polski niejednoznaczna, kontrowersyjna. Ta we wrzątku była kąpana przy urodzeniu. Przez całe życie hasała po państwie w poszukiwaniu zgubionej złotówki. Do dziś niektórzy wytykają jej śmierć nielubianej synowej Barbary Radziwiłłówny. Kobieta o nieokiełzanym temperamencie, mądra, uparcie dążąca do celu, a przy tym porywcza, nie omijała grodu nad Niemnem. Na pewno nie z miłości parła na Litwę, na Niemen, a z prostej przyczyny – dla zysku.
W ziemi grodzieńskiej, a i nie tylko bo także wszędzie dookoła gdzie były dobra królewskie oraz włości jej nadane, urządza rewizje i ustala kontrolę. Dość często ta koronowana osoba procesuje się. W Grodnie z Radziwiłłami w Łunnie z Sapiehami o nadużycia skarbowe w tych włościach danych im w posiadanie terminowe jako starostwa. Nie uważała za ujmę dla siebie wnikanie w drugorzędne, najdrobniejsze nawet szczegóły spraw społecznych i gospodarczych. I tak w 1541 roku pospólstwo grodzieńskie podaje skargę na nadużycia władzy przez miejskich burmistrzów. Królowa nie zwlekając nakazuje zbadanie tej sprawy. Po wyjaśnieniu jej nakazuje w przyszłości grodzieńskim burmistrzom i rajcom corocznie skł/padać pisemne sprawozdanie ze swojej działalności finansowej, dokumentami potwierdzone. Dbała też o samo miasto, centrum królewskiego starostwa.
Z dokumentów i legend
W trosce o miasto (fragment jednego z dokumentów wydanych przez królową Bonę):
„Nakazujemy nadto, aby książęta, baronowie i szlachta w mieście naszym grodzieńskim domy, role i place mające, którzy by osobliwym listem naszych Książąt, Królów i Wielkich Książąt Litewskich wyjęci nie byli, podatki miejskie płacili, a ciężary za równo z mieszczany naszemi ponosili”.
Za czasów Zygmunta Starego w Grodnie powstaje jeden z najstarszych sądów ziemskich w WKL. Pokorny, kochający małżonek Bony, przyciśnięty jej burzliwą energią, pozwala jej w Grodnie samej mianować sędziów ziemskich i starostów oraz mieszać się w inne także sprawy państwowe na Litwie. Szlachta, a szczególnie magnateria, nie jest tym zachwycona. Gdzie może tam powstrzymuje furię przyozdobioną królewską koroną. Udaje się to nieczęsto, za to pośmiertna obraz królowej, chef d’oeuvre to jej udana pomsta na przyzwyczajonych brać królewskie jak swoje, rządzić Rzplitą przede wszystkim dla własnego zysku i swawoli.
Potwierdzając wszystkie przywileje, królowa Bona nadaje miastu nowy herb, czemuś tylko wyznacza do tego Kozła, który już reprezentował przecież Lublin. Ta informacja rodzi wątpliwość, czy do tego czasu naprawdę istniał herb w postaci Jelenia Świętego Huberta, nadany – jak twierdzi Józef Jodkowski – przez Kazimierza Jagiellończyka. O tym jeleniu, w innych materiałach historycznych kategorycznie twierdzi się, że to zwierzę Bony. Co nam tedy robić z tym Kozłem? W tym samym czasie, jak już stwierdziliśmy powyżej, zaprowadzono w Grodnie Sądy Ziemskie. To rzecz nadzwyczajnej wagi dla całego kraju. Były to najstarsze sądy tego rodzaju na Litwie. Ich utworzenie dowodzi, że prawo tutaj stawało się normą życia narodu (szlachty).
Król z torbą nie chodził…
Ciekawie w tym okresie prezentowały się stołowe dobra monarchy, czyli starostwo królewskie (później ekonomia). Miało one 181 osad, gruntów do niego należało 3.773 włoki (aby przedstawić to w hektarach – pomnóżmy przez 21). Poza tym 5 puszcz: Sokolsko – Nowodworska, Przełomsko – Perstuńska, Stryjewsko – Berstańska, Białowieska i Żuwityńsko – Olicka. Ekonomia dzieliła się na 11 dworów, które były podzielone na gminy i wójtostwa. Dochód roczny z tego w pieniądzach wynosił 2.749 kop groszy litewskich. W latach 1556-60 królewscy mierniczy S.Dybowski i L.Wojna dla historii grodu nad Niemnem uczynili szczególnej wagi rzecz. Otóż wymierzyli oni wszystkie place i ulice miasta, wykreślili plany, wpisali do inwentarza właścicieli posesji. Według nich, a innej prawdy nie znamy, było wtedy tutaj 716 domów, zazwyczaj drewnianych, gdzie parter służył do celów gospodarczych lub produkcji rzemieślniczej. Ulice, a oznaczono ich 33, niektóre brukowane, w większości miały nazwy miast lub siedzib, do których prowadziły. Rynków było 3, następnie dom i zamek królewski, 9 cerkwi, 2 kościoły (Farny i Świętego Ducha), synagoga i ratusz.
Szczęśliwym trafem złożyło się, że w tym czasie i to podczas sejmu w Grodnie znalazł się malarz Hans Adelhauser, który uwiecznił miasto tamtych dni podczas spotkania kanclerza Wołowicza z posłami z Moskwy. Dodajmy, że nie tylko w czasie sejmowym grodnianie mogli podziwiać u siebie egzotyczne poselstwa mołdawskie i tureckie. Ilustruje to sztych Adelhausera i M.Zundta, gdzie na tle panoramy miasta spotyka się poselstwo moskiewskie. Rycina piórkiem przez kilka wieków będzie zdobiła ściany mieszkań grodnian. Tutaj widać jak malarz skrupulatnie i dokładnie chce przekazać współczesnym i potomnym urok tego miasta wschodniej Europy. Jedno tylko zastrzeżenie: Niemen u niego popłynął w odwrotnym kierunku. Czyżby stało się to z tego, że człowiek ten mocy miodu litewskiego nie znał, a ten nie tylko z nóg walił ale i w słabej głowie zawracał.
Zygmunt August, młodzieniec mądry i oświecony, potwierdza wszystkie przywileje nadane przez Jagiellonów. Pozwala mieszkającym wznosić domy na lewym brzegu Niemna. Za jego czasów buduje się, wykańcza lub odnawia wiele kościołów.
Unia Lubelska powstała z prawdziwej potrzeby Polski i Litwy, otworzyła drzwi Kościołowi katolickiemu i Polakom na wschód. To nie znaczy, że żywioł polski zalał całe WKL. Rozpoczęły się jednak wpływy polskie na wschodzie i również Grodno w naturalny sposób nie ustrzeże się tego. A czy trzeba było? Różne stwierdzenia historyków litewskich, białoruskich i polskich mogą zawrócić w głowie. Przejdziemy obok ich sporów stwierdzając tylko jedno: że było to dzieło życia Zygmunta Augusta.
Ich witano w Grodnie…
Michał Gliński (1470-1534) – działacz państwowy, dowódca wojsk WKL. Potomek chanów tatarskich. Dwanaście lat wędrował po dworach europejskich zdobywając wiedzę wojskową i wykształcenie. Był przyjacielem króla Aleksandra. Sposobem życia i zachowania się przy dworze monarchy zjednoczył przeciwko sobie wielu wrogów. Możnawładcy litewscy bali się, że po śmierci króla może uzurpować sobie władzę w WKL. Jego zwycięstwo nad Tatarami w 1506 r. pod Kleckiem wzmocniło te obawy. I chyba mieli słuszność, sądząc po jego późniejszym życiorysie… Magnaci na czele z Wojewodą Wileńskim Janem Zabrzezińskim zażądali sądu, aby pozbawić Glińskiego wpływów. Zygmunt Stary go nie obronił. Wtedy Gliński zebrał rodzinę, wierną mu szlachtę, wojsko nadworne i wzniósł bunt, mordując swojego głównego wroga Zabrzezińskiego i uchodząc do Moskwy. Tam otrzymuje znaczne przywileje. Wychowanie europejskie i wolności szlacheckie na Litwie i w Polsce pędzą go jednak spowrotem. Pojmany przez cara, zostaje wrzucony do lochu, gdzie spędzi resztę życia. I to pomimo, że jego bratanica Helena Glińska zostanie matką pierwszego cara Rosji Iwana IV Groźnego.
Bona Sforza (1494-1557) – Włoszka, druga żona Zygmunta Starego, królowa Polski, matka Zygmunta Augusta. Mieszała się do rządów, prowadziła walki z litewskimi magnatami, szczególnie z Gasztołdami, Sapiehami i Radziwiłłami. W swoich majątkach na obecnej Białorusi w latach 1552-1555 przeprowadziła reformę, osadzając chłopów na włókach. Uparła się przeciwko ożenkowi syna z Barbarą Radziwiłłówną i była potem podejrzewana o otrucie synowej. Po tym wszystkim, załadowawszy skarby na 29 wozów, Bona wróciła w 1556 roku w rodzinne strony, do włoskiego Bari. Grodno po swojemu lubiła (jeżeli w ogóle zdolna była do takich uczuć), obdarzając je królewską troską.
Sebastian Dybowski (zm. ok. 1565) – dworzanin królowej Bony, po niej – Zygmunta Augusta. Z polecenia swojej chlebodawczyni przeprowadzał lustrację majątków Starostwa Grodzieńskiego. Królowa wprowadziła nawet tutaj specjalny urząd „sprawcy dworów Starostwa Grodzieńskiego”, co w mniemaniu „mądrej baby” miało skupić w jednych rękach gospodarkę finansową, zapobiec nadużyciom i złodziejstwu. Bezpośrednio w zarząd Dybowski otrzymał trzy dzierżawy – Nowodworską, Malowicką i Jeziorską. Później dochodzi do tego dzierżawa Ostryńska. Zygmunt August razem z Ławrynem Wojną powierzył mu w 1558 r. przeprowadzić „pomiary włóczne” w całym Starostwie Grodzieńskim. To była wielka praca. Rezultaty jej drukiem wydano dopiero w latach 1881-1882 w dwóch tomach. Praca mierniczych, z punktu widzenia historii gospodarki, jest trudna do przecenienia. Z Grodnem Dybowski był związany urzędowo i majątkami.
Wawrzyniec (Ławryn) Wojna (zm. ok. 1580) – starosta grodzieński, dzierżawca Kraśnika, Kwasówki, pisarz królewski, podskarbi nadworny WKL w latach 1569-1576. Trzykrotnie posłował na Sejmy RP. Był człowiekiem energicznym, spędzającym życie w pracy. Robiąc karierę (tak by brzmiało to dzisiaj) nie zapominał o swojej wygodzie, powiększając majątek. Między innymi posiadał place w mieście oraz majątki: Łososin, Świsłocz, Putryszki, Meratycze, trzymał w dzierżawie Indurę. Miał dobra i na Nowogródczyźnie. Z tego wystawiał na wojnę 35 koni (jeźdźców). Miał trzech spadkobierców płci męskiej, którzy, tak jak i ich potomkowie, pokazywali się na nieboskłonie historycznym. Jednak Ławryna chyba już potem nikt nie przeskoczył.
Z Polakami pod rękę
Trzeba zaznaczyć że Grodno w latach 70-ch XVI stulecia jest już miastem znanym nie tylko w Polsce ale i na zachód od niej. I tak – w II tomie wydania G.Brauna „Civitates orbis terrarium” („Miasta ziemskiego świata”, Koln – 1575) gród nadniemeński jest przypomniany w świetnej kompanii najwspanialszych miast świata. Ten glejt poszanowania został chyba trochę na wyrost wydany. Natomiast naprawdę szeroki rozgłos Grodno zdobyło dzięki Stefanowi Batoremu. Przypadli sobie nawzajem do serca od pierwszego spojrzenia. Latem 1579 roku słynny Madziar z pagórka zamkowego pilnie obserwuje okolice. Uśmiecha się. Co wzruszyło serce tego twardego rycerza? Piękno grodzieńskich landszaftów, a może, co prawdopodobniejsze, militarne ustawienie zamku i grodu.
Natychmiast, to znaczy tego samego lata, zaczyna się przebudowa starych murów witoldowych. Jednocześnie architekt Scotto na rynku miasta wznosi pałac królewski nazywany potem „Batorówką”. Obwarowawszy się, zagospodarowawszy teren, tutaj z Grodna będzie król rozpoczynać wyprawy na potężne państwo carów Rosji. W 1580 r. na terytorium WKL gromadzi się wojsko, ruszają kawaleria, oddziały kwarciane, ciągnie artyleria, miesi błoto piechota. Idzie z Grodna Stefan Batory na Psków i Smoleńsk. Rezultaty tej wyprawy na Rosję dobrze znamy ze szkolnych podręczników, dlatego zaczekamy na Batorego w domu, nad Niemnem.
Po powrocie król nadaje miastu kolejne przywileje. Co najważniejsze, dbając o oświecenie młodzieży WKL zaprasza na ziemie litewską jezuitów. W Grodnie nadaje im place i obieca zbudować kościół murowany. Sam wykształcony, monarcha zaprasza najlepszych nauczycieli tamtego świata i czasów. Nie ustaje w działaniach. Tutaj w Grodnie planuje nowe wyprawy, przyjmuje posłów. Nie lubi próżnowania – w wolnych chwilach kłusuje tropami zwierzyny w Puszczy Grodzieńskiej. Wszystko kończy się 12 października 1586 r. Król umiera w Grodnie.
Władca hojny i nadzwyczaj mądry
Stefan Batory (Isztwan Batory) urodził się w 1533 r. na Węgrzech. Książę Siedmiogrodzki, przywódca polityczny i wojskowy. Od roku 1576 król Polski i Wielki Książę Litewski. Człowiek wysoce wykształcony, posługujący się kilkoma językami (ale po polsku nie rozmawiał…), wspaniały dyplomata, niepospolity talent militarny. Potwierdza równość Polski i Litwy w państwie federacyjnym. Zakłada kolegium jezuickie w Połocku (1581 r.), a dwa lata wcześniej akademię w Wilnie. Przez cały okres panowania troszczy się o naukę i rozwój kraju. Głównego wroga widział w Moskwie, a żeby być bliżej niego często przenosi się do Grodna. Odbudowuje zamek, poluje w puszczach litewskich. Zbiera wojsko i uderza na Iwana Groźnego odbierając mu Połock i Wielkie Łuki. Walczy pod Pskowem i w Inflantach. W Grodnie przyjmuje poselstwa ruskie i angielskie w 1584 r., odrzuca roszczenia szwedzkie, rozstrzyga sprawę mieszkańców Rygi, którzy nie przyjęli kalendarza gregoriańskiego.
Po śmierci króla w Grodnie na tym naszym Madziarze, jako pierwszym człowieku we wschodniej Europie, przeprowadzona została sekcja zwłok. Potwierdziła, że króla nie otruto, umarł na zapalenie płuc. Przez rok trumna Stefana Batorego znajdowała się w podziemiu Fary Witoldowej. Wraz wybraniem nowego monarchy, po roku zostanie przeniesiona na Wawel.
Gospodarni i zaradni
Tak. Grodnianie znani z tego byli. W roku 1627 Zygmunt III każe w mieście brukować ulice, a dla wozów z ładunkiem ustala podatek „brukowy”. Uwalnia również miasto od postojów wojska. Nie na długo bo to królewskie rozporządzenie było bardzo trudne do zrealizowania. W tym samym czasie ukończono budowę kościoła bernardynów. To za króla Zygmunta III wracający ze zwycięskiej wyprawy na Moskwę rycerze litewscy i polscy złożyli się po talarze od kopyta na ukończenie budowy. Nie możemy nie przypomnieć tutaj i króla Władysław IV. On to uczynił Grodno miastem znanym w sferach wyższej polityki europejskiej, przyjmując poselstwa z Wenecji i Branderburgii. W mieście wznoszą się klasztory dominikanów, brygidek i bazylianek, pałace magnackie i dwory szlacheckie. Magistrat dba o czystość ulic i podwórek. Miasto rozszerza się i w pierwszej połowie XVII stulecia staje się największym w zachodniej części Litwy. Co jakiś czas bierze na siebie funkcje drugiej stolicy WKL.
Powstają cechy, których doliczono się w tym czasie 14, rzemieślnicy wytwarzają 60 rodzajów towarów. Corocznie w mieście odbywają się 3 jarmarki, na których roi się od kupców swoich i zagranicznych. Cotygodniowe targi zadowalają nawet najbardziej zepsuty gust mieszczuchów. Pośród ogólnej biedy udaje się złapać promień nadziei, że życie ludzkie to nie tylko pożary i gwałt, ale i spokojna praca, dostatek materialny, odczucie spokoju, brak zagrożenia. Ogólny stan ekonomiczny Rzeczypospolitej jest ciężki, ale biedy zdawały się być daleko, póki na głowy mieszkańców nie zwaliła się nawała moskiewska. W 1654 r. w Grodnie i okolicy koncentrują się wojska koronne. Według rozkazów króla Jana Kazimierza, wały i mury miasta przygotowują się do obrony. Obywatele uzupełniają zapasy, robią schrony w lasach i bagnach podmiejskich. Skłóceni hetmani Radziwiłł i Gosiewski podają sobie ręce. Wszystko na nic, 22 sierpnia 1655 roku miasto zalewa rać moskiewska. Więcej jak 3 lata niewoli i pierwsza możność posmakowania przez dłuższy okres rządów przyszłych zaborców.
Trudno w to uwierzyć, ale pośród tego wielkiego chaosu udaje się coś tworzyć, siać i zbierać plony. Za przykład tego może służyć Starostwo Grodzieńskie. Założone w pierwszych latach wieku XV jest jedną z największych na terytorium Litwy gospodarek produkcyjnych. Oprócz Grodna wchodzą doń znane na Grodzieńszczyźnie miasteczka Przełom, Hoża (Oża), Oziory, Krynki, Odelsk, Nowy Dwór, Mosty, Skidel. Król nadawał zazwyczaj starostwa na określony termin za wierną służbę i zasługi okazane krajowi w trudnych czasach. W tej sytuacji bardzo ważne było w jakie ręce dostawało się starostwo – gospodarne czy wyzyskujące. W 1562 roku starostwo wnosiło w skarb państwa na utrzymanie wojska kwartę, to znaczy jedną czwartą część czystego zysku. Wyprzedzając czas, ale nie zrywając tematu powiemy, że w 1771 r. kwartę obliczano na 375 zł (choć nieco wątpimy w tę liczbę). Od roku 1775 kwartę na te cele podwojono. Starosta Grodzieński był również gwarantem egzekwowania prawa bo stał na czele sądu zamkowego. Na koronacyjnym sejmie 1588 r. podjęto uchwałę o zamianie starostwa w Ekonomię Grodzieńską, dochody z której szły na utrzymanie króla, dworu, wojska oraz inne potrzeby państwowe i monarsze, funkcje sądowe pozostały w rękach starostów.
Imiona z historii
Władysław Kierdej (zm.1647) – marszałek grodzieński, działacz sejmowy. Bracia Kierdej, od nazwy majątku Radziwonowicze, Radziwonowskimi zwani, są popularnymi politykami na Grodzieńszczyźnie w pierwszej połowie wieku XVII. Władysław, życiorys którego przedstawiamy, służbę rozpoczął jako urzędnik skarbu litewskiego. W 1630 roku widzimy go sekretarzem królewskim i podstarościm grodzieńskim, którą to godność otrzymał po swoim bracie Eustachym. Cztery lata później piastuje urząd pisarza ziemskiego grodzieńskiego. Marszałek izby poselskiej w roku 1644, marszałek grodzieński. Pochowany w kościele bernardynów w Wilnie.
Możni i bogaci – starostowie grodzieńscy: J.Holszański – był starostą w latach 1485-1504, J.Zabrzeziński (1505-1507), S.Kiszka (1508-1512), J.Radziwiłł (1514-1541), H.Chodkiewicz (1563-1569), K.Bekesz (?), A.Chodkiewicz (1576-1578), J.Zbarażski (1598-1608), T.Tyszkiewicz (1608-1618), K.Chodkiewicz (1632-1649), K.Sapieha (1649-1656), K.Pac (1690), K.Chreptowicz (od 1752), A.Tyzenhauz (1765–1780), F.Rzewuski (1780-1782), S.Poniatowski (1782). Wykaz ten niepełny – potrzebuje dopracowania.
Pierwsze sejmy i okrutne wojny
Za Jana Kazimierza trwa długoletnia wojna z Rosją i Szwedami. Najeźdźcy, innej wiary, za grzech tego nie licząc łupią kościoły i klasztory. Grabią mienie prywatne, mordują lud niewinny. Walki toczą się dookoła. Państwo i miasto pogrążone są w chaosie. Wyparci Rosjanie nie rezygnują. Potężny Chowański, o tak polskim nazwisku, staje się znów panem miasta, panem zgliszcz i wiatru niosącego smród spalenizny. Miasto kurczy się, popada w ruinę. Po Rosjanach przychodzą Szwedzi, ci też nie znają łaski dla pokonanych, potem znów Rosjanie. Miasto samo nie może podnieść się z kolan, dlatego Sejm Warszawski w 1661 roku decyduje:
Biorąc pod uwagę to, że miasto Grodno z folwarkami i przedmieściami całkiem jest zrujnowane i spustoszone to dla tego, żeby jego stan polepszyć, my zwalniamy mieszczan grodzieńskich i Żydów od podatków na 4 lata.
Przy wszelkiej szlachetności uczynku posłów ten gest sprawy nie mógł załatwić choćby z tej przyczyny, że w wojnach tego stulecia zginęła ponad połowa mieszkańców Grodna…
Pierwszy sejm Rzeczypospolitej w Grodnie odbył się w 1678 r. Panował w tamtym czasie miły nam Jan III Sobieski. Sejm trwał ponad trzy miesiące. Zostaje na nim ratyfikowana umowa pokojowa z Moskwą. Dla zmęczonego wojnami kraju było to bardzo ważne bo dawało, jak wiemy, krótki, ale bardzo potrzebny wypoczynek. Na tym sejmie z braku wygód w mieście szlachta masowo porzucała Grodno. Chyba w czasie tego właśnie sejmu w Grodnie zaczyna wychodzić pierwszy informacyjny biuletyn na ziemiach wschodnich RP: „Awizy Grodzieńskie”. I choć znaczne to było wydarzenie, w tamtych czasach chyba go nie zauważono, a dzisiaj też się tego nie docenia. Drukowany polskim słowem świat rozszerzał się poza Grodno i WKL. Wymiary 13 na 20, druk z obu stron. Niewielkie było to pierwsze pismo na Grodzieńszczyźnie, ale w sensie historycznym trudno go ująć w ramki kartki papieru.
Jedna fala nieszczęść nakrywała drugą. Podczas Wojny Północnej 1700-1721 miasto znalazło się w kotle walk, a że zwycięstwa Saksończyków i Rosjan z jednej strony, a Szwedów z drugiej (Polacy byli po różnych stronach) nie były trwałe i decydujące, miasto cierpiało od wszystkich. W tamtych czasach armie w znacznej mierze żywiły się tym, co zdobyły w rejonie działań wojennych. Ale co z wyżywienia można było zdobyć w Grodnie kiedy na przykład latem 1705 r. „ptaszęta” Piotra I obdzierają miasto do ostatniej kozy? Jesienią stacjonuje tu 10 pułków piechoty ruskiej, w pobliżu zaś jeszcze 6 pułków jazdy. Nad miastem krąży widmo głodu. Głód zimą pędzi niezwyciężone wojska Karola XI jak najdalej na prowincję, a i tam masłem chleba nie umaścisz, kury nie zarekwirujesz, bo nic już nie ma.
W warunkach pełnej anarchii w różnych dziedzinach życia Ludwik Pociej, podskarbi litewski, bije w Grodnie monety. W latach 1706-1707 pojawia się sześciogroszowy krążek, którego rewers prezentował podobiznę Stanisława Leszczyńskiego, zaś awers – herb z jego inicjałami „LP”, które to strona przeciwna, stojąca u boku Augusta Mocnego odczytywała jak „Ludu Płacz”. A odnośnie poprawienia stanu skarbu królewskiego przez grodzieńskie „szóstaki” historia jakby wody do ust nabrała…
Sejm Generalny 1717 r. w Grodnie chlebem wszystkich nie nakarmił, przeminął z hukiem i wrzawą. August Mocny flirtuje ze szlachtą, stara się pozyskać jej względy. Szlachta ze swojej strony domaga się usunięcia obcych wojsk z kraju. Rzeczpospolita wojen miała już po czubek głowy. Z tych grodzieńskich flirtów i chęci urodziła się wspaniała rzecz: zostaje przyjęta uchwała o stałym wojsku. Doceniając tragizm sytuacji szlachta zgadza się płacić podatek wojskowy. Epilogiem wszystkich nieszczęść tamtego okresu był dla Grodna pożar w 1720 r. Po nim wyniszczone do szczętu miasto zostaje zwolnione przez Augusta II od podatków i poborów wojskowych.
Imiona z historii
Podczas Wojny Północnej przez dłuższy okres w Grodnie i okolicach zabawiali: August II Mocny (1670-1733) – król Rzeczypospolitej, Piotr I (1672-1725) – imperator Rosji, Karol XII (1682-1718) – król Szwecji.
„Mojżesz” grodzieński
W drugiej połowie tak tragicznie rozpoczętego wieku znajdują się jednak w Rzeczypospolitej ludzie gotowi spróbować wyciągnąć państwo z polityczno – ekonomicznej anarchii i zależności od obcych państw z pomocą rzetelnej, opartej na zysku pracy. Czyli zaszczepić na ziemi grodzieńskiej kapitalizm, nowe stosunki ekonomiczne. Pomysłodawcą i realizatorem tej idei staje się podskarbi litewski Antoni hrabia Tyzenhauz herbu Bawół (1733-1785). Urodził się w Nowojelni koło Zdzięcioła. Uczył się w jezuickiej szkole przy Akademii Wileńskiej. Rok 1761 – poseł na Sejm Warszawski z powiatu grodzieńskiego. Dalej kariera jego toczy się następującym torem: pisarz litewski, koniuszy litewski, podskarbi nadworny litewski, starosta grodzieński.
Od roku 1765 zarządza ekonomiami królewskimi na terenie dzisiejszej Białorusi. Będąc we Francji poznał Rousseau, z którym korespondował. Szeroko znany mecenas kultury i sztuki, przyjaciel króla Stanisława Augusta z jego lat młodzieńczych, należał do najwybitniejszych osób w otoczeniu monarchy. Człowiek o niespożytej energii i nieokiełzanej fantazji. Hrabia obiecuje królowi trzykrotnie zwiększyć zyski z grodzieńskiej ekonomii. Wiecznie zadłużony Stasio zrobił to, co umiał najlepiej: ano dał się skusić. Nawet w tamtych czasach olbrzymich magnackich ordynacji ówczesne starostwo prezentowało się okazale.
Ekonomia – dawne starostwo
W roku 1780 Ekonomia Grodzieńska składa się z „guberni”: Janowskiej, Dąbrowskiej, Sokolskiej, Krynkowskiej, Kwasówskiej i Jeziorskiej. Posiada 49 kluczy, 24 folwarki (mało jak na tyle kluczy?), 13 miast, 362 wioski oraz 5 puszcz: Sokolsko-Nowodworską, Perstuńsko-Przełomską, Stryjewsko-Biersztańską, Białowieską i Łużycko-Olicką. Gruntów w składzie ekonomii doliczono się 155 tysięcy ha, mieszkańców naliczono ponad 40 tys. Trzeba zaznaczyć, że hrabia Tyzenhauz był administratorem aż trzech ekonomii królewskich: do Grodzieńskiej dochodziły Mohylewska i Szawelska.
Sam hrabia Antoni liczy na to, że rzetelną, nowoczesną pracą można Rzeczpospolitą naprawić i od upadku uratować. Jest bystry, pomysły z czaszki na język sypią się mu jak groch z worka. Zapaleniec, mówiono że spał tylko kilka godzin na dobę. Nie dziewuchy go zajmowały, a praca i wielkie cele, Ojczyzna spadajaca w przepaść, która wyciągała ręce wołając o ratunek. Ciągnie więc pan podskarbi kapitalizm do Grodna. Zaprasza fachowców z krajów obcych, zakupuje nowoczesne urządzenia, zakłada 18 manufaktur, w których zatrudnia 3 tys. pracowników. Dba o postęp w naukach otwierając uczelnie zwyczajne i specjalne. Szkoły: akuszerską, weterynaryjną, kreślenia i malowania, księgowości i rachunkowości oraz miernictwa i budownictwa. I jeszcze, i jeszcze. Niektóre były rzadkością nawet w skali całego państwa.
W okresie swojej działalności starosta wznosi 85 budynków (do dziś pozostało 7), w większości gospodarczych. Gromadzi książki, dzieła sztuki, przedmioty muzealne, wydaje pierwszą na terenach współczesnej Białorusi prawdziwą gazetę pod tytułem „Gazeta Grodzieńska”. Teatr, balet, kapela, orkiestra stają się w mieście zjawiskami codziennymi. Po słynnym brewe papieża Klemensa XIV znoszącym zakon jezuitów, w ręce starosty wpada drukarnia, w której drukowanych będzie wiele prac naukowych.
Zaproszony przez hr. Antoniego francuski naukowiec Joan Gilbert prosto z bryczki bierze się do pracy. Dzieła jego serca to szkoła medyczna, ogród botaniczny i muzeum historii naturalnej, w którym zgromadzono około 10 tys. eksponatów. Sam profesor służy przykładem największego oddania pasji życia – nauce. Łączy w sobie wielkie natchnienie i ogromną pracowitość. Te cechy charakteru stara się zaszczepić swoim studentom, których miał sporo w Grodnie, a potem w Wilnie. Zgodnie z umową, starosta powinien był corocznie wypłacać Gilbertowi, poczynając od sierpnia 1775 r. 125 luidorów oraz dać mieszkanie z opałem i światłem. Nie zapomniano w tej umowie także o madame Gilbert. Utrzymywano dla niej lokal i służącą, choć nie wiadomo jak zniósł to hrabia, który był znanym skąpcem. I to jeszcze nie koniec bo i parę rumaków i pojazd, wszystko dobrze utrzymane na koszt starosty wywozili państwo profesorstwo w świat. Czy wywiązywał się hrabia ze wszystkich tych zobowiązań? Znając jego słabostki i skłonność do zaciągania długów oraz składania obietnic na wyrost, sądzimy, że raczej nie.
Ziemia pęka pod Najjaśniejszą Rzecząpospolitą, a w Grodnie Antoni hr. Tyzenhauz, jak ślepy i głuchy na to wszystko, buduje, zakłada, stara się sklecić, połączyć to, na co historia i los wydały już wyrok. Dzięki pracy i kulturalnej działalności starosty Antoniego miasto tymczasem wybija się na centrum kultury, nauki, szkolnictwa i przedsiębiorczości na Litwie. Mądrzejsi o kilkaset lat dostrzegamy dziś wiele błędów i niedociągnięć w eksperymencie grodzieńskiego reformatora. Nie mógł nastać raj w państwie dzięki jednej, choćby kwitnącej, królewskiej ekonomii. Rozwój i postęp nie lubią dyletanctwa, tak jak i przedwczesnego porodu. Wszystko pęka, ale cała praca nie poszła na marne, pozostał historyczny ślad i doświadczenia, które same nie przychodzą.
Imiona z historii
Szlachetny plon hrabiego Tyzenhauza:
Joan Emanuel Gilbert (1741-1814) – naturalista, chirurg, anatom z Karet koło Lion, Francja. Pracował w Grodnie i Wilnie.
Jan Becu (1741- ?) działacz gospodarczy w Ekonomii Królewskiej, radca, dyrektor komory celnej. Nobilitowany na sejmie grodzieńskim w 1773-1775 r.
Maria Malewicz (1767- ?) – popularna w swoim czasie tancerka teatru grodzieńskiego A.Tyzenhauza. Potem teatru królewskiego w Warszawie.
Kazimierz Skibiński (1786- ?) aktor o nadzwyczajnym talencie. Karierę baletową rozpoczynał w Grodnie w teatrze starosty Tyzenhauza.
Józef Markiewicz – geometra, autor planów miasta i Horodnicy. Założył szkołę mierniczych.
A co z samym hrabią, „Mojżeszem” grodzieńskim, kawalerem Orderu Świętego Stanisława, patriotą, wielkim Polako-Litwinem? Uchodzi żebrakiem, atakowany przez wierzycieli. Wyjeżdża do Brasławia, żeby tam kontynuować kapitalistyczny eksperyment. Potem widziano go w Warszawie w stanie ciężkiej choroby. Po śmierci powraca na Grodzieńszczyznę, żeby na wieki spocząć w podziemiach kościoła w Żołudku. Miłe Grodno na wyciągnięcie ręki. I tutaj szalony hrabia robi nam pośmiertnego figla: jego trumny i prochów nikt tam nigdy nie odnalazł!
Z dokumentów i legend
Adam Kirkor, publicysta, krajoznawca, wydawca na Litwie, napisze o Antonim hr. Tyzenhauzie:
Do liczby najwspanialszych działaczy okresu panowania Stanisława Augusta należy Antoni Tyzenhauz, Wielki Podskarbi Litewski (…). Intrygi, zazdrość, a osobiście słabość charakteru Króla zgubiły Tyzenhauza i wszystkie jego poczynania nie przyniosły spodziewanego plonu…
Zazdrośnicy, między którymi byli, niestety, także bratankowie króla: Stanisław i Józef, bohaterscy, docenieni przez potomnych, a szczególnie Rzewuski, przejąwszy zwierzchnictwo nad Ekonomią Grodzieńską, każą fabryki zamknąć. Rzewuski rujnuje, przez własną miernotę, to co nazywano cudem w Grodnie. W roku 1780 hrabia Antoni zostaje odsunięty od działalności gospodarczej pod pretekstem długu w wysokości 10 milionów złotych polskich zaciągniętego przez króla w Holandii, który to dług Tyzenhauz powinien był spłacać z dochodów Ekonomii.
Ostatni Sejm RP i pierwszy zryw narodowy
Sejmy grodzieńskie, a po 1673 roku każdy trzeci sejm w RP miał odbywać się na Litwie, w swojej miażdżącej liczbie były zrywane. Po raz pierwszy uczynił to tutaj w 1688 r. poseł Dąbrowski. Wykorzystując prawo liberum veto szlachecka demokracja bywała często górą nad rozsądkiem i potrzebą kraju. Polskie „nie pozwalam” wykrzyknięte łaciną, stało się prawdziwą plagą całego narodu RP. Ono to sprzyjało przekupstwu, moralnej degrengoladzie posłów, a po nich i urzędników państwowych. W końcu zwyczajne warcholstwo i chęć pokazania się pchały niektórych wybrańców szlacheckiego narodu do zdrady interesów Państwa. Brak kultury osobistej i niski poziom edukacji zazwyczaj nie mogły dobrze służyć ludziom obarczonym odpowiedzialnością za los narodu.
Sejm Czteroletni (1788-1792) przyjmuje konstytucję 3 maja 1791 roku. Likwiduje ona autonomię WKL. Państwo zostaje zjednoczone, ma jedną władzę, jedno wojsko, jeden budżet. Konstytucja 3 maja znosi „liberum veto”, szlacheckie konfederacje i prawo wyboru monarchy. W tym czasie szlachcic mógł stać za ladą, a mieszczanie zajmować posady wojskowe i państwowe. Według nowego prawa, Państwo powinno było w krótkim okresie zostać zreformowane. Cóż, zaczęło się: Polska silna, bez szlacheckiej anarchii sąsiadom była niepotrzebna. Obrońcami „szlacheckich wolności” i „demokracji” stają się sąsiedzi, u których panuje w tym czasie absolutna monarchia. Polscy magnaci, jak wiadomo, zawiązują konfederacje, z historii pamiętamy targowicką. Los prowadzi RP ku niedobrej pamięci Nadzwyczajnemu Sejmowi z 1793 r. Wysoka Izba przemilczała, zostawiając potomnym na najbliższe 120 lat, rozwiązywanie tragicznego dylematu wolności Ojczyzny, zaprzepaszczonej w Grodnie.
Zjechało się ludu co moc. Gdzieżby to widziano, że wynajęcie pokoju kosztowało nieomal 3 dukaty. Jakob Sievers, główny reżyser owego „teatru marionetek” zatrzymał się w pałacu Antoniego Tyzenhauza na Horodnicy, wydając rauty i bale. Arystokracja polska i litewska całowała się z zaborcami. Był to pocałunek Judasza, pocałunek przestępcy zdradzającego interesy własnego narodu. Wykwintne flirty mężczyzn, zaniedbanie noszenia koszul i włożenie sukien greckich podczas nieustającej maskarady (moda z Francji) odsłaniały to, co ogląda się ze śliniącym się pyskiem i pocącym się ciałem. Kurtyzany wielkoświeckie doświadczenie miały znakomite.
Z dokumentów i legend
Fragmenty kroniki sejmowej:
21 czerwca – omawiane są noty wysłanników.
13 lipca – zatwierdzono akt demarkacyjny granic pomiędzy Rosyjskim Imperium i Królestwem Pruskim.
17 lipca – przemówienie króla Stanisława Augusta, w którym monarcha radzi posłom podporządkować się zaistniałej sytuacji.
19-22 lipca – zawarto traktat między Rosją i Polską.
17 sierpnia – Sejm ratyfikuje traktat oddając Rosji obszar pozostałych ziem województw: witebskiego, połockiego, mińskiego, część Nowogródczyzny, część ziemi brzeskiej, powiaty oszmiański i brasławski. W tym samym czasie 8 posłów, m.in. stolnik kowieński Józef Kimbar, oskarżyli króla i czeladź Sieversa o zdradę.
2 września – Jakub Sievers nasila rygor wojskowy, zamykając wyjazd z miasta i wyjście z sali posiedzeń w Nowym Zamku.
15 września – Konfederacja Targowicka zlikwidowana, powstaje Konfederacja Grodzieńska.
23 września – Rosjanie aresztowali najaktywniejszych patriotycznych posłów: Krasnodębskiego, Szydłowskiego, Mikorskiego i Skarżyńskiego. Zaczynają się debaty nad projektem umowy z Prusami.
24 września o północy, przy całkowitym milczeniu posłów – „milczenie znak zgody” – dana została zgoda na podpisanie umowy z Prusami. Według niej, Prusy otrzymały prawie całą Wielkopolskę, część Mazowsza i województwa krakowskiego.
5-16 października – traktat połączenia Królestwa Polskiego z Rosją. Rosja stawała się gwarantem polskiej Konstytucji. Głosowano: 53 posłów za, 20 – przeciwko. Traktat został zatwierdzony.
23 listopada – ostatnie posiedzenie. Konstytucja, która powtarzała Konstytucję z 1775 r. z dodatkiem niektórych punktów Konstytucji 1791 r. zostaje przyjęta. Tragikomedia skończona, kurtyna opada. Główny reżyser – wysłannik Katarzyny II Jakob Sievers, sam niesamowita kanalia, podsumował:
W tym nieszczęsnym kraju… uczciwość być może chowa się gdzieś w chłopskich chatach, ale ja tej myśli, że ona bardzo daleka od dworu królewskiego, sejmu i całego świata ziemian.
Aby uprzedzić zbrojny zryw Polaków i Litwinów zaborcy musieli trzymać w Grodnie dość liczne wojska. Garnizon grodzieński liczył 6615 żołnierzy przy 20 armatach. Z pierwszym odgłosem powstańczych walk Tadeusza Kościuszki w Polsce, Jakub Jasiński podrywa Litwę. Generał Cycjanow wyprowadza wojsko carskie z miasta. Rosjanie boją się powtórki z Wilna, gdzie powstańcy zabrali do niewoli znaczną część garnizonu. Generał mści się nad mieszkańcami tym, że obarcza ich winą za zdradę i nakłada kontrybucje. Czeka przy gotowych do salwy armatach. Jak zbóje z wielkiej drogi zebrali monetą różną, a najwięcej drobną kopiejką ruską 101.552 ruble. Po tym carski generał się odczepił i przesunął wojsko w stronę Lidy.
Jeszcze 9 maja w Sokółce z inicjatywy Franciszka Bąfała przedstawiciele Grodna ogłosili założenie Komisji Porządkowej miasta. Przewodniczącym wybrano tegoż Bąfała, a na jego zastępcą Konopkę. Komisja podporządkowała się Litewskiej Radzie. Po wymarszu carskiego wojska, a z nim zgrai carskich czynowników Komisja Porządkowa przejmuje władzę w mieście. 30 maja 1794 roku, na rynku, przy entuzjastycznych okrzykach, ogłoszono Uniwersał Połaniecki Wodza Naczelnego Tadeusza Kościuszki. Duch wolności i niezależności zawitały nad stary gród królewski. Wkrótce sam przywódca powstania odwiedzi Grodno, gdzie po rozmowach z naczelnikami powstańczych wojsk litewskich odjedzie do Polski.
10 października 1794 r. miała miejsce przegrana bitwa pod Maciejowicami. Grzebano poległych, opłakiwano los Ojczyzny. Entuzjazm narodowy i piękne marzenia zamieniły się w ogólnonarodowy upadek ducha. W Grodnie od 23 sierpnia do 1 października pracuje Centralna Deputacja WKL – wykonawczy organ powstańców. Ona, choć i miała ograniczone prawa, a jeszcze mniejsze możliwości, to jednak pomagała w formowaniu litewskiego wojska, uzbrajając je i zabezpieczając prowiantem. W Deputacji zasiadały znane na Grodzieńszczyźnie osoby, takie jak J.Niesiełowski i A.Tyzenhauz.
Jak wiemy, wszystko wraca na swoje tory. 9 lipca 1795 r. w Grodnie pod kierownictwem Repnina, posła carycy Katarzyny II, powstaje Główne Kierownictwo Litwy. A 25 listopada 1795 r. król Stanisław August abdykuje, co pociąga za sobą trzeci rozbiór Rzeczypospolitej. Miną dwa lata i w atmosferze ogólnonarodowego przygnębienia w miastach Grodnie i Wilnie władze carskie odkryją spisek, na którego czele stoi Lubowiecki. Szaleńcy – chcieli powtórzyć wileński powstańczy wyczyn Jasińskiego. Duch Kresowiaka okazał się niezłomny, o czym zaborcom będą przypominać następne pokolenia.
Bronią, wiedzą, pracą stali w obronie Ojczyzny
Tomasz Wawrzecki (1759-1816) herbu Rola – działacz polityczny i wojskowy WKL, chorąży brasławski. Prawnik o wielkim praktycznym doświadczeniu, poseł na Sejm Czteroletni. Często odwiedzał Grodno w sprawach państwowych. W swoich majątkach zniósł poddaństwo, dał chłopom wolność, stał za prawami mieszczan. Zrezygnował z posady podskarbiego aby być niezależnym w swoich działaniach. Brał udział w wojnie polsko – rosyjskiej jako doradca gen. Judyckiego. Po odejściu wojsk litewsko – polskich w rejon Grodna proponował uderzenie na tyły wojsk rosyjskich niewielkimi oddziałami. Podczas powstania 1794 r. wszedł w skład Najwyższej Rady Litewskiej. Otrzymał od Kościuszki awans na generała – porucznika. W końcu września 1794 r. wyprowadza swoje oddziały ze Żmudzi i koncentruje w rejonie Grodna. Jest członkiem Rady Najwyższej w Warszawie. Po dostaniu się Tadeusza Kościuszki do niewoli zostaje wybrany naczelnikiem powstania. Po upadku Warszawy dostał się do niewoli. Pogrzebany w Widzach, rejon brasławski na dzisiejszej Białorusi.
Tadeusz Kundzicz (1747-1829) – profesor Szkoły Głównej Litewskiej. Pochodził ze szlacheckiej rodziny Daszkiewiczów, z której wywodzą się rody Kundziczów i Poczobuttów. Uczył się w Grodnie w szkole jezuickiej, później w Akademii Wileńskiej. Śluby zakonne złożył w roku 1762. Wykładowca, doktor nauk wyzwolonych i filozoficznych. Po kasacie zakonu, dzięki protekcji rektora M.Poczobutta zostaje profesorem matematyki Wyższej Szkoły Litewskiej. Wierzył że nauka, tak jak i dobra szabla, są potrzebne Ojczyźnie.
Józef Sacco – Architekt Jego Królewskiej Mości w Grodnie. Urodził się w Weronie w 1735 r., zmarł w 1798 r. Pochowany w Grodnie. Służył w wojsku w garnizonie grodzieńskim. W tym okresie zostaje nobilitowany. Mianowany architektem Komisji Skarbu WKL. Buduje i remontuje budynki rządowe, Pałac Królewski, rezydencje A.Tyzenhauza. Dużo budynków wznosi się według jego projektów w Wilnie i Postawach. Kieruje szkołą budowlaną założoną przez Tyzenhauza na Horodnicy. Wznosi pałace dla magnatów litewskich w Szczorsach, Świacku, Mosarzu, projektuje pałac Radziwiłłów w Wilnie. W roku 1775 projektuje iluminacje ratusza grodzieńskiego z okazji imienin króla. Sacco stale mieszka w Grodnie obok pałacu A. Tyzenhauza. Starosta zapisuje mu w testamencie coroczną pensję w wysokości 200 dukatów. Nie miał Sacco głębokich korzeni w Polsce i na Litwie jednak pracą swoją krzepił ducha narodowego, pokazując że nawet w tragicznej sytuacji można pomnażać dobra duchowe i materialne.
August Ludwik Becu (1771-1824) – profesor medycyny, ojczym Juliusza Słowackiego. Urodził się w rodzinie protestanckiej, przybyłej z Francji. Nauki pobierał w szkole wydziałowej w mieście rodzinnym i Szkole Głównej w Wilnie. Tutaj zdobywa zaszczyty i wszystkie swoje stopnie naukowe. W 1788 r. – złoty medal, rok później – doktorat z filozofii, w 1793 r. – doktor medycyny, w 1799 r. – profesor, a od 1806 r. – profesor zwyczajny patologii i higieny na Uniwersytecie Wileńskim. Pracuje w szpitalach, pierwszy na Litwie wprowadza szczepienie przeciwko ospie. Wydaje kilka prac naukowych. Jest wspaniałym lekarzem.
Po przeciwnej stronie barykady
Michaił Wasiljewicz Repnin (1734-1801) – książę, feldmarszałek, polityk Imperium Rosyjskiego. W 1763 r. – pełnomocny minister Rosji w Rzeczypospolitej. Organizował wybranie na tron RP Stanisława Poniatowskiego. Sprowokował zawiązanie konfederacji Słuckiej i Radomskiej. Załatwił umowę o „wiecznym pokoju” między Rosją a RP. „Troszczył się” o prawa dysydentów. Po zgładzeniu powstania 1794 r. zostaje głównodowodzącym siłami wojskowymi na dołączonych terytoriach. Wojenny gubernator guberni litewskich i białoruskich. Za wierną służbę Imperium był wielokrotnie nagradzany, między innymi otrzymuje w byłej Ekonomii Pińskiej 8454 chłopów (dusz), z których większość natychmiast sprzedaje.
Jakob Johann Sievers (1731-1808) – hrabia, polityk, działacz państwowy, senator Imperium Rosyjskiego, reżyser czarnego scenariusza ostatniego sejmu RP. Pochodził z Estonii, błyskotliwą karierą rozpoczął od niskich szczebli urzędniczych w ministerstwie spraw zagranicznych. Brał udział w rozpracowaniu wielu dokumentów polityki wewnętrznej państwa. Od roku 1789 ambasador Imperium w Rzeczypospolitej. Kontroluje sytuację wewnętrzną w Polsce i zachowanie się króla. Dochodzi do tego, że król pozwala mu cenzurować nawet swoją własną korespondencję. Ostatni sejm RP odbył się właśnie pod kontrolą Sieversa i zakończył się drugim rozbiorem RP. To „wielkie” dzieło tego człowieka pod dyktando carycy Katarzyny II.
W cieniu dwugłowego drapieżnika
Biografia Grodna pod zaborem rosyjskim zaczyna się od funkcji miasta powiatowego (1796). Minie pięć lat i zostanie założona gubernia, której centrum stanie się Grodno. Porównując z czasami późniejszymi rusyfikacja z początku nie jest aż tak dokuczliwa. Czynownik przyjeżdżający do miasta prędko polonizuje się lub zdobywszy fortunę odjeżdża tam skąd przybył. Język polski i prawo litewskie dają ułudę wcześniejszego życia. Jednak krzywda utraty państwowości i urażonego honoru boleśnie i nieustannie dręczą. Widok moskala czy kozaka z nahajką na ulicy, pędzi młodzież na zachód, do Legionów. Trzeba zaczekać, nabrać doświadczenia w innych armiach, aby dobrze służyć w walkach o swoją Ojczyznę.
Rok 1812 budzi u Polaków i Litwinów nadzieje na odzyskanie swojego niepodległego Państwa. W mieście wszystkie spojrzenia na zachód, rozmowy tylko o zwycięstwach Polaków u boku francuskiego cesarza. W czerwcu, przy ogólnym entuzjazmie, do Grodna wkraczają żołnierze Józefa Poniatowskiego razem z wojskiem francuskim Hieronima Bonapartego. Zbyt krótko zabłysnął ten promień nadziei nad Krajem i Miastem, żeby po 5 miesiącach zgasnąć na długi okres.
Pod sam koniec grudnia 1812 roku Grodno bez boju zajmują rosyjskie oddziały słynnego zagończyka i popularnego poety – huzara Denisa Dawydowa. Ten psycholog ludzkich dusz nie dążył bynajmniej do poznania duszy polskiej. Przepisy i odezwy wydane przez niego krzywdziły i poniżały godność mieszkańców pochodzenia polskiego. Od razu po zagarnięciu miasta generał – poeta na wszystkie tymczasowe stanowiska wyznacza Żydów, to robi nie z sentymentu do narodu wybranego, nie z chęci załagodzenia wiekowych krzywd, a z chęci poniżenia Polaków. Pierwsza jego odezwa głosi:
Ja wszedłem tutaj według pokojowej ugody, mogłem to zrobić z pomocą broni, ale uszanowałem honor swojego oddziału dla uratowania miasta, które należy do Rosji.
Dawno wiadomo, że faworyzowanie jednego narodu kosztem innych w wielonarodowym społeczeństwie, wiekowych krzywd nie wyrówna, a tylko podsyci antagonizmy. Władze carskie tę metodę poety – huzara przyjmą w stosunku do Polaków i zawsze będą dążyć aby narody skłócać i trzymać je w napięciu. Zresztą to polityka każdego najeźdźcy.
Okres wielkiej nadziei minął, ale w sercach wielu mieszkańców na całe życie pozostały wzniosłe, patriotyczne słowa wezwania marszałka Konfederacji w Grodnie L.Pancerzyńskiego i sekretarza J.Kamieńskiego nawołujące do wstąpienia rodaków w szeregi Wielkiej Armii Napoleona: Czas jest pokazać światu, że Polacy nie stracili tego ducha narodowego jakim się szczycili przodkowie nasi. Nadzieja umarła, legenda pozostała. Legendy Żółkiewskiego i Chodkiewicza, Kościuszki i Poniatowskiego, Traugutta i Piłsudskiego, tutaj, na Kresach Północno – Wschodnich będą krzepić ducha narodowego aż do dnia dzisiejszego.
Imiona z historii
Byli w Grodnie:
Józef Poniatowski (1763-1813) – książę, bratanek ostatniego króla, marszałek Francji. Naczelny wódz Księstwa Warszawskiego, wielki Polak.
Hieronim Bonaparte (1784-1860) – książę, król Westfalii, młodszy brat cesarza. Dowódca korpusu w pierwszej części kampanii moskiewskiej.
W 1816 roku gród nadniemeński liczy 9.873 mieszkańców. Po ciężkich czasach wojennej zawieruchy miasto zaczyna nabierać oddechu. Handel miejski wiruje na trzech rynkach. Ożywają jarmarki. Zauważalnie zwiększa się liczba kupców ze wschodu. Mnożą się ławki (sklepiki). Widać, że nawet drobniejsi handlarze starają się wleźć pod dach. Znaczy czują stabilność i wiążą ją z zyskiem w dłuższym okresie. Potwierdza to także liczba sklepów, których w Grodnie w tym czasie jest około 130. Po drugiej stronie lady można coraz częściej ujrzeć handlarza – chrześcijanina. Przedmiotem handlu są wyroby rzemieślnicze, produkty rolne i hodowlane. Atrakcyjny towar trafia na rynki miasta.
Ale choć handel rusza to uprzemysłowienie nadal spóźnia się. Czasy Antoniego Tyzenhauza wspomina się z łezką nostalgii. W pierwszej połowie XIX w. miasto dysponuje niewiele ponad 40-ma drobnymi przedsiębiorstwami bazującymi na pracy rąk. Skromnie, ale jednak rozwija się produkcja materiałów budowlanych, piwa, wyrobów tkactwa, wyrobów z drewna, produkcja świec. Własne warsztaty ma ponad 1000 rzemieślników. Zauważalne są i bardzo negatywne zjawiska. Jeżeli w Rzeczypospolitej głównym moczymordą był szlachcic to wraz z władzą rosyjską przychodzi pijaczek – urzędnik, pijaństwo nasila się także w środowisku biedniejszych mieszczan. W Grodnie jak grzyby po deszczu wyrastają traktiry (knajpy). Ponad 100 takich „piciejnych zawiedzienij” od samego rana do późnej nocy ma drzwi otwarte. Spijanie ludu, tak w carskiej jak i w sowieckiej Rosji trwało przez cały okres ich egzystowania.
Talentów polskich nie ubywa
Rajmund Suchodolski (1804-1831) – poeta, brat Januarego. Mieszkał w Grodnie i Rogoźnicy, nauki pobierał w gimnazjum w Swisłoczy. Służy w Ministerstwie Finansów w Warszawie. Zaciąga się do wojska. Bierze udział w Powstaniu Listopadowym, w którym ginie. Zdążył wydać zbiór pieśni wojskowych „Lubiane pieśni”.
January Suchodolski (1797-1875) – malarz batalista. Mieszkał w Rogoźnicy i Grodnie. Uczył się w Warszawie u Brodowskiego i w Rzymie u Verneta. Stworzył wiele obrazów o tematyce historyczno – batalistycznej, m.in. „Bitwa pod Raszynem”, „Bitwa pod Somosierrą”, „Przejście armii Napoleona przez Berezynę”. Brał udział w Powstaniu Listopadowym. Jego prace na Białorusi zachowały się w muzeum miasta Homla.
Antoni Hlebowicz (1801-1847) – filareta, historyk, pedagog. Urodził się w Grodnie. Uczył się w Grodnie (szkoła dominikańska) i w Wilnie. Pierwszą wydaną pracą był „Krótki zarys życia Witolda”. Drukował w gazecie „Dziennik Wileński”. Tłumaczył na język polski i ruski prace historyczne i naukowe. Od roku 1823 w Petersburgu, pracuje w ministerstwie oświaty, zajmuje stanowisko sekretarza kanclerza M.Rumiancewa. Podczas Powstania Listopadowego zatrudniony w kancelarii intendenta wojsk rosyjskich, był sekretarzem w sądzie gdzie sądzono powstańców. Później zostaje członkiem komitetu do spraw organizacji szkół w Królestwie Polskim i w krótkim czasie – wizytatorem szkół Królestwa. Od roku 1841 wydaje czasopismo „Pamiętnik religijno – moralny”. Przygotowywał też podręczniki dla szkół, tłumacząc z rosyjskiego na polski. W środowisku inteligencji uważano go za postać kontrowersyjną.
Teofila Józefowicz – skrzypaczka, urodziła się w roku 1826. Rodzice zmarli wcześnie, pozostała na wychowaniu starszego brata. Naukę gry na skrzypcach rozpoczęła w 5 roku życia. Po dwóch latach koncertowała publicznie. W latach 1838-1841 doskonali się muzycznie w Petersburgu. Jest coraz szerzej znana i po latach staje się sławna. Karierę muzyczną kontynuuje przez 30 lat. W Warszawie po raz pierwszy dała koncert w 1843 r. zbierając pochlebne opinie publiczności i krytyki.
Sprzeciw nie ustaje
Duch wolności nie porzuca Kraju. Podczas Powstania Listopadowego Grodno zaludnione jest wojskiem rosyjskim. Zostaje ogłoszony stan wojenny. Mając olbrzymią przewagę w sile zbrojnej zaborcy nie dają grodzieńskim patriotom żadnej szansy. Ale młodzi ludzie, którym kilka lat temu zabrano prawo uczenia się na uniwersytetach zagranicznych, palą się do walki. Wierzą, że Ojczyznę można uratować, to zależy od każdego z osobna i od wszystkich razem. Szlachta, mieszczaństwo, rzemieślnicy, uczniowie, służba, dziadkowie, którzy jeszcze pamiętają nieodżałowaną Rzeczpospolitą, nie mając możliwości działania w rodzinnym mieście, uciekają poza jego mury. Przekradają się w rejony Sejn, Oszmiany, Białowieży, gdzie aktywnie działa polska partyzantka. Najkrótszą drogę mieli chyba do oddziałów Adama Sołtana i Kazimierza Godwalda. Ich partie wojowały w powiecie grodzieńskim.
Józef Jodkowski, najkompetentniejszy znawca miasta, pozostawił nam nazwiska walecznych obrońców polskości tamtych lat. Byli nimi Ursyn-Niemcewicz, Zawadzki, Minuczyc, Radowicki, Szmidt. A my dodajmy: i wielu innych, imion których na pewno nigdy już nie poznamy. Wspaniałą, romantyczną postacią powstania i lat walki po nim pozostał w nadniemeńskim kraju Michał Wołowicz. Ostatnie, tragiczne dni swojego życia spędził w Grodnie. Nie miał jeszcze trzydziestki, kiedy zawisł na szubienicy w mieście, na skidelskiej rogatce. Ciało powstańca, a później także ciało emisariusza Konarskiego, zgodnie z rozporządzeniem Murawiowa, gubernatora miasta (którego później, po stłumieniu Powstania Styczniowego, własny naród ochrzci „wieszacielem”), wrzucą do jamy z wapnem, aby ślad po nim zaginął, a ścieżki do jego grobu nie wydeptali potomni. Takiej metody niszczenia śladów, a potem pamięci polskiej na tej ziemi, będą trzymać się nie tylko słudzy caryzmu ale i bolszewizmu. Ci ostatni będą znosić całe cmentarze polskie, żydowskie, a i rosyjskie, które stały im na drodze.
Naród, któremu zabiera się bohaterów, niszczy się mogiły przodków, a do ręki zamiast modlitewnika daje się butelkę wódki nie ma bowiem szans na przetrwanie!
Gloria victis!
Pięknym, ale znów tragicznym był zryw narodowy 1863 roku. W Pows (1784-1860) – książę, król Westfalii, młodszy brat cesarza. Dowódca korpusu w pierwszej części kampanii moskiewskiej.taniu Styczniowym, tutaj, na ziemiach wschodnich, Polacy nie byli osamotnieni. Poparcie Białorusinów wyznania unickiego, a nawet Rosjan, zaczyna się nie od razu, a jednak rusza, nawet wbrew temu, że Cerkiew prawosławna na wszelki sposób, nawet rzucając klątwy na powstańców, stara się powstrzymać ich od udziału w rewolcie przeciwko carowi. Świątynie katolickie natomiast stają się miejscem ucieczki i obrony moralnej i duchowej Polaków. 21 sierpnia 1861 r. spod Kościoła Bernardynów wyrusza procesja do Różanego Stoku. Władze zabraniają, rozbierają most, lud burzy się, władza truchleje. Jednak niepokora ludzka powinna być ukarana, więc aresztują ks. Józefa Majerskiego. Ale Polacy poznali już smak wolności, po mszy w kościołach rozbrzmiewa „Przed Twe ołtarze wznosimy błagania, Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie”. Władze ogłaszają w Grodnie stan wojenny, który przeciągnie się aż 10 lat.
Nie trzeba długo czekać, aby protesty przerodziły się w zbrojny czyn i lud ruszył do puszcz. Miasta tymczasem stają się ośrodkami konspiracyjnej działalności, terenem partii zbrojnych. Młodzież biegnie w lasy do grodnianina Franciszka Jundziłła, dawnego oficera carskiego, który dowodzi powstańcami w Powiecie Słonimskim, a także do Duchińskiego, Lankowskiego, Wróblewskiego. W mieście na czele „białych” stoi hrabia Starzyński. Jednak nie on stanie się siłą napędową insurekcji na Grodzieńszczyźnie, a „czerwoni” z Konstantym Kalinowskim na czele. Ten kandydat na wydział prawa Uniwersytetu Petersburskiego za jeden ze swych głównych celów uważał podburzenie chłopa białoruskiego do walki z caratem. Przy ogromie pracy podziemnej wydaje jeszcze gazetkę „Mużycka Prawda”. Jeden z jej numerów wychodzi w Grodnie. Kalinowski woła lud prosty do walki zbrojnej z zaborcą moskiewskim. Wielu ludzi za rozpowszechnianie „chłopskiej gazety” pójdzie na Sybir, a Mateusz Ciuchna, chłop z Grodzieńszczyzny, za tę sprawę zostanie stracony. Trudność agitacji słowem drukowanym polegała na tym, że chłop, do którego zwracał się Kalinowski, był analfabetą. Do gazety potrzebny był jednak człowiek piśmienny. Zdarzały się więc i takie wypadki kiedy uczono się tekstu na pamięć i przekazywano tym, którzy chcieli słuchać. Można powiedzieć, że było to swoiste przedwiośnie epoki radia.
Kalinowski działa energicznie, tworzy oddziały i przeprowadza inspekcję partii powstańczych zaangażowanych w walkę. Opiera się na ludziach wielce patriotycznych, przypomnijmy tutaj nazwiska poety Rożańskiego, księdza Gintowt – Dziewiałtowskiego, powstańczego naczelnika miasta Grodna doktora Ciechanowskiego, leśniczego – syna znanego malarza – Jana Wańkowicza, Ildefonsa Milewicza – komornika grodzieńskiego, braci Zabłockich. W Grodnie Kalinowski mógł oprzeć się na młodzieży gimnazjalnej, która paliła się do walki. To oni, 16-letni chłopcy, pochwycili nawet parowóz, żeby dołączyć do powstania.
W mieście z domu do domu przekradają się ludzie pod płaszczami ukrywający woreczki z datkami na powstanie. Podejrzliwie unikają policji i innych mundurowych. Zbierają ofiary dla Rządu Powstańczego, „na znane cele”. Cele święte – wyzwolenie Ojczyzny. A to i odzież i prowiant i żołnierski żołd. Ale najważniejsze to zakup broni bo z kosą na uzbrojonego w karabin sołdata to chyba tylko z zasadzki, a w szczerym polu jest się na pozycji przegranej. Różne systemy uzbrojenia mają powstańcy, prawda jest taka, że broń często wiekiem przerasta niektórych dzielnych bojowników. Jest tu dużo broni myśliwskiej, jak iglicówka pruska Zundnadelgewehr z 1840 r., rosyjska Tułka, systemy Lancastera, Lefancheux z 1836 r. Kosztowało to od 100 do 600 rubli. Marzeniem pozostawał sztucer żołnierza rosyjskiego, ale za niego niekiedy trzeba było płacić najwyższą cenę.
W walkach z przeważającymi siłami Imperium, z żołnierzem dobrze wyćwiczonym i uzbrojonym, powstańcy mieli niewielkie szanse. Walczyli bohatersko, ale nie ich było zwycięstwo. Po nich był cichy stłumiony płacz matek, bezsilna rozpacz starych ojców. Jeżeli nie śmierć w polu, to przepełnione cele więzienne gdzie, jak w Grodnie, trzeba było wypuścić kryminalistów, aby mieć wystarczające metry dla powstańców. Po tym powstaniu, narodowym kolorem Polski, a i Grodna staje się kolor czarny w ubiorze, broszki w postaci krzyży z czarnego żelaza. Także szale, chustki, czepce będą miały jeden i ten sam kolor – czarny. Na pobojowiskach, na mogiłach powstańców staną szare drewniane krzyże, żeby potem ożyć w kolorach mundurów Wojska Polskiego.
Imiona z historii
Z protokołów władz carskich:
Adaszkiewicz Maciej – dostał się do niewoli w potyczce pod Jeziorami. Bejda Dominik – stracony w Grodnie. Bohdanowicz Helena – zesłana. Szmidtt Adolf – aptekarz, aresztowany. Antuszewicz Józef – uczeń gimnazjum, aresztowany. Bażkowski Kazimierz – brał aktywny udział w powstaniu. Baranowski Michał – uczeń gimnazjum, aresztowany. Bartoszewicz Antoni – ochotnik, dostał się do niewoli pod Jeziorami. Bohatyrewicz Antoni – aresztowany, miał 17 lat. Ejsmont Adolf – aresztowany, odmówił zeznań. Dulewski Józef – dostał 12 lat katorgi. Kulczycki Leon – były sztabs-kapitan, naczelnik stacji kolejowej. Majewski Józef – ksiądz. Rutkowski Józef – powstańczy naczelnik miasta. Petrowski R. Michalewski M. Nahorski Stanisław – prawnik. Jagołkowski F. Serżputowski J. Żełkowski W. – powstańczy naczelnik miasta.
Brali na siebie całą odpowiedzialność
Franciszek Jundziłł (1825-1865 ) – oficer armii carskiej, powstaniec styczniowy, mieszkał w Grodnie. Dom jego staje się centrum konspiracji w mieście. Z początkiem powstania na Litwie dostaje nominację na naczelnika wojennego powiatu słonimskiego. Bierze udział w potyczkach z wojskiem carskim. Na czele oddziału w paręset osób walczy w bitwie pod Miłowidami. Brał też udział w bojach pod Sielcami, Głębokim Kątem. Po porażce powstania wydostał się do Krakowa, potem do Francji, gdzie kończy swój żywot.
Celestyn Ciechanowski – urodził się pod Mohylewem w roku 1835 w majątku Gorełoje. Ukończył wydział medyczny Uniwersytetu Moskiewskiego. Po nim prowadzi własną praktykę lekarską w Grodnie. Cieszy się autorytetem dobrego doktora. Niezależny w swoich poglądach, szczególnie jest lubiany przez młodzież. Był osobowością nadzwyczajną, miał niekwestionowane zaufanie władz powstańczych, dzięki czemu stał na czele grodzieńskiej organizacji rewolucyjnej. Został ujęty na polu walki podczas pełnienia obowiązków lekarskich. Skazany na śmierć, ułaskawiony i zesłany na 20 lat katorgi. Pracował w zakładach aleksandrowskich w rejonie Irkucka. Później praktykował w samym mieście, gdzie zmarł w 1906 r.
Erazm Zabłocki herbu Łada (1831-1884) – aktywny działacz Powstania Styczniowego na Grodzieńszczyźnie. W 1861 r. razem z bratem Bolesławem rozpoczyna działalność w grodzieńskiej organizacji podziemnej. W 1863 roku został powstańczym cywilnym naczelnikiem powiatu grodzieńskiego. Od czerwca tegoż roku – komisarz powstańczy województwa grodzieńskiego. Aresztowany i skazany na 15 lat Sybiru.
Ukarani
Zaczyna się okres totalnego tłumienia polskości. Szkoła i język polski nie mają prawa istnienia, kościoły są zabierane i przekazywane prawosławnym, klasztory kasowane. Być Polakiem w obrębie Imperium Rosyjskiego w końcu XIX wieku, szczególnie na Kresach północno-wschodnich, nawet nie biorąc udziału w ruchu odrodzeniowym, jest wyczynem patriotycznym. Używanie języka polskiego, kiedy nawet do kościoła wprowadzono rosyjski, kosztowało urzędnika pochodzenia polskiego miejsce pracy, utratę szansy na karierę. Książka polska była wrogiem tak jak i jej posiadacz. Pierwsza mogła pójść na stos, drugi – do więzienia.
Z dokumentów i legend
Zdmuchując archiwalny kurz… dołączymy kilka zdań z dokumentów leżących na stole grodzieńskiego gubernatora:
„14 sierpnia 1864 r. u córki pułkownika Pajon de Monse odebrane zostały książki w języku polskim, zabronione w tym kraju”.
„Teraz w północno – zachodnim Kraju znajduje się w sprzedaży i masowym użyciu podręcznik historii Polski pod tytułem „Szkic historii polskiej dla dzieci”, w dwóch kursach Aleksandra Zdanowicza. Wilno, 1862 r. Książka ta przeznaczona dla dzieci, rozeszła się już w kilku nakładach i jest bardzo popularnym wydaniem historii Polski. Generał infanterii hr. Murawiow uznał to wydanie za niestosowne i polecił tę książkę ze sprzedaży usunąć i zniszczyć. A także kontrolować, aby nigdzie nie była wykorzystywana dla nauczania dzieci”.
„Mam honor donieść, że urzędnik Marianowicz, zgodnie z zebranymi przeze mnie informacjami, pozwala sobie w prywatnych domach rozmawiać po polsku, a w dodatku kwateruje urzędnika polskiego pochodzenia…”
„Trzeba podejrzewać nie tylko osoby znajdujące się pod nadzorem policji, ale i całą katolicką ludność w ogóle. Zachowuje się ona ostrożnie, tym niemniej takie same (buntownicze) myśli ma”.
Cóż mógł zrobić naród, któremu zabrano mowę, książkę, szkołę? Zacząć uczyć się w tajnych szkołach. Tak się też stało. Grodno i okolice były największą placówką edukacyjną tajnego nauczania. W samym mieście dobrym duchem tajnego nauczania staje się Eliza Orzeszkowa. Pomocników w tej patriotycznej sprawie miała wielu. Na szczególne wyróżnienie zasługuje jednak Bolesław Zgurski, kierownik kancelarii księcia Światopełk-Mirskiego. Uczono się z modlitewników, rzadko dzieci miały elementarze i książki. Policja urządzała co jakiś czas łapanki, jak widać z dokumentów – czasami z sukcesem. Uczono się po chatach i lasach. Łapano jednych, wsadzano do karcerów, likwidowano szkoły – powstawały inne. Problemy mieli zazwyczaj Polacy. Żydzi, Niemcy, a cóż mówić o Rosjanach, wysyłali dzieci do swoich szkół.
Ci co karali
Michaił Nikołajewicz Murawiow („Wieszatiel”) (1796-1866) – hrabia, pogromca Powstania Styczniowego w Księstwie, organizator i wykonawca represji wobec Polaków, Litwinów i Białorusinów. Uczy się w domu, studiuje na Uniwersytecie Moskiewskim. Bierze udział w wojnie z Napoleonem, jest odznaczony. Należy do tajnych stowarzyszeń antyrządowych. Odchodzi z wojska w stopniu pułkownika. Aresztowany, rozporządzeniem monarchii jest zwolniony ze śledztwa i ponownie wcielony do wojska. Następnie robi błyskotliwą karierę wojskową, dochodzi do stopnia generała-lejtnanta, radcy tajnego. Podczas Powstania Listopadowego cywilny gubernator grodzieński.
Przeniesiony w stan spoczynku w 1858 r., żeby w roku 1862 stać się kowieńskim, wileńskim, grodzieńskim i mińskim generał-gubernatorem. Podczas Powstania Styczniowego daje się poznać jako człowiek niepohamowany w swojej nienawiści do powstańców, okrutny i bezlitosny. Karę śmierci podpisywał z uśmiechem, a nie ze skruchą. Bez skrupułów nakłada kontrybucje, konfiskuje mienie, wysyła na Sybir. Za stłumienie Powstania Styczniowego w 1865 r. otrzymał tytuł hrabiowski. W historii zrywów narodowych zapisał się jako jeden z najokrutniejszych satrapów carskich. Na jego sumieniu ciążą setki ofiar najlepszych synów Polski, Litwy i Białorusi.
Z dokumentów i legend
Zabiera się cudze, zwraca się swoje…
Podczas walk o wolność narodu tracono nie tylko życie, ale także mienie wypracowane i zgromadzone przez wiele pokoleń. Te zabrane majątki nie zawsze powracały do prawowitych właścicieli. Potomkowie tracili całe lata, aby dowieść, już w Polsce niepodległej, swojego prawa do mienia. Przykładem mogą być fragmenty tych oto listów:
W.P. Józef Jodkowski, Kustosz muzeum Państwowego w Grodnie Szanowny Panie! Przepraszam, że ośmieliłem się trudzić WP swą prośbą, lecz słyszałem iż WP interesuje się tego rodzaju sprawami, a która dla mnie ma ogromne znaczenie i nie cierpi zwłoki. Sprawa ta przedstawia się następująco. Ja, Bronisław Juszkiewicz, syn Stefana, wnuk Jana, któremu to Janowi za czynny udział w powstaniu 1831 r. i za utrzymywanie łączności z emisariuszem Konarskim zostały odebrane prawa szlacheckie i prawa posiadania. Dziad mój Jan Juszkiewicz za powyższe przewinienia został skazany w 1840 r. stycznia 11 dnia, na 6 lat ciężkich robót (w Kijowskoj Aresztanskoj Inżenernogo Wedomstwa N 30 rocie), z których został zwolniony w 1846 r. Majątków nie zwrócono. Wtedy posiadał: Zajezierze pow. Kobryń, Buksztel pow. Sokółka, Korejwicze pow. Wołkowysk i majątek Żerna lub Żorny. Proszę o udostępnienie informacji, w czyje ręce przechodziły majątki od roku 1816.
Lub fragment innej korespondencji:
25 lutego 1929 r. Jerzy Krasicki, spadkobierca uczestnika powstania 1831 r. Michała Wołowicza i ojca jego Kazimierza, akta o konfiskacie majątków znajdowały się w Archiwum Państwowym w Grodnie. Z plenipotencji spadkobiercy sprawę prowadził adwokat pan Brzozowski. Kilka lat prowadzimy sprawę o majątek Porzecze, po ojcu śp. męczennika Michała Wołowicza, a pradziadku prawowitego spadkobiercy. Cały problem w tym, że nie ma dokumentów szczegółowo określających granice tego majątku, rząd chyba posiada ale nie chce nam dać. Poszukiwania po archiwach nie dały oczekiwanych rezultatów. Kuzynka nasza Krasicka pisała, że w grodzkich archiwach jest pożegnalny list śp. Michała Wołowicza pisany do rodziny na parę godzin przed egzekucją, którego Murawiow w ogóle nie wysłał. Wiemy od śp. matki męża, że to były poważne obszary. Starzy ludzie mówią o 11 000 dziesięcin, inni o 16 000, nawet 25 000, ostatnio o 7 500 w dwóch kawałach ziemi. Rząd proponuje 1500 dziesięcin. Z Podhorskich-Okołowów Wanda Lewalt- Jezierska.
Często listy w poszukiwaniu dokumentów potwierdzających prawo do spadku były oparte na rodzinnych przekazach, nieścisłych i poplątanych. W takim wypadku odpowiedź archiwum w Grodnie brzmiała np:
Zapisy w Rewiskich Skazkach za rok 1795-97 nie wymieniają Alexandrowiczów jako właścicieli majątków na terenie dawnej Gubernii Grodzieńskiej, wyjąwszy Hieronima, podstarościego grodzieńskiego właściciela folwarku Zarkiewszczyzna, 24 dusz poddanych, w parafii Jeziorskiej.
Kapitan Karol Wołowski, mieszkaniec Warszawy, w tej samej sprawie dopytuje się u pani Janiny Gizbert–Studnickiej, dyrektor Archiwum w Grodnie, jakie dobra Alexandrowiczów zabrała Targowica. Na pewno odpowiedź go nie zadowoliła…
Skok techniczny
W 1862 roku Grodno z Warszawą łączy kolej. W mieście buduje się dworzec, most, wiadukt, domy mieszkalne kolejarzy. Maszynę parową prędko wprzęgnięto w tryby postępu. Miasto tę okazję starannie wykorzystuje, nie patrząc na to, że wielu ludzi zostaje przez to na bruku.
Rok wcześniej w Imperium staje się rzecz nadzwyczajna: znosi się zależność pańszczyźnianą. Nowe warunki społeczne popychają miasto w stronę rozwinięcia stosunków kapitalistycznych. Ilość przedsiębiorstw wzrasta i w ostatniej ćwierci XIX w. ich liczbę szacuje się na 74. Trochę mniej niż 20 z nich to zakłady typu fabrycznego. Góruje nad nimi tytoniowa fabryka Szerszewskiego, w której pod koniec wieku zatrudnia się 1457 ludzi z jednoczesnym wykorzystaniem maszyn parowych.
Wzrost przemysłowy potrzebuje rąk do pracy. Tych zaś dużo w zacofanej, biednej wiosce. Szybko rośnie liczba ludności miejskiej. I tak, jeżeli w 1857 roku miasto liczyło 16.162 mieszkańców, to w roku 1878 mamy już stan podwojony – 36.337. Życie miasta było nie tylko polskie, ale i żydowskie, i rosyjskie, i odradzające się białoruskie. Gospodarcze interesy miasta dotyczyły zazwyczaj mieszkańców wszystkich narodowości i warstw społecznych w równej mierze. Na pewno cieszyli się obywatele z ukończenia w 1868 roku budowy dworca kolejowego, uruchomienia niewielkiej odlewni, przeprowadzenia reformy policji miejskiej i ustanowienia jednolitej opłaty za domową wizytę lekarską, która wynosiła w mieście 1,5 rubla, a w części zaniemeńskiej – 2 ruble. Rok 1875 zaznaczył się ważnym wydarzeniem: otóż w mieście rozpoczęto budowę wodociągu. W prędkim czasie pojawiają się dwie piękne wieże ciśnień. Młodzież szybko zaczęła wykorzystywać je jako miejsce spotkań. Do domu rodziny miejskiej wkracza fotografia. Gabinety fotograficzne pracują pełną parą. Są to pracownie Sołowiejczyka, Karasika, Kozłowskiego, Bińkowicza, Poczobut-Odlanickiego, Szulnier-Dąbrowskiego.
Pod koniec wieku społeczność grodzieńska liczy, ale to chyba razem z wojskiem, prawie 50 tys. osób, w tej liczbie 25.855 mężczyzn. Budynków murowanych jest 1.084, przedsiębiorstw 56, gimnazjum żeńskie i męskie, szkoła akuszerska i rzemieślnicza, 2 szkoły powiatowe, szkoła ewangelicko – luterańska oraz znaczna liczba szkół żydowskich o różnym poziomie i kierunku nauczania. Statystyka miejska cztery lat później, ale już bez wojska, którego stacjonuje w mieście ponad 11 tys., podaje że wyznania mojżeszowego jest 30 tys. osób, 11.500 prawosławnych, 8.200 katolików. Ponadto 4 apteki, 4 hotele, 3 drukarnie. Jeszcze po 4 latach, to znaczy w 1898 r. naukę w mieście pobiera 841 osób, przedsiębiorstw jest 74, z czego 15 wykorzystuje do produkcji maszyny parowe.
Kolebką ich był Niemen
Maurycy Krupowicz – historyk, dziennikarz, archiwista, tłumacz. Urodził się w 1823 r. w Grodnie. Szkołę ukończył w rodzinnym mieście, studia wyższe w Dorpacie. Po otrzymaniu stopnia naukowego kandydata filozofii powrócił do Grodna. Pracuje w Komisji Rewizyjnej Archiwum Dawnych Ksiąg Aktowych w Grodnie. Po zakończeniu prac Komisja przenosi się do Wilna. Krupowicz pracuje tam jako pomocnik archiwisty. Przenosi się do Warszawy i pracuje w bibliotece uniwersyteckiej. Współpracuje z różnymi wydawnictwami w stolicy. Zostaje zwolniony z posady, co stawia go w trudnej sytuacji materialnej jednak dzięki znajomości języków obcych udaje mu się zdobyć pracę w Komitecie Cenzury. Zajmuje tam nieszkodliwą dla Polaków posadę, raczej więcej pomaga niż szkodzi. Kontroluje zagraniczne wydania. Umiera samotny w Warszawie w 1891 r. na gruźlicę.
Julian Bieniecki (1829-1903) – lekarz, działacz społeczny. Urodził się w okolicach Siemiatycz, gimnazjum ukończył w Białymstoku, wydział medyczny Uniwersytetu Dorpackiego w 1859 r. W okresie studiów był aktywnym członkiem organizacji patriotycznych „Polonia” i „Ogół”. Brał udział w Powstaniu Styczniowym. Od 1875 roku mieszka w Grodnie, posiada własny dom na ulicy Grochowej (obecna Socjalistyczna). Jest lekarzem prywatnym. Dzięki swojej postawie moralnej i wysokiemu profesjonalizmowi staje się nadzwyczaj popularny, szczególnie w środowiskach biedoty grodzieńskiej, którą leczy za darmo. Działa społecznie w komitecie pomocy pogorzelcom (1885), na czele którego stoi Eliza Orzeszkowa. W tym okresie zaczyna się przyjaźń między rodziną Obrembskich i sławną pisarką. Wspólna działalność na niwie dobroczynności, zbieżność poglądów na wiele rzeczy zbliża ich na całe życie. Pan Bieniecki to osoba na tyle zaufana, że jest świadkiem na ślubie pani Elizy i Stanisława Nahorskiego. Szeroko znany ze swoich patriotycznych poglądów. W 1931 r. jedna z ulic w Grodnie, dzisiaj Mołodziożnaja, nosiła imię sławnego lekarza biedoty miejskiej. Władze sowieckie i dzisiejsze z braku wiedzy historycznej, a i z niechęci do Polaków, nie przywróciły ulicy imienia jej prawowitego właściciela.
Imiona z historii
Nadzwyczajna rodzina Wróblewskich.
Witold Wróblewski (1839-1927) – profesor Wyższej Szkoły Technicznej w Warszawie.
Zygmunt Wróblewski (1845-1888) – profesor fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, powstaniec styczniowy, sybirak, światowej sławy naukowiec.
Edward Wróblewski (1848-1892) – profesor chemii na uniwersytecie w Petersburgu. Znany na świecie uczony w dziedzinie chemii.
Stanisław Wróblewski(1854-1928) – inżynier-technolog, dyrektor Centralnego Zarządu Przemysłu Zbrojeniowego RP.
Wiek XX
W nowy wiek Grodno wjeżdża koleją, a życie społeczne, polityczne, ekonomiczne i kulturalne popychane jest parą. Wszystko to decyduje o tym, że w nowym stuleciu stosunki międzyludzkie ulegają znacznej transformacji. Rośnie klasa robotnicza, zaznaczają się konflikty robotnik – pracodawca. Zaczynają się szerzyć strajki, protesty, gdzie po pretensjach o charakterze ekonomicznym pojawiają się postulaty polityczne. Strajk w fabryce tytoniowej Lejby Szerszewskiego (1900 r.), w którym bierze udział ponad 1200 ludzi, pokazuje siłę i dobrą organizację robotników. Protesty, wiece i demonstracje stają się regularnym zjawiskiem, powtarzanym 1 maja każdego roku. Kryzys ekonomiczny (do 1903 r.) znacznie pogarsza status materialny ludzi i w prędkim tempie płodzi miejską biedotę – proletariat. W Grodnie zamyka się 148 warsztatów i przedsiębiorstw, pracowników wyrzuca się na bruk. Nędza puka do drzwi wielu mieszkań.
Samo miasto, ponad sto lat wstecz, mieści się na 200 hektarach, mieszkańców ma 46.870, w tym: Żydów – 25.000, Rosjan – 11.000, Polaków – 8.000. Kościołów katolickich – 3, cerkwi kilka razy więcej. Ma też Grodno 17 hoteli i domów noclegowych o hucznych nazwach i nie bardzo wysokich standardach. Klasa wyższa to „Wiktoria”, „Metropol”, „Wiedeński”, „Wielki Europejski”. W tym samym czasie zarejestrowanych jest: szlachty – 2.242 osoby, kupców – 476, mieszczan – 34231, osób duchownych – 102 (prawosławnych 88, katolickich – 12, ewangelicko – luterańskich – 2).
Na urozmaicony relaks grodnianie, w porównaniu z dniem dzisiejszym, mieli o ileż skromniejsze możliwości. Po sumie w niedzielę spacery Szwajcarską Doliną wzdłuż Horodniczanki lub wzdłuż Niemna, pożeranie ciastek i lodów w licznych kawiarniach nazywanych „czajnymi”. Można odwiedzić 2 sklepy z książkami, pójść do biblioteki miejskiej, w której rejestr w tym czasie dokumentował 3.689 książek. Tutaj można było coś uchwycić dla rozumu i ciekawości z literatury rosyjskiej, jeżeli opłacono roczną składkę pieniężną, która wynosiła 6 rubli. Pieniądz to był znaczny i wielu młodym ludziom zamykał drzwi do obcowania z książką. Można też skierować swe kroki ku Domowi Ludowemu i tam coś sobie poczytać, posłuchać muzykalną skrzynkę i tylko (choć i to też grosz poważny) za 5 kopiejek zagrać w szachy, lotto, warcaby, wypić herbatę. Obok był i teatr letni.
Za kilka lat w Grodnie zjawi się kino. Najpierw o nazwach „Luks”, „Saturn”, kilka lat później „Lira” i „Eden”. Te ostatnie to już w budynkach specjalnie przystosowanych. Długo rozmyślał kapitan w stanie spoczynku Sergiusz Monastyrski, zanim zgłosił się do gubernatora o pozwolenie na budowę „sali dla koncertów, teatralnych pokazów i kinematografii”. Ruch pana kapitana nadzwyczaj był trafny, kino rozpoczynało swoją wielką karierę. Budynek, który wzniósł kapitan, istnieje do dzisiaj jako kino i nazywa się „Gwiazda”.
W początku XX w. obszarowo miasto nie było duże. Ale zamiast buty rwać, można przejechać dorożką. Prawie 50 uliczek i kilka placów z nazwami w swojej większości ruskojęzycznymi, choć co nieco zostało jeszcze z dawnych, pradawnych czasów Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rzeczypospolitej, np. nazwy ulic: Hożska, Skidelska, Wileńska, Hrandzicka, Rozkosz, Bernardyńska. Wsiadamy jednak do dorożki. Po mieście: 15 kopiejek, nocą i wczesnym rankiem: o 5 kopiejek drożej, na dworzec kolejowy i z powrotem: 30 kopiejek. Promem za Niemen: 45 kopiejek.
Tymczasem strajki wciąż trwają, ich kulminacja przypada w roku 1905 i pierwszej połowie roku następnego. W tym okresie w mieście wybuchają bunty żołnierzy z miejscowych jednostek. Niezadowolenie artylerzystów 26 Brygady przerzuca się na piechurów Pułku Wiatskiego. Powstają wojskowo – rewolucyjne komitety. Ich aktywiści wydają odezwę, w której wyjaśniają swoje żądania. 9 grudnia rozpoczyna się strajk generalny. Wezwani przez PPS grodnianie solidaryzują się z walką obywateli ziem Polski centralnej przeciw wprowadzeniu stanu wojennego w Cesarstwie Polskim. Kronika bitew klasowych w Grodnie w 1905 r. tylko w ciągu kilku ostatnich dni stycznia wyglądała tak:
27 stycznia – nocą w mieszkaniu pani Rzeźnikowskiej policja odnajduje tajną drukarnię. W ten sam dzień na tajną drukarnię natrafiono i u pani Michniewskiej, przy ulicy Piasecznej.
29 stycznia – podczas zebrania pracowników w zaniemeńskiej części miasta, policja aresztuje 61 osób.
30 stycznia – strajk pracowników drobnych przedsiębiorstw, do nich dołączają pracownicy fabryk introligatorskich. Naród wychodzi na ulice pod hasłem politycznym „precz z samowładztwem”. W ten sam dzień do strajku przystąpili pracownicy fabryki tytoniowej Szerszewskiego.
Tak rozpoczynał się nowy wiek na Grodzieńszczyźnie, która nie była wyjątkiem ani w Imperium ani w Europie. Walki klasowe i narodowo – wyzwoleńcze staną się dylematem niejednego pokolenia ludzi XX wieku. Ale nawet przy tak ważnych problemach o charakterze ekonomicznym, politycznym i narodowym, życie w Grodnie nie mogło się zatrzymać, tak jak nie było możliwości uwięzić, a tym bardziej zawrócić nurt Niemna…
Polacy w roku 1907 zakładają stowarzyszenie miłośników teatru „Muza”, wielką propagatorką którego staje się Eliza Orzeszkowa. W tym samym roku miasto otrzymało pierwszą stację telefoniczną. Buduje się kilka ważnych budynków (Bank Rolniczy, Dom Doktora), które i dzisiaj nie straciły na turystycznej atrakcyjności. W początku następnego roku pani Eliza organizuje charytatywny koncert dla biednych, który ma wielki rozgłos.
Życiu znakomitej pisarki, a na pewno jej pracy w długie wieczory zimowe, towarzyszyły świece i lampa naftowa. Ale już dwa lata po jej śmierci, a dokładnie w 1912 r. wybudowano elektrownię miejską. Stacja została wyposażona w dwa motory Diesla i liczyła 60 abonentów. Grodnianie prędko docenili walory „wieczornego słoneczka” i masowo chcieli mieć go w swoim domu. Tuż przed I wojną poszerzono budynki i zakupiono jeszcze dwa silniki, ale wybuch wojny zahamował rozwój gospodarki elektrycznej i tylko w 1923 r. znów poszerzono budynki elektrowni. Zaciągnięto też pożyczkę w wysokości 75.500 koron szwedzkich i zakupiono w firmie Atlas Diesel silnik 400 HP. W krótkim czasie liczba odbiorców prądu wzrosła do ponad 2.500 w 1926 r.
Ale to czasy przyszłe, a na razie przed nami epokowe wydarzenia na skalę światową, które nie pozostawią Grodna na uboczu. Na świecie jest niespokojnie. Wrogowie Polski, zaborcy, chaotycznie dozbrajają się, łapią sojuszników, szykują prowokacje. W tej sytuacji mądrzy ludzie upatrują szansę dla odrodzenia Państwa Polskiego. Nadzieja na odrodzenie zamienia się w wiarę.
Szanowani i lubiani
Eliza Orzeszkowa – pisarka. Urodziła się w 1841 r. pod Grodnem w majątku Milkowszczyzna. W latach 1852-1857 uczyła się u sióstr sakramentek w Warszawie. W tym okresie poznała Marię Wasilewską (Konopnicką), z którą zaprzyjaźnia się na całe życie. Wychodzi za mąż za Piotra Orzeszko i wyjeżdża na Polesie. W kilka lat po Powstaniu Styczniowym, w którym bierze udział, przenosi się do Grodna na zawsze. Z miastem nad Niemnem i ukochaną rzeką wiąże życie osobiste i pracę twórczą. Tutaj powstają jej największe dzieła, które zafascynują miliony ludzi, rozniosą w cztery strony świata piękne obrazki natury z nad Niemna i szlachetność ludu osiedlonego na brzegach rzeki. Opowiedzą o trudnym losie człowieka tych ziem, o jego pracowitości i niezłomności ducha. Śliczne legendy i podania historyczne okryją romantyczną powłoką wiele dzieł pani Elizy.
Pozostała w pamięci kresowiaków jako wspaniała Polka, wielka patriotka odrodzenia narodowego na Kresach Wschodnich. Będąc jednak demokratką, kobietą wrażliwą na ludzki ból, pisała o wszystkich narodowościach ludu pogranicza. Cała twórczość pisarki to przeciwstawianie się złu, niedoli, narodowemu uciskowi, a także nakaz dla nowych pokoleń Polaków walki i dbałości o polskość na ziemiach, tak miłych jej sercu. Zmarła Wielka Dama literatury polskiej w 1910 r. pogrążając całe miasto w żałobie i smutku.
Maria Teresa Sadowska – powieściopisarka. Urodziła się w Grodnie około 1835 r., zmarła ok. 1892 r. Literacki pseudonim „Zbigniew”. Otrzymała gruntowne wykształcenie, znała języki: francuski, niemiecki, włoski, rosyjski. Śpiewała i grała na fortepianie. Pracowała jako nauczycielka po majątkach. Trudno jej było, bo miała wrodzony instynkt oporu przeciwko ludzkiej krzywdzie. Charakter nieustępliwy, pełen fantazji i buntu przeciwko społecznej niesprawiedliwości. Drukować zaczęła u Adama Honorego Kirkora w „Piśmie Zbiorowym Wileńskim”.
Pierwszą jej pracą była fantazja satyryczna „Podróż na około świata odbyta w trzech godzinach”. Zdobywa uznanie W.Korotyńskiego i L.Kondratowicza. W 1860 r. publikuje w „Kurierze Wileńskim” zbiór humoresek „Pamiętniki muchy”, co według znawców przedmiotu było w owym roku najlepszą publikacją. Pracuje w tym samym kierunku, mnożąc swoje humoreski i odbierając pochwały. W 1862 r. zachorowała na płuca. Przez cały rok leczy się za granicą. W 1868 r. świat ujrzał jej pierwszą powieść „Oksana”. Potem posypały się: „Niecnota”, „Rocznica”, „Sąsiedzi”. Przyjaźniła się z Cyprianem Norwidem. Mieszkała za granicą. Dokładna data jej zgonu we Francji nie jest wiadoma.
Znani, ale czy tak lubiani?
Mejer Lanski – znany na cały świat mafiozo amerykański. Urodził się w 1902 r. pod Grodnem w Suchowlanach. Z tego i pierwotne nazwisko Suchowlański. Rodzina przeniosła się do Grodna po urodzeniu wunderkinda przyszłych machinacji. Maksowi Suchowlańskiemu nie wiedzie się w żydowskim Grodnie. W roku 1911 rusza z rodziną za ocean. W Ameryce mały Mejer zaczyna od kradzieży na rynku, potem zostaje kurierem i kierowcą gangu. Podczas prohibicji, już jako Mejer Lanski, współpracuje z ojcem chrzestnym Luckym Luciano, co otwiera mu drogę na szczyty mafii. Staje się jej mózgiem i doradcą. Umiera we własnym łóżku śmiercią naturalną, co jest zjawiskiem nadzwyczaj rzadkim u ludzi jego profesji.
A krwi wciąż było mało…
Jeżeli powiemy, że na początku minionego stulecia Grodno w myśli wojennej było dobrze umocowane to na pewno bardzo przesadzimy. Chociaż od razu po ostatnim rozbiorze Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Obojga Narodów ruscy zaborcy zauważyli, że na tym odcinku nie mają dobrego punktu oporu. Wojna z Napoleonem tylko utwierdziła ich w przekonaniu, że Grodno pod względem obronnym wypada słabo. Jednakowoż wojenna maszyna tego państwa była nie mniej biurokratyczna jak całe Imperium.
Do wzniesienia twierdzy grodzieńskiej wzięli się dopiero w 1880 roku. Prace prowadzono ślamazarnie, bez większych osiągnięć. Dopiero w obliczu wojny na zachodzie i po wojnie z Japończykami zaczęto złotymi rublami gonić utracony czas. Przed I wojną światową zdążyli zbudować w odległości 10-15 kilometrów od miasta 13 potężnych fortów i 24 punkty oporu (potem Niemcy umocnili miasto od wschodu dodatkowymi punktami obronnymi). Grube na kilka metrów ściany z betonu o długości ponad stu metrów, okopy, zasieki, druty kolczaste, karabiny maszynowe, armaty forteczne.
16 sierpnia 1915 roku Niemcy przypuszczają szereg artyleryjskich uderzeń na Fort Nr 4. Nacierają, osaczają fort i w końcu po kilku dniach zaciętych walk pada on zmiażdżony i skrwawiony. Tylko 7 obrońców uszło z życiem z tego piekła, 682 poległo. Ciężkie walki toczyły się też w obronie Fortów Nr 3, 12 i 13. Przeciwnatarcia Rosjan dawały fortom chwilę wytchnienia, ale w końcu Niemcy przełamali ich obronę przenosząc walki na ulice miasta i biorąc do niewoli 2 tys. żołnierzy rosyjskich. 3 września twierdza Grodno zostaje zdobyta przez niemiecką 12 Armię. Do miasta wkraczają też oddziały 8 Armii von Scholza.
Burmistrzem Grodna z rozporządzenia nowej władzy zostaje Weissenborn. Do pomocy powstają urzędy obsadzone miejscowymi osobistościami, mające jednak drugorzędną rolę. Niemiecka administracja działa kategorycznie: od razu wyznacza się kary za każde, nawet pospolite, przestępstwo. I tak: za niszczenie łączności – śmierć, za ukrycie żołnierza uciekającego z obozu – 10 lat, za niedoniesienie o tym – 5 lat. Wprowadzono też dzienne normy wyżywienia mieszkańców, które wynosiły 300 gramów kartofli i 200 gramów chleba. Pod koniec niemieckiej okupacji racja chleba wynosiła 3 funty na tydzień.
Z dokumentów i legend
Zawiadomienia na murach:
W połowie następnego tygodnia nastąpią zmiany w planie wyżywienia ludności miasta Grodna spowodowane wynikiem tegorocznego urodzaju. Porcja chleba na tydzień wyniesie 4 funty na osobę. Odcinki 9 i 18 karty chlebowej są nieważne. Porcje kartofli są zwiększone. Oprócz dotąd wyznaczonej ilości 5 pudów kartofli na osobę, będzie wydane jeszcze 10 funtów rosyjskich w cenie 8 fenigów za funt rosyjski od dnia 28 listopada do 3 grudnia jeżeli na to pozwoli powietrze. Wydanie nastąpi po przedstawieniu 23 czerwonej karty żywności. Miejsce sprzedaży: miejski skład przy ul. Aleksandrowskiej 36. Grodno, dnia 23 listopada 1917 r. Naczelnik miasta Baron von Seckendorf.
Ogłoszenie dotyczące sprzedaży K.A. mydła. Od dnia 10 do włącznie 12 tego dnia miesiąca odbędzie się w handlach wskazanych przez wywieszenie niniejszego ogłoszenia sprzedaż K.A. mydła. Każdy mieszkaniec ma prawo po przedstawieniu odcinka 14 różowej karty do kupna, kupić do 4 kawałków K.A. mydła w cenie 30 fenigów za każdy kawałek. Grodno, dnia 6 października 1917 r. Naczelnik Miasta, w. z. Johan Buch. Drukarnia „Jonas”, Grodno.
Niemcy, licząc, że terytoria te na zawsze pozostaną w ich gestii, urządzali się tutaj porządnie, po gospodarsku. Miasto podczas natarcia zostało poważnie zniszczone, szczególnie pałac A.Tyzenhauza, który już nigdy nie powstanie z ruin, a także kościół bazylianek. To budynki bardzo widoczne i nijakiej strategicznej wartości nie mające, można powiedzieć: ofiary wojny. Natomiast mosty, rzecz zrozumiała, tę wartość miały, dlatego były na celowniku jednych i drugich, szczególnie most kolejowy.
Niemcy od razu przystąpili do uporządkowania miasta wykorzystując do tego mieszkańców i jeńców. Po ulicach rozesłano patrole. Z początku mieszkańcy z ciekawością przyglądali się rogatym hełmom i szerokim bagnetom. Ciężki twardy krok nowych zaborców robił wrażenie. Później przyzwyczaili się, nawet zapraszali żołnierzy na kielicha, bo wierzyli, że ten najeźdźca jak przyjechał tak i odjedzie. Przeprowadziwszy administrowanie w prędkim tempie, Niemcy zadbali i o duszę mieszczucha. Zaczęli wydawać kilka gazet. Najbardziej znany tytuł to „Grodnoer Zeitung”. Z czasem, kiedy rewolucyjna fala rozluźniła niemiecką dyscyplinę, żołnierze także wzięli się za druk, kolportując „Zeitung des Grodnoer Soldatenrates”, w której 3 strona wychodziła w języku polskim.
Szansa, którą grodnianie wykorzystali
Nadzieja na odrodzenie narodowe mobilizowała społeczeństwo polskie. Po Rosjanach jeszcze ślad nie zniknął, jeszcze ładują się na dworcu kolejowym, uciekając na wschód przed Niemcami, a Polacy już zabezpieczają mienie, pomoce naukowe, podręczniki dla polskich szkół. Wraz z wejściem Niemców przy kościołach powstają różne dobroczynne komitety, działalność których znacznie jest szersza od ich nazw i deklaracji. Cele tych organizacji nietrudno spostrzec, bo aż bucha z nich patriotyzm, chęć zebrania się ludzi gotowych do działania w imieniu największej wartości – niepodległości Ojczyzny. Szczególnie aktywni społecznie są księża: Leon Zebrowski, Antoni Czerniawski, Antoni Kurłowicz, Franciszek Hrynkiewicz, Hipolit Bojanowicz. Czarne sutanny, a dusze białe i serca płomienne. Przy kościołach stołówki, rozdawanie obiadów. Talerz zupy w tamtych czasach był często jedynym sposobem na przetrwanie.
Zakłada się „Komitet Obywatelski”, któremu przewodniczy Eustachy książę Sapieha. Jego autorytet otwiera drzwi do wielu urzędów niemieckich, stwarzając niezłe perspektywy na drodze ku głównemu celowi: zjednoczeniu grodzieńskich Polaków dla przyszłej niepodległości. W październiku 1915 roku Polacy w mieście tworzą Radę Oświaty. Przez tyle lat zaboru rosyjskiego możliwości kształcenia dzieci w kulturze i tradycjach narodowych brakowało najbardziej. Grupę aktywistów tworzą najbardziej popularni i szanowani ludzie miasta. Do wspomnianych już wyżej osób duchownych i świeckich dodajmy jeszcze księdza Antoniego Bzieka, matkę Pawłę, siostrę przełożoną nazaretanek, prezesa sądu Kazimierza Giedroycia, inżyniera Ludwika Wyrzykowskiego, Alinę Wróblewską, Wandę Rydzewską.
Komitet dąży do objęcia swoją opieką powstające placówki szkolne, organizuje i wspiera systematycznie powszechne nauczanie w Grodnie i okolicy. Bardzo trudną rzeczą było zalegalizowanie podziemnych faktycznie szkół tajnego nauczania wobec władz niemieckich. Niemcy, widząc w Polakach swojego głównego przeciwnika na tej ziemi, hamowali otwarcie polskich placówek oświatowych pod różnym pretekstem. Wprowadzając germanizację ludu przywłaszczonych obszarów już w szkołach elementarnych, żądają obowiązkowego wprowadzenia 8-14 godzin języka niemieckiego tygodniowo. Na stanowiska dyrektorskie starają się wstawiać ludzi pochodzenia niemieckiego. Na szkoły elementarne z wielkim oporem godzą się, ale już gimnazjum w Grodnie jest z ich punktu widzenia zupełnie niepotrzebne. Co się tyczy szkoły średniej to władze okupacyjne robią ustępstwa, jednak nakazują zorganizować ją na wzór niemieckiej Mittelschule. Po licznych kompromisach szkołę otwarto 18 stycznia 1916 roku w prywatnym domu Pani Szymańskiej, przy ulicy Policyjnej 12. Takie były początki powrotu edukacji polskiej na Kresy.
Zostając na krótko przy tym temacie jesteśmy winni jeszcze wypowiedzieć słowa wdzięczności pod adresem ludzi wielce zasłużonych na niwie pierwszych kroków oświaty w Grodnie. Nazwiska ich zagubiły się w zawierusze wydarzeń wieku XX. Podkreślamy, że pionierem oświaty polskiej w mieście był ksiądz prefekt Franciszek Hrynkiewicz, który nie czekając na pozwolenie, organizował komplety w trzech grupach wiekowych odpowiadających 1 i 2 klasie szkoły średniej. Pozyskani dla tej tak szlachetnej sprawy przez księdza pomocnicy, panie Jadwiga Mankielewiczówna, Anna Kulikowska, Helena Augusiewiczówna i pan Wincenty Łaban realizowali założenia księdza Franciszka.
Polacy wychodzili z domów. Szkoła, za nią teatr, potrzebowały świeżego powietrza, szerokiej przestrzeni i na pewno niejednemu serce załopotało w piersi, kiedy odczytywał ogłoszenie:
Teatr Miejski. Polskie Towarzystwo Miłośników Sztuki Dramatycznej „Muza” w Grodnie. W niedzielę 10 czerwca 1917 r. odbędzie się przedstawienie amatorskie na wpisy szkolne dla wychowanków szkół polskich. „Ciotka Karola”. Komedyja w 3 aktach, przez T. Brandon-Tomasza. Podczas antraktów będzie grała orkiestra. Bufet. Początek przedstawienia o godzinie 8 wieczorem. Ceny miejsc od 5 fenigów do 5 marek. Bilety można nabyć w aptece Farnej, a w dzień przedstawienia od 5 po południu w kasie teatru. Bilet ten daje prawo osobom cywilnym znajdującym się w teatrze na swobodny powrót do domu po skończeniu przedstawienia. Drukarnia „Jonas”, Grodno.
Decydujące chwile
Front niemiecko – ruski stabilizował się, przekształcając się w walki pozycyjne. Coraz mocniej odczuwało się wpływ atmosfery rewolucyjnej w państwach zaborczych. Polacy na historycznych terenach Rzeczypospolitej zbierają siły do decydującej walki zbrojnej o niepodległość.
W Grodnie i okolicach powstaje Polska Organizacja Wojskowa (POW). Na jej czele stoi komendant Bojanowski (Bojakowski), pomaga mu Grabski. Aktywnie garnie się do walki młodzież szkół grodzieńskich. Dyrektor, pan Kuczewski, przełożona klasztoru sióstr nazaretanek, nauczycielka, malarka Maria Gorzycz, nauczyciel Gasperski błogosławią swoich wychowanków na święte dzieło wyzwolenia Ojczyzny.
W Górach Kredowych trwa tajne szkolenie chłopców i dziewczyn. Chłopcy przygotowują się do walki w oddziałach liniowych, dziewczyny – w formacjach kuriersko – wywiadowczych. Zorganizowano grupę „Pogotowie Młodzieży” w liczbie około 50 osób gotowych do działania o każdej porze i w każdej chwili. W drugiej połowie listopada 1918 r. ks. Melchior Fordon odbiera przysięgę od młodych obrońców sprawy polskiej. To była teoria, ale na praktykę czekać przyszło niedługo.
Poza POW były i inne formacje, gdzie można było oddać życie za pozostającą póki co w marzeniach Ojczyznę. Jak w dawnych czasach, młodzież porzuca miasto, ucieka do Kopciówki, kilka kilometrów za Niemnem. Tam Rada Wojskowa Ziemi Grodzieńskiej skupia ochotników, formuje jednostki, w miarę możliwości uzbraja. Ćwiczy ich major Bronisław Bohatyrewicz, na razie tylko z nazwiska bohater. Do pomocy ma oficerów i podoficerów, przeważnie miejscowych, z zaboru rosyjskiego. Zaniepokojeni Niemcy wysyłają cały pułk na rozbrojenie polskich oddziałów. Rozproszeni, w krótkim czasie zbierają się znów, żeby ćwiczyć i być gotowym do decydującej walki. Nie są osamotnieni: generał Sulewski na czele Samoobrony Ziemi Grodzieńskiej też zbiera jednostki ochotników. Major Jackiewicz, porucznicy Antoni Śpiewak i Jan Szymański, współpracujący z generałem, mają wojskowe doświadczenie – są wykształconymi oficerami. No i mają już Niemcy kłopot nie tylko na froncie bo młodzież grodzieńska coraz chciwiej przygląda się uzbrojeniu ich żołnierzy.
Spotkacie go w Katyniu…
Bronisław Bohatyrewicz – generał brygady, uczestnik walk o niepodległość Polski. Urodził się w Warszawie 24 lutego 1870 r. Swoimi korzeniami wywodzi się z nadniemeńskiej okolicy Bohatyrowicze. Patriotyczna rodzina generała pielęgnowała tradycje szlachty kresowej. Jasna sprawa, że najwspanialszą wychowawczynią Bronisława była literatura Elizy Orzeszkowej, a szczególnie powieść „Nad Niemnem”. Zresztą Bronisław Bohatyrewicz osobiście znał i bardzo poważał pisarkę.
Jego życie osobiste rozpoczyna się od poznania spadkobierczyni majątku w Zabłociu panny Heleny Pokubiatto. Między młodymi rodzi się wielka miłość, która popycha ich na ślubny kobierzec. Co się tyczy majątku, to wchodził on w skład dóbr Rusota w gm. Wiercieliszki. Znajdował się 6 wiorst od Grodna i liczył 380 dziesięcin gruntów ornych, łąk 70 i lasów 65 dziesięcin.
Na pierwszą wojnę światową Bronisław Bohatyrewicz wybrał się w stopniu majora piechoty służby carskiej. Walczy dzielnie ale niedługo, bo w listopadzie 1914 r. dostaje się do niewoli niemieckiej. Po czterech latach zostaje z niej zwolniony. Przystępuje do organizacji Samoobrony Ziemi Grodzieńskiej. Dołącza do Litewsko – Białoruskiej DP. W walkach z bolszewikami dowodzi pułkiem grodzieńskim tej dywizji. Okazuje się zdolnym i doświadczonym oficerem. Pod rozkazami gen. Lucjana Żeligowskiego rusza na Wilno. Zostaje odznaczony krzyżem Virtuti Militari IV klasy i czterokrotnie Krzyżem Walecznych. Kończy wojnę jako oficer sztabu Żeligowskiego.
W czasie pokoju Bronisław Bohatyrewicz kontynuuje służbę w Oficerskim Trybunale Orzekającym. Dowódca piechoty w 20 DP, a później w 18 DP. Na krótko obejmuje funkcję p.o. dowódcy Okręgu Korpusu I w Warszawie. W kwietniu 1927 roku przechodzi w stan spoczynku. Osiedla się w Kiełbasinie pod Grodnem. Synowie: starszy Wiktor – w Poznaniu w Wyższej Szkole Handlowej, młodszy Kazimierz – studiuje chemię na Politechnice Warszawskiej. W chwili wybuchu wojny w sierpniu 1939 r. leciwy generał przebywa na wypoczynku w Druskiennikach. Kochał wojsko, nadal nosił mundur ze wszystkimi odznaczeniami. Tak też został aresztowany w pełnym umundurowaniu. 7 kwietnia 1940 r. został zamordowany w Katyniu.
Imiona z historii
Aktywnie działali w Samoobronie Ziemi Grodzieńskiej: Leon Żebrowski, ks. dziekan Stanisław Iwanowski, Antoni Żaboklicki.
Z dokumentów i legend
Polska Rada Naczelna Ziemi Grodzieńskiej w akcie z 28 grudnia 1918 r. oświadczyła:
Przed 124 laty w Grodnie pod przemocą bagnetów najeźdźcy wydarli wolność narodowi naszemu w chwili, gdy wznosił gmach swego odrodzenia. Przeszły lata klęsk, lata katuszy narodu, ciągnęły niezliczone szeregi ojców naszych drogami wygnania, ziemia nasza przesiąkła krwią bojowników za wolność Polski, lecz duch nasz nie został złamany. Ludność w większości swej w chwili gdy może wyrazić swą nieskrępowaną wolę, głosi przed Bogiem i światem, że jest polską, do Polski należy i przez nas swych przedstawicieli – Polską Radę Naczelną Ziemi Grodzieńskiej – ogłasza włączenie Ziemi Grodzieńskiej do Rzeczypospolitej Polskiej. Krew przelana przez synów Polski w walkach o wolność na wszystkich krańcach świata jest najlepszą rękojmią zapewnienia wolności i rozwoju krajom i ludom wchodzącym w skład Rzeczypospolitej. Wzywamy naród cały i Rząd Polski, aby przyjął do wiadomości ten wyraz woli ludu naszego i niezwłocznie czynem go poparł. Podpis: Polska Rada Naczelna Ziemi Grodzieńskiej. Grodno 28 grudnia 1918 r.
Rozpoczęto wkrótce organizację pułku strzelców grodzieńskich. Generał M.Sulewski zadanie to powierzył majorowi Janowi Jackiewiczowi. Pełniący obowiązki szefa sztabu Samoobrony por. Antoni Śpiewak jednocześnie pełni obowiązki adiutanta powstającego pułku. 18 grudnia 1918 r. o godzinie 9.30 w grodzieńskiej Farze ma miejsce uroczyste wydarzenie: oficerowie gen. M.Sulewski, mjr J.Jackiewicz, płk A.Tomaszewicz i mjr B.Bohatyrewicz składają uroczystą przysięgę na wierność Ojczyźnie, Polsce. Po tylu latach poniewierki znów Polska odbiera przysięgę swoich wiernych synów. Wszystko to dzieje się na tle historycznych światowych wydarzeń, które zapoczątkowały nową erę na świecie.
Pod koniec roku 1918 Niemcy i ich satelici doznali druzgocącej porażki na zachodzie i 1 listopada tegoż roku między wojującymi stronami zostaje podpisany rozejm. Okupanci zaczynają pakować walizki. W styczniu, już w nowym roku, w Grodnie jest uformowany Tymczasowy Komitet Miejski. Składa się z 36 osób. Polacy mają w nim 9 mandatów. Komitet ten był dość niezaradny, kłótliwy, problemy administracyjne, które miał rozwiązywać, często były ponad jego siły.
Mniej więcej w tym samym czasie powstaje też w mieście Polski Komitet Obywatelski. Jego kierownictwo tworzą Leon Żebrowski, Stanisław Iwanowski, Antoni Żaboklicki. Główny cel Komitetu to odrodzenie polskości i odtworzenie struktur administracyjnych na Grodzieńszczyźnie. W tych dążeniach Polacy nie byli jedyni. Białorusini razem z Litwinami na podstawie umowy Wileńskiej Białoruskiej Rady z Litewską Tarybą też starają się przy wsparciu Niemców organizować swoją administrację i wojsko. Pierwszy Białoruski Pułk Piechoty w kwietniu 1919 roku liczy około 800 żołnierzy. W krótkim czasie dołączył do niego batalion specjalny w sile 350 ludzi. Finansowanie tego wojska pochodziło z kasy państwa litewskiego. Niemcy, Białorusini, Litwini, Polacy, Żydzi, partie polityczne o wielobarwnych odcieniach i różne komitety starały się utrzymać lub pozyskać władzę w mieście.
Z dokumentów i legend
Świadek notuje:
W Grodnie obok władz okupacyjnych „urzędował w celach werbunku” litewski oficer, były kapitan armii carskiej Demidow, nie rozumiejący po litewsku ani słowa. Na ulicach miasta grodnianie często spotykali świeżo upieczonych oficerów armii litewsko – białoruskiej. Mimo, że piersi ich zdobiły barwne wstęgi i fantastyczne ordery, nikt ich jednak na serio nie brał, aczkolwiek byli oni faworyzowani przez Niemców. Okupanci gotowi byli wtedy dopuścić do władzy w Grodnie każdego, byle nie Polaka. H.Tarłowski. Jednodniówka „Krajoznawstwo”.
Peowiacy i inne polskie organizacje militarne w mieście ruszają do rozbrajania Niemców, a po nich Białorusinów podporządkowanych Litwie. Rano 27 kwietnia 1919 r. zostają przez polskie oddziały zbrojne obsadzone najważniejsze obiekty miasta oraz przyczółki mostów kolejowego i kołowego.
Imiona z historii
Członkowie POW w Grodnie:
Chorąży Ignacy Dobrzyński, oficer rezerwy Żukowski, por. Władysław Grabowski, Bolesław Wejksner – zginął na froncie, Kazimierz Salanowicz – zginął na froncie, Bronisław Kliks – zginął na froncie, Jan Doroch – zginął na froncie, Stanisław Horbaczewski – zginął na froncie, Stefan Zawadzki – zginął na froncie, Andrzej Zapolski – zginął na froncie, Witold Paszkiewicz – rozstrzelany przez bolszewików w 1920 r., Albin Dancygier – rozstrzelany przez bolszewików, Jan Skwarko – rozstrzelany przez bolszewików, Jan Kucharski – rozstrzelany przez bolszewików, Stanisław Ejsmont, Kazimierz Łaszkiewicz, Leopold Krauz, Oktawian Busz, Jan Żardziński – zginął podczas akcji. Spis niepełny.
Prowadził ich zew wolności
Janusz Bogdan Bokszczanin (Bartek Sęk) (1894-1973) – pułkownik WP, urodził się w Grodnie. Gimnazjum ukończył w mieście rodzinnym. Ojciec zginął w wojnie z Japończykami w 1905 r. Od wczesnej młodości należy do konspiracji polskiej w szeregach kierownictwa PPS. W 1911 r. w oddziale walki czynnej w Grodnie. Ukończył Szkołę Kadetów i Mikołajewską Szkołę Kawalerii. Oficer w służbie carskiej, bierze udział w wojnie światowej. W Wojsku Polskim od roku 1919, dowódca szwadronu, szef sztabu Wołyńskiej Brygady Kawalerii, pracownik ministerstwa. W 1939 r. dowódca Pułku Strzelców Konnych w 10 BK. Ciężko ranny pod Lwowem. W konspiracji od roku 1940, współautor planu „Burza”. Od 31 grudnia 1944 r. Szef Sztabu Komendy Głównej AK, działa w WiN. W 1945 r. opuszcza kraj, umiera we Francji.
Władysław Kalenkiewicz – doktor, polityk, działacz społeczny i państwowy. Urodził się w Grodnie w 1864 r. Ojciec ziemianin powiatu wołkowyskiego. Gimnazjum ukończył w mieście rodzinnym, działał w młodzieżowych organizacjach podziemnych. Ukończył Uniwersytet Dorpacki, wydział medyczny. Przez 16 lat pracuje na Syberii przy budowie Magistrali Transsyberyjskiej. Zdobywa doświadczenie tak zawodowe jak i życiowe w trudnych warunkach podczas wojny światowej w wojsku carskim. Po rozpadzie Imperium wraca do Grodna. Działa społecznie i w Chrześcijańskiej Demokracji. Prowadzi prywatną praktykę lekarską. Jest wybrany na delegata z Grodna do pierwszego Sejmu Ustawodawczego w Warszawie. Umiera w 1934 r. Pochowany w Grodnie.
Leon Żebrowski – ksiądz, działacz społeczny i polityczny, wyśmienity mówca. Urodził się w powiecie święciańskim, guberni wileńskiej w 1876 r. Ukończył Seminarium Duchowne w Wilnie i Akademię Duchowną w Petersburgu. W 1904 r. profesor seminarium, wikariusz w Ostrej Bramie. Przybywa do Grodna podczas I wojny światowej, proboszcz parafii św. Franciszka Ksawerego. Od 1917 roku dziekan grodzieński. Udziela się społecznie i politycznie. „Przez wiarę ku odrodzeniu polskości na tych ziemiach” – to hasło życiowe duchownego. Redagował „Przyjaciela Ludu”, „Dwutygodnik Diecezjalny”, „Echo”, „Nowe Życie”. Prezes Polskiej Katolickiej Demokracji, poseł na Sejm RP.
Niemcy się wynieśli. Co dalej?
Koniec okupacji miasta wyznacza ewakuacja oddziałów niemieckich i wkroczenie do Grodna Wojska Polskiego. Stało się to 27 kwietnia 1919 roku. Coś wydarzyło się nadzwyczajnego, po tylu latach narodowej poniewierki, po tylu porażkach i ofiarach – w końcu zwycięstwo! W murach starego, ukochanego przez książąt i królów grodu pojawia się regularne Wojsko Polskie reprezentujące powstałe z popiołów Państwo. Czy była jakaś polska dusza w mieście, która by w ten dzień nie uroniła łez? Podniecenie, wzruszenie, dzwony kościelne, przemówienia, defilada i w końcu zapisywanie się ochotników na Zamku Królewskim.
Z dokumentów i legend
Chwile niezapomniane. Przekazuje nam je świadek, korespondent miejscowej gazety „Echo” 29 kwietnia tegoż 1919 roku:
Wczoraj od rana na ulicach naszego miasta panowało znaczne ożywienie. Ludność skupiająca się gromadkami na ulicach, przyglądała się oddziałom niemieckim opuszczającym Grodno. O godz. 1 po południu sprzed dworca kolejowego wyruszył ostatni pociąg niemiecki. Bezpośrednio za nim na stację wjechał pociąg wiozący pierwszy oddział polski przeznaczony do objęcia stacji kolejowej i niektórych posterunków w mieście. Wzruszającą była chwila, gdy nad dworcem kolejowym powiała po raz pierwszy chorągiew polska. Młodzież należąca do samoobrony (przeważnie skauci z gimnazjum męskiego) ochoczo i szybko usunęła szyldy z napisami niemieckimi na dworcu. Dla oficerów i żołnierzy był przygotowany na dworcu, dzięki niestrudzonym zabiegom miejscowego Koła Polek, posiłek. Nad jego wydawaniem czuwały pani hr. Krasińska, pani Rydzewska, pani Giedroyciowa, pani Świderska i inne panie z Koła.
Uroczyste powitanie wojska z mszą polową odbyło się 29 kwietnia na Starym Rynku. Dnia 1 czerwca do Grodna przybył Naczelnik Państwa Józef Piłsudski. Bohater wsiadł do samochodu i pojechał pod kościół Farny. Ogromny tłum pędził za nim, padając i podnosząc się, taranując wszystko na swojej drodze, biegł wiwatując na cześć tego człowieka z Kresów. Jeszcze przedtem Polacy odnieśli dość skromne, ale pożyteczne zwycięstwo w Grodnie. Otóż 5 marca 1919 roku odbyło się pierwsze historyczne posiedzenie Zarządu Miejskiego oraz wybory Prezydenta miasta. Na emerytowanego pułkownika Edwarda Listowskiego oddano 23 głosy, 10 deputowanych wstrzymało się. Pułkownik był w Grodnie znany jako osoba mądra i doświadczona bo już kiedyś zajmował to stanowisko, co prawda aż w 1907 roku. Tak więc Wojsko Polskie witał i jako gospodarz przemawiał Prezydent Miasta – Polak. Wszystko składało się jak najlepiej, pojawiła się nadzieja, że skończy się ten nieskończony koszmar wojny, głodu i nędzy.
Imiona ich pamiętamy…
Edward Listowski (1861-1922) – pułkownik armii carskiej w stanie spoczynku. Pierwszy prezydent miasta Grodna za Państwa Polskiego. Ukończył szkołę realną w rodzinnym mieście. W 1878 r. junkier Armii Rosyjskiej. W 1908 r. przechodzi w stan spoczynku, stając na czele Dumy miasta Grodna, od roku 1907 do 1915. W 1919 r. podczas debat nad wielkim finansowym deficytem kasy miejskiej powiedział: „Wykaz strat nie jest straszny sam przez siebie, strasznym jest życie z dnia na dzień i niepewna przyszłość”. Lata jego kadencji 1919-1920 były najtrudniejszymi w międzywojennych dziejach polskiego Grodna. Przeżył je z honorem i wielką korzyścią dla miasta. Spoczywa na starym cmentarzu katolickim w Grodnie.
Julian Husarski (1887-1930) – inżynier górniczy, ekonomista. Urodził się w Grodnie w rodzinie adwokata. Brał czynny udział w ruchu niepodległościowym. Ukończył Instytut Górniczy w Petersburgu z wyróżnieniem. Aktywnie działa w polonijnym środowisku studenckim. Pracował nad Morzem Kaspijskim, szukał złota na Syberii, budował tam mosty i drogi. W roku 1920 powrócił do Polski, gdzie w pełni wykorzystał swoje życiowe i profesjonalne doświadczenie. Brał udział w rokowaniach pokojowych w Rydze. Był członkiem delegacji w Hadze i Genui. Od roku 1928 wicedyrektor monopolu tytoniowego. Pracował nad naukowymi koncepcjami gospodarki narodowej.
Nacierają bolszewicy
Rozpoczęcie ofensywy bolszewickiej nie było zaskoczeniem dla ludzi obeznanych z polityką władz czerwonych z Moskwy. Fanatyczni marzyciele z Kremla swój ratunek i ratunek porodzonego przez siebie czerwonego niemowlęcia widzieli w światowej rewolucji. Nie rozumieją tego jeszcze pracownicy zakładów, rolnicy, rzemieślnicy. Zrozumieją później, kiedy na bagnetach poniesie czerwonoarmista „szczęście” całej pracującej Europie. Na drodze stała mu Polska, „bękart Wersalu”, ze swoimi żądaniami granic odwiecznych, przedrozbiorowych. Więc armie Tuchaczewskiego rozpoczęły bolszewicką nawałę na Polskę.
Grodno, jak sobie przypominamy, zostało tuż przed wojną i w jej trakcie dość dobrze ufortyfikowane. Problem jednak w tym, że główne umocnienia chroniły miasto z zachodu, natomiast wschodni kierunek, choć także został przez Niemców częściowo umocniony, nie miał aż takich umocnień. Nawet Siła Niebieska nie była w stanie odwrócić fortów frontem ku bolszewikom. Jazda Gaja, błyskotliwego dowódcy bolszewickiego, uderza z zaskoczenia. Na tym chyba polega sztuka wojskowa: na szukaniu najkrótszej drogi do zwycięstwa. Jak burza ogniowa koci się ława kozaków czerwonych na Grodno.
19 lipca 1920 r. kawaleria bolszewicka otoczyła prawobrzeżną część miasta prowadząc walki w siodle i pieszo. W Grandziczach, na przedpolu miasta, kozacy wycinają całą marszową kompanię piechurów, nacierają przez Przesiułkę, chowając się od karabinów maszynowych w jarach i wąwozach. Polacy pierwsze ataki czerwonych odbijają. Jednak sytuacja obrońców staje się krytyczna, dwa szwadrony kozaków forsują Niemen. Artyleria przeciwnika przenosi ogień na mosty. Wkrada się panika i demoralizacja. Wycofujący się żołnierz polski wpada pod piekielny ogień dział. Ginie pluton polskich czołgów, słabnie ogień broni maszynowej. Jednak nawet w tej beznadziejnej sytuacji młody polski żołnierz wciąż stawia opór. Ochotniczka Legii Kobiecej Szukielówna pod bagnetem karabinu zmusza maszynistę parowozu, aby przyczepił wagony z amunicją i wywiózł na lewy brzeg Niemna.
19 lipca o godzinie 23 miasto jest w rękach jeźdźców Gaja. Dnia następnego Polacy przypuszczają atak we wschodnim kierunku. Artyleria od 9 rano prowadzi ogień po pozycjach obronnych czerwonych. Piechota posuwa się naprzód, w ręce polskie przechodzi ponownie kilka fortów. 35 polski pułk dochodzi do Niemna. Natarcie piechoty wspierają pociąg pancerny „Mściciel”, artyleria polowa i czołgiści. Jednak bolszewicy ściągają rezerwy i spychają Polaków do defensywy. Odchodzi załoga forteczna gen. Mokrzeckiego, żołnierze gen. Klimaszewskiego. Wojska sowieckie nieubłaganie posuwają się w kierunku Warszawy. Na dzień zwycięstwa grodnianie muszą zaczekać parę miesięcy.
Kto się bronił, kto nacierał?
Ze źródeł polskich:
Dla obrony twierdzy Grodno potrzebne było 10-12 tys ludzi wyćwiczonych do prowadzenia walki obronnej z wykorzystaniem fortów i przygotowanej obrony. Żołnierza polskiego, podczas ataku czerwonych w mieście i okolicy historycy naliczyli później nie więcej jak 5.000. Zdemoralizowane pospieszną defensywą oddziały polskie, a szczególnie dowództwo, nie miało czasu na zaprowadzenie porządku. Jakie siły mogły być użyte do obrony Grodna? Były to jednostki: 3 rozbite bataliony II Dywizji Białorusko – Litewskiej, szczątki dywizjonu 13 Pułku Ułanów Wileńskich, szwadron jazdy tatarskiej, resztki Legii Kobiecej, Wileński Batalion Ochotniczy kapitana Kościałkowskiego, pociąg pancerny „Mściciel”, 18 czołgów, oddziały etapowe Obozu Warownego Grodno gen. Stefana Mokrzeckiego, było to 8 dział artylerii polowej, 5 dział artylerii ciężkiej i 1600 nieprzygotowanych ochotników. Ze źródeł sowieckich: IV Armia, o godzinie 23, dnia 19 lipca, po zaciętych walkach, oddziałami III Korpusu Kawalerii zdobywa Grodno. Trofea: 3 nie uszkodzone czołgi, 6 lekkich i 2 ciężkie działa, zapasy pułku kawalerii, wzięto do niewoli 1.000 legionistów, wyzwolono 500 jeńców.
Imiona z historii
Bronili miasta przed bolszewikami w 1920 r:
Gen. Stefan Mokrzecki – dowódca Dywizji Litewsko – Białoruskiej do 20 października 1919 r., dowódca 7 i 8 DP.
Gen. Roman Klimaszewski (1865-1942), o którym ze smutkiem przyznajemy, że niewiele wiemy i czekamy na pomoc naszego Czytelnika. Pochowany na starym cmentarzu katolickim w Grodnie.
I ci, co nieśli „wolność” na bagnetach:
Gaja Gaj (znany też jako Gajk Bżyszkjan lub Gaj-Chan). Urodził się w Persji w 1887 r. Sowiecki bohater rewolucji i wojny domowej w Rosji. Wychował się w rodzinie nauczycielskiej. Od wczesnej młodości jest zaangażowany w działalność rewolucyjną. Do partii bolszewickiej wstąpił w roku 1903. Podczas wojny światowej walczy na froncie tureckim i zdobywa stopień oficerski oraz odznaczenia za męstwo. Władza bolszewicka w 1918 r. daje mu nominację na dowódcę dywizji strzelców, po jakimś czasie – I Armii na Froncie Wschodnim. Potem zostaje przeniesiony na Front Polski, gdzie staje na czele III Korpusu Jazdy.
Jest bystry w podejmowaniu decyzji i ich wykonywaniu. Prawdziwy od urodzenia zagończyk. W czasie wojny z Polską dociera do Wisły w rejon Płocka. Tam – przyciśnięty polską kontrofensywą – ratuje się przekraczając granicę pruską. Ukończył Akademię Wojskową im. Frunzego, dowodził nowo odtworzonym Korpusem Jazdy na Białorusi. Wykładał w Akademii Lotniczej, profesor. W latach stalinowskich represji aresztowany, na przesłuchaniach płacze z żalu, że władza nie doceniła jego wysiłków na rzecz rewolucji. Przed plutonem egzekucyjnym wykrzykuje hasła na cześć własnego kata Stalina. Zostaje rozstrzelany pod koniec 1937 roku.
A w mieście nowa władza. „Robotniczo-chłopska”…
Wojenno–Rewolucyjny Komitet władzy sowieckiej w Grodnie i na terytorium byłej guberni zostaje założony w Mińsku jeszcze w 1919 r. Wraz z zajęciem miasta rozpoczął energiczną działalność. Najważniejszą rzeczą tamtych dni dla bolszewików było dokompletowanie Armii Czerwonej oraz wyposażenie jej w prowiant. A chleb stał w polu, na korzeniu. Pierwszym w tej pracy zbioru płodów rolnych pozostawał człowiek, po nim – koń, a tego z majątków uprowadzili właściciele. Pozostałe po wsiach i okolicach konie, kto nie schował w lesie lub na bagnach, rekwirowało wojsko. Po majątkach stworzono komitety obywatelskie, ponaglając i narzucając im „rewolucyjne” tempo zbioru plonów. 15 sierpnia 1920 r. w mieście powstaje urząd gospodarczy (Sownarchoz), który bierze pod kontrolę prace w polu i kontyngent wojskowy, jednak z braku doświadczenia i kompetencji działa nadzwyczaj nieudolnie. W mieście wszystko jest racjonowane, do izb zagląda widmo głodu.
30 lipca 1920 r. w Grodnie objawił się Feliks Dzierżyński w kompanii Juliana Marchlewskiego i Feliksa Kona oraz Wacława Boguckiego. Podzieliwszy funkcje „towarzysze” tworzyli rząd dla Polski Sowieckiej. W ten sam dzień „żelazny Feliks” zaszczycił swoją obecnością wiec w teatrze miejskim. Na tle czerwonej dekoracji sceny i po odśpiewaniu międzynarodówki przemawiali do aktywistów komunistycznych Grodna i okolic jego mniej znani kamraci: Kon i Marchlewski. Zostaje także ogłoszony odczyt „Sowiecka Rosja i Pańska Polska”. Owacjom nie było końca, podniecone krzyki i twarze jak czerwień obrusu stołu prezydialnego na scenie. Potem była narada w wąskim kręgu, to znaczy z członkami Rewkomu.
Informując władze na Kremlu o sytuacji w Grodnie i na tyłach frontu Dzierżyński prosił o nadesłanie nowych towarzyszy dla pracy w administracji miasta i powiatów. Jak stara ta pieśń i jak znajoma, bo już za cara pokładano wielką nadzieję w urzędniku ze wschodu, potem w komisarzu, potem w czekiście. A i później kadry ze wschodu reprezentowały prawdziwą władze sowiecką na Grodzieńszczyźnie… Tymczasem jednak mitingi i kwieciste wystąpienia w Grodnie odbywały się od rana do wieczora.
Z dokumentów i legend
Na wiecach i mitingach, bijąc się w piersi, wzywano:
Carscy generałowie idący bandami, wszyscy pobici, jak to – Judenicz kroczący na Piotrogród, Denikin na Ukrainę i Kołczak w Syberii. Wszędzie rozwiązano nam ręce. Jeśli widzimy przed sobą nowego kata, to jest nim Biała Polska. Czas ostatniego pogromu polskich obszarników zbliża się. Oni marzyli o Wielkiej Polsce od Bałtyckiego do Czarnego Morza, a teraz siedzą w gabinetach w Warszawie i podliczają u rozbitego koryta, żeby zakuć w łańcuchy batraka. Obudź się, polski chłopie i robotniku! Tutaj można było dowiedzieć się, co to jest władza sowiecka: Władza Sowiecka, jest władzą ludu pracującego i chłopstwa. I my chłopi wszyscy jak jeden wstaniemy w jej obronie. My chłopi i pracownicy twardo stoimy na straży interesów rewolucji i twardo wierzymy w potrzebę władzy sowieckiej. Cała władza sowietom!
Zabierający głos wiedzieli, co to jest wiara i starannie tłumaczyli tym, kto tego jeszcze nie wiedział:
Wiara, sprawa prywatna, nikt nie ma prawa przymuszać do wiary tego lub innego wyznania. Tym wyjaśniamy, że tylko bez ucisku wiary my możemy prawidłowo rozwijać się i prawidłowo oczyścić swoją duszę od głupiego opium czarnego urzędnika carskiej władzy, to znaczy od popów, księży i innych.
Na kim opierali się bolszewicy w mieście? W swojej większości na elemencie wschodnim, skażonym rewolucyjną anarchią i samowolą. Hasła rewolucyjne znajdowały poparcie przede wszystkim w biedocie, a tej nie było mało. Narodowościowo byli tu Polacy, Żydzi i Białorusini, ale najwięcej stanowisk w nowych sowieckich urzędach zajmowali Żydzi. I to nie tylko z powodu politycznych poglądów. Rodzinę trzeba przecież było wyżywić. Do tego Żydzi byli lepiej wykształceni i znali języki obce. Jako dowód tego przytoczymy nazwisko Wołkowicza Szleme Lejbowicza (czemuś w ankiecie podana narodowość rosyjska), lat 57. Ukończył liceum, konserwatorium, był dyrektorem szkoły muzycznej za Niemców. Znał rosyjski, niemiecki, hiszpański. Za władzy polskiej był bez pracy, a za sowietów służy w Rewkomie.
Ale najskuteczniej chyba w tym krótkim okresie Grodna sowieckiego działała robotniczo – chłopska milicja. Oto fragment raportu jej kryminalnego oddziału, prawda już po porzuceniu miasta pod naciskiem Wojska Polskiego:
Zostało wykrytych 15 kradzieży drobnego charakteru, 2 zabójstwa. Jedno na tle rabunkowym, drugie na tle politycznym. W oddziale do walki z prostytucją zostało zarejestrowanych 28 prostytutek, z nich 8 było chorych i znajdowały się w szpitalu wenerycznym.
Bolszewicy tępią „zgniliznę burżuazyjną”
Jeszcze w czym pokazali czerwoni wyśmienitą sprawność to operatywnie przeprowadzona nacjonalizacja mienia burżuazji i „polskich panów”. W tym przypadku bolszewicy mieli chyba największe doświadczenia i „osiągnięcia”. Burżuje stracili w Grodnie fabrykę tytoniową, fabrykę zapałek, cegielnie, 3 tartaki i młyn, a w powiatach – majątki. Tymczasem winowajcami odrodzenia polskości w mieście zaczynają zajmować się urzędy towarzysza Dzierżyńskiego. Więzienie grodzieńskie jest przepełnione, wrogów robotniczo – chłopskiej władzy nigdy nie powinno zabraknąć bo to przecież podstawowy warunek istnienia sowietów. Potem dla usprawiedliwienia Gułagów (choć w zasadzie przed kim?) wymyślą całą teorię o nasilaniu się kontrrewolucji w miarę zwycięstw socjalizmu. Ale w Grodnie w lecie 1920 roku przestępstwa bolszewickie to tylko kwiatuszki. Przez kilka tygodni sowieckiej okupacji rozkwitnąć nie zdążyły, na jagody trzeba będzie zaczekać dwadzieścia lat.
Po drugiej stronie barykady
Feliks Dzierżyński (1877- 1926). Urodził się w majątku Oziembłowo (później: Dzierżynowo) w Puszczy Nalibockiej. Członek partii lewicowej od roku 1895. Działalność rewolucyjną rozpoczynał na Litwie w ruchu socjaldemokratycznym. W 1907 r. zostaje wybrany na członka Centralnego Komitetu Rosyjskiej Socjaldemokratyczej Partii Pracy. We wszystkich jej walkach wewnętrznych podtrzymywał Lenina. Podczas przewrotu bolszewickiego działa na różnych szczeblach organizacyjnych i bojowych w Moskwie i Petersburgu. Pod koniec 1917 r. staje na czele WCK, organu bezpieki, jest jego organizatorem. To stanowisko będzie piastować do końca życia i wejdzie do historii jako „żelazny Feliks”, „miecz rewolucji”, „krwawy Feliks”. Do Grodna przybył w 1920 r. jako przewodniczący nowego komunistycznego Rządu dla Polski.
Pokrzyżował mu plany sam polski naród, kategorycznie odrzuciwszy „szczęście” budowane na ateizmie, mordach i krwi niewinnych ludzi. W ZSRR Dzierżyński doczekał się największych zaszczytów po Leninie. Bodaj w każdym mieście ma do dziś swoją ulicę lub plac, a to i pomnik lub przynajmniej upamiętniającą tablicę. Grodno też nie uniknęło tego „zaszczytu”. Na jego cześć przemianowano także na Dzierżyńsk dawny Kojdanów. Pogrzebany u boku Wodza Rewolucji na Placu Czerwonym w Moskwie.
Wacław Bogucki (1884-1937), pseudonim partyjny „Szpak”. Urodził się w m. Buraków pod Warszawą. Od młodych lat w szeregach w SDKPiL. W 1906 r. wstępuje do RSDRP. Pierwszy sąd i wyrok 1,5 roku więzienia otrzymał w Słonimiu. Łącznie był aresztowany 9 razy, ponad 4 lata spędził w więzieniu. Za cara działa nielegalnie w Białymstoku i Grodnie. Podczas przewrotu bolszewickiego i wojny polsko – sowieckiej staje na czele komitetów partyjnych regionu. Przez jakiś czas kieruje pierwszym Rewolucyjnym Komitetem sowietów w Grodnie. Po nieudanej komunizacji Polski zajmuje wysokie stanowiska w organach karnych i centralnych władzach partii i rządu na Białorusi. Działa w Kominternie, związkach zawodowych, w okresie 1924-1926 przewodniczący Komunistycznej Partii Polski. Nie uniknął jednak „karzącego miecza rewolucji”. NKWD likwiduje go jako „polskiego szpiega” podczas stalinowskich represji w 1937 r. W Grodnie jedna z ulic nosi jego imię.
Adam Sławiński (Kaczorowski) – urodził się na Ukrainie w 1885 r. w rodzinie robotniczej. Wkrótce z rodzicami przenosi się do Warszawy, gdzie ojciec pracuje na kolei. Do partii wstępuje w 1907 r. Bierze udział w wydawaniu „Kultury”, uczestniczy w przewrocie bolszewickim w Petersburgu, dokąd przeniósł się w poszukiwaniu pracy. Potem naczelnik milicji w Mińsku, komisarz 57 Dywizji Strzelców. W ciągu paru miesięcy stoi na czele grodzieńskiego Wojenno – Rewolucyjnego Komitetu. Po wojnie zajmuje wysokie administracyjne stanowiska na sowieckiej Białorusi. I on życie skończył, jak już wspomnieliśmy, przed egzekucyjnym plutonem NKWD w 1937 r.
Miasto wyzwolone!
Kto nie uszedł przed władzą sowiecką z Grodna z Wojskiem Polskim, ucieka na wieś. Bardziej sprytni i odważni, a takich w gronie młodzieżowym zawsze dużo, jak za czasów dziadków, poszli do lasu, do partyzantki Jerzego Dąbrowskiego, słynnego „Łupaszki” (nie należy go mylić z późniejszym sławnym AK-owskim dowódcą o tym samym pseudonimie). A tymczasem spod Warszawy, łamiąc zapory sowieckie, nadchodzi już odsiecz. W kierunku Grodna naciera 4 Armia pod dowództwem generała Leonarda Skierskiego. Dwie jej dywizje – 21 Dywizja Górska generała Galicy i 22 Dywizja Ochotnicza pułkownika Koca – prowadzą walki zaczepne. W tym czasie Grupa Wojskowa majora Bernarda Stanisława Monda 23 września dociera do Niemna. Pod Hożą forsuje rzekę i przecina drogę odwrotu czerwonym w kierunku północno – wschodnim. 21 dywizja toczy krwawe walki na przedpolu miasta, starając się zaczepić o skrajne zabudowania i tym samym zmniejszyć straty od piekielnego ognia czerwonych baterii.
Przeciwnik niszczy mosty, ale oddziały Dywizji Górskiej już walczą o samo Grodno. Teraz już i Dywizja Ochotnicza naciera na miasto nocą, przeciwnik nie wytrzymuje. Bolszewicy w zaistniałej sytuacji pospiesznie wycofują się. Miasto budzi się wolnym. Czy ktoś spał tej nocy? Grodno zmienia kolory na biało-czerwone. Stało się to 25 września 1920 roku. Grodnianie parę miesięcy wstecz walczyli nie tylko w obronie miasta, ale i całej Polski. Teraz Ojczyzna przyszła im z pomocą.
Grodna nie wybierali, ono stało się ich losem…
Andrzej Galica (1873-1945) – generał, poseł, senator, literat. Urodził się w Białym Dunajcu na Podhalu. Studia wyższe, politechniczne ukończył w Wiedniu. Powraca do Krakowa i z ramienia PPS angażuje się w działalność polityczną i społeczną. Od roku 1914 w Legionach, kapitan uczestnik wielu walk. Dowódca batalionu, pułku, wielokrotnie odznaczony nagrodami bojowymi. Formuje pułki strzelców podhalańskich, wysyła na front, dostaje nominację na generała brygady. Formuje 1 (21) dywizję górską. Walczy na Polesiu, zostaje przerzucony do 2 Armii Rydza-Śmigłego. Po ciężkich walkach opanowuje przeprawy przez Niemen, zdobywa Grodno. Dywizja prowadzi natarcie w stronę Lidy, gdzie natyka się na zażarty opór czerwonych.
Po wojnie pozostaje dowódcą dywizji, przebierając ją w mundury regionalne. W 1931 r. zostaje przeniesiony w stan spoczynku. Zasiada w Sejmie, ma smykałkę do biznesu, otwiera hodowlę koni. Pisze książki, może nie najlepsze, ale czytane. Człowiek o godnej pozazdroszczenia energii, wszędzie zdąża, na wszystko ma czas. Umiera w wyzwolonej Warszawie.
Adam Koc, ps. „Witold”, „Szlachetny”, „Adam Krajewski” (1891-1969) – pułkownik, dowódca Dywizji Ochotniczej, działacz społeczny i polityczny, mąż stanu. Działacz POW i Polskich Drużyn Strzeleckich pod zaborem rosyjskim, potem w Legionach Polskich. Jeden z wyzwolicieli Grodna spod władzy bolszewików. W 1937 r. stoi na czele Obozu Zjednoczenia Narodowego, po wybuchu II wojny członek rządu emigracyjnego we Francji w 1939 r. Od 1940 r. mieszkał w USA. Zmarł w Nowym Jorku.
Eustachy Sapieha (1881-1963) – ziemianin z Grodzieńszczyzny, dyplomata, minister spraw zagranicznych, poseł na Sejm. Urodził się pod Lwowem w Biłce Szlacheckiej. Ojciec Aleksander, matka Seweryna z Uruskich. Gimnazjum ukończył we Lwowie, studia wyższe z leśnictwa w Zurichu. W 1909 r. zawarł małżeństwo z Teresą Lubomirską. Osiadł na Grodzieńszczyźnie, gdzie miał swoje dobra w Jelni i Spuszy. Był jednym z najbogatszych ludzi Polski międzywojennej. Grunty, które tutaj na Grodzieńszczyźnie posiadał, miały obszar ponad 7.700 ha. Aktywnie działał w organizacjach gospodarczych i społecznych miasta i okolic. Był wiceprezesem Towarzystwa Rolniczego. Prowadził rozmowy z władzami niemieckimi o założeniu polskich organizacji społecznych, a przy ewakuacji Niemców – o przekazaniu władzy na Grodzieńszczyźnie w ręce polskie. Odjeżdża do Warszawy, gdzie angażuje się w wielką politykę.
W 1939 r. aresztowany przez NKWD w swoim majątku. Jest więziony w Grodnie. Sąd w Moskwie skazał go na karę śmierci. Zamieniono ją na 10 lat łagrów. Przedostaje się do Wojska Polskiego, z którym wyjeżdża do Teheranu. Od roku 1941 po 1945 – pełnomocnik Polskiego Czerwonego Krzyża w Afryce Środkowej. Tam pozostał. Zmarł w Nairobi.
Juliusz Rómmel – generał dywizji WP. Urodził się w Grodnie w 1881 r., zmarł w Warszawie w 1967 r. Ukończył szkołę korpusu kadetów w Pskowie, potem szkołę artylerii w Petersburgu. Brał udział w wojnie Imperium Rosyjskiego z Japonią. Został odznaczony. Uczestnik pierwszej wojny światowej. Porzuca szeregi armii carskiej jako pułkownik. Wstępuje do Wojska Polskiego w 1918 r. Walczy z bolszewikami w składzie jednostek artyleryjskich III Korpusu. Dowodzi 1 Dywizją Kawalerii którą sam sformował. Toczy walki z I Armią Konną Siemiona Budionnego. Zdobył rozgłos w walkach o Małopolskę, Lwów, Zamość. Później na temat tych walk wydaje książkę: „Moje walki z Budionnym”.
W czasach międzywojennych zajmuje stanowiska inspektora jazdy przy Inspektoracie Armii Nr 1 w Wilnie, dowódcy I Dywizji Kawalerii w Białymstoku. W początku 1928 r. otrzymuje awans na generała dywizji. Rok później zostaje Inspektorem Armii. Na tym stanowisku pozostaje do września 1939 r. Podczas wojny polsko – niemieckiej 1939 r. dowodzi armią „Łódź”. Na jej czele walczy 6 dni. Kieruje obroną Warszawy i Modlina. Po kapitulacji stolicy dostaje się do niewoli niemieckiej. Po wojnie wraca do Polski, zajmuje się pisaniem wspomnień i kolekcjonowaniem militariów, które po jego śmierci żona przekazała Muzeum Narodowemu w Warszawie. Pogrzebany na Cmentarzu Powązkowskim. Różne opinie zostawił po sobie gen. Juliusz Rómmel, sądy o nim pozostawiamy Bogu i Historii. Natomiast my, grodnianie, wdzięczni jesteśmy Generałowi, że w kluczowych momentach losu naszej Ojczyzny nie stał na uboczu i nie przyglądał się, ale działał.
Jerzy Kossowski – pułkownik-pilot. Urodził się w Grodnie w roku 1892. Gimnazjum ukończył w mieście rodzinnym. Ostrogi wojenne zdobywał w Szkole Kadetów w Moskwie, po niej ukończył Michajłowską Szkołę Artyleryjską. W stopniu kapitana zdobywa patent lotnika. Przechodzi przeszkolenie we Francji. Stamtąd z armią Hallera wraca do Polski. Podczas wojny bolszewickiej dowodzi lotnictwem 3 i 4 armii. Po wojnie dowódca dywizjonów myśliwskich. W roku 1925 staje na czele 11 pułku lotnictwa w Lidzie. W kraju i za granicą zdobywa wiele wyróżnień w zawodach lotniczych. W roku 1927, w wieku 35 lat, Minister Spraw Wojskowych przenosi go w stan spoczynku. Zostaje pilotem – oblatywaczem Państwowych Zakładów Lotniczych w Warszawie. Demonstruje polską technikę lotniczą na całym świecie. Obsypany nagrodami i odznaczeniami, odchodzi z lotnictwa w 1937 r. Dwa lata później w Krynicy popełnia samobójstwo. Był wspaniałym lotnikiem. Kilka miesięcy potem rozpoczęła się wojna. Na pewno przydałby się Ojczyźnie…
Między wojnami
Pierwsza euforia wyzwolenia, spotykanie Wojska Polskiego i Marszałka Józefa Piłsudskiego, który potem odwiedzi Grodno kilka razy i ciepło wypowie się pod adresem miasta.
Z dokumentów i legend
Marszałek poucza:
Piękny gród wasz nad cudownym starym Niemnem, rzucony jakby rozmyślnie ręką Boga, tworzy silną łącznię pomiędzy równie daleką Warszawą jak i w sierocym oddaleniu leżącym Wilnem, nie tak kruchą, nie tak słabą, jak te dzieła rąk ludzkich. Ta łączność twarda, silna, dla której Niemen i inne rzeki nie są przeszkodą, ta łączność musi być dziełem waszego wysiłku i chcenia: „móc – to chcieć”. Jeżeli tylko chcieć będziecie, to łączność będzie trwała. Tylko chciejcie, to tę łączność zbudować potraficie…
Po wszystkich tych i innych świętach nastąpiła pora szarej codzienności. Spadkiem po władzach ruskiej, niemieckiej, litewskiej i sowieckiej była ruina. Rada Miejska otrzymała fatalny stan gospodarki miasta. Lud głodny, obdarty, zły, rozdzierany przez ugrupowania polityczne i nacjonalistyczne. Generalnie biorąc w całej tej mieszaninie ludzkich stosunków, krzywd, politycznych żądań i uprzedzeń głównym jednak był problem ekonomiczny. W pierwszej kolejności trzeba było zająć ludzi pracą i zapewnić im godne istnienie. Przed samą I wojną światową w Grodnie funkcjonowało 99 przedsiębiorstw produkcyjnych. W roku 1920 pozostała z tego ok. 1/3 zakładów. Całą nadzieję wiąże się z prywatną inicjatywą i z pomocą władz centralnych. Kasa miejska pusta. Ustępujący, rzecz jasna, z pustymi walizkami nie odchodzili. Niemcy – naród skrupulatny – za porzucony węgiel w elektrowni miejskiej, za urządzenia techniczne w fabryce marmolady i jeszcze za jakieś drobiazgi zażądali 1 milion 200 tysięcy marek wykupnego. I dostali. Potem tylko prędka polska ofensywa zapobiegła kolejnemu ogołoceniu miasta – tym razem przez bolszewików.
Z dokumentów i legend
I w tamtych czasach chciało się jeść przynajmniej trzy razy dziennie… Żeby nakarmić miasto chwytano się więc różnych sposobów. Gazeta „Echo Grodna” 10 października 1920 roku zachęca: Każdy, kto dostarczy 10 pudów żyta, otrzyma 46 marek za pud, jednocześnie ma prawo kupić 10 funtów cukru po 6 marek za funt oraz pud soli za 8 marek, zapałek 10 paczek po 6 fenigów za paczkę. Zarobki w sferze państwowej wyglądały też niezbyt bajecznie. Tak na przykład pracownik I stopnia miał otrzymywać 300 marek miesięcznie, pracownik niewykwalifikowany o połowę mniej.
Informacja ścisła
Grodno według spisu ludności 1921 roku: mieszkańców ogółem – 34.694, katolików – 12.053, prawosławnych – 3.649, wyznania mojżeszowego – 18.697, innych – 295.
Lata ciężkiej pracy
Okres Międzywojenny w historii Grodna to okres wzmożonej pracy i społecznych czynów na rzecz ukochanego grodu. Ubóstwo, sieroctwo, czym mógł nam pomóc biedny zniszczony kraj. Lud sam łata więc dziury w chatach, stara się załapać na jakąś pracę i jednocześnie wychodzi na uporządkowywanie miasta. W 1923 roku w Grodnie jest już 75 przedsiębiorstw, ale pracy wciąż brak. Około 2 tys. mieszkańców to bezrobotni, życie których jest zepchnięte na miejski margines. W 1931 roku liczba zatrudnionych wypisuje się cyfrą 4.735. Wyróżnia się kierunek spożywczy, gdzie pracują 1154 osoby. W poligrafii zatrudnienie ma 447 osób, trochę więcej w obróbce drewna – 473, w budownictwie 234.
Jednak czas nie stoi w miejscu – z trudem ale powstają jednak nowoczesne, wysokowydajne zakłady. W roku 1924 r. z czterech dotychczasowych wytwórni papierosów i tabaki powstaje Państwowa Fabryka Wyrobów Tytoniowych. Przedsiębiorstwo modernizuje się, poszerza, co pozwala zatrudniać grubo powyżej tysiąca pracowników. Nowością dla Grodna jest fabryka motocykli i rowerów N.Starowolskiego, w której produkuje się pojazdy dla wojsk łączności. Ale nie tylko dla armii: marzeniem wielu młodych ludzi przedwojennego miasta stają się motocykle i rowery. Dla niektórych te marzenia przybierają realne kształty. Kilkudziesięciu szczęśliwców rejestruje swe pojazdy w biurze wojskowym. Podczas wojny także i one zostaną zmobilizowane do obrony kraju.
Działają także Zakłady Graficzne i Fabryka Map, chyba pierwsza i jedyna w Polsce, Niemeńska Fabryka Wyrobów Artystycznych, Fabryka Dykty Braci Braun, Grodzieńska Wytwórnia Kasz, Nadniemeńskie Zakłady Przemysłu Budowlanego „Stanisławowo”. Rozbudowana zostaje Huta Szkła, która produkuje do dnia dzisiejszego. Rozrasta się też infrastruktura handlu, usług farmaceutycznych i transportowych. Prywatna inicjatywa nakręca usługi rozrywkowe. Najważniejsze, że u ludzi zjawia się w końcu nadzieja na lepsze jutro…
Problem zatrudnienia nie zostaje jednak rozwiązany. Nasiliła się emigracja zarobkowa. Jedni, w większości chrześcijanie, wybierają kraje bogatsze: zachodnie, gdzie dorobiwszy się grosza i wzbogaciwszy swoją wiedzę i inicjatywę ekonomiczną wracają, zakładają warsztaty, stawiają tamy na rzekach, budują młyny, kupują grunty. Drudzy odjeżdżają na zawsze aby w nowym miejscu rozpocząć życie z czystą kartą. To w większości lud pochodzenia żydowskiego, który ciągnie do Palestyny. Od roku 1921 do 1933 na zawsze porzuciło Grodno 2.998 osób. Emigracja na zachód odbywa się sposobem cywilizowanym. Tak np. w 1926 r. wydano w Grodnie 350 zagranicznych paszportów. Na zarobki wyjechały w tym roku 194 osoby, na kurację 12, do krewnych 67, turystycznie i na studia – 34. Najwięcej osób wyjechało w tym roku do Niemiec – 68. Do Palestyny – 61, do Stanów Zjednoczonych – 51.
Była jeszcze i inna emigracja, polityczna – nielegalna, bez paszportów i wiz. Mowa o ucieczkach do Kraju Rad. Nikt już nigdy nie policzy, ilu omamionym komunistyczną propagandą nieszczęśnikom udało się po kryjomu przekroczyć polsko – sowiecką granicę. Poważna część z nich zginęła potem w łagrach i więzieniach sowieckich jako rzekomi „szpiedzy” wszystkich możliwych wywiadów świata. Nie pomogła im nawet deklaracja nienawiści do „Biełopańskiej Polszczy”. Ludzie wpadają w łapy NKWD i giną na zawsze. Jakimże tragicznym dla młodzieży żydowskiej i białoruskiej okazał się ten „sowiecki raj” niespełnionych nadziei.
Informacja ścisła
Średnie ceny artykułów konsumpcyjnych w mieście w roku 1927 (za funt, kilogram): chleb żytni – od 51 gr do 64 gr, mąka żytnia – 62-82 gr, fasola – 65-75 gr, kartofle – 12-18 gr, kapusta kwaszona – 10-40 gr, mleko (litr) – 25-55 gr, ser -1.30 1.50 zł, jaja (1 szt.) – 12-28 gr, słonina – 3.70-4.50 zł, olej (litr) – 2.50-3.00 zł, masło – 4.70-7.70 zł, cukier -1.40-1.50 zł.
Z oświatą nie ociągano się
Znacznym problemem miasta było szkolnictwo. Trzeba było w szybkim tempie nadrobić zaległości w życiu kilku pokoleń, a szczególnie dzieciom dać prawdziwą ojczystą edukację. Pierwsza szkoła polska powstaje jeszcze podczas niemieckiej okupacji 18 stycznia 1916 r. Rozmieściła się ona – jak wspomnieliśmy – w prywatnym budynku pani Szymańskiej na ul. Policyjnej 12. Było to kilka klas początkowych. Według okupacyjnych władz, najważniejszym przedmiotem miał być język niemiecki. Oprócz tego przez cały okres niemieckiej okupacji istniało tajne nauczanie. Miesiąc później udaje się otworzyć jeszcze jedną szkołę dla 120 dzieci. W czerwcu 1919 r. wysłannik władz polskich przekazuje oficjalnie budynki szkolne władzom miasta. Chyba od tego zaczyna się w Grodnie w miarę regularna edukacja dzieci w szkołach.
Dla zapewnienia dobrego poziomu nauczania w pierwszej kolejności potrzebny był dobry nauczyciel. I to nauczyciel polski. Ten problem udało się w jakiejś mierze rozwiązać otwierając w Grodnie męskie i żeńskie Seminarium Pedagogiczne im. Elizy Orzeszkowej. Zaznaczymy, że wychowankowie tych uczelni dostawali wspaniałe przygotowanie pedagogiczne i w większości swoją patriotyczną postawą służyli przykładem uczniom, których nie tylko uczyli, ale i przygotowywali do spełniania obywatelskich obowiązków wobec Ojczyzny. Ich uczniowie nie zawiodą w 1939 r.
Informacja ścisła
Po naukę do polskiej szkoły. W roku 1926 w mieście działało 14 szkół: męskich – 5, żeńskich- 2, reszta mieszane. Mamy też szkoły i rekrutacje klas w cyfrach og/pólnych: Szkoła Nr 1 im. A. Mickiewicza – 772 uczniów Szkoła Nr 2 im. St. Batorego – 741 uczniów Szkoła Nr 3 o.Bernardynów – 758 uczniów Szkoła Nr 4 (Białoruska) – 563 uczniów Szkoła Nr 5 (Ewangelicka) – 328 uczniów Szkoła Nr 6 im. Królowej Jadwigi – 134 uczniów Szkoła Nr 7 (Zaniemeńska) – 65 uczniów. Poza szkołą sióstr nazaretanek były jeszcze 4 prywatne szkoły żydowskie, do tego 3 szkoły początkowe. Do wszystkich szkół uczęszczało 3.361 dzieci.
W pierwszej połowie lat trzydziestych w Grodnie działało Państwowe Gimnazjum i Liceum Matematyczno – Przyrodnicze męskie im A.Mickiewicza, Państwowe Gimnazjum i Liceum żeńskie humanistyczne im. E. Plater, Państwowe Gimnazjum Kupieckie, Państwowe Gimnazjum Krawieckie, dwie dokształcające szkoły zawodowe (męskie i żeńskie), Gimnazjum im H. Sienkiewicza Polskiej Macierzy Szkolnej, Męska Szkoła Rzemieślnicza Polskiej Macierzy Szkolnej, Szkoła Towarzystwa ORT (dział krawiecki). W 1936 roku dochodziło do tego 17 szkół czteroklasowych i siedmioklasowych, to znaczy początkowych i powszechnych, w których uczyło się 7.288 dzieci. Jak już wspomnieliśmy, trzeba tu doliczyć kilka szkół prywatnych. Widzimy więc, że w tym czasie liczba uczniów podwoiła się.
Wyższej uczelni Grodno, niestety, nie miało. Wszystko to mogłoby robić wrażenie, jeżeliby każdy mały przyszły obywatel RP kończył szkołę. Przyczyny porzucania nauki mogły być różne, najważniejsze z nich chyba natury ekonomicznej. Do szkoły nie biegło się, jeżeli jedne buty na gromadkę dzieciaków były. Ze smutkiem musimy powiedzieć, że w mieście w latach trzydziestych nie było już ani jednej szkoły białoruskiej, co nieraz wzbudzało sprzeciw rodziców i rezygnację z nauczania ich dzieci. Naród o tak gorzkich doświadczeniach w dojściu do szkoły w języku ojczystym, naród który przez wieki był krzywdzony, mowa o nas Polakach, odmawiał swojemu sąsiadowi, Białorusinowi, obywatelowi Polski, szkół ojczystych. Tak to pozostało w pamięci Białorusinów.
Dodajmy jeszcze, że nauczycielstwo polskie surowo osądzało podobne manewry władz w zakresie krzepienia polskości na Kresach. Znamy wiele przypadków kiedy rdzenni mieszkańcy centralnej i zachodniej Polski, przybywając na wschód uczyli się języka białoruskiego, aby łatwiej zdobyć wiedzę i wychować w warunkach demokratycznych dobrego obywatela Rzeczypospolitej, mieszkającego w swoim domu, w swojej Ojczyźnie. Tacy pedagodzy byli naprawdę kwiatem inteligencji polskiej na Kresach Wschodnich. W Grodnie takich kwiatów w połowie lat trzydziestych kwitło prawie 200.
Imiona z historii
Nauczyciele w szkole i w życiu. Józef Wanatowski – pełnił funkcję inspektora, dyrektora, nauczyciela rysunku w gimnazjum im. A.Mickiewicza. Aresztowany przez hitlerowców jako zakładnik, zamordowany 20 października 1942 r. w Forcie Naumowickim. Franciszek Dańko – nauczyciel łaciny w gimnazjum im. A.Mickiewicza. Zamordowany 20 października 1942 r. Stanisław Mrozowski – nauczyciel gimnastyki w gimnazjum im. A.Mickiewicza. Zamordowany 20 października 1942 r. Czesław Gąsiewski – polonista w gimnazjum im. A.Mickiewicza. Teofil Budzanowski – polonista, poseł na Sejm. Syn jego zginął w obronie Grodna. Gimnazjum im A.Mickiewicza. Janina Niedźwiedzka – polonistka, ostatnia dyrektorka Gimnazjum im. Emilii Plater. Zginęła w więzieniu sowieckim. Aleksander Hembergier – nauczyciel rysunków w Gimnazjum im. Emilii Plater. Zamordowany w Katyniu. Wacław Myślicki – nauczyciel matematyki, dyrektor prywatnego Gimnazjum Męskiego (PMS) im. H.Sienkiewicza. Jesienią 1939 r. został aresztowany przez NKWD. Zaginął nie wiadomo gdzie. Wiktor Rommel – nauczyciel Państwowego Gimnazjum Kupieckiego, poeta, malarz, kompozytor, brat generała i znanego sportowca, olimpijczyka. Aresztowany przez NKWD, przepadł bez wieści. Ludwika Jeleńska – znana metodystka, wykładowca w Państwowym Żeńskim Seminarium Nauczycielskim im. E.Orzeszkowej. Michał Kapp – nauczyciel historii w Gimnazjum im. A.Mickiewicza.
Z dokumentów i legend
Środki lokomocji w oświacie:
Protokół zakupu środków lokomocji inspektoratu szkolnego w Grodnie. Spisany w dniu 1 czerwca 1926 r. Komisja szacunkowa składająca się z p. Tadeusza Kosikowskiego – inspektora szkolnego, p. Wiktora Michałowskiego – przedstawiciela starostwa, p. Michała Wojtowicza – weterynarza powiatowego. Pan Tadeusz Kosikowski, pełniący obowiązki inspektora szkolnego w Grodnie kupuje następujące środki lokomocji inspektoratu: 1. Klacz gniadą, oszacowano – 200 zł. 2. Klacz wiśniowo – gniadą – 190 zł. 3. Sanie robocze – 15 zł. 4. Kłódkę do stajni – 1 zł. 5. Parę kauterów – 15 zł. 6. Bryczkę parokonną – 80 zł. 7. Uprząż na parę koni – 55 zł. 8. Sanie parokonne – 20 zł. Na łączną sumę 756 zł.
Służba zdrowia
Gazeta „Echo Grodzieńskie” 10 grudnia 1920 r. złościła się pisząc, że w Grodnie są 4 szpitale, w których na dzień trafienia gazety do rąk wiernego czytelnika leczyło się 70 chorych, a personel medyczny w tym czasie wynosił tutaj 90 osób. Mimo woli nasuwa się pytanie, czy szpitale te egzystują dla chorych czy dla personelu? – pisała gazeta.
Sanitarny stan miasta i służba zdrowia, po latach zaniedbania, powinny były sprostać wymaganiom mieszkańców. W latach 1922-1925 zabiegi chirurgiczne przeprowadzano w szpitalu Czerwonego Krzyża, trochę później w Szpitalu Sejmikowym. Od roku 1923 zaczyna przyjmować niewielki prywatny szpital doktora Blumsztajna. Dwa lata po nim otwiera swoje sale lecznicze Trzeci Okręgowy szpital dla wojska, gdzie jest 400 stacjonarnych miejsc leczniczych. Zaznaczyć trzeba, że szpital ten przyjmował i cywilów. Działa jeden ze starszych ośrodków leczniczych miasta, szpital żydowski, a także ośrodek chorób zakaźnych na ulicy Pionierskiej, szpital dla nieuleczalnie chorych na ul. Jerozolimskiej, Lecznica Czerwonego Krzyża na ul. Pionierskiej i oddział szpitala miejskiego dla umysłowo chorych na placu A.Tyzenhauza.
Musimy zaznaczyć, że kuracja w ośrodkach leczniczych wpędzała w wielkie wydatki. Zdrowie kosztowało. Cena za pobyt dzienny – leczenie stacjonarne – na różnych oddziałach wahała się od 4,5 zł do 8 zł. Koszt skomplikowanych operacji wynosił od 75 zł do 150 zł. W 1924 r. w Grodnie otwarto Kasę Chorych, w której przyjmowało 6 specjalistów. W początku lat trzydziestych w mieście pracowało ponad 60 lekarzy. Leczenie rujnowało, ale ludzie dbający o swoje zdrowie korzystali z ubezpieczenia, które pokrywało znaczną część wydatków. Zaopatrzenie w lekarstwa pozostawało w rękach prywatnych. Apteki i składy pana Malinowskiego, apteka E.Stępniewskiego przy placu Stefana Batorego, F.Ottowicza przy ul. Dominikańskiej, I.Ołdziewskiego przy ul. Horodniczańskiej, S.Szwarca przy ul. Orzeszkowej i H.Judejki przy ul. Grandzickiej dostarczały leki w krótkim konkurencyjnym terminie nawet zza oceanu.
Informacja ścisła
Z miejskiej statystyki: w 1922 r. było w Grodnie 1085 urodzeń i 693 zgodny, w 1923 r. urodzeń – 1331, zgonów – 570.
Imiona z historii
Aleksander Telhajm – lekarz naczelny szpitala miejskiego.
Organizacje patriotyczne: Związek Rezerwistów i inne
Przez 3 lata na czele Związku Rezerwistów stoi prezydent miasta Witold Cieński. Członkowie, aktywni w pracy społecznej, nawiązują ścisłe kontakty w swoim gronie. Opłatek, choinki dla dzieci z rodzin uboższych, prezenty świąteczne. Aktywiści z koła „Rodziny Rezerwistów”, a to i panie doktorowa Tarasiewiczowa i doktor Obrembowska w 1937 roku organizowały kurs sanitariuszek oraz przysposobienie kobiet do obrony kraju. Przeprowadzono 19 pogadanek na aktualne tematy, wznowiono działalność teatru amatorskiego. Zapraszano dzieci z rodzin uboższych na choinkę i do zabaw w „Klubie Dziecięcym” Związku. Klub ten zrzeszał 60 młodych obywateli RP.
W 1938 r. w Związku nastąpiły znaczne zmiany. Z funkcji komendanta ustąpił pan prezydent. Na jego miejsce został wybrany Antoni Pałasz. W tym samym roku Związek aktywnie włączył się w akcję walki z paleniem. W takim niedużym mieście jak Grodno w papierosy można było wtedy zaopatrzyć się w prawie 800 punktach! Sklepy w swojej większości pozostawały w rękach synów Abrahama. W wyniku przeprowadzonej akcji w końcu tego roku punktów sprzedaży papierosów pozostało „tylko” 125. Koncesje w pierwszej kolejności otrzymali inwalidzi – weterani ostatniej wojny z bolszewikami. W tej grupie było tylko 5 Żydów. Z kim tu walczono: z nałogiem czy…? Historia nie daje na to odpowiedzi.
W międzyczasie do budynku starostwa wjechał aktywny działacz Związku pan Tadeusz Walicki. Nowicjuszem on na Kresach nie był, stan rzeczy na wschodzie dobrze znał. W latach 1926-27 starostował w Sokółce, później nabierał doświadczenia w urzędach Województwa Poleskiego w Brześciu nad Bugiem. Potem skok w górę – wicewojewoda w Krakowie. W ostatnich latach Fortuna go już nie rozpieszczała – pracował w różnych urzędach w Poznańskiem. W tym czasie porucznik rezerwy Aleksander Rola Janicki zostaje powołany na stanowisko adiutanta Komendy Okręgu III ZR. Jego miejsce zajmuje rotmistrz rezerwy Bolesław Sakowicz. Urzęduje ten pan w starym ratuszu na placu Batorego. Na początku 1938 roku walne zebrania kół rezerwistów w Grodnie, Indurze, Jeziorach i Krynkach podjęły jednomyślną decyzję o połączeniu wszystkich organizacji rezerwistów, popierając ideę zjednoczenia narodowego zawartą w deklaracji pułkownika Adama Koca, za którą opowiedziały się najwyższe autorytety państwa. W wyniku tego Związek Oficerów i Podoficerów połączyły się w jedną organizację.
Młodzież w skautingu
Prawdziwą szkołą patriotyzmu w mieście nadniemeńskim było harcerstwo. Marzeniem chłopców i dziewczyn, dorastających już w wolnej i niezależnej Polsce, pozostawało spłacenie długu wobec tych, którzy tej Polski nie doczekali i dla niej zginęli. Wychowanie i hartowanie własnego ciała i ducha dla obrony miłej Ojczyzny, która jest młodsza od wielu jej przyszłych obrońców. Szlachetne idee Baden-Powella w Grodnie zaszczepiają się momentalnie. Już 17 marca 1917 roku padają nad Niemnem pierwsze słowa przysięgi w służbie Bogu i Ojczyźnie. De iure Ojczyzny jeszcze nie było, de facto – dla chłopców z pierwszej drużyny A.Gaspierskiego od urodzenia była w ich sercach. Z miłości do tej nieznanej, wymarzonej Ojczyzny chwytali się wszelkich możliwości, aby przygotować się do wielkich spraw. Krótkie wycieczki w Góry Kredowe, do lasku Sekret, do Poniemunia i Pyszek, żeby tam grać w gry wojenne, a przy ognisku na pełny głos śpiewać: „Jeszcze Polska nie zginęła” lub „Rotę”. Potem chłopcy drużynowego Gaspierskiego na ochotnika wstąpili w szeregi POW.
Wojna wyszczerbiła szeregi grodzieńskiego harcerstwa, rozrzuciła ich po całej Polsce, ale na zawsze przeszli oni do historii jako ci pierwsi w mieście królewskim. 20 lutego 1921 roku wznawia działalność pierwsza w wolnym Grodnie Drużyna Harcerska im. Króla Stefana Batorego. W jej ślad spieszą już cztery kolejne drużyny. 19 grudnia 1922 roku powołano Komendę Harcerskiego Hufca na miasto Grodno. Na czele Komendy stają Władysław Latoszek i Władysław Dziekoński – zastępca komendanta. Pod koniec lat trzydziestych pada propozycja komendanta harcerzy z chorągwi białostockiej o połączeniu hufca harcerzy miasta i powiatu w „Hufiec Grodno”. Głównym naczelnikiem harcerzy grodzieńskich przez dłuższy czas pozostawał hufcowy harcmistrz Jan Kraśnik.
W pierwszej połowie lat 30-ch w Grodnie i powiecie są już także dwa hufce żeńskie. Ich komendantki to dwie Marty – Kopalówna i Wilmusówna. Najsławniejsza drużyna żeńska miała adres Gimnazjum im. Emilii Plater. Chlubą był mundur harcerski, a szczególnie ta jego część, która przykrywała „kipiący mózg” grodzieńskiego skauta. Furażerka nazywana „batorówką”, okrągła, nie konfederatka, różniła się od ubiorów druhów z innych regionów Polski. Mieli harcerze królewskiego miasta i swoją piosenkę. Kto ją napisał, kto ułożył melodię? Nie wiadomo. Zaśpiewajmy razem:
Wszak każda wie istota, że Paryż słynie z mód, Indura słynie z błota, a Druskienniki z wód. Wenecja ma gondole, a Toruń słynie z ciast. Zgadnijcie, które wolę z tych najpiękniejszych miast? To Grodno znad bystrych Niemna fal, Grodno, w nim co dzień koncert, bal, Grodno, kocham Grodno, W nim humor skrzy, To Grodno znad bystrych Niemna fal, Grodno, w nim co dzień koncert, bal, Grodno, kocham Grodno, Największa z twierdz harcerskich serc.
Pozostawmy rozśpiewanych harcerzy, niech na chwilę pozostaną szczęśliwymi dziećmi, bo już za horyzontem czas, który skróci im ten najpiękniejszy w życiu okres. Na świecie zanosi się na potężną czarną burzę, która wciągnie młodzież harcerską Grodna w kolejny wir walk o niepodległość Ojczyzny. Potem pociągną się długie lata sowieckiego monopolu na dusze i serca młodzieży, to też trzeba będzie wytrzymać, aby pozostać Polakiem.
Imiona z historii
Jedni z pierwszych działaczy harcerstwa w mieście: phm Eryk Gruner, phm Leonid Szpak, phm Jan Kawecki, druh Teodor Marcińczyk, druh Władysław Osto-Suski, ppor. rez. Aleksander Michalczonek, druh Kazimierz Marcinkiewicz, ppor. rez. Tadeusz Szulc, por. w st. sp. Bronisław Grabowski, druh Ignacy Kuźmicki, lekarz Stanisław Obrąbowski, ks. Wiktor Potrzebski, ks. Tomasz Kaliński, druh Aleksander Sagin, druh Wacław Petelczyc, druh Jan Szeley, druh Eugeniusz Popiołek, druh Wacław Ignatowicz, kom. Irena Mydlarówna, drużynowa Kazimera Białaczykówna, drużynowa Janina Neufeldówna, kom. Irena Kaszyńska, nauczycielka Celina Czyńska. W latach 1922-1939 na czele hufców miasta i powiatu stali: Władysław Latoszek, Franciszek Becz, Henryk Jarosz, Bruno Hlebowicz, Józef Dąbrowski, Stefan Walczak, Jan Kraśnik, Teodor Marcińczyk, Maria Rusecka.
…i pięćdziesiąt lat później:
Andrzej Paszenko (1970-1993). Urodził się w Grodnie w rodzinie inteligenckiej. Po ukończeniu szkoły średniej wstąpił do Akademii Medycznej w Grodnie. Był pierwszym polskim harcerzem w Grodnie po 50 latach. W roku 1991 zorganizował drużynę, przeszedł wyszkolenie harcerskie w Polsce i jako jedyny na Białorusi miał stopień instruktora harcerstwa. Był pionierem odradzającego się harcerstwa polskiego w mieście. Utonął w Niemnie po ostatnich egzaminach lekarskich. Cześć jego pamięci!
Dwaj grodnianie – kółko zainteresowań, trzej – partia polityczna
Grodno międzywojenne, to miasto tętniące aktywnością społeczną, kulturalną, polityczną. Moc organizacji społecznych, m.in. Związek Strzelecki, Kresowy Związek Ziemian, Związek Osadników, Klub Rezerwisty, kluby oficerów, podoficerów, Klub Kajakowy, Towarzystwo Przyjaciół Unii, Polskie Towarzystwo Opieki nad Kresami, Koło Rodzina Policyjna, towarzystwa: lekarskie, pedagogiczne, urzędników, literatury pięknej, miłośników twórczości E.Orzeszkowej, miłośników gołębi itd. Trudno przypomnieć i wyliczyć tutaj wszystkich. Podkreślmy jeszcze, że towarzystwa miłośników zwierząt, a szczególnie hodowców gołębi w Grodnie miały głębokie korzenie i tradycje koleżeńskie, które zachowały się do lat 60-ch minionego stulecia.
Zawiązywali często i tymczasowe komitety, było to zazwyczaj kilka osób o jednakowych pomysłach i poglądach, zmartwieniach i troskach, wspólnych celach. Przykładem mógłby służyć Obywatelski Komitet Pomocy Zimowej, nazwa którego mówi sama za siebie. Pod opieką tego komitetu w 1938 roku znajdowało się 767 słabo zadbanych materialnie rodzin. Popularne stawały się „motyle” komitety, spółki przyjacielskie. Często ich działalność ograniczała się… do jednego dnia lub nawet wieczora. Zazwyczaj ich zadaniem była organizacja wycieczek, wieczorów tanecznych, zabaw młodzieży, balów ludzi poważnych, spotkań gwiazdkowych dla żołnierzy, choinek dla sierot, wieców, czy spotkań z ważnymi osobistościami (np. z Józefem Piłsudskim, który przejeżdżał przez miasto kilka razy). Szczególną troską społeczeństwo polskie w Grodnie otaczało groby żołnierzy poległych w obronie Ojczyzny i organizowało wiece związane z wielkimi datami. Do takich pamiętnych wydarzeń możemy zaliczyć obchody 75. rocznicy Powstania Styczniowego lub wręczenie proporczyków, a nawet sztandarów jednostkom wojskowym stacjonującym w Grodnie.
Co do ruchów politycznych to można by je umownie rozdzielić na dwie opcje: partie o różnych odcieniach walczące legalnie o dojście do władzy w celu zrealizowania swoich programów oraz ruch komunistyczny, działający i dążący do obalenia ustroju II Rzeczypospolitej. Tutaj wymienić trzeba przede wszystkim KPZB – Komunistyczną Partię Zachodniej Białorusi oraz jej młodzieżowe ramię KSMZB – Komunistyczny Sojusz Młodzieży Zachodniej Białorusi. Wywrotowa działalność komunistów na rzecz ZSRR została ukarana przez władze polskie w Grodnie dwoma głośnymi procesami znanymi pod nazwą „72” – w roku 1925 i „75” – w roku 1928. Dodajmy do tego, że przez cały okres międzywojenny państwa polskiego komuniści z KPP jak i ze wspomnianych wyżej organizacji działali w podziemiu. Los komunistów polskich i białoruskich w ogóle miał tragiczny koniec. Stalin rękami Kominternu i NKWD w pień wyciął swoich braci z partii oskarżając ich o zdradę interesów proletariatu i współpracę z defensywą polską.
Imiona z historii
Organizacje oraz znani działacze polityczni i społeczni miasta: PPS Lewica – Wiktor Poczobut, Aleksander Petrejko, Józef Klimanowicz, Jan Prusak, Stefan Prusak, Jan Mancewicz, PPS – Zygmunt Gorbaczewski, Aleksander Majewski, Chrześcijańska Demokracja – ks. Ludwik Sawoniewski, Kazimierz Kużniak, Józef Arciszewski, Związek Kupców – Stefan Cydzik (Prezes), Towarzystwo Dobroczynności – Piotr Iwanowski (Prezes), Towarzystwo Ziemi Grodzieńskiej – Witold Matusiewicz, Koło Młodzieży – założone w 1921 r. (w powiecie było ich 12), Towarzystwo Straży Kresowej. Z Grodna wywodzili się posłowie Franciszek Kodłubowski i Władysław Kalenkiewicz oraz społecznik Józef Zimnoch.
Po drugiej stronie barykady
Sekretarze podziemnego miejskiego komitetu KPZB: A.Hendler, B.Lewina, W.Stankiewicz, Ł.Szajkowski.
Za mundurem panny sznurem…
Co się tyczy wojska, to na Kresach Wschodnich cieszy się ono w okresie międzywojennym nadzwyczajną popularnością. Żyją świadkowie wiktorii nad bolszewikami i o bohaterstwie wojska chętnie opowiadają dorastającej młodzieży. Legenda bohaterskiego żołnierza, Obrońcy Kresów, jest nieśmiertelna. A bitwy nad Świsłoczą, Niemnem, wyzwolenie Grodna, Lidy, Wołkowyska rozgrywały się przecież tuż obok.
Nie miało wprawdzie Grodno ułanów, chłopców malowanych, za to – na szczęście dla wszystkich panien na wydaniu – byli piechurzy z 29 Dywizji Piechoty. Przez dłuższy czas dywizją dowodził gen. Franciszek Kleeberg, a do boju poprowadził ją w 1939 r. w składzie Armii „Prusy” pułkownik Ignacy Oziewicz, od końca 1942 roku główny Komendant Narodowych Sił Zbrojnych. W skład dywizji wchodziły: 76 pułk piechoty im. Ludwika Narbutta, 81 pułk piechoty im. Króla Stefana Batorego, 29 pułk Artylerii Lekkiej, stacjonujący częściowo w Grodnie, częściowo w Suwałkach. W mieście stałe kwatery miały jeszcze 7 Batalion Pancerny, 2 Dywizjon Artylerii Przeciwlotniczej i Batalion Żandarmerii. Do tego łączność, szpitale, składy amunicji, lotnisko. Mieściło się w Grodnie także dowództwo Okręgu Korpusu III z generałem Józefem Olszyną-Wilczyńskim na czele, które miało pod ręką wojska rozmieszczone w trzech województwach, mianowicie w Białostockiem, Wileńskiem i częściowo w Nowogródzkiem.
Dowódcami niektórych jednostek były osoby w swoim czasie popularne i lubiane w całym kraju. Przypomnijmy niektóre nazwiska: Kleeberg, Maczek, Czuczełowicz, Karaszewicz-Tokarzewski, Litwinowicz, Berbecki, Perkowicz. Ach ci wojskowi! O generałach nie będziemy mówić: u nich w głowach chyba najlepszym manewrem wobec ślicznych, pysznych grodnianek pozostawała defensywa, ale porucznicy, krew z winem, wielu ich straciło swoje serce w miłosnych bataliach w Grodnie. A podoficerowie, mający zazwyczaj wymagania zawyżone, padali tutaj trupem przed pięknymi oczami strzelającymi z kamienicy przy starym rynku. Mundur, a pod nim romantyczne buchające serce. Wojskowi, a szczególnie ich małżonki, miały powodzenie. Nawet pani kapralowa – czym gorsza od pani generałowej – jeżeli kapral malowany i nosił w plecaku buławę marszałkowską?
Ostatni dowódca piechurów grodzieńskich
Ignacy Oziewicz (1887-1996) – oficer zawodowy Wojska Polskiego, pułkownik, wywodzący się ze służby carskiej. Dowodził 29 DP w Grodnie. Od 1942 r. w Komendzie Głównej NOW, pełni stanowisko zastępcy Komendanta Głównego i szefa Oddziału III. Odmówił podporządkowania się decyzji o scaleniu z AK. Był pierwszym dowódcą NSZ, pseudonim „Czesław”. Aresztowany w czerwcu 1943 r., zostaje osadzony w obozie w Oświęcimiu, później we Flossenburgu. Przez ponad 10 lat zostaje na emigracji. W 1958 r. powraca do Polski. Świętowanie w GrodniePonad wszystko, szczególną uwagę nadawano w mieście świętom państwowym i rocznicom zrywów narodowych – na ich przykładzie kształtowano patriotyzm i miłość do Ojczyzny. Przedstawiamy treść afiszu przed jedną z takich uroczystości:
Program obchodów Święta Niepodległości w Grodnie
10 listopada 1937 r.
Akademie urządzone przez poszczególne organizacje, szkoły i oddziały wojskowe we własnym zakresie. Godzina 18-ta – Capstrzyk orkiestr wojskowych. Godzina 19-ta – Zaciągnięcie warty honorowej przy pomniku Wolności na placu Tyzenhauza w obecności przedstawicieli władz. Po tym nastąpi koncert orkiestr wojskowych.
11 listopada 1937 r.
Godzina 7-ma – Hejnał z wieży Kościoła Garnizonowego. Godzina 9.15 – Uroczyste nabożeństwo w świątyniach prawosławnej, ewangelickiej, mojżeszowej. Godzina 10.15 – Uroczyste nabożeństwo w Kościele Farnym, w którym zgromadzą się przedstawiciele władz, poczty sztandarowe wojskowe, korpus oficerski i podoficerski, organizacje młodzieżowe biorące udział w defiladzie z pocztami sztandarowymi oraz publiczność. W Kościele Garnizonowym – dla żołnierzy. Godzina 11-ta – Przegląd wojska, oddziałów PW i organizacji młodzieżowych, po czym nastąpi Defilada. Godzina 16–ta – Akademia w Domu Żołnierza (dla wojska i ludności cywilnej) z przemówieniem ks. Dyr. Wiktora Potrzebskiego. Godzina 16-ta – Przedstawienie w teatrze miejskim sztuki „Zaczarowane koło” L.Rydla (dla młodzieży szkolnej) poprzedzone przemówieniem P. dra Antoniego Pałasza. Godzina 18-ta – Zdjęcie warty honorowej sprzed Pomnika Wolności. Godzina 19-ta – Zabawa ludowa w Domu Żołnierza. Godzina 20-ta – Uroczyste przedstawienie w teatrze miejskim: „Zaczarowane koło” L.Rydla. Poprzedzone przemówieniem p. Dyr. Jana Walickiego. Obywatele m. Grodna proszeni są o jak najliczniejszy udział w obchodach oraz uiluminowanie swych domów z wieczora w dniu 10 listopada i w dniu 11 listopada 1937 r. Komitet obchodu Święta Niepodległości w Grodnie. Polska Drukarnia Kresowa – Grodno, Dominikańska 21.
Grodzieński relaks
Co do czasu wolnego to starsi i mniej zamożni w niedziele po mszy świętej wybierali się na spacer po mieście lub na brzeg Niemna. Po renowacji i uporządkowaniu, prawe nadbrzeże nazwano imieniem Pierackiego. Białe suknie, parasolki, przytyły tatuś przy pełnej paradzie, mamusia jeszcze czarująca i córuchna – kwiat róża. Po narzeczeństwo w Grodnie wychodziło się na nadbrzeże Pierackiego. Bo mądrzy panowie małżonkę wybierali po wyglądzie mamusi i portfelu tatusia.
Młodzi, chociaż próżnowanie tutaj, na Kresach, pozostawało zjawiskiem rzadkim, wyrywali się często za miasto, do klubów sportowych. Zimą były dla nich zalewane górki lodowe, ślizgawki. Wycieczki na nartach, noclegi w izbach chłopskich, szkołach, pod przewodnictwem oficerów, smak romantyki, który pozostał do końca życia. Wielce szykownie było stać się członkiem jakiegoś sportowego klubu wyższych sfer miasta, a szczególnie wojskowego. Na przykład członkom klubu wioślarskiego prezesował płk Wacław Szreder, zastępował go w wypadkach nagłych również pułkownik – Władysław Wojtkiewicz.
Z dokumentów i legend
Śmietanka pod żaglem:
Na walnym zebraniu 22.11.1927 r. do kategorii sterników zostają przeniesieni: gen. Aleksander Litwinowicz – honorowy prezes klubu, gen. Franciszek Kleeberg – dowódca 29 DP. Do I klasy wioślarskiej: pan Alfred Moroz. Do II klasy wioślarskiej: major Władysław Michalski, do III klasy wioślarskiej: czterech oficerów i pięciu członków Koła Podoficerów.
Aktywny odpoczynek był niekiedy zastępowany przez fizycznie pasywny, za to emocjonalnie na pewno podniecający. Lata trzydzieste to bezkonkurencyjne panowanie kina. Najelegantsze było chyba kino „Apollo” przy ulicy Dominikańskiej. Kino o podwyższonej renomie widza w statecznym wieku, na państwowej posadzie i o nienagannych manierach. Na ulicy Pocztowej, później generała Dreszera, mieścił się z kolei „Helios”. Niedaleko, bo na ulicy E.Orzeszkowej kusiła swoim prześcieradłem „Uciecha”. Obok Dworca Kolejowego kino „Maleńkie”. Do tej kompanii proponującej w większości swojej filmy amerykańskie, dochodziło jeszcze kino „Pan”. Ceny biletów od 50 groszy w górę. Prawda, w soboty o godzinie 12 seans kosztował 25 groszy. Czy było to drogo? Tak, ale wybór zawsze pozostawał po stronie klienta: dwie bułeczki, lub amerykańskie kino.
Teatr Dramatyczny im. Elizy Orzeszkowej kolejki u kas miał w rzadkich okolicznościach. Ale widza swojego, wdzięcznego i po uszy zakochanego w scenie – też miał. Teatr gusty swojego widza doceniał i starał się go nie zawieść. Widz zazwyczaj był na ogół inteligentem, rocznika starszego, poglądów trwałych. Pewnie dlatego był wierny. Publiczność ta szanowała klasykę, zaś druga zaś część widowni, zazwyczaj mniej liczna i młodsza – sztukę współczesną. Ciekawe co wystawiano w latach dwudziestych minionego wieku w teatrze grodzieńskim? Otóż 20 stycznia 1925 roku zagrano „Wesele” Wyspiańskiego, 21 stycznia „Gałganek”, 22 stycznia „Młody las” Benedykta Hertza.
Zwróćmy uwagę, że przedstawienia – jak widać – odbywały się dzień w dzień i chyba nie przy pustej sali. Pracownicy teatru znani byli nie tylko ze sceny, ale i z awantur, a nawet nadużyć. Tak pan Horwat działający w tej branży u schyłku lata 1939 r. pod eskortą policji został doprowadzony do sędziego śledczego w Grodnie. W kołach artystycznych teatru miejskiego jegomościa znano dość dobrze, a i światek miłośników sztuki i jej kochanych dzieci też był poinformowany o wyczynach pana Horwata, za którym rozesłano nawet listy gończe. Wina wypominana dostojnemu panu językiem przystojnym – to nadużycie w teatrze na niekorzyść dyrekcji. Zwyczajni gapie z ulicy Podolnej pytali bardziej konkretnie: „Ile ukradł?” Pan Horwat chyba nie zdążył już odeprzeć oszczerczych zarzutów, czasu nie starczyło. Niebawem rozpoczął się tragiczny spektakl nazwany Drugą Wojną Światową…
Imiona z historii
Kultura przemawiała do serc głosem ludzkim: Feliks Chmurkowski – aktor, Mieczysława Ćwiklińska – aktorka, Halina Doree – aktorka, Wojciech Dąbrowski – aktor, Aleksander Dzwonkowski – aktor, Włodzimierz Kosiński – aktor, Adam Kowalski – aktor, Franciszek Godlewski – pisarz, Rafał Kimbar – poeta, Jadwiga Korulska – poetka, Teresa Kostrzewska – poetka, Kazimierz Lecicki– poeta.
Jeżeli teatr wypełniała publika przez Muzę wybrana, to Bibliotekę Miejską na placu Batorego, w byłym domu kupca Murawiowa, odwiedzał lud różny wiekiem, położeniem, wykształceniem, pochodzeniem i wyznaniem. Ciekawość do książki łączy wszystkich tych ludzi w jedną wspólnotę, którą nazywamy czytelnikiem. Czytelnik grodzieński lat trzydziestych minionego wieku to człowiek głodny literatury w języku ojczystym, uganiający się za książkami po całym mieście. Biblioteki były przy każdej uczelni lub jednostce wojskowej, klubie lub towarzystwie. Ludzie inteligentni, trochę zamożniejsi, ludzie o stałych dochodach, zakładali swoje własne zbiory, starannie powiększając prywatne biblioteki. Ostatni Dowódca DOK III generał Olszyna-Wilczyńskibył tego przykładem. Zgromadził ponad 2 tys. tomów, na pewno wzbudzając tym zazdrość niejednego bibliofila bo książki jego – jak mówiono – miały nadzwyczajną cenę jako wydania rzadko spotykane.
O wielkim autorytecie książki w Grodnie może świadczyć i następujący fakt. 12 stycznia 1937 roku odbyło się walne zebranie Towarzystwa Biblioteki Historycznej im. J.Piłsudskiego. Książka historyczna, postać marszałka jej patronującego, ciągłość historyczna walk narodowych o niepodległość, krzepiły patriotyzm polski na Kresach. Za różnymi poczynaniami zazwyczaj stali ludzie wielkiego autorytetu. W naszym wypadku na walnym zebraniu biblioteki historycznej widzimy: gen. F.Kleeberga, wojewodę białostockiego, S.Kirtykmesa, prezydenta Grodna W.Cieńskiego, profesorów L.Beynara, (późniejszy Paweł Jasienica) i J.Kochanowskiego. Wszystkich tutaj nie ogłosimy, przypomnijmy jeszcze tylko postać znanej mecenaski z lat dwudziestych – Marty hrabiny Krasińskiej z Pusłowskich. To ona, dając przykład, przekazała miastu wspaniały dar w postaci swojej biblioteki.
Do widowisk szeroko popularnych w mieście można zaliczyć wystąpienia wędrownych cyrków, lub oddzielnych okazji jak „Człowiek o żelaznej głowie” lub „Człowiek – Pająk”. Pierwszy próbował moc cegły Druckiego – Lubeckiego na własnej głowie, robiąc tym nadzwyczajną reklamę przedsiębiorcy, drugi – jak prawdziwy pająk – czepiał się starych kamieniczek na placu Antoniego Tyzenhauza.
Podobne wystąpienia były epizodyczne, ale zazwyczaj pamiętano je długo. Bodaj ostatnie z podobnych cudów grodnianie oglądali w Teatrze Żołnierza pod koniec lipca 1939 r. kiedy to w mieście bawił rumuński lekarz-dentysta Konstantyno (czy aby naprawdę nim był?), który wyrywał zęby nie uzbrojonymi w instrumenty palcami. Tak praktykując, w Klubie Policyjnym szczerbacił stróżów porządku bez leków, bez instrumentów i bez bólu. Opowiadano, że czynił to w ten sposób, iż naciskał nerwy na szczęce i w jamie ustnej i uzębienie bez bólu jak groch padało na podłogę. To była sensacja na kilka tygodni.
Jednak chyba nikt nie mógł konkurować z popularnością meczów piłki nożnej. W tym wypadku ryk silniejszej połowy miasta, z opowiadań starych kibiców, słyszało się aż w Indurze. Tak mówiono, nie będziemy czepiać się słów. WKS, dawniej 76 PP, zielono-czerwone stroje, wypucowane buty, rozpromienione twarze. „Sańka! Sańka!” – bojowe hasło wojskowych. Imię najlepszego napastnika – Aleksander Lupaczyk, potem znany prawnik w Polsce Ludowej. Kiedy na drugą połowę boiska wybiegała drużyna „Makabi” w niebieskich strojach, witał ją chyba jeszcze większy wrzask wszystkich kibiców żydowskich Grodna. I wisiało w powietrzu bez końca: „Abraszka! Abraszka!” – imię tego, który strzelał najwięcej goli przeciwnikom „Makabi”. Zdawało się, że trybuny rozszarpią jedna drugą, jednak do rozlewu krwi nigdy nie doszło. Charakterystyczne, że antagonizmy, nawet narodowe, ucichały kiedy drużyny grodzieńskie walczyły z drużynami białostockimi. Białystokowi, który odebrał Grodnu rangę miasta wojewódzkiego, nie mógł wybaczyć nawet ostatni żebrak spod kościoła Farnego.
Na straży porządku
Grodnianie oglądali widowiska, chodzili na festyny, demonstracje, spali i szli do pracy, do szkoły lub do biura dla bezrobotnych. Wszędzie panował ład i porządek. Na jego straży trwał bowiem Policjant. Policja Państwowa w Grodnie została scalona w dwóch komisariatach i jednym posterunku w części zaniemeńskiej miasta. Wspaniali ludzie w granatowych mundurach, z paskami czapek pod brodą, z numerkami identyfikacyjnymi na służbie. Na pewno niezbyt lubiani bo któż z normalnych ludzi, nie będąc w biedzie, mógł lubić i szanować gliniarza? A to oni, często osoby już starsze wiekiem, stawały w obronie prawa i porządku RP na Kresach Wschodnich, to znaczy i w mieście nad Niemnem. Niektórzy rozpoczynali tutaj swoją karierę jeszcze w polskiej służbie porządkowej w latach niemieckiej okupacji czy w czasach „bezkrólewia”, kiedy władzy w mieście praktycznie nie było.
Oficjalnie ta służba istniała do 29 stycznia 1920 r. Bo tego dnia i roku w Grodnie została oficjalnie zawiązana polska Policja Państwowa. Jeszcze w 1930 roku Policja grodzieńska miała 13 koni wierzchowych i 4 taborowe. Siodła niemieckie, wędzidła i powody także pochodziły z Niemiec. Pięty sztywnych butów trzynastu szczęśliwców zbroiły ostrogi, jednak pochodzenia dla nas niewiadomego. Sądząc po imionach czworonogich druhów, a nawet więcej – braci, grodzieńskim policjantom oryginalności nie brakowało. Imię klaczy „Zośka” mogłoby zmiękczyć serce, ale „Kanalia”, „Kretyn” i „Gadzina” mogły autorytet grodzieńskich stróżów porządku znacznie w opinii społecznej podkopać. Może z tego powodu koni trzeba było się pozbyć i na rower tym samym ruchem nogę przerzucać. Kawalerzyści – rowerzyści, brzmiało nie najgorzej i na pewno pomagało bo główne swoje zadanie tępienia przestępczości grodzieńscy gliniarze wykonywali nienagannie.
Zresztą w tym samym 1930 roku policja już miała samochód osobowy Chevrolet, półciężarowego Fiata i motocykl Harley-Davidson. Nie za dużo, nawet na tamte czasy, chociaż za kim tu się uganiać? Miejskiego transportu nie było, a właścicieli prywatnych aut, tak policjanci jak i całe miasto znało na pamięć. A propos, kiedy już doszliśmy do techniki, to w Grodnie w 1933 roku w Starostwie było zarejestrowanych 35 samochodów osobowych, 9 ciężarowych, 30 motocykli, jeden samochód sanitarny i dwie cysterny.
W owym czasie, uzbrojenie tych wspaniałych panów w granatowych mundurach, grodzieńskich centurionów, napłynęło do miasta z różnych wojen, z całego świata. Były to rosyjskie karabiny Mosina, francuskie Lebela, austriackie Mannlichera. Nierzadko uzbrojenie wiekiem przerastało jego posiadaczy. Rozkalibrowane, zużyte, równie dobrze mogło strzelać w odwrotnym kierunku.
Z dokumentów i legend
– Panie, na brudzia, pij pan lepiej z psem… przynajmniej mordę panu wyliże, abyś pan mógł z dobrą miną przed naczelnikiem stać! – tak miał niby powiedzieć nadkomisarz Borucki swemu podkomendnemu. Ciekawe, jak to było w samej policji: pito czy nie pito? A konkretnie w I Komisariacie miasta Grodna? A więc pito, nawet wtedy, kiedy pasek furażerki podtrzymywał szczękę. Z żartów gliniarzy grodzieńskich czasów polskich, „ten pasek na służbie po to właśnie został wprowadzony aby pysk zawsze pozostawał pod kontrolą”.
Otóż i to nie pomogło. 4 lipca 1933 r. posterunkowy Jan Bieliński będąc na służbie na posterunku Nr 5 (Plac Batorego) czy to z nudy, czy to z przeżyć miłosnych, wstąpił do restauracji pana Frejdowicza. Co tam robił? Jasne, że tropił „przestępcę”, a że to był jego dobry znajomy pan S. to i wypił z nim na brudzia. O służbie pamiętał: po chwili, trzasnąwszy drzwiami wyszedł na ulicę, uśmiech rozjaśnił jego oblicze, a mina po ludzku stała się łagodniejsza. Czuł jednak niedosyt, czarki u tego Frejdowicza były okropnie małe, „nu jak teściowej naparstki”. Po jakimś czasie posterunkowy powtórzył więc wizytę ponownie wpadając w ramiona swego druha S. Po drugim brudziu, zapiwszy piwem, poszedł od razu trzeci, bo czasu nie było i służba czekała. Pan Frejdowicz czarek nie liczył bo miał obowiązek nalewać i liczyć pieniądze. Po jakimś czasie posterunkowy Bieliński ponownie porzucił restaurację w dobrym humorze. Życie nabrało sensu, dzień był wspaniały, pełnia lata, w dodatku dookoła fruwały aniołki…
Nu i stało się, wpadł prosto w ramiona przełożonego, też z paskiem pod brodą, którego z powodu groźnych oczu nazywano „Czortem”. Był to służbista nienaganny. Opowiadali, że teściowa stawała przed nim do meldunku, to już rzecz niespotykana. Wywąchał od razu bo nosa miał lepszego od słynnego w Grodnie policyjnego psa „Fali”. Odsunięty od pełnienia służby posterunkowy Bieliński trzeźwiał na oczach. Zrozumiał prędko w jaką historię się wpakował. Sprawa potoczyła się swoim trybem. Wyznaczony do służbowego dochodzenia aspirant Jan Wołosiński z całą odpowiedzialnością zabrał się do dzieła. W tej niezwyczajnej dla siebie sprawie musiał ustalić, czy posterunkowy był „pijany” czy tylko „wypity”. A przecież nawet nie-policjantowi wiadomo, że mieszanie wódki z piwem doprowadza prędko do stanu świńskiego. Winowajca stał murem i twierdził, że nigdy nie był pijany w życiu, a tylko wypity, bo swoją miarę zna i winne wszystkiemu piwo, któremu uległ w tak upalny dzień. Koledzy w pracy opinii abstynenta mu nie wydali, ale potwierdzili, że pijanym go nikt nie widział. To dawało posterunkowemu nikłą szansę wybrnąć w miarę suchą stopą z tego nawarzonego, a raczej wypitego piwa.
W końcu tej rzadkiej dla umundurowanego policjanta PP historii wezwał posterunkowego przed swoje oczy pan komendant policji powiatowej, nadkomisarz Teodor Borucki i wypowiedział owe cytowane na wstępie naszej opowieści słowa. A potem ukarał winowajcę 5-dniowym aresztem, uprzedziwszy, że po kolejnym przyłapaniu „na brudziu”, nawet w czasie pozasłużbowym, a nie daj Boże – jeśli powtórzy się to na służbie – natychmiast pożegna się z mundurem. Czas na przemyślenie własnego losu przez posterunkowego rozpoczął się 31.07.1933 r. o godzinie 8 rano. Cóż, policjanci PP na Kresach nie byli na ogół abstynentami… Ale nie byli pijakami. Najlepszym dowodem tego fakt, że powyższy „wypadek przy pracy” przypominano na naradach policyjnych przez kilka lat jako coś nadzwyczajnego. Bohaterowie naszego opowiadania w tragicznej dla kraju sytuacji pozostali na posterunku.
I jeszcze o Policji…
W tamtych czasach broń krótka mogła pozostawać własnością policjanta, a dokładniej – mogła być kupiona za jego własne pieniądze. Możliwość tę wykorzystywano na szeroką skalę i nikogo, póki co, nie interesowało, kto był jej poprzednim właścicielem. Po nazwach i miejscach jej produkcji poprawny uczeń mógłby się nauczyć geografii świata. W obronie własnej grodzieńscy policjanci używali Colta, Nagana, Gassera, Mauzera, Buldoga, Parabellum, Lignose’a, Steyra i Browninga. Szable – znów z całej Europy. Z biegiem czasu wszystko to się zmieni, uporządkuje, a problem różnorodności uzbrojenia będzie rozwiązany na korzyść polskiej broni.
Trudny materialny stan społeczeństwa dotykał nawet najwierniejszych jego obrońców, czyli funkcjonariuszy Policji Państwowej. Polska nie była w stanie uchronić ich od nędzy. 15 marca 1938 r. podkomisarz Władysław Puchalski składa raport swojemu naczelnikowi, w którym prosi o pomoc materialną choremu policjantowi, który dostaje 10 złotych zapomogi miesięcznie komornego, renty ma 40 zł, syna lat 10 i żonę-kalekę. Podkomisarz błaga: „(…) na podniesienie renty w drodze łaski zupełnie zasługuje (…)”. Nie wiemy jak rozstrzygnęła się tamta sprawa policjanta w tak przykrej sytuacji, prawie po 70 latach współczujemy mu. Ludzka bieda się nie starzeje.
I ostatnie słowo o policji grodzieńskiej. Największym ulubieńcem granatowych chłopców miasta, nieraz już dziadków, był wspomniany pies o imieniu „Fala”, rocznik 1928. Mówią, że dożył sędziwego psiego wieku, po 1939 roku nie zniósł jednak koloru czerwonego i zdechł…
Imiona z historii
Policjanci, których znano w mieście z twarzy: Teodor Borucki – nadkomisarz, Komendant Policji; Władysław Puchalski – Kierownik Wydziału Śledczego; Wiktor Nagórski – nadkomisarz, Komendant Policji; Jan (Józef) Jakubowski – podkomisarz, kierownik I Komisariatu PP; Józef Uziębło – komendant posterunku zaniemeńskiego, założonego w 1938 r., starszy przodownik PP. A był to najbardziej kryminalno i politycznie aktywny rejon w mieście. Podzielono go na trzy dzielnice, w których porządku strzegło 14 funkcjonariuszy.
Z dokumentów i legend
Przysięga policjanta.
Ja (…) przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu na powierzonym mi stanowisku pożytek Państwa Polskiego oraz dobro publiczne mieć zawsze przed oczyma; władzy zwierzchniej Państwa Polskiego wierności dotrzymać; wszystkich obywateli kraju w równem mając zachowaniu przepisów prawa strzec pilnie, obowiązki swoje spełniać gorliwie i sumiennie, rozkazy przełożonych wykonywać dokładnie, tajemnicy urzędowej dochować. Tak mi, Panie Boże, dopomóż.
Danej przysięgi policjanci z Grodna dotrzymali święcie, broniąc miasta od najazdu sowieckiego, ginąc w mordach sowieckich i hitlerowskich. Niestety, do dnia dzisiejszego pozostają w zapomnieniu.
Grodzieńska prasa
Jakie miasto mogło być w tamtych czasach bez prasy? Grodno tym bardziej, głód informacyjny tutaj nikomu nie zagrażał. „Nowe życie” – tygodnik o tej nazwie od początku 1918 roku redagował ksiądz Ludwik Sawoniewski, później także prefekt szkół grodzieńskich. Lubiany przez dzieci, tryskający humorem „Pomidor”. Któż z nauczycieli nie miał przezwiska, nawet jeśli był księdzem? Pozostał w pamięci jako aktywny społecznik, działacz polityczny i dobry pedagog. Co więcej, ksiądz Ludwik nikomu nie mówił, że muza do serca mu często pukała. Gonił ją na starsze lata. I w końcu przyszły: wziął się wtedy do układania swoich myśli i przeżyć wierszem. Już w powojennej Polsce, wygnany przez sowietów z miłej sercu Grodzieńszczyzny, ułożył sympatyczną wierszowaną opowieść „Saga o Grodnie”, której fragment widnieje jako motto naszego przewodnika. W niej, opisując to przedwojenne miasto polskie przypomina nazwiska wielu zasłużonych dla grodu ludzi. Między innymi kolegów po fachu, niektórych gazeciarzy. Choćby tutaj:
Dawid Berezowski szumiał tam ogromnie, „Grodnier Moment” wydawał i zarabiał krocie, Krytycznie bardzo pisał i pamiętał o mnie, Był werwy w zabawie i w każdej robocie.
Pozostając w gronie osób duchownych, chętnie potwierdzamy, że popularny w mieście ksiądz dziekan Leon Żebrowski tak samo doceniał wpływy prasy na umysł ludzki i chętnie angażował się w ten proces będąc wydawcą kilku tytułów. Razem z pracą organizacyjną miał zamiłowanie do pracy w gazecie bezpośrednio. On to przez jakiś czas redagował „Przyjaciela Ludu” i „Dwutygodnik Diecezjalny”. Potem kierował wydaniem „Echa”, „Nowego Życia”, „Nowego Dziennika Kresowego” i „Dziennika Kresowego”. Ten pierwszy drukowano w Grodnie, drugi w Łodzi. Oba wydania cieszyły się popularnością i miały swojego czytelnika. Z pozycji naszych dzisiejszych wymagań możemy jedynie mieć pretensje, że mało podawano materiałów o tematyce miejscowej. Jednak jeżeli coś „swojego” ukazywało się na łamach tych gazet to niejeden raz stwarzało problem.
Wydawca i redaktor naczelny w jednej osobie „Nowego Dziennika Kresowego” – Tadeusz Karulski był człowiekiem ambitnym, z charakterem. Co jakiś czas podrywał mieszkańców swoimi artykułami lub publikacjami autorów z „politycznego Olimpu” Grodna. Wiele zawieruchy narobił materiał wydrukowany w jednym z numerów, autorstwa znanego działacza o lewicowych poglądach p. Horbaczewskiego. Zarzucał on mianowicie Policji brutalność polegającą na obrywaniu guzików ludziom, którzy chcieli dostać się do kina, aby zobaczyć kronikę z pogrzebu Marszałka. Policja, którą tak zachwalaliśmy wyżej, urządziła pałowanie, wobec tak patriotycznego wysiłku mas ludzkich. Artykuł miał tytuł „Gaszenie entuzjazmu pałkami”. Władze miejskie oraz komendant policji Teodor Borucki musieli angażować się w obronie honoru granatowego munduru, a i sami winowajcy „pałkarze” potem niejeden kałamarz atramentu wysuszyli na usprawiedliwianie się. Redakcja „Nowego Dziennika Kresowego” mieściła się na ulicy Dominikańskiej, a gazetę drukowano w Polskiej Drukarni Kresowej. Tytuł wychodził od roku 1922.
„Echa Grodzieńskie” wydawał i redagował doktor J.Rupp. Drukarnia i Litografia „Tow. Lapin” mieściła się na ulicy Aleksandrowskiej. W sobotę 22 marca 1924 roku gazeta kosztowała 240 tys. marek. Dwa dni wstecz zamieszczono w niej reportaż o egzekucji na Psiej Górce dokonanej na Włodzimierzu Jadłowskim, który strzelał do wywiadowcy Suchodolskiego, a do tego popełnił mord rabunkowy. Drobiazgowy opis tego zdarzenia na pewno przyprawił o dreszczyk wielu grodnian, a gazecie przydał prenumeratorów. Strach i koszmar pobudzają ciekawość.
„Grodzieński Ekspres Poranny” często drukował porządną informację o poczynaniach władz miejskich, widać że gazeta starała się sprostać ciekawości swojego czytelnika. Na jej łamach przed wyborami i w ich trakcie pojawiały się materiały niemile traktujące przeciwników PPS. Często podejmowano tematy narodowościowe, polityczne. Poza tym gazeta różniła się od swoich konkurentek częstym publikowaniem materiałów o ochronie zwierząt. Jak widzimy, miłość Polaków do psów, kotów i innych zwierzaków ma miejsce nie od dziś. Na przykład w numerze 293 z 22 października 1934 roku korespondent gazety opisuje jak członek Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami pan Jerzy Szczyglewski walczy z braćmi Baranowskimi, z jego słów – znęcającymi się nad własnymi końmi.
W niedzielę 7 marca 1937 roku ukazał się pierwszy numer tygodnika „Głos Polski”. Kosztował 20 gr, redakcja mieściła się w Alei 3 Maja pod numerem 6, a drukowano go w drukarni „Ekspres”, Dominikańska 8. Na czele wydawnictwa i redakcji stała osoba dobrze znana w mieście. Była to Szanowna Pani Maria Ziemakowa, jedyna zauważalna kobieta w grodzieńskich mediach. W kilku numerach, które zachowały się w grodzieńskim archiwum, widzimy, że najpoważniejszym autorem tego pisma jest mąż szanownej wydawczyni, który publikuje swe „nieśmiertelne” dzieła literatury pięknej. Jak widać popularność i sława wielkiej grodnianki Elizy Orzeszkowej spędzała sen z powiek niektórym jej ziomkom i mobilizowała do wielkich literackich poświęceń. Wiadomo jednak, że ambicja bez talentu i skromności to marna cecha. Ale z drugiej strony… któż nie lubi oglądać swojego nazwiska drukiem? Ogłoszenie w tym piśmie kosztowało 60 groszy, miesięczna prenumerata 40 gr. Widać więc, że Państwo Ziemakowie ze swojej twórczości raczej się nie utrzymywali, a drukowanie tygodnika było raczej hobby.
W latach dwudziestych popularny był „Dziennik Grodzieński” redagowany przez Antoniego Lubkiewicza. Drukowany w Białymstoku przy ul. Warszawskiej 61. Z czasem redakcja przeniosła się do Grodna zmieniając nazwę na „Dziennik Kresowy”, jednak nie zerwała kontaktów ze stolicą wojewódzką, wydając równolegle „Echa Białostockie”, również drukowane w Grodnie w drukarni braci J. i L. Mejłachowiczów znajdującej się w Zaułku Horodniczańskim 4. Jednym z wyróżniających się dziennikarzy w tych wydaniach był Józef Ujejski. Redakcja reklamowała się jako „organ demokracji niezależnej”.
Popularnym w mieście pozostawał „Ilustrowany Dziennik”, lokalny organ organizacji PPS. Występował przeciwko pikietowaniu sklepów żydowskich, drukował materiały o prawie każdego obywatela RP do korzystania z instytucji państwowych. Można było też przeczytać krytykę pod adresem związków zawodowych.
W węższym gronie popularnością cieszyły się pisemka o niewielkim nakładzie. Możemy do nich zaliczyć „Naszą Okolicę” i „Unię” wydawane przez Towarzystwo Przyjaciół Unii i Okolic Szlacheckich. Gazetki szkolne i gimnazjalne mógłby reprezentować „Znicz” założony w 1929 roku przez uczniów Gimnazjum im. Adama Mickiewicza. W piątym roku wydania pisemko kosztujące 5 groszy redagował gimnazjalista Władysław Kulbacki. Artykuły pełne młodzieńczego zapału, maksymalistyczne, bezkompromisowe. Gazetka była popularna w środowisku uczącej się młodzieży. Korespondencje do niej napływały z innych uczelni, a szczególnie „platerówki” chętnie widziały swoje materiały w druku.
Ciekawe jest nawet dzisiaj zagłębić się w problemach tamtych lat bo to pisała przyszłość Polski. Przykładem pisma – jednodniówki może być „Głos z nad Niemna”, swoim tytułem chyba przypadkowo odpowiadający dzisiejszej polskiej gazecie Związku Polaków na Białorusi. Nie możemy tutaj pominąć także wojskowego czasopisma „Reduta”, inicjatorem założenia którego był utalentowany człowiek, dramatopisarz, poeta – porucznik Adam Kowalski. W piśmie tym można odnaleźć artykuły wielu znanych wojskowych, później pasowanych na bohaterów narodowych, między innymi pułkownika Leopolda Okulickiego.
Imiona z historii
Służyli obywatelom miasta piórem i sercem: Maria Bakanowicz – administrator gazety „Nowe Życie”, Władysław Ber – redaktor, Dawid Berezowski – redaktor, Paweł Borowski – redaktor, Kazimierz Laszkiewicz – redaktor, Antoni Patla – dziennikarz, Piotr Redzko – redaktor, Maria i Stanisław Ziemakowie – wydawcy, redaktorzy, Stefania Jackowska – wydawca, Jadwiga i Tadeusz Korulscy – wydawcy.
Grodnianie, o których mówiono i pisano w tym czasie
Józef Jodkowski – archeolog, historyk sztuki, numizmatyk. Urodził się w Grodnie w 1890 r. Gimnazjum ukończył w mieście rodzinnym. Należał do młodzieży patriotycznej, buntowniczej. Bierze udział w szkolnym strajku, wydaje podziemną gazetkę i ulotki. Wyższe wykształcenie otrzymuje w Moskwie, w Instytucie Architektury. Przez jakiś czas pracuje tam jako laborant. Później jest zatrudniony w Muzeum Rumiancewskim. Jako prawdziwy naukowiec jest nadzwyczaj pracowity. Dokonuje inwentaryzacji zabytków kultury polskiej wywiezionych podczas rozbiorów. Ogłasza wiele prac historycznych związanych z Wileńszczyzną i Grodzieńszczyzną.
Podczas wojny przyczynił się do uratowania wielu pamiątek historycznych. W 1922 roku zostaje konserwatorem województwa białostockiego. W tym samym czasie pracuje nad otwarciem Muzeum Historycznego w Grodnie. Zostaje jego kierownikiem i pełni tę funkcję do roku 1936. W tym okresie ogłasza wiele prac o historii Grodna. Wydaje monografię „Grodno”. Odkopuje na zamku grodzieńskim fundamenty prastarych cerkwi, które stają się zarzewiem konfliktu między uczonymi w tej dziedzinie i samym Jodkowskim. Nie z własnej chęci wyjeżdża do Warszawy. Po wojnie zajmuje się kompletowaniem prawie od nowa Gabinetu Numizmatycznego Muzeum Narodowego w Warszawie. Umiera w 1950 r. Pochowany na Powązkach.
Stanisław Kościałkowski – historyk, pedagog, doktor filozofii, profesor. Urodził się w Grodnie 24 października 1881 r. w rodzinie Powstańca Styczniowego. Gimnazjum ukończył w rodzinnym mieście nad Niemnem ze złotym medalem. Omal wszystkiego nie stracił kiedy profesor historii, znany autorytet w tej dziedzinie E.Orłowski doniósł, że w księgarni Kościałkowski rozmawiał po polsku. Potem Kościałkowski skończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim i obronił doktorat pt. „Rola polityczna Antoniego Tyzenhauza”. Z epoką starosty grodzieńskiego nie rozstał się przez całe życie. Następnie rozpoczął pracę w Wilnie jako nauczyciel historii. Podczas I Wojny Światowej organizuje szkolnictwo polskie na Grodzieńszczyźnie.
W okresie Polski niepodległej jest profesorem na Uniwersytecie Wileńskim. Za okupacji sowieckiej angażuje się w tajne nauczanie. Latem 1941 roku zostaje aresztowany przez NKWD, trafia do łagru na Uralu. Uwolniony, dostaje się z polskim wojskiem do Iranu. Wykłada na kursach dla nauczycieli i na polsko – irańskim uniwersytecie. Po wojnie pracuje w Indiach, w Anglii, wykłada na polskim uniwersytecie w Londynie. Jest szanowanym naukowcem w dziedzinie historii Polski, płodnym autorem. Z wielu jego prac przypomnimy kilka, na przykład „Tysiąc lat historii Polski”, „Historia ziem WKL” t. I-IV, „Antoni Tyzenhauz, podskarbi nadworny litewski”. Umarł 2 września 1960 r. bezpotomnie, zostawiając po sobie moc artykułów i rękopisów z historii Litwy. Pozostał jednym z największych autorytetów w tej tematyce.
Józef Klukowski – rzeźbiarz, malarz, grafik. Urodził się w Repelce koło Grodna w 1894 r. Uczył się w mieście, następnie ukończył szkołę oficerską. Służył jako oficer artylerii w wojsku rosyjskim. Do wojska polskiego zgłosił się w 1918 r. Podczas służby uczęszczał do Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Po odejściu z wojska w 1928 r. wyjeżdża do Francji po ostrogi w malarstwie. Powróciwszy, zostaje członkiem stowarzyszenia artystów „Blok i Rytm”. Bierze udział w wielu wystawach. W Warszawie od roku 1931. Zauważony w Pierwszym Ogólnopolskim Salonie Rzeźby w roku 1937, a przedtem w Lublinie w 1933 r. Kilkakrotnie wystawiał za granicą. Dwukrotnie brał udział w konkursie rzeźby na olimpiadach sportowych. Na X Olimpiadzie w Los Angeles zdobywa złoty medal za rzeźbę „Sport”. Dał się poznać jako artysta wszechstronny, pracował w różnych stylach i z różnymi materiałami. Tylko samo przypomnienie jego prac warte jest całej książki, jednak większość jego dzieł czekał tragiczny los – zaginęły podczas wojny. Los ten podzielił i sam autor, który zginął w Powstaniu Warszawskim.
Karol Rómmel – wojskowy, sportowiec, olimpijczyk. Urodził się w Grodnie w 1888 roku, zmarł w Elblągu w 1967 r. Był bratem Juliusza, generała. Ukończył szkołę junkrów i szkołę oficerów piechoty w Petersburgu. Służył w gwardii carskiej. Uzdolniony w malarstwie, brał lekcje w sztuce batalistycznej podczas służby w stolicy Imperium. Od dzieciństwa zafascynowany końmi, dlatego poza służbą uczęszczał do szkoły jeździectwa. W 1912 r. reprezentował Rosję na V Igrzyskach Olimpijskich. W roku 1917 awansował na pułkownika. W Wojsku Polskim od roku 1919. Inspektor szkół oficerskich kawalerii. Olimpijczyk, szkoleniowiec kadry w latach 1920-1939 r. Sam brał udział w prawie tysiącu wyścigów i konkursów, 222 razy był ogłaszany zwycięzcą. Karolowi Rómmlowi znawcy oddawali palmę pierwszeństwa wszech czasów w polskiej hippice. Podczas II wojny został zamknięty w obozie niemieckim. W okresie Polski Ludowej pracował w klubach sportowych, był też konsultantem filmów „Krzyżacy” i „Tarpany”.
Jak żyło się w Grodnie za czasów II RP?
Kiedy dziś zapytamy któregoś ze starszych grodnian: „Jak życie?”, możemy czasem usłyszeć: „Jak za Polski”. To znaczy? „U kogo więcej – ten pan”. Nierówność społeczna w materialnej sferze była rażąca. Złożyło się na to wiele przyczyn, główne z nich o skali światowej – miniona wojna, przeciągający się kryzys. Przyczyny regionalne – to wiekowe zacofanie kraju, będącego głównie eksporterem żyta i surowców leśnych. Miasto, z braku miejsc pracy, to często biedota żydowska, a i chrześcijańska. Szczególnie fatalne było położenie młodzieży niewykwalifikowanej. Miasto jednak po cichutku rośnie i dzieje się to w jakiejś mierze kosztem mało gruntowej wioski.
Informacja ścisła
Wzrost liczby ludności Grodna w latach dwudziestych XX wieku: rok 1923 – 39.463 mieszkańców, 1924 – 40.756, 1925 – 43.027, 1927 – 45.740.
Po latach…
Trochę sentymentalnym i smutnym widzi się nam Grodno z perspektywy 80-90 lat, które upłynęły. Wszystko co przemija, ma łezkę smutku, a historia miasta okresu Polski międzywojennej szczególnie, bo poznawania tej historii nam zabraniano, chowano ją, przemilczano, jakby te lata w historii miasta zupełnie nie istniały. A jeżeli coś niecoś mówiono lub czytano to tylko z listy czarnej. Wszystko co miało kolor biało-czerwony obełgano i niszczono na każdym kroku. A przecież nawet jeśli dostatku w tej naszej Polsce było mniej jak biedy, to była ona Nasza! I słońca było w niej więcej niż w sąsiednich ludobójczych systemach… Tym stwierdzeniem kończymy pierwszą część naszej historii Grodna, którą doprowadziliśmy do chwili wybuchu II wojny światowej. W najbliższym czasie opublikujemy kolejne jej części dotyczące lat późniejszych, a także opisujące zabytki i spuściznę kulturalną miasta.
Stanisław Poczobut-Odlanicki
12 komentarzy
Danuta Kucmin
13 czerwca 2014 o 00:40Jestem zadowolona, że mogłam to obejrzeć i posłuchać. Mam szczególny sentyment do miasta Grodna i to jest mi bardzo istotne, aby móc zapoznać się z historią tego grodu. Moja mamusia wpoiła mi tę miłość.
Stefan Szpalerski
18 marca 2015 o 10:23Szanowni Państwo. Chciałem sobie wydrukować powyższy tekst o historii Grodna, ale wygląda na to że strona jest zabezpieczona. Prosze o przesłanie na mój majl wersji do druku. Jeśli jest to związane z jakąś opłatą, to proszę podać konto i kwotę. A może jest wydanie książkowe? proszę o informację.
PS. Dawno temu p. Poczobutt napisał przewodnik po ziemi grodzieńskiej. Pisałem do Niego wtedy z prośbą o informacje nt. gniazda rodzinnego Czeczotów, ale nie dostałem odpowiedzi. Czy moglibyście Państwo przekazać moje pytanie do P. Poczobutta.
olo
15 stycznia 2016 o 19:15tego sie nie da czytac, to trzeba tez poskladac i dac pdf do pobrania
mi oczy wypadają po 4 akapicie 🙂
Józef Zarzecki
14 lutego 2016 o 20:51Dzięki za opracowanie. Mam rodzinę w Grodnie. Dotychczas nie mogłem znaleźć tak zwartego, bogatego i jednocześnie rzetelnego, jak mi się wydaje, opisu dziejów miasta. Życzę wytrwałości w dalszej pracy nad historią Grodna. Serdecznie pozdrawiam.
Simona
3 sierpnia 2016 o 18:45Piękny tekst moja rodzina mieszkała w Grodnie pochodzę z Frejdowiczów łezka w oku się zakręciła że miasto już nie należy do Polski
Wlodek
14 stycznia 2020 o 06:46Szukam cokolwiek o moim dziadku Sergiuszu Krylowie ktory byl cukiernikiem/piekarzem przed i po wojnie w Grodnie.
Maria
31 stycznia 2018 o 12:01Podpisuję się pod wszystkimi superlatywami o pańskiej publikacji.
Dla mnie okazała się przełomowa, gdyż inspiruje do rozszerzania spisywanych wspomnień z rodzinnych stron o sąsiadującą Grodzieńszczyznę.
Byłabym szczęśliwa i zaszczycona, gdyby zechciał Pan zgodzić się na bezpośredni kontakt na prive, by pogłębić wymianę na temat Grodzieńszczyzny.
Z góry serdecznie dziękuję,
Maria
Jacek
20 lutego 2019 o 13:58Wspaniały tekst o cudownym mieście, jakim było ale i jest Grodno. Od 2 lat jeździmy z żoną co roku do Grodna na kilka dni. Tak wspaniałej kawy jak ta, w malutkiej kawiarence na ul. Zamkowej nie ma nigdzie na świecie.
Jednocześnie ma wielką prośbę do autora opracowania bądź do każdego z Państwa, kto miałby taką wiedzę: szukam adresu, pod jakim przed wojną i w czasie wojny (1940-1944) mieścił się w Grodnie Nadzór Wodny. W latach 1940 – 11944 mieszkał tam i pracował mój dziadek inż. Antoni Downarowicz. Zginął 20 lipca 1944 r. zastrzelony we wsi Pyszki k/Grodna, przez patrol NKWD i został pochowany w Grodnie na cm. oo Franciszkanów 7 września 1944 r. Piszę jego biografię i chciałbym zamieścić w niej zdjęcie tego budynku (o ile istnieje jeszcze). Jeżeli ktoś mógłby coś na ten temat wiedzieć, bardzo proszę o kontakt bezpośredni: mi*********@gm***.com
Ewa
28 marca 2019 o 14:26Żałuję, że zmarła Krystyna Wanatowska nie zapoznała się z tym opracowaniem. Żyla do końca swoich dni Grodnem, a Józef Wanatowski był Jej ojcem. Nam, dalszej rodzinie, pozostawiła opowieści o Grodnie. Przekazujemy je wnuczce Józefa Wanatowskiego w Szwecji
Wlodek
14 stycznia 2020 o 06:53Szukam informacji o moim dziadku Sergiuszu Krylowie ktory byl cukiernikiem/piekarzem przed i po wojnie w Grodnie. Gratuluje wspanialego artykulu!
Artur
26 listopada 2024 o 14:25Panie Włodku,
a nie zetknął się Pan przypadkiem z nazwiskiem Barszczewski? Z tego co mi wiadomo brat mojego dziadka, Alfons Barszczewski w Grodnie również był piekarzem, a może bardziej cukiernikiem. Podobno miał cukiernię na ul. białostockiej…
Dorota
24 listopada 2020 o 18:32Szukam informacji o moim dziadku Lucjanie Krajewskim i babci Karolinie Krajewskiej oraz rodzeństwie mojego ojca. Wszyscy prócz mojego ojca zostali rozstrzelani w Naumowiczach 13 lipca 1943 roku. Dziadek był Inspektorem Szkolnictwa.