Zaledwie kilka tygodni przetrwał we wsi Kulbaki pod Grodnem pomnik ku czci ostatniego obrońcy Grodzieńszczyzny przed Sowietami podporucznika Mieczysława Niedzińskiego „Rena” i jego żołnierzy.
Około tygodnia temu w nocy nieznani sprawcy wyrwali z kilkutonowego głazu, stojącego na prywatnej posesji działaczki Związku Polaków na Białorusi, Sybiraczki Elwiry Cituk, poświęconą w wigilię Dnia Wszystkich Świętych tablicę, upamiętniającą żołnierzy polskiego podziemia antykomunistycznego z Grodna.
Pomnik i tablicę, ufundowaną przez warszawską Fundację „Wolność i Demokracja”, postawił w Kulbakach Związek Polaków na Białorusi. Miejsce pod pomnik udostępniła na działce przy swoim domu Elwira Cituk, 83-letnia działaczka Stowarzyszenia Sybiraków – Ofiar Represji Politycznych przy ZPB. Kobieta zauważyła skutki działań barbarzyńców około tygodnia temu rano, kiedy poszła do pomnika Mieczysława Niedzińskiego „Rena”, aby odmówić różaniec za dusze żołnierzy, poległych w jej rodzinnej wsi za Polskę.
-Był zmierzch i już zaczęłam się modlić, kiedy zobaczyłam, że coś jest nie tak z pomnikiem – opowiada Elwira Cituk. Kobieta zmartwiła się, nie mogąc uwierzyć, że komuś podniosła się ręka na poświęcony pomnik. Z rozmów pani Elwiry z sąsiadami wynikało, że nikt nie zauważył obecności na jej posesji nocnych świętokradców. – Na szczęście po kilku dniach ludzie z wioski znaleźli tablicę. Była rzucona w rowie przy drodze – opowiada pani Elwira.
Odnalezioną przez mieszkańców Kulbak tablicę ku czci ich ostatniego obrońcy przed Sowietami przekazano na przechowanie prezesowi ZPB Mieczysławowi Jaśkiewiczowi. – Tablica wróci na swoje miejsce na wiosnę. Być może zorganizujemy wielką uroczystość jej ponownego poświęcenia 8 maja przyszłego roku, czyli w 67. rocznicę śmierci Mieczysława Niedzińskiego „Rena” – oświadczył prezes ZPB.
Akt świętokradztwa wobec pomnika „Rena” zbiegł się w czasie z innym działaniem barbarzyńskim nieopodal Kulbak, gdzie w miejscu bitwy z maja 1948 roku, w której oddział Mieczysława Niedzińskiego „Rena” został rozbity przez wielokrotnie przewyższające siły NKWD, krzyż ku czci polskich żołnierzy postawił prezes działającego przy ZPB Komitetu Ochrony Miejsc Pamięci Narodowej Józef Porzecki. Krzyż postawiony przez Józefa Porzeckiego został ścięty przez nieznanych sprawców i wywieziony w nieznane miejsce.
Działania nieznanych sprawców w Kulbakach przypominają inny akt barbarzyństwa, do którego doszło półtora roku temu w rejonie szczuczyńskim. Wówczas nieznani sprawcy zniszczyli ustanowiony we wsi Raczkowszczyzna przez ZPB krzyż ku pamięci poległego tu w 1949 roku ostatniego dowódcy połączonego oddziału AK Lida – Szczuczyn Anatola Radziwonika „Olecha”.
Wtedy dopiero podczas procesu w sądzie rejonu szczuczyńskiego, do którego za upamiętnienie polskich żołnierzy zostali pozwani prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz oraz prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej przy ZPB kpt.Weronika Sebastianowicz, udało się na podstawie zeznań miejscowych milicjantów wywnioskować, że krzyż ku czci „Olecha” zniszczyli „potomkowie ofiar” żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego, czyli potomkowie NKWD-zistów albo duchowi spadkobiercy tej zbrodniczej formacji.
Wiadomo, że z niechlubnym dziedzictwem NKWD we współczesnej Białorusi identyfikują się funkcjonariusze białoruskiego KGB. Niedawno, w połowie listopada, szefa tej instytucji generała Walerego Wakulczyka prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko ostrzegał, iż niepokoi go sytuacja na Grodzieńszczyźnie. Głowa państwa kazała Wakulczykowi, aby zajął się sytuacją w obwodzie grodzieńskim także pod kątem rozeznania nastrojów wśród mniejszości polskiej, zamieszkującej ten region.
Nie można zatem wykluczać, iż akt barbarzyństwa w Kulbakach jest skutkiem działań podwładnych generała Wakulczyka wobec mniejszości polskiej. Zwłaszcza, że zgadzałoby się to z teorią, że za świętokradztwem wobec upamiętnień polskich żołnierzy, poległych po wojnie z rąk NKWD, stoją duchowi spadkobiercy tej zbrodniczej organizacji.
Znadniemna.pl
3 komentarzy
Barnaba
26 listopada 2014 o 19:51Byłem na Białorusi i muszę powiedzieć że tamtejsi Polacy ledwie już mówią po polsku, ale polski ciągle rozumieją. Kiedy spotyka się tam Polaka mówi się do niego po polsku a on odpowiada po rosyjsku. Nawet błędy są w napisach na nagrobkach bo ludzie nie mają się kogo zapytać jak powinno to poprawnie brzmieć. Za 20-30 lat już tam Polaków nie będzie.
józef III
27 listopada 2014 o 09:48zrobić następną tablicę z metalu niekolorowego – może wtedy nie ukradną
Paweł
28 listopada 2014 o 17:19Gdyby to byli złomiarze, to nie zawracaliby sobie głowy ścinaniem krzyża. Najprawdopodobniej kolejna FSB-owska prowokacja. W Polsce, na Litwie, na Ukrainie, na Białorusi… Wszędzie dochodzi do takich prowokacji.