Traktowani jak bydło – więzieni, bici, skuleni na piętrowych pryczach, z kiblem oddzielonym małą dyktą. Bez spacerów i kontaktu ze światem, bez paczek od rodzin. Tak wygląda rosyjski ośrodek deportacyjny w Sacharowie pod Moskwą. Ośmiu Uzbeków nie wytrzymało – razem podcięli sobie żyły.
Szokujący protest wstrząsnął rosyjską opinią publiczną w połowie lutego. Początkowo rosyjskie władze próbowały ukryć całą sprawę, w końcu jednak były zmuszone wysłać do ośrodka kontrolę. W jej wyniku wyrzucono cały jego personel – 15 osób.
Okazało się, że choć ośrodek nie był ani więzieniem, ani aresztem, panowały w nim warunki jak w izolatorze śledczym, a zwykłych ludzi czekających na załatwienie procedury deportacyjnej traktowano tu gorzej niż kryminalistów. W ośrodku przebywali głównie nielegalni robotnicy z republik azjatyckich dawnego ZSRR.
Przy okazji wyszło na jaw, że część z nich w ogóle zamknięto tam bezprawnie, ich papierów w ogóle nigdzie nie wysyłano, a rodzinom odmawiano jakichkolwiek informacji, czy są tu zamknięci ich bliscy. Kiedy uwięzieni próbowali protestować, do ośrodka wpadał rosyjski OMON i bił niepokornych.
Ktoś mógłby pomyśleć, że po tym rozpaczliwym samobójczym proteście i skandalu, który on spowodował, los więzionych nielegalnie Uzbeków poprawi się. Nic takiego nie nastąpiło. Nadal nie mogą otrzymywać paczek, ani kontaktować się z rodzinami. Na spacery też nie są wypuszczani. Kontrola kontrolą, a zemsta urzędników i tak dosięgnie „buntowników”.
Tym bardziej, że w rosyjskiej propagandzie zaczęły już pojawiać się uzasadnienia, że Uzbecy zasługiwali jakoby na takie traktowanie, gdyż „mieli wcześniej na koncie niejedną sprawę karną”.
Kresy24.pl