Pracownik firmy z Sankt Petersburga „Internet Research Agency” określanej jako „fabryka trolli” ujawnił rosyjskiej niezależnej Telewizji Dożd, jak wygląda w szczegółach praca w instytucji oskarżanej o informacyjną i cybernetyczną propagandę i dywersję wobec krajów zachodnich.
Młody mężczyzna, opisany jako Maksim, powiedział że (formalnie prywatna) IRA pracująca na zlecenie państwa rosyjskiego ma wydziały o nazwach: rosyjski, zagraniczny, Facebooka oraz prowokacji.
Najbardziej Rosjanie za pośrednictwem internetu „mieszali” w polityce amerykańskiej, zwłaszcza w wyborczym roku 2016. Ale ogólnie, w centrum zainteresowani IRA są, według słów Maksima, są kraje uważane za „wrogie” wobec Rosji.
Jak napisał z kolei portal rbc.ru, szefem firmy ma być rosyjski oligarcha, bliski Kremlowi, Jewgienij Prigożin. Ten od dawna zaprzecza, że ma coś wspólnego z działaniami IRA.
Wydział rosyjski, według słów Maksima, początkowo skupiał się na tworzeniu i zarządzaniu kontami prokremlowskich trolli i botów skierowanych na wewnętrzne sprawy rosyjskie, ale z czasem płynnie przeszedł do zajmowania się również zagranicą, w tym właśnie wyborami w USA. Te konta rozpowszechniały fałszywe bądź zmanipulowane treści, które pomagały kandydatowi Donaldowi Trumpowi i szkodziły Hillary Clinton. Z innych, amerykańskich mediów wiadomo, że rosyjskie trolle i boty „pomagały” też w propagandzie i PR innemu kandydatowi demokratów, który odpadł w wyścigu z Hillary Clinton po nominację, Bernie Sandersowi.
Bardziej subtelna była działalność wydziału zagranicznego. Ci, którzy tam pracowali, mieli nawet zakaz rozprzestrzeniania prorosyjskiej propagandy. Mieli natomiast dobrze orientować się w niuansach i konfliktach w amerykańskiej polityce i społeczeństwie i korzystając z tych wszystkich kontrowersyjnych kwestii trząść amerykańską „łodzią”, jak wyraził się Maksim. – Naszym celem nie było przekonanie Amerykanów do Rosji. Naszym celem było podburzenie Amerykanów przeciwko własnemu rządowi, prowokowanie niepokojów, i zmniejszenie poparcia dla Obamy – stwierdził.
Z kolei departament prowokacji miał opracowywać i realizować akcje zmierzające do szerzenia fałszywych treści, siania niepokojów i pogłębiania podziałów w zachodnich społeczeństwach. Wydział Facebooka natomiast miał za zadanie zdominować Facebook i inne portale społecznościowe. Na przykład gdy administracja kasowała jakieś nieprawdziwe komentarze bądź profile, cała stworzona przez IRA społeczność (składająca się z robotów, pracowników IRA ale też ludzi którzy działali w dobrej wierze na pasku propagandzistów i sobie z tego nie zdawali sprawy) zasypywała ją protestami i groźbami powołującymi się na wolność słowa i amerykańską konstytucję. I na ogół było to skuteczne.
Jak wiemy z amerykańskich mediów, korzystając z komercyjnej oferty, rosyjskie podmioty płaciły też Facebookowi (i innym popularnym platformom) za reklamę i propagowanie określonych kont i treści. Jak wyliczyli eksperci z Columbia University, na samym amerykańskim Facebooku treści wytworzone przez kilkaset podejrzanych o związek z państwem rosyjskim, propagandowych i fałszywych kont miały miliardy udostępnień. W pewnym momencie wydział Facebooka w IRA był tak skuteczny, że zaczął zwoływać różne wydarzenia, spotkania czy protesty pod różnymi hasłami, na ogół antyimigranckimi. Często ludzie nie byli świadomi, w czym tak naprawdę biorą udział.
Z obszernego artykułu rosyjskiego portalu rbc.ru, wynika, że na ingerencję w wybory w USA w opisany powyżej sposób Rosja wydała minimum 2,2 mln dolarów. W tekście rbc.ru opisany jest też przykład stworzenia fikcyjnej organizacji czarnych aktywistów popierających Donalda Trumpa, która reklamowała swoje treści i wydarzenia używając nie tylko portali społecznościowych, ale także popularnej w zeszłym roku aplikacji Pokemon Go. Akurat to przedsięwzięcie się nie udało, mimo że zapłacono nawet raperem z Nigerii, by nagrywali protest songi udając amerykańskich raperów. To raczej przykład utopienia pieniędzy na „trolling”. Ale rbc.ru opisuje też inne akcje, na przykład sztucznie podkręcane (za pomocą kont powiązanych z IRA) akcji czy hasztagów w portalach społecznościowych, które miały wpływ na konflikty polityczne w USA, także prawdopodobnie na wynik wyborów.
Według źródeł rbc.ru w zasadzie nie była celem Rosji prezydentura dla Donalda Trumpa jako taka, choć można było odnieść takie wrażenie. Po prostu, zdiagnozowano, że jego popularność i potem zwycięstwo przyczyniało się do destabilizacji amerykańskiej polityki. Zresztą, w tekście opisane są przypadki działań wspierających także radykalną lewicę, na przykład w tym kontekście jest wymieniony ruch Occupy Wall Street, pod który także miała podłączać się rosyjska „fabryka trolli”.
Generalnie, celem miał być rząd amerykański, a akurat rządzili demokraci. Hillary Clinton, jako kandydat obozu władzy, atakowana była z różnych pozycji, często wymyślonych. Jak wyżej wspomniano, stworzono antyclintonowych aktywistów afroamerykańskich, ale były też ataki na nią ze strony jakoby internautów i profili amerykańskich muzułmanów za politykę na Bliskim Wschodzie. Jeden z profili nazwany „United Muslims of America” obwiniał ją nawet o zamach 11 września.
W ostatnich dniach pojawił się jeszcze jeden dowód na to, że kreatywność rosyjskiej propagandy nie zna granic. „Komsomolskaja Prawda” i portal mk.ru ujawniły, że występujący w rosyjskich programach publicystycznych w reżimowych telewizjach obcokrajowcy (przedstawiani jako zagraniczni eksperci), którzy często obrażali Rosję, sami byli obrażani i wdawali się nawet w bójki z ludźmi w studiu, otrzymują wynagrodzenie. Nawet do równowartości kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie. W gronie tym są np. Amerykanin, Ukraińcy albo Polacy (pisaliśmy o telewizyjnych przygodach jednego z nich, wymienionego przez „Moskowskij Komsomolec”, na przykład tutaj, ). Nie są szeroko znani w swoich krajach, natomiast mają status kontrowersyjnej gwiazdy w Rosji. Największą z nich jest mieszkający w Rosji Amerykanin Michael Bohm, który podobno ma najbardziej intratny kontrakt.
Oprac. MaH, rbc.ru, businessinsider.com, tvrain.ru, mk.ru
Ilustracja: CC BY-SA 3.0
2 komentarzy
Polak z Białorusi
20 października 2017 o 00:07Otóż tak, i nie widać i nie słychać ani jednego trollika, ani Syo ani innych…. Cóż, napewno po prostu nie mają nic do powiedzenia, bo prawda oczy kłuje…
observer48
24 października 2017 o 18:04Co najmniej połowa komentujących na tym portalu to moim zdaniem kacapaskie trolle, lub tzw. pożyteczni idioci.