Dla ukraińskiej organizacji od miesięcy blokującej okupowany przez Rosję Krym to prawdziwy szok. Jej szef – Stanisław Krasnow okazał się agentem rosyjskich służb.
Szef organizacji „Krym-Azow” został aresztowany przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy. Według SBU, był on rosyjskim agentem od 2014 r. i otrzymywał bezpośrednie polecenia od służb specjalnych Kremla. Ukraińska bezpieka zdobyła też dane rosyjskiego oficera, który nadzorował i zadaniował Krasnowa.
Według przedstawiciela SBU Aleksandra Tkaczuka, agent w szeregach ukraińskich nacjonalistów przekazał m.in. Rosjanom spis żołnierzy ochotniczego pułku „Azow”.
Jego najważniejszym zadaniem miało być jednak zorganizowanie zabójstwa innego z szefów ukraińskiej blokady Krymu bezpośrednio na granicy z Rosją, aby doprowadzić do strzelaniny i destabilizacji sytuacji w Obwodzie Chersońskim Ukrainy, graniczącym z Krymem.
Krasnow miał w tym celu użyć materiału wybuchowego pobranego z jednego z tajnych magazynów rosyjskich służb przy trasie z Kijowa do Charkowa. SBU opublikowała także nagrania Krasnowa, w których mowa jest właśnie o pobieraniu tego ładunku wybuchowego.
To właśnie koło tego magazynu SBU urządziła w nocy zasadzkę na Krasnowa i towarzyszącą mu niejaką Oksanę Szelest. Szef batalionu „Azow” próbował zbiec, a kiedy zorientował się, że nie ucieknie stawiał opór. Został jednak wzięty żywcem. W magazynie znaleziono 42 kg trotylu, 7 min przeciwczołgowych, 10 detonatorów i granaty.
Szczegóły tego zadania zostały przekazane Krasnowowi przez jego rosyjskiego oficera prowadzącego, w czasie wyjazdu agenta na Białoruś w dniach 10-13 lutego br. Potwierdza to przypuszczenia, że aby uniknąć podejrzanych wizyt agentów z Ukrainy w Rosji, rosyjskie służby spotykają się z nimi na „neutralnej” Białorusi.
Przypomnijmy, że jeszcze niedawno dowódca batalionu „Azow” Stanisław Krasnow, były student fizyki z Symferopola na Krymie, uchodził za ukraińskiego bohatera. Udzielał wywiadów dla mediów, w których zapowiadał wyzwolenie Krymu spod rosyjskiej okupacji, nazywał separatystów terrorystami i wzywał pod podjęcia przez Ukrainę ofensywy w Donbasie.
Tymczasem aktywiści „Azowa” urządzili pikietę przed gmachem SBU żądając wyjaśnienia powodu aresztowania ich szefa. Przypomnijmy, że jawne posługiwanie się przez pułk „Azow” faszystowską symboliką jest częstym argumentem używanym przez rosyjskie media mającym dowodzić nazistowskiego charakteru obecnych władz Ukrainy.
Kresy24.pl
15 komentarzy
Paweł Bohdanowicz
1 marca 2016 o 17:23Z pogardą mówi się dzisiaj o wszelkich „teoriach spiskowych”.
W rzeczywistości nie ma „teorii spiskowych”, są tylko hipotezy bardziej prawdopodobne i mniej prawdopodobne. Jeżeli budowa agentury jest możliwa i korzystna, to czemu Rosja nie miałaby tej agentury budować? Na Ukrainie… w Polsce…
Ogromnym błędem jest zakładanie, że najbardziej trywialne związki przyczynowo-skutkowe są najbardziej prawdopodobne. Tak nie jest. Głupotą najwyższej próby jest zakładanie, że Rosja czegoś nie robi, bo jest z natury poczciwa.
Rychu
1 marca 2016 o 18:07Dokładnie tak !!!
Mój ojciec zawsze mi powtarzał, żebym nigdy nie oceniał ludzi „swoją miarą” !.
Po latach muszę przyznać mu rację ! – moje największe życiowe porażki polegały właśnie na tym że nie dopuszczałem myśli że ktoś mógłby zrobić coś czego ja bym nie zrobił !!!
Bog, Honor, Ojczyzna ! – tak nas wychowano ale nie wszyscy byli tak wychowywani !!!
Rosjanom bliżej do moralności Dzyngis Chana jak do naszej !
Tak właśnie jest w polityce ! – nie na darmo mówi się, że „politycy to najgorsze prostytutki” (może nawet obrażamy te panie !?) – wszystko jest możliwe – ten który to przyjmie za pewnik uniknie bardzo wiele błędów !.
A tego że Rosja nie jest poczciwa jesteśmy jako Naród uczeni od ponad dwustu lat ! :)))))))
My Polacy już tak łatwo nie damy się nabrać na ich gierki ale przerażające jest to jak ta „dalsza na zachód” Europa wchodzi w to ruskie gówno jak w masło !!!
Europa się nie uczy ! – patrzcie: Ukraina zrzekła się broni atomowej w zamian za obietnicę nietykalności granic min. przez Rosję ! 🙂
Jak więc słyszę pytanie „czy Putinowi można zaufać” to pusty śmiech mnie ogarnia !
„)
JW5700/3940
2 marca 2016 o 00:00Życie.
Jak widać agentami jednak z reguły nie są ci których łatwo o to posądzić.
Nie ma tak lekko.
Dlatego od ścigania agentów są służby.
Inaczej polowania na czarownice do prowadza do paranoi i niszczy działania wszelkich instytucji.
Paweł Bohdanowicz
2 marca 2016 o 11:00Są różne rodzaje agentury: wywiad, agentura wpływu (m.in. politycy podejmujący „korzystne” decyzje), agentura propagandowa (często utożsamiana z agenturą wpływu, ale warto te dwa rodzaje odróżnić). Nie każda działalność agenturalna jest przestępstwem karnym. Powiedziałbym nawet, że dzisiaj działalność agenturalna częściej nie jest przestępstwem, a rzadziej jest.
Aby nie doszło do polowania na czarownice, trzeba trzymać się prostej zasady:
PRZESTĘPSTWO TRZEBA UDOWODNIĆ
Nie wolno nikogo skazać, jeżeli nie udowodni się przestępstwa. A wyrazić swoją opinię zawsze można w wolnym kraju.
JW5700/3940
2 marca 2016 o 14:14Szpieg to szpieg nie ma co rozciągać terminów.
Oficer wywiadu to oficer wywiadu.
Lobbysta to lobbysta-środkiem zaradczym jest zakaz oficjalnego finansowania z zagranicy – nieoficjalne patrz szpieg.
Paweł Bohdanowicz
2 marca 2016 o 18:59Szpieg to zdecydowanie węższe pojęcie. Agent dużo szersze.
JW5700/3940
2 marca 2016 o 20:23Agentura jest szersze
JW5700/3940
3 marca 2016 o 17:55Okazuje się że Krasnow nie był dowódca jednego z batalionów Pułku Azow tylko Korpusu cywilnego Azowa wspól-kierującego blokadą Krymu
Dzisiaj zemdlał w sądzie, nosząc wyraźne ślady pobicia.
Może trochę załatwo ,,łyknęliśmy” wersje SBU
kuraż
1 marca 2016 o 20:22Czyli oprócz tego, że rosyjski szpieg, to jeszcze prowokator. Dlatego dziwie się, że jeszcze żyje, powinien być już zastrzelony.
gienerał tcziew
1 marca 2016 o 20:47A Z (żyd) OW to kogo pradał, gawaritie towariszczi ?
jopek
1 marca 2016 o 23:00W roku 1993 jeden z lokalnych kierowników likwidowanego przedsiębiorstwa poczuł na sobie – dosłownie – niezadowolenie pracowników. Był to starszy człowiek, około 70 lat. Nazwijmy go „Sasza”. Zeznając przed prokuratorem, roztrzęsiony i przerażony, stwierdził, że „jest Rosjaninem, oficerem KGB”, którego w roku 1956 „zaopatrzono w dokumenty polskiego zesłańca i wysłano do Polski”. Badania na wykrywaczu kłamstw potwierdziły, ze mówił prawdę. Jego zadaniem było uzyskanie pracy w przedsiębiorstwie zaopatrującym rozmieszczoną w okolicy jednostkę PGWAR. Według przygotowanych papierów był inżynierem. Pracę dostał bez kłopotu. W ramach umowy z ZSRS, repatrianci z lat „odwilży” (1956-57), strona Polska powinna zapewnić wracającym do kraju Polakom prace oraz odpowiednie warunki życia. Nasz nielegał, miał dość konkretne zainteresowania i wykształcenie, legendę i dokumenty, szybko zaaklimatyzował się w nowym miejscu. Pracował, awansował, by w końcu zostać dyrektorem. Oczywiście, że ktoś mu pomagał. Przede wszystkim oficerowie KGB, którzy go łącznikowali, poprzez swoje źródła w Polsce. Nie zapomnijmy jednak, że liczba „pomocników” musiała zostać ograniczona do minimum ze względu na konspirację „Saszy”. Sam Rosjanin nie miał zresztą świadomości owej „pomocy” i rzeczywiście uznawał, że awansował dzięki kompetencjom i działalności partyjnej. W tam tych czasach, musiał być członkiem PZPR, by awansować. W dodatku wystarczyła „akceptacja” dowództwa jednostki PGWAR, które, po prostu, wyrażało wątpliwości, bądź nie, wobec współpracujących z nią oficjalnie obywateli polskich i w ten sposób otwierały się drzwi do kariery. „Sasza” był zawsze na kontakcie dowódcy grupy KGB (w każdej jednostce taka grupa była). Ostatni pożegnał go, powiedział, że „czas na emeryturę”, po czym kazał mu wybrać czy zostaje w Polsce, czy wraca do Rosji. „Sasza” wybrał Polskę. Nic dziwnego. Tyle lat był nielegałem, że tam nic na niego nie czekało. Twierdził, że był sierotą. Tu też został sam. Żona, Polka, zmarła w latach 80-tych, a dzieci nie miał. Prowadzący zaakceptował wybór. Ustalił hasło i odzew oraz sposób kontaktu i kazał czekać cierpliwie. Nie pamiętam szczegółów tej łączności. Wiem tylko, że ktoś miał pojawić się w domu „Saszy”. Żadnych znaków, sygnałów na wypadek niebezpieczeństwa, planów awaryjnych, łączność tylko C-A, czyli w jedną stronę. Sugerowało to, że sami Rosjanie postanowili zakończyć z nim współpracę, zostawiając sobie jedynie furtkę, gdyby nielegał doszedł do ciekawej dla nich pozycji po likwidacji zakładu. Wątpili w to jednak chyba, gdyż „Sasza” był już starszym, schorowanym człowiekiem. Zmarł kilka miesięcy później w szpitalu. Poligraf potwierdził nie tylko, że mówił prawdę, ale również to, że wierzył święcie w to, co mówił. To ostatnie dotyczy przekonania Rosjanina, że nigdy nie działał przeciwko Polsce. Miał jedynie chronić jednostkę „przed penetracją wrogich sił i obcej agentury”. Sprawdzał też dla KGB „miejscowych, zatrudnianych lub zaopatrujących armię, a także doraźne ekipy remontowe”. Zarabiał dość dobrze, więc nie brał wynagrodzenia z tytułu swojego właściwego zawodu. W KGB też awansował i doszedł do stopnia majora. Nie wiedział nic o sytuacji w ZSRS, ani w Rosji, poza tym, co przeczytał w gazetach. Nie było to też tematem rozmów z prowadzącym. Najciekawszy był jeden wątek rozmów z „Saszą”. Nie przyjechał do Polski sam. Był szkolony w grupie trzech młodych ludzi. Nie znali swoich nazwisk. Rozstali się od razu po przyjeździe do naszego kraju w roku 1956 i już nie utrzymywali ze sobą kontaktu. Tu Rosjanie popełnili błąd. Umieścili trzech nielegałów w jednej grupie repatriantów, wspólne przekroczenie granicy, co pozwoliło każdemu z nich poznać nową tożsamość drugiego. „Sasza” zapamiętał imiona i nazwiska. Jeden z jego kolegów jechał do Gliwic, a drugi na Opolszczyznę. Również w pobliże jednostki PGWAR. Sprawdziliśmy. Okazało się, że obaj w latach sześćdziesiątych wyemigrowali do RFN, jako osoby zamieszkałe w granicach Niemiec z roku 1937 (chyba punkt 4 konstytucji RFN). Tożsamość i legendę musieli mieć po żołnierzach Wermachtu, którzy zginęli gdzieś w Rosji. Powiadomiliśmy partnerów. W Polsce nie pozostawili po sobie żadnych śladów. Zresztą, zajęliśmy się czymś innych, a kierownictwo niechętnie patrzyło na takie „historyczne” badania.
piotrwronski.salon24
Paweł Bohdanowicz
8 marca 2016 o 09:50Ciekawy tekst.
Po repatriacjach Polaków przybyło. Po wojnie było w Polsce więcej Polaków, niż przed wojną. I to pomimo strat wojennych, i to pomimo emigracji. Nie znaczy to, że nasłano tak wielu agentów 🙂 Znaczy to jednak, że ludzie masowo zmienili narodowość. Nie tylko Ukraińcy, nie tylko Białorusini, nie tylko Niemcy… Wielu ludzi w Polsce to Rosjanie i potomkowie Rosjan, którzy wykorzystali repatriację, żeby wyrwać się z bolszewickiego raju. Dziś często nie sposób ustalić, kto kim jest i kto kim był.
jack
2 marca 2016 o 03:22Widze, ze tutaj publikuje sie tylko antyrosyjskie tresci, a nie antybanderowskie. Ukraina to goowno, a nie panstwo. Zlepek bandytow i zydow, ktorzy okradaja m.in. Polske wykorzystujac fakt, ze rzadza nami zydzi, a nie Polacy. Z kolei na Ukrainie rzadza banderowcy i tez zydzi. Wszystko jest jasne. Portal kresy24.pl jest probanderowski!
lew
2 marca 2016 o 08:09@Rychu, broń atomowa w rękach banderowskiej dziczy, wówczas nawet Zachod zdawał sobie sprawę jakie niebezpieczeństwo dla porządku swiatowego pozostawienie w rekach broni jądrowej w rękach nacjonalistycznej dziczy.
SyøTroll
3 marca 2016 o 09:00Znaczna część Batalionów Ochotniczych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, już dawno powinna zostać zlikwidowana, brak dyscypliny i samowolka wśród ich „żołnierzy” źle wpływa na wizerunek Ukrainy.