Według oficjalnej kremlowskiej propagandy letnia fala protestów w Rosji to wynik mieszania się mocarstw zachodnich do rosyjskiej polityki. Najnowszy sondaż Centrum Lewady pokazuje, że większość Rosjan nie jest podatna na tę propagandę.
Rosyjskie władze i oficjalne media oskarżały o protesty m.in. ambasadę USA w Moskwie, niemiecką stację państwową Deutsche Welle czy Google
Tylko 26 proc. jest zdania, że protesty w kraju to efekt interwencji z zewnątrz.
Na pytanie, co jest przyczyną protestów, 45 proc. obwinia prokremlowskich kandydatów, którzy ich zdaniem obawiają się konkurencji z politykami opozycji. 30 proc. oskarża protestujących i wierzy twierdzeniom komisji wyborczych i sądów, że przedstawili nieważne podpisy pod swoimi kandydaturami, nie zostali więc dopuszczeni i teraz się buntują.
Na pytanie o brutalne działania policji i innych służb wobec protestujących 41 proc. odpowiedziało, że są nieuzasadnione, a 32 proc., że adekwatne.
Nie jest chyba zaskoczeniem, że więcej mieszkańców Moskwy niż innych części Rosji skłania się ku argumentom opozycji.
25 proc. respondentów nie popiera demonstracji, 23 proc. popiera, 45 proc. pozostaje neutralnych, 7 proc. nie ma zdania.
2/3 respondentów odpowiedziało, że słyszeli o demonstracjach.
Sondaż przeprowadzono na grupie 1608 obywateli Rosji pomiędzy 22 a 28 sierpnia.
Tymczasem trwają represje i nękania rosyjskich działaczy opozycji i sympatyków opozycji. Wczoraj policja zatrzymała Liubow Sobol, współpracowniczkę najpopularniejszego polityka opozycji Aleksieja Nawalnego. Została zwolniona kilka godzin później. Zatrzymany został też dziennikarz Ilia Azar i inny współpracownik Nawalnego, Nikołaj Liaskin. Również po kilku godzinach zostali zwolnieni.
Oprac. MaH, themoscotimes.com
fot. twitter.com/SobolLubov
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!