– Nie smućcie się, wszystko jest w porządku. Nie wierzcie głuchemu telefonowi (…) W telewizji powiedziałem przecież wyraźnie. Zaczynamy wierzyć internetowi bardziej niż żywym ludziom. Świat stanął na głowie! – napisał na portalu społecznościowym Nikołaj Wałujew, dwukrotny zawodowy mistrz świata wagi ciężkiej.
– Czy chorzy na raka ruszają się tak jak ja? Ktoś coś chlapnął, a teraz wszyscy po nim przepisują – powiedział z kolei „Komsomolskiej Prawdzie”.
Wałujew jest od 2011 roku deputowanym do Dumy z ramienia kremlowskiej partii Jedna Rosja, a ostatnią walkę stoczył w 2009 roku. Niedawno w programie telewizyjnym „On i ona” w stacji TV Centr powiedział, że cierpi na akromegalię, chorobę genetyczną odpowiedzialną za jego potężną sylwetkę, ale o żadnym zagrażającym życiu guzie nie ma mowy. Już w 2013 roku w wywiadzie dla dziennika „Sport Ekspress” mówił bowiem, że nowotwór miał charakter łagodny, czyli taki, który jest w pełni wyleczalny.
– Na stół operacyjny kładłem się dwukrotnie, ponieważ w Niemczech do końca mnie nie wyleczono. Rosyjski profesor, który przeprowadzał drugą operację, również nie zdołał całkowicie usunąć guza, ponieważ w tamtym miejscu przebiegają najważniejsze naczynia. Zdecydował, że nie będzie ryzykował. Dlatego do dziś w każdym miesiącu odbywam terapię – powiedział Wałujew, a internet rosyjski zinterpretował to w ten sposób, że powiedział, iż jest śmiertelnie chory.
To właśnie 10 lat temu okazało się, że musi poddać się operacjom usunięcia niezłośliwego guza. Z tego powodu zakończył karierę i nie doszło do jego starcia z ówczesnym mistrzem świata WBC Witalijem Kliczką (obecnie merem Kijowa).
Oprac. MaH, przegladsportowy.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!