Lokalny opozycjonista białoruski Aleksander Mech nie wierzył własnym uszom. Potem pomyślał, że to jakiś głupi żart. Ale nie, oficer milicji z Kobrynia mówił zupełnie serio: aktywista ma się natychmiast stawić na przesłuchanie „za udział w Powstaniu Styczniowym”.
Za różne rzeczy w swoim życiu bywał już pan Aleksander szykanowany, taka już białoruskiego opozycjonisty dola. Ale żeby za udział w powstaniu sprzed 150 lat?
Kiedy dowiedział się, że Rejonowy Urząd Spraw Wewnętrznych w Kobryniu prowadzi przeciwko niemu jakąś sprawę, początkowo w ogóle to zignorował – jeśli chcą, to niech wyślą oficjalne wezwanie. W końcu jednak, zaintrygowany, zadzwonił. Oficer milicji wyjaśnił mu, że chodzi właśnie o jego udział we wspomnianym powstaniu. Więcej nic nie chciał mówić.
Długo zastanawiał się opozycjonista o co chodzi i w końcu go olśniło: prawdopodobnie rzecz w tym, że od wielu lat bierze udział w obchodach kolejnych rocznic Powstania Styczniowego w Świsłoczy, miasteczku na Grodzieńszczyźnie przy granicy z Polską. Co roku w listopadzie białoruscy działacze wraz z polskimi dyplomatami składają tam kwiaty pod pomnikami Romualda Traugutta i Kastusia Kalinowskiego.
Zapraszają tam nawet przedstawicieli białoruskich władz, ale te jakoś się do udziału w tych obchodach nie kwapią, choć w swoim czasie nawet Aleksander Łukaszenka osobiście obiecywał, że to rozważy.
„Wcześniej nie było z tymi obchodami większych problemów, przynajmniej mnie nigdy w Świsłoczy nie zatrzymywano. Czasem tylko miejscowych organizatorów. A teraz widać przyszedł czas na mnie. Czekam więc na oficjalne wezwanie, aby dowiedzieć się w jaki sposób uczestniczyłem w Powstaniu” – mówi Aleksander Mech.
Na razie nie wiadomo, czy białoruska milicja postanowiła wezwać też na przesłuchanie Romualda Traugutta…
Kresy24.pl
1 komentarz
Marian
17 listopada 2014 o 20:26Nieszczęsny środek Europy, że też Lech nie mógł powędrować troszeńkę bardziej na północ, chociażby ja wiem, na Arktykę czy w drugą stronę- na Madagaskar. Taki fajny naród, a dostajemy po tyłku za nasze położenie między Rusinami a Germanami. Widać jednak Polacy się uczą na błędach- przez 600 lat nie dawali nam rozwijać się u siebie, to migrujemy gdzie się da. Niedługo Wyspy Brytyjskie będą „nasze”. Chyba tylko kolejny potop i zrobienie nam Polskiej wyspy na Bałtyku może nas uratować.