W drugiej połowie XIV wieku Polska i Litwa były dość silnymi państwami, ustępowały jednak bogatszym Węgrom czy państwu zakonu krzyżackiego. Dopiero współdziałanie, które zapoczątkował akt krewski z 1385 roku, pozwoliło im wybić się na czołową pozycję w Europie Środkowo-Wschodniej.
Już w 1387 roku odzyskaliśmy z rąk Węgrów Ruś Czerwoną i zhołdowaliśmy Mołdawię, sięgając Morza Czarnego. Ćwierć wieku później powalony został zakon krzyżacki. Litewskie zagony ocierały się o Moskwę, a Nowogród Wielki bił czołem przed Witoldem. Wreszcie w drugiej połowie XV wieku Polska odzyskała Pomorze i uzależniła Krzyżaków, a Jagiellonowie sięgnęli po trony Czech i Węgier.
Szybko się jednak okazało, że Jagielloński kolos stał na glinianych nogach. Poszczególne państwa rządzone przez dynastię miały rozbieżne, a często sprzeczne interesy. Uwidoczniło się to już za rządów Kazimierza Jagiellończyka. Litwa nie pomogła wtedy Koronie w wojnie z zakonem, co nie pozwoliło na całkowity podbój jego państwa. Z kolei król, zajęty od lat siedemdziesiątych XV wieku sprawami czeskimi, zaniedbał interesy litewskie na wschodzie i dopuścił do wzrostu potęgi Moskwy. Na skutki nie trzeba było długo czekać. Wreszcie w 1497 roku węgierska interwencja w czasie polskiej wyprawy do Mołdawii pokrzyżowała plany Jana Olbrachta – sytuacji nie zmieniał fakt, że nad Dunajem panował rodzony brat króla.
Słowem, państwom jagiellońskim brakowało zgody i wspólnego programu działania, jaki udało się np. wypracować Habsburgom. Mimo to w XVI wieku wytworzyła się tradycja współpracy militarnej polsko-litewskiej przeciw wspólnym wrogom: Tatarom i Moskwie. Od końca lat pięćdziesiątych tego stulecia oba kraje zaangażowały się też w opanowanie Inflant i ich obronę przed innymi agresorami, głównie Rosjanami. Dopiero jednak utworzenie Rzeczypospolitej Obojga Narodów w 1569 roku pozwoliło na takie połączenie zasobów i skoordynowanie wysiłków Polski i Litwy, że nowe państwo zajęło czołową pozycję w Europie Środkowo-Wschodniej.
Przypomnijmy kilka faktów, leżących u podstaw polsko-litewskiej potęgi. Przede wszystkim Rzeczpospolita objęła swymi granicami olbrzymie terytorium, w czasach Stefana Batorego przekraczające 800 tys. km kw. , a Zygmunta III 1 mln km kw. Stale rosła też liczba ludności, od 7,5 mln na początku XVI do 11 mln w połowie następnego stulecia. Liczniejsze były wówczas tylko Francja, Moskwa, Imperium Osmańskie i – rozdrobnione politycznie – Włochy. Państwo rozwijało się też gospodarczo. Rzeczpospolita bogaciła się dzięki zachodnioeuropejskiej koniunkturze na żywność i towary leśne, eksportując zboże, bydło, drzewo i potaż. Co więcej, aż do 1648 roku nie była niszczona wojnami. Działania zbrojne toczyły się na pograniczach, a większość ludności odczuwała je tylko w postaci zwiększonych okresowo podatków. Podczas gdy Francja i Rzesza Niemiecka wykrwawiały się w wojnach religijnych, Moskwa w dynastycznych, a Imperium Osmańskie zwalczało bunty społeczne, w Rzeczypospolitej panował błogi spokój. Zamożności i dobrobytowi mieszkańców państwa polsko-litewskiego w XVI i pierwszej połowie XVII wieku doprawdy trudno cokolwiek przeciwstawić, w naszych zaś dziejach nigdy później nie było tak dobrze, jak wówczas.
Połączona unią lubelską Rzeczpospolita miała zatem ogromny potencjał ludnościowy i gospodarczy, który pozwalał jej czuć się bezpiecznie i śmiało prowadzić politykę zagraniczną. Ktoś skrupulatny mógłby co prawda zauważyć, że nie wszystko w tym obrazie było tak wspaniałe, a przyszłość skrywała poważne zagrożenia. Przede wszystkim Rzeczpospolitą nadal tworzyły dwa państwa z osobnymi urzędami i armiami, a poniekąd i osobnymi interesami. Wyraźna przewaga Korony nad Litwą, potrzebującą w dodatku pomocy przeciw Moskwie, pozwalała jednak zniwelować potencjalne zagrożenie. Co więcej, wspólny władca – w którego gestii leżała polityka zagraniczna − i sejmy umożliwiały koordynowanie współpracy polsko-litewskiej w stopniu daleko większym niż w czasach Kazimierza Jagiellończyka.
Pierwszym przejawem potęgi państwa był sposób wyboru władcy. Po wymarciu dynastii jagiellońskiej – co przewidywano już w Lublinie – postanowiono, że będzie o tym decydował naród szlachecki. Sposób elekcji został sprecyzowany podczas pierwszego bezkrólewia, pozbawiając decydującego głosu senatorów i ustanawiając powszechny wybór monarchy (elekcja viritim). Wydłużyło to znacząco czas interregnum z kilku tygodni w czasach Jagiellonów do kilku, a nawet kilkunastu miesięcy. Państwo było oczywiście narażone wtedy na większe niebezpieczeństwo, gdyż to król był koordynatorem polityki zagranicznej i naczelnym wodzem armii. Mimo to Rzeczpospolita była na tyle potężna, że mogła sobie pozwolić na takie ryzyko. Co więcej, w przypadku zagrożenia wolności elekcji potrafiono zmobilizować się do obrony. Tak było zimą przełomu 1575 i 1576 roku, gdy wyznaczono zjazd do Jędrzejowa dla podtrzymania wyboru Stefana Batorego i Anny Jagiellonki przeciw roszczeniom cesarza Maksymiliana II. Stało się tak również w latach 1587−1588, kiedy znów wobec podwójnej elekcji zdołano obronić Kraków przed wojskami arcyksięcia Maksymiliana Habsburga, a następnie − już na terenie Śląska − dopaść go, pokonać i uwięzić. Upokorzeni Habsburgowie, chcąc nie chcąc, musieli przystąpić do negocjacji dla ratowania cesarskiego brata. Dodajmy, że sam fakt ubiegania się o polską koronę przez wielu władców europejskich świadczył o jej atrakcyjności. Nawet Henryk Walezy, który ostatecznie wybrał dziedziczny tron Francji, nigdy się nie zrzekł tytułu króla polskiego – widać cenił go sobie.
Skoro już mowa o Henryku, to właśnie z jego wyborem wiąże się jedyna bodaj tak wyraźna i zdecydowana ingerencja Rzeczypospolitej w wewnętrzne sprawy Francji. Otóż jako warunek objęcia władzy w Polsce przez Walezjusza zażądano od króla francuskiego Karola IX, by zakończył wojnę domową z hugenotami i zadbał o pokój religijny. Francuzi – na krótko co prawda – musieli zgodzić się na ten polski dyktat.
Negocjacje z pozycji siły na dobre wprowadził do polskiej dyplomacji Stefan Batory. Monarcha upokorzył Iwana Groźnego, a jego następcę Fiodora jawnie lekceważył, dążąc do wznowienia wojny i rzucenia Moskwy na kolana. Śmierć króla przerwała te plany. Jego następca potrafił pouczać też angielską Elżbietę I, gdy ta w ferworze walki z Hiszpanią ugodziła rykoszetem w polskie interesy handlowe (misja Pawła Działyńskiego w 1597 roku – dodajmy, że interwencja była skuteczna). Zygmunt III ingerował też w sprawy Rzeszy Niemieckiej, udzielając Habsburgom znacznego wsparcia w początkach wojny trzydziestoletniej (wyprawa lisowczyków do Siedmiogrodu i tzw. pierwsza odsiecz wiedeńska w 1619 roku). Dopiero jednak pod koniec tej wojny Władysław IV uzyskał konkretne korzyści, pozyskując dla siebie i dynastii Wazów księstwa opolsko-raciborskie. Później, w latach potopu, przydały się one jako schronienie Janowi Kazimierzowi. Monarcha ten utracił je bardzo niefortunnie wskutek swojej profrancuskiej polityki w latach sześćdziesiątych XVII wieku.
Także w stosunkach ze Stolicą Apostolską Rzeczpospolita potrafiła zachować inicjatywę i twardo bronić własnych interesów. Już Zygmunt August zlekceważył zabiegi nuncjusza papieskiego o dołączenie państwa polsko-litewskiego do zawiązanej na początku lat siedemdziesiątych XVI wieku Ligi Świętej przeciw Osmanom. Król słusznie uważał, iż Rzeczpospolita nie ma w tym żadnego interesu. Ćwierć wieku później jego siostrzeniec pozostanie tak samo głuchy na papieskie gromy wobec polskiej interwencji w Mołdawii – do której jeszcze wrócimy – jak również na przymilanie się o zawarcie sojuszu z Habsburgami, znów przeciw Turkom. Zygmunt III i jego otoczenie kalkulowali chłodno i bezlitośnie dbali o wyciągnięcie z habsbursko-osmańskiej awantury korzyści bez narażania się na niepotrzebne koszty. Wreszcie pierworodny syn Zygmunta Władysław IV wydalił z Rzeczpospolitej nuncjusza Mario Filonardiego, gdyż uznał, że ten zanadto się miesza w nie swoje sprawy (szło głównie o sprawy sądowe między duchowieństwem a szlachtą oraz uszczypliwe uwagi o władzy polskiego monarchy). Co ciekawe, król uzyskał w tym zakresie spore poparcie, także biskupów, z prymasem na czele. Biskup krakowski Piotr Gembicki zanotował nawet w liście: aby curia Romana poznała to, z kim sprawa, że nie z książątkiem jakim, ale z królem J.M., którego auctoritas et maiestas [autorytet i majestat − DM] ma być w powadze u nich i poszanowaniu. Dodajmy, że niewiele wcześniej ten sam król przeprowadził za zgodą sejmu legalizację hierarchii prawosławnej i na nic się zdały fuki i dąsy Stolicy Apostolskiej, gniewającej się o głaskanie schizmatyków – i tym razem górę wziął interes państwa.
O potędze Rzeczypospolitej świadczą również przewagi polsko-litewskiego oręża. To w XVI i XVII wieku staropolska sztuka wojenna wzbiła się na wyżyny, czego dowodzą zwycięstwa nad przeważającym liczebnie przeciwnikiem. Można tu wymienić choćby kampanie moskiewskie Batorego (1579−1581), rozgromienie hospodara mołdawskiego Michała Walecznego (1600), zwycięstwa nad Szwedami pod Kircholmem (1605) i Rosjanami pod Kłuszynem (1610), wreszcie odparcie najazdu tureckiego pod Chocimiem (1621) i moskiewskiego u murów Smoleńska (1632−1634).
Tak znakomite rezultaty zawdzięczano przede wszystkim znakomitej jakości i wyszkoleniu wojska. Królowała w nim wtedy husaria, długo niezwyciężona i podziwiana przez obcych. Później dołączyły do niej formacje strzelcze typu zachodniego – dragonia i piechota cudzoziemska. Mierząca się z różnymi przeciwnikami, walczącymi w odmienny sposób, polsko-litewska machina wojenna doskonaliła się i okazała sprawnym narzędziem służącym zarówno rozszerzeniu, jak i obronie granic państwa.
Nie brakowało też wówczas utalentowanych dowódców, z królami Stefanem Batorym i Władysławem IV na czele. Pojawiła się także plejada znakomitych hetmanów: Jan Zamoyski, Stanisław Żółkiewski, Stanisław Koniecpolski w Koronie, Jan Karol Chodkiewicz, Krzysztof Radziwiłł „Piorun” i Krzysztof II Radziwiłł na Litwie.
Wojsko służyło prowadzeniu aktywnej polityki zagranicznej. Trzeba zaznaczyć od razu, że Rzeczpospolita nastawiona była na defensywę, jednak potrafiła też podejmować wojny, gdy wymagała tego racja stanu. Tak się stało w 1577 roku, gdy Iwan Groźny, łamiąc rozejm, najechał Inflanty, za co spotkała go szybka i bolesna reprymenda. Gdy w 1595 roku wskutek walk habsbursko-osmańskich zagrożone zostały polskie interesy na południowym wschodzie, hetman Jan Zamoyski wkroczył do Mołdawii i osadził na jej tronie lennika Rzeczypospolitej Jeremiego Mohyłę. Hetman pokonał Tatarów pod Cecorą, a dyplomacja wymusiła na sułtanie uznanie nowego stanu rzeczy. Gdy hospodar Michał Waleczny po zdobyciu Siedmiogrodu pokusił się o Mołdawię, został pokonany, a jego własne księstwo oddano bratu Mohyły.
W tym samym 1600 roku Zygmunt III rozpoczął wojnę o odzyskanie dziedzicznego tronu szwedzkiego i przekazał Rzeczypospolitej Estonię. Udało się ją opanować co prawda na krótko, niemniej polsko-litewskie wpływy sięgały wówczas od Zatoki Fińskiej po dolny Dunaj, na przestrzeni niemal 2 tys. km.
Od 1604 roku, najpierw nieoficjalnie, później z udziałem króla, Rzeczpospolita zaangażowała się w wewnętrzne walki w państwie moskiewskim, zwane Wielką Smutą. Udało się wtedy zająć Kreml, a sami Rosjanie ofiarowali swoją koronę królewiczowi Władysławowi Wazie (1610). Do jego koronacji na cara nie doszło, po długiej wojnie zdołano jednak narzucić Moskwie rozejm przywracający Rzeczypospolitej większą część strat sprzed 100 lat, łącznie ze Smoleńskiem i Nowogrodem Siewierskim. To wtedy właśnie państwo polsko-litewskie osiągnęło szczyt rozwoju terytorialnego.
Złoty wiek nie był rzecz jasna niekończącym się pasmem sukcesów. Liczne wojny toczone od początków XVII wieku nadwerężyły skarb państwa i naraziły je na dodatkowe koszty związane z koniecznością opłacenia wojska. Nie zdołano pomyślnie zakończyć wojny szwedzkiej, gdy już zaczęły się zmagania z Moskwą. W efekcie Zygmunt III nie tylko nie powrócił do Sztokholmu, ale też musiał się pogodzić z utratą znacznej części Inflant. Mimo to na uwagę zasługuje fakt, że Szwedzi wycofali się bez walki ze zdobyczy pruskich, gdy tylko stanęli oko w oko z wyjątkowo przygotowaną na konfrontację Rzeczpospolitą.
Wojny na północy i wschodzie doprowadziły też do utraty kontroli nad Mołdawią (a wcześniej Wołoszczyzną). Ostatnia próba ich restytucji zakończyła się tragicznie w 1620 roku, kiedy zginął hetman Stanisław Żółkiewski. Rok później połączone siły polsko-litewsko-kozackie potrafiły jednak odeprzeć zmasowany atak turecki pod wodzą samego sułtana Osmana II. Tak wielkiego zwycięstwa chrześcijańska Europa dawno nie widziała. Władysław IV snuł nawet plany uderzenia na Osmanów, ale pokrzyżowała je niechęć szlachty oraz nieoczekiwana śmierć w 1648 roku.
Polityka dynastyczna Wazów doprowadziła też do ustępstw wobec Hohenzollernów i przekazania linii brandenburskiej lenna pruskiego. I wtedy jednak, gdy król szedł na wojnę ze Szwedami w 1635 roku, Rzeczpospolita bez trudu przejęła realną kontrolę nad księstwem pruskim. Prusko-brandenburski lennik nie był więc niebezpieczny – miał skorzystać dopiero na potopie szwedzkim.
Rzeczpospolitą trapiły też najazdy tatarskie i nierozwiązana kwestia kozacka. Aż do 1648 roku jednak właściwie bez większego wysiłku tłumiono powstania na Ukrainie. Stałoby się tak pewnie i w przypadku zrywu Bohdana Chmielnickiego, gdyby nie fatalny zbieg okoliczności – błędy dowódcze hetmana Mikołaja Potockiego i nieoczekiwana śmierć króla. Elekcja przysłoniła kwestię kozacką. Także zastraszeni w latach czterdziestych Tatarzy skorzystali na tym powstaniu i powrócili na Ukrainę.
Podsumowując – po unii lubelskiej powstało rozległe i zamożne państwo, które przez wiele dziesięcioleci dominowało w Europie Środkowo-Wschodniej. Jego potencjał terytorialny i ludnościowy pozwalał mu niwelować skutki klęsk bądź nagłych najazdów. Jedynym poważnym zagrożeniem była niezgoda domowa – ta jednak aż do 1648 roku dawała o sobie znać sporadycznie. Dzięki temu, mimo różnych potknięć i niedomagań, Rzeczpospolita skutecznie utrzymywała swoją mocarstwową pozycję, budząc należyty respekt u sąsiadów.
Dariusz Milewski
Artykuł pochodzi z „Mówią wieki” nr specjalny 2/2019. Publikujemy za zgodą Autora
fot. Rolka sztokholmska, 1605/domena publiczna
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!