Żałosny schyłek rządów „mocnego człowieka” z Mińska. Kiedy nie zadbało się na czas o dublera, trzeba uciekać się do tradycyjnych metod ratowania wizerunku słabnącego dyktatora.
Dziarski, wysportowany, prowadzący zdrowy tryb życia – taki obrazek Aleksandra Łukaszenki sprzedawała zawsze białoruska propaganda. A duża część społeczeństwa chętnie to kupowała. Szczególnie kobiety, gdyż na tle ich niekiedy „niezbyt wyjściowych” i gustujących w niezbyt zdrowych napojach mężów, śmigający z kijem hokejowym Łukaszenka wypadał świetnie.
Z kolei kołchoźnikom na wsi podobało się, że to taki „prosty człowiek, jak my”, a telewizja raz po raz pokazywała go grzebiącego w ziemi, z troską poklepującego krowy i wygłaszającego „cenne rady” dotyczące rolnictwa. Owszem, taki to i wypić może, ale tylko w miarę, a zakąsi swojskimi skwarkami. Jego słynne „czarka i skwarka”, jako synonim „białoruskiego dobrobytu” przeszło już do kanonu. Nieprzypadkowo białoruska opozycja nazywa go często agro-führerem.
Wychowanej w czasach sowieckich nomenklaturze, która kompletnie nie radziła sobie w warunkach konkurencji i wolnego rynku, ale jednocześnie chciała zachować kierownicze stołki bez konieczności uczenia się czegokolwiek nowego, podobało się konserwowanie przez Łukaszenkę sowieckiego modelu gospodarczego.
Również duża część średniego i starszego pokolenia, która dawno przestała nadążać za szybko zmieniającą się rzeczywistością i tęskniła za czasami młodości, była zachwycona przywracaniem przez niego sowieckich haseł, ideologii, symboliki, wzorców obyczajowych i wychowawczych.
Dzięki temu znowu można się było poczuć kimś ważnym, obywatelem tej „krainy uśmiechu – ZSRR”, kiedy nie tylko panowała „powszechna sprawiedliwość”, ale „cały świat się nas bał”, a i dziewczyny jakoś chętniej do nas lgnęły. Nawet ze zwykłego chamstwa i prostactwa Łukaszenki uczyniono swoistą „cnotę”, dzięki czemu niektórzy mogli lepiej wypadać we własnych oczach.
Gwarantował on, że świat jest prosty i zrozumiały. Internet? „To szambo”. Jak najdalej od niego. Wystarczy państwowa telewizja, a najlepiej rosyjska. Innych zabronić. Jak zrobić, żeby było lepiej? Więcej produkować, to jasne. A że nikt tego nie chce kupić? Jak ktoś może nie chcieć naszych traktorów, lodówek i telewizorów? To tylko urzędnicy nie potrafią ich dobrze sprzedać. Ale Prezydent już ich popędzi do galopu, a jak trzeba to i wsadzi.
Może trzeba zwolnić część niewydajnych pracowników? A broń Boże! Prezydent nie pozwala. Nie ma nic złego w tym, że na jednego strzyżonego w państwowym zakładzie przypadają dwie fryzjerki, choć pracuje tylko jedna, dwie panie od zamiatania włosów, pani w kasie, kierowniczka i jej zastępczyni do spraw ideologii. Dzięki temu są „ludzkie warunki pracy”, jak w socjalizmie. Człowiek się nie namęczy, a zarobi. Tak było, gdy byliśmy młodzi i nic nie trzeba zmieniać, bo wtedy było dobrze.
Mówią, że prawda była inna niż na lekcjach historii w sowieckiej szkole? A gdzie tam! Ci na Zachodzie, a szczególnie ci zdrajcy-Polacy, po prostu kłamią. Przecież nasi ojcowie i dziadowie nie mogli być krwawymi zbrodniarzami, to bohaterowie. A i my przecież nie mogliśmy być głąbami, którzy przez lata dawali sobie wciskać jakiś kit.
Czemu upadł ZSRR? Z powodu wrogiego spisku. Czemu nic nam się nie udaje? Z powodu obcych agentów. Czemu Polacy żyją lepiej niż my? Dlatego, że my ich utrzymywaliśmy w czasach sowieckich, a teraz utrzymuje ich ta cała Unia Europejska w celach propagandowych. Nawet te ich supermarkety przy naszej granicy, to tylko propaganda na pokaz – tak powiedział Prezydent.
Grozi nam covid? A skąd! Prezydent przecież powiedział, że to tylko wymysły, nie ma żadnego covidu, nie trzeba żadnych szczepień, a najlepsze lekarstwo to pograć w hokeja i poharować w polu na traktorze. Covid… tu niestety cały ten piękny świat nagle strasznie zazgrzytał, a budowany od lat wizerunek dyktatora dostał drgawek.
W lipcu 2020 roku Łukaszenka sam zachorował na koronawirusa i od tego czasu było już tylko gorzej. Potem niespodziewanie zbuntowała się ogromna część narodu. Niewdzięczna młodzież, „finansowana przez obcych agentów”, zaczęła urządzać kilkusettysięczne demonstracje i lżyć Prezydenta, który dał jej przecież tyle szczęścia.
Był to chyba dla Łukaszenki największy wstrząs w życiu. I tak z natury paranoidalnie podejrzliwy, teraz przestał ufać komukolwiek. Wprowadził milicyjny terror, telewizja pokazała go jak osobiście biega z nieletnim synem Kolą po ulicy z kałasznikowami. Nakazał prokuratorom, żeby „nie przejmowali się przestrzeganiem prawa”.
A kiedy już udało się jakoś opanować sytuację, spałować i powsadzać wszystkich winnych oraz – dla pewności – także sporo niewinnych, ta sama młodzież hurtem uciekła z kraju. Wyjechali lekarze, informatycy, inżynierowie, ludzie ze smykałką do biznesu, ale i młodzi robotnicy.
Ponieważ zaczęło brakować rąk do pracy, wprowadzono nakazy pracy dla absolwentów uczelni. W wyniku tego uciekli także ci studenci, którzy jeszcze się wahali, tym bardziej, że wcale nie mieli pewności, czy pewnego dnia nie zostaną wysłani na wojnę z Ukrainą. Budżet kraju pokazał dno, w wyniku wojny i sankcji załamał się eksport paliw – główne źródło dochodów.
Te wszystkie troski poważnie nadszarpnęły i tak niestabilną psychikę 70-letniego dyktatora. Nałożył się na to coraz gorszy stan zdrowia. Na jego dłoni zauważono wenflon, innym razem bandaż, zasłabł na festiwalu w Witebsku, na obchodach w Moskwie w maju 2023 nie był w stanie przejść kilku kroków z innymi posowieckimi przywódcami, musiała go wieźć ochrona Putina. Wtedy orędzie do narodu musiał wygłosić za niego minister obrony Chrenin.
Coraz częściej dyktator zaczął znikać na długi czas z życia publicznego, na leczenie w klinice w Żdanowiczach pod Mińskiem. Pojawiły się informacje, że kilka razy odwożono go tam pilnie w nocy. Na kilku nagraniach widać, że Łukaszenka z trudem, po jednym schodku, schodzi z trapu samolotu, wchodzi do budynku kurczowo trzymając się poręczy.
Występując z przemówieniami i na posiedzeniach rządu zaczął dostawać zadyszki, był blady, pocił się, zaczął tracić głos, chrypiał. Niedawno zauważono, że trzęsie mu się głowa. Największy szok wywołały jednak w lutym ubiegłego roku nagrania z wizyty Łukaszenki w Zimbabwe. Widać na nich bardzo otyłego i z trudem poruszającego się starca ze zmęczoną twarzą, bez retuszu.
H.E. President @edmnangagwa this evening had a private dinner at State House with his Belarus counterpart, H.E. President Aleksandr Lukashenko. pic.twitter.com/LMqdDOGKBQ
— Presidential Communications Zimbabwe 🇿🇼 (@DeptCommsZW) January 30, 2023
Państwowa telewizja robi co może: zaczyna pokazywać go z większego oddalenia, wycina najgorsze fragmenty, nakłada tony makijażu, przyczernia wąsy. W maju ubiegłego roku reżimowe media tak bardzo przesadziły z retuszem, że wkrótce władze same usunęły własne zdjęcie, gdyż wywołało powszechną wesołość.
„Wpadek” jest jednak coraz więcej. Zauważono, że z jakichś powodów Łukaszenka zaczął nosić dziwaczne, nienaturalnie szerokie spodnie i adidasy bez sznurowadeł. Świadkowie mówią, że mecze hokejowe, w których nadal „występuje”, stały się żałosnym widowiskiem. Zawodnicy obu drużyn starają się nie wjeżdżać mu w drogę, żeby mógł poprzesuwać się trochę po lodzie i „strzelić gola” na użytek telewizji. Reszty kamery nie pokazują.
W odróżnieniu od Putina, Łukaszenka prawdopodobnie nie ma dublerów. Kiedy pojawiają się problemy, telewizja może co najwyżej pokazywać jakieś stare, niepublikowane nagrania, żeby udowodnić, że dyktator „jest na chodzie”. Na użytek Internetu i gazet pozostaje już tylko Photoshop, ale o dawnym „dziarskim” wizerunku można zapomnieć. Czy świadomość, że „nawet baćka jest śmiertelny” wpłynie na postrzeganie go przez jego najwierniejszy elektorat i własny obóz władzy? Jak zwykle, czas pokaże.
MAB
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!