Wysocy rangą urzędnicy reżimu Łukaszenki i oligarchowie z jego otoczenia, którzy na co dzień wychwalają wysoki poziom życia w kraju, a system edukacji nazywają jednym z największych osiągnięć rządu, swoje dzieci wysyłają na uczelnie zagraniczne, jak najdalej od Białorusi.
Najbardziej popularne wśród bogatych młodych Białorusinów są uczelnie w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Szwajacarii, Stanach Zjednoczonych. Ci rodzice, którzy portfele mają mniej zasobne, próbują posłać swoje dzieci, na uniwersytety do Rosji, Polski i na Litwę.
Była brytyjska ambasador na Białorusi Rosemary Thomas uważa, że to naturalne, bo z dziesięciu najbardziej prestiżowych uniwersytetów na świecie trzy są właśnie w Wielkiej Brytanii. Twierdzi, że brytyjska placówka dyplomatyczna wydaje rocznie około 200 wiz studenckich. Była ambasador mówi radiu Svaboda, że nie ma prawa wymieniać konkretnych nazwisk, ale przekonuje, że otrzymali je młodzi ludzie, których rodzice są znanymi politykami i biznesmenami. Nic dziwnego, nauka dla obcokrajowców w Wielkiej Brytanii to kosztowna przyjemność – około 10 tysięcy funtów rocznie.
„Dla mnie najważniejsze w tej sprawie jest pytanie, za jakie pieniądze uczą się dzieci tych Białorusinow – uczciwe czy „brudne?” – mówi Svabodzie pierwszy ambasador Białorusi w Niemczech Piotr Sadouski.
„Urzędnikiem nie będzie się całe życie, dlatego nie mogę ich winić. Oni wiedzą, że nie sa wieczni, i reżim nie jest wieczny. A chcieliby, żeby ich dzieci żyły na wysokim poziomie. A któż z nas nie chce tego dla własnych dzieci? Niech się uczą, jeśli to odbywa się za uczciwie zarobione pieniądze. Ale jeśli pieniądze są kradzione – potępiam to, jeśli uczciwie zarobione, co w tym złego?”
Syn lidera opozycyjne Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatolija Labiedźki – Artiom, jest absolwentem Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego. Tytuł magistra zdobył na Europejskim Humanistycznym Uniwersytecie w Wilnie. Obecnie mieszka i pracuje w Białorusi.
Labiedźka senior uważa, że nauki nigdy nie za wiele. Najważniejsze jest jednal to, żeby dobra edukacja mogła być wykorzystana dla dobra kraju i dla ludzi.
„A jeśli chodzi o finansowanie nauki, to już inna sprawa – mówi Liebidźka. – Teraz jest sporo możliwości studiowania w Europie, gdzie instytucja przyjmująca bierze na siebie koszty utrzymania, ponieważ są zainteresowani utalentowanymi młodymi ludźmi … A gdy edukacja odbywa się w ten sposób, że urzędnik lub jakiś opozycjonista załatwia sobie wyjazd na studia za jakieś podejrzane pieniądze, to jest to już problem jego moralności”.
Według danych UNESCO, za granicą studiuje obecnie około 30 tysięcy Białorusinów – mówi profesor Władimir Dunajew, jeden z założycieli Europejskiego Uniwersytetu Humanistycznego.
„Wśród studiujących za granicą są nie tylko dzieci polityków, urzędników państwowych i biznesmenów. Są różne możliwoiści, bardzo wielu studiuje w Rosji, ale tak na marginesie, to nie tylko na płatnych studiach. Jest też nie mało programów dla młodzieży w Europie, które są dostępne dla obcokrajowców, czasem niedrogie. I tam edukacja wychodzi nie drożej niż na Białorusi.
W związku z tym, kiedy zaczynasz wybierać między płatną białoruską edukacją i płatną ale za granicą, to bilans nie zawsze wychodzi na korzyść Białorusi. I jeśli przy względnie rozsądnych cenach można otrzymać wykształcenie na prestiżowej uczelni w Europie, to ludzie to wybierają. Białoruskie władze chwalą się, że na Białruś przyjeżdżają po wiedzę młodzi z innych państw, szczególnie z Chin. Tak, przyjeżdżają, zgadza się profesor Dunajew, ale dodaje – jeszcze szybciej jak przyjeżdżaja do nas, wyjeżdżają stąd …
„Jest taki wskaźnik jakości kształcenia, który się nazywa wskaźnikiem mobilności. Odzwierciedla on balans pomiędzy studentami każdego roku wjeżdżającymi do danego kraju, i studentami którzy z niego wyjeżdżają. Im więcej ich wyjeżdża, tym za gorszą i mniej prestiżową uważana jest edukacja w danym kraju, a na Białorusi ten wskaźnik jest coraz smutniejszy z tendencją spadkową. Białoruscy studenci uciekają od naszej edukacji ponieważ jest przestarzała i anachroniczna. Ponieważ ciągle oszczędza się na niej – obniża się jej jakość. Dlatego naturalne jest, żeo soba, która chce uzyskać bardziej nowoczesne wykształcenie i mieć lepsze perspektywy pracy, będzie starała się uzyskać dyplom za granicą. Ludzie, którzy mają pieniądze, będą nadal wysyłać swoje dzieci za granicę. I nic w tym złego, bo to jest naturalne pragnienie rodziców, aby zapewnić przyszłość swoim dzieciom. Źle, że dobra przyszłość związana jest z możliwościami nauki za granicą”.
Nawiasem mówiąc, w 2013 roku deputowani Dumy Państwowej Rosji nie poparli poprawki, która zakazuje dzieciom wyższych urzędników do kształcenia za granicą. Według jej inicjatorów, taki zapis pozwoliłby urzędnikom lepiej poznać problem edukacji w kraju i podejmować właściwe decyzje w tym obszarze. W białoruskiej Izbie Reprezentantów takich propozycji nie było. Może dlatego, że białoruscy urzędnicy starają się nie afiszować z tym, gdzie uczą się ich dzieci. I tylko w Internecie pojawiają się od czasu do czasu wzmianki, że za granicą studiował syn byłego szefa administracji prezydenckiej Urala Łatypowa (USA), byłego szefa Izby Reprezentantów Władimira Konoplewa (Chiny), byłego ministra spraw zagranicznych Siergiej Martynowa (UK), byłego prezes Biełteleradiokampanii Aleksandra Zimouskiego (Wlk. Brytania), biznesmena Anatolija Kapskiego (Wlk. Brytania) i Jurija Czyża (Szwajcaria)…
Kresy24.pl za svaboda.org
2 komentarzy
stiopa
24 stycznia 2014 o 17:34I będą resortowe dzieci. Wszystko przed wami bracia.
Ewa
26 stycznia 2014 o 20:50Masz racje doczekaja sie tego.Kiedys beda to
'Resortowe dzieci’.