Niezależny i najpopularniejszy rosyjski program publicystyczny Włodzimierza Sołowiowa nadający na kanale „Rosja 1” zajął się w jednym ze swoich ostatnich wydań Kazachstanem. Z tą niezależnością to oczywiście taki żarcik na dobry początek, bo nazwanie tej audycji „Tubą Kremla” jest bardzo nieprecyzyjnym przybliżeniem jej związków z władzą. Termin „najpopularniejszy” jest natomiast jak najbardziej na miejscu.
Prześledźmy interesujący nas odcinek. Najpierw prowadzący i goście zajęli atakami chemicznymi, jakie Zachód przeprowadził w Syrii. Następnie omówiono głosowanie w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, które miało potępić działania Trumpa. Wynik był zgodny z przewidywaniami. Zachód – przeciw. Boliwia i Chiny – za. Przykra niespodzianka spotkała natomiast prowadzącego program ze strony Kazachstanu, który, o zgrozo, znalazł się wśród państw wstrzymujących się od głosu razem z Peru, Etiopią i Gwineą Równikową!
Sołowiow najpierw zacytował internetowy wpis senatora Kosaczewa: „Prawie bez niespodzianek i prawie bez komentarzy, z wyjątkiem jednej pozycji. Nie spodziewałem się”. Potem dał upust swojemu własnemu rozżaleniu pomieszanemu z niechęcią: Rozumiem, że z Turcją łączy nas sojusz wynikły z sytuacji, w jakiej jesteśmy. Ale jaki sojusz mamy z Kazachstanem? Mamy (razem z innymi postsowieckimi krajami – przyp. Redakcji) traktat o wspólnym bezpieczeństwie! Jednak czegoś nie wiemy o naszych stosunkach z Kazachstanem. Czy gdzieś między nami nie przemknął czarny kot? Czy mamy się spodziewać kolejnego Majdanu w Kazachstanie, żeby oderwać go od Rosji?”.
Wtórował mu gość programu deputowany Konstantin Zatulin, który oświadczył że w Kazachstanie trwa proces ”kazachizacji”, a władca kraju się starzeje. Przypomniał wizytę Nazarbajewa w Stanach Zjednoczonych z początku tego roku, której celem było nie tylko wstrzymanie aresztu grożącego kazachskim aktywom, ale i jakieś inne tajemnicze działania. Przy okazji Zatulin wytknął Kazachstanowi że powstrzymał się przed uznaniem Krymu, Abchazji i Osetii Południowej. Inni goście dodali do listy zarzutów również niepokojące plany przejściu państwa z cyrylicy na łacinkę! Doszło do tego, że Sołowiow musiał tonować nastroje: „do Nursułtana Abiszewicza zawsze z głębokim szacunkiem”.
Ten bezprecedensowy napad na braterski kraj – w końcu głos zabrali senator i poseł – nie przeszedł bez echa w Kazachstanie. Odezwały się odpowiednie czynniki: „Niestety, od czasu do czasu, u naszego sąsiada, przyjaciela i bratniego państwa pojawiają się takie wypowiedzi. Dobrze znane są stosunki głowy państwa Nazarbajewa z Prezydentem Rosji Putinem. Trwa dobry, konstruktywny dialog na szczeblu rządowym i organów państwowych oraz prowadzimy regularnie konsultacje na poziomie MSZ, dlatego skupiamy się na oficjalnym stanowisku. – powiedział zastępca ministra spraw zagranicznych Jerżan Aszikbajew kazachskim dziennikarzom.- Jednakże, podobnie jak w przeszłości, będziemy podejmować pewne działania, aby zapobiec szkodom jakie mogą wyrządzić opinie, czy wypowiedzi niektórych ekspertów i osób publicznych, stosunkom dotyczącym strategicznego sojuszu bratnich, przyjaznych relacji między naszymi państwami”.
Co miał na myśli szanowny wiceminister Aszkibajew? Może model mołdawski? Jak wiadomo władze zablokowały tam kanał telewizyjny „Rosja” i deportowały z kraju kilku rosyjskich dziennikarzy.
Szczerze powiedziawszy w Kazachstanie nie pójdzie to tak łatwo. Pod koniec grudnia ubiegłego roku także dokonano próby odłączenia kanałów „Rosja-1”, „Kultura”, „NTW-mir”. Oficjalnym powodem były zbyt duże opłat za transmisje sygnału. Przetrwało to pół dnia: pod naciskiem widzów, którzy w Kazachstanie mocno są uzależnieni od rosyjskiej TV, Ministerstwo Informacji i Komunikacji Republiki zmuszone było do szybkich negocjacji z rosyjskimi kolegami – po czym nadawanie zostało wznowione i to, przez jakiś czas, na starych warunkach.
Wydaje się więc, że na razie powtórzenie manewru z odcięciem rosyjskiej TV jest raczej mało prawdopodobne, w związku z czym zabrali głos inni oficjele.
Minister Informacji i Komunikacji Dauren Abajew udawał, że nie ma sprawy i pojechał po nazwisku: „Rosyjski dziennikarz Sołowiow? Nie, nie widziałem transmisji. To jakiś znany program? Szczerze mówiąc, nie znam tego dziennikarza”.
Znany kazachski politolog uderzył w podobny ton: „ Żyrinowski w swoim czasie mówił gorsze rzeczy o Kazachstanie i wszystko było w porządku, póki ilość jego wypowiedzi nie przekroczyła pewnej granicy. Stał się więc personą non grata, co prawda tylko na 5 lat. To jednak nie wpłynęło na stosunki między Kazachstanem a Rosją. A kim jest Sołowiow? Jego program jest przeznaczony dla krajowej widowni, dla tych Rosjan, którzy zamiast głowy mają telewizor. Podobnie wypowiedź naszego MSZ skierowana do krajowego widza Kazachstanu, i znaczy mniej więcej tyle – wszystko słyszymy i obronimy swoje interesy. To wszystko”.
Powodem, że ze strony Rosji pojawiają się urazy pod adresem Kazachstanu jest konsekwencją polityki wielowektorowej, którą kraj ten prowadzi od dwudziestu sześciu lat swojej niepodległości: przyjaźnimy się ze wszystkimi, ale wyłącznie we własnym interesie. W czasie pokoju takie podejście się sprawdza i Nursułtan Nazarbajew uzyskał status negocjatora pokojowego. Kazachstan się wstrzymał podczas głosowań w sprawie rezolucji Rosji w ONZ w dużej mierze dlatego, że Astana sama podejmuje próby bycia pośrednikiem w uregulowaniu konfliktu w Syrii i wzajemne wbijanie szpil a także oskarżenia kogokolwiek nie są jej wcale potrzebne. Syria Syrią, a Trump ma w zanadrzu miliardowe kontrakty. Polityk i publicysta Sergiusz Duwanow całą sytuację widzi w takim właśnie kontekście: „Kazachstan nie chce podpaść Stanom i zostać objętym sankcjami, które mogą dotknąć także tych, którzy współpracują z Rosją. Wypowiedź MSZ na temat Sołowiowa jest próbą zdystansowania się od tego, co zostało powiedziano w jego programie. Sankcje bowiem, to dla Rosji to ciężkie czasy, a dla Kazachstanu to śmierć”.
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że Sołowiow mimo krytycznego stosunku do Kazachstanu nie wzdraga się przed dojeniem stamtąd pieniędzy. W zeszłym roku nawiedził Astanę i Ałma Atę ze… szkoleniami biznesowymi. Bilet na jego wykłady kosztował tysiąc dolarów, a sale były pełne. Jedni protestowali, inni ustawiali się w kolejce do zdjęcia. Business is business.
Red.
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!