
Collage za fot. Yandex.ru / facebook.com/policesumy
Amerykańskiemu prezydentowi znowu “się wydaje”, że jest szansa.
Prezydent USA Donald Trump ogłosił po rozmowie telefonicznej z Władimirem Putinem, że nie wprowadzi obecnie bardziej ostrych sankcji wobec Rosji, gdyż “jest szansa” na postęp w sprawie pokoju na Ukrainie.
“Myślę, że jest szansa coś zrobić, a jeśli to zrobimy (tzn. wprowadzimy sankcje) to możemy zrobić znacznie gorzej. Ale może nastąpić czas, gdy to (sankcje) nastąpi” – oświadczył amerykański prezydent, cytowany przez CNN.
Kolejny raz zapewnił, że “wierzy” w dążenie Władimira Putina do zawarcia pokoju z Ukrainą. Nie wyjaśnił jednak, na jakiej właściwie podstawie w to wierzy. Bo Putin mu tak powiedział? – zastanawiają się komentatorzy.
Zastrzegł też, że wyznaczył “czerwoną linię” i jeśli zostanie ona przekroczona to zrezygnuje z dalszych prób mediacji i odda inicjatywę Europie. Dodał, że w zasadzie cała wojna na Ukrainie powinna być tylko problemem Europy i Waszyngton nie powinien był się w to mieszać.
W zasadzie jedyne konkrety, które przekazał Trump o swojej rozmowie z Putinem są takie, że trwała ona dwie godziny, że “poszła bardzo dobrze”, co by to nie znaczyło oraz że “Rosja i Ukraina mają natychmiast rozpocząć rozmowy w sprawie zawieszenia broni i zakończenia wojny”.
Znowu jednak nie jest jasne, co to znaczy “mają”. Czy to znaczy, że on się tego domaga, czy też zostało to konkretnie uzgodnione? W każdym razie w Kijowie nic na ten temat nie wiedzą. Pytanie, czy Putin wie. Zresztą rozmowy już się przecież zaczęły 16 maja w Stambule i kompletnie nic z nich nie wynikło. Czy teraz znowu mają się “rozpocząć”?
Prawda jest więc taka, że po 4-ch miesiącach urzędowania dotychczasowy skutek “działań” Trumpa w sprawie zakończenia wojny jest dokładnie zerowy. Wygłasza dużo słów, robi dużo zamieszania, najpierw obiecuje “piekielne sankcje”, podaje nawet ich termin, potem je odwołuje, znów mówi o jakichś “czerwonych liniach”, by w końcu przyznać, że najlepiej niech Europa sama się tym zajmie.
Raz po raz ludzie z jego administracji muszą też tłumaczyć opinii publicznej, “co prezydent miał na myśli”, kiedy mówił to lub tamto, a on sam przyznał niedawno, że gdy w kampanii wyborczej obiecywał doprowadzenie do pokoju w ciągu 24 godzin, to “tylko tak żartował”.
Większość komentatorów, ale także czytelników mediów jest już tym po prostu znudzona i wkrótce zapewne nikt już nie będzie zwracał większej uwagi na te różne gołosłowne zapewnienia, z których później absolutnie nic nie wynika.
Zobacz także: Ile czasu i ludzi trzeba Rosji, by zająć całą Ukrainę? Obliczyli i osłupieli!
KAS
1 komentarz
hmmm
20 maja 2025 o 16:38trumpek to pozer, tylko kasa ze stołka na starosc mu sie liczy
wspiera kolege zbrodniarza