Przeciętny Polak mieszkający od wielu lat na Kresach Wschodnich (albo – jak woli mówić część rodaków w Polsce – Ukrainiec polskiego pochodzenia) nawet sobie nie wyobraża, że tysiąc kilometrów na zachód, przy polsko-czeskiej granicy, mieszkają jego ziomkowie. Dolny Śląsk, bo o tym regionie mowa, jest terenem, na którym wymieszała się kultura autochtonów Niemców i Kresowiaków ze Wschodu II RP – lwowiaków i mieszkańców Wołynia.
Wśród pięknych Sudetów nad rzeką Bystrzycą Dusznicką leży mała miejscowość Szczytna (do 1945 roku Rückers). Poniemieckie domy i kościoły, napisy na słupach przydrożnych i nagrobkach przypominają o byłych gospodarzach tych ziem. Dziś Niemców w Szczytnej już nie ma, ich miejsce zajęli repatrianci ze Wschodu – spod Lwowa, Tarnopola, Łucka, Krzemieńca… Nie tylko Polacy.
Sądząc z napisów na grobach znajdujących się przy kościele łężyckim, wśród przybyszów byli także Ukraińcy i Łemkowie z rodzin mieszanych, którzy trafi li tutaj w 1947 roku w ramach akcji „Wisła”. W niedzielę 2 marca tego roku przed Mszą świętą w Łężycy miejscowy kościelny oprowadził nas po niewielkim cmentarzyku. Na jednym z grobów widniał biały napis na niebieskim tle. – To autochtoni, porządni byli ludzie – opowiada kościelny. – A tu Ukraińcy, spod Tarnopola, jeszcze dalej Polacy…
Po mszy czekało na nas trzech staruszków, którzy typową lwowską gwarą opowiedzieli nam swoją historię. Przesiedlono ich tu spod Drohobycza w 1946 roku. Tato Ukrainiec, mama Polka – od razu wspomnieli o krzywdzie ze strony banderowców, o tym, jak ginęli bez śladu ich krewni i sąsiedzi w tamtych trudnych czasach. Mimo to z rozrzewnieniem wspominają strony rodzinne, do dziś śni im się Galicja. Kolejny kontakt z „pamięcią kresową” miał miejsce w trakcie rodzinnego spotkania w Szczytnej.
Gdy goście już poznali się nawzajem, okazało się, że prawie każdy ma jakieś związki z Kresami. Starsza pani opowiedziała o tacie ze Świrza (obwód lwowski) i o mamie z Trościańca Wielkiego (obwód tarnopolski). Rodzice pozostawili w Małopolsce Wschodniej cały swój dobytek i wyjechali na Zachód, jak Kargul i Pawlak z komedii „Sami swoi”. Tyle że ów wesoły fi lm nie pokazuje prawdziwej tragedii polskich i polsko-ukraińskich rodzin, które zostały żywcem wyrwane ze swojego naturalnego środowiska i przeniesione do całkiem innej kultury.
Kolejną niespodzianką na naszym szlaku po Dolnym Śląsku był Krzyż Pamięci Ofi ar OUN-UPA w pobliżu kościoła Jana Chrzciciela w Szczytnej. Przypomina miejscowym i turystom o Polakach – robotnikach kopalni ropy naftowej z gminy Stara Sól pod Starym Samborem, którzy zostali zamordowani przez banderowców. Słuchając opowieści przesiedleńców – dziś już ludzi u schyłku swych dni, którzy przechowują w pamięci obrazy dzieciństwa, jak to musieli się chować przed Ukraińcami po stodołach i strychach, jak widzieli przemoc i gwałt, trudno się dziwić temu, że te obrazy na trwale utkwiły im w głowach i póki będą żyli – nie zapomną o strachu i chęci odwetu.
Chociaż jednocześnie do dzisiejszych mieszkańców Ukrainy nie żywią nienawiści, wspierają dążenia ukraińskiego narodu do integracji z Europą i dziękują Polakom z Kresów za pomoc w zachowaniu polskiego dziedzictwa narodowego w byłych miejscach zamieszkania. Nie tracą także nadziei, że kiedyś powrócą do Lwowa czy Brzeżan, żeby chociaż na chwilkę zobaczyć swoje domy rodzinne i kościoły. Dolny Śląsk sprawia niejednoznaczne wrażenie – z jednej strony piękna niemiecka architektura, dobre drogi, z drugiej – mieszkańcy, typowi lwowiacy i Wołynianie, pielęgnujący w sercu tęsknoty za II Rzeczypospolitą.
A przecież, nie roszcząc terytorialnych pretensji do Ukrainy, Polska i tak poprzez pamięć kresową jest obecna w tym kraju. Dzięki starym ludziom z dawnych Kresów Wschodnich i Zachodnich niewidoczna nić łączy mieszkańców dzisiejszej Polski z II Rzeczypospolitą. Ukraina nie może zmarnować drugiej po 23 latach niepodległości szansy na stanie się prawdziwym europejskim krajem, a widmo banderyzmu powoli staje się archaizmem i miejmy nadzieję, że niedługo pozostanie tylko w powieściach historycznych i pracach naukowych.
Jerzy Wójcicki/ Słowo Polskie marzec 2014 nr 3 (20)
3 komentarzy
józef III
19 stycznia 2015 o 23:30ja tam, bym co nieco porościł
Pafnucy
27 lutego 2016 o 19:41„widmo banderyzmu powoli staje się archaizmem”??? Coroczne marsze ku czci upa i bandery, prezydent UPAiny przemawia pod czerwono- czarną flagą na oficjalnej państwowej uroczystości z okazji ” niepodległości” UPAiny, ludobójstwo na dzieciach, kobietach i ludziach starszych uznane za „wojnę polsko-upaińską” a ludzie którzy tego dokonali uznani za bohaterów narodowych, upaińskie dzieci edukowane w kulcie zbrodniarzy i nazistów ukraińskich o których od niedawna nie można wyrażać krytycznych opinii pod groźba kary. Czy ten nędzny pisarzyna coś przyjmuje? Do kolekcji tego bełkotu brakuje tylko że UPAina jest „demokratycznym państwem prawa” i wkrótce dołączy do wielkiej demokratycznej rodziny europejskich narodów.
JaN46
28 lutego 2017 o 21:22Widmo banderyzmu na Ukrainie nie tylko się tli, ale doskonale rozwija. Normalni ludzie w Polsce przestają to rozumieć. Powstały nie tak dawno kraj za naszą wschodnią granicą, aspirujący do miana europejskich i cywilizowanych, świadomie kultywuje pamięć o zbrodniarzach. Młodzian szefujący ichniejszemu IPN-owi podkreśla to z premedytacją, i jest z tego dumny! Widać, że ci młodzi są zainfekowani zbrodniczą ideologią. Zastanawiam się, dlaczego nasza władza w tą stronę lgnie. Pytam się, jaki my Polacy mamy w tym interes(?)