Stojący od 2008 roku przy mińskiej obwodnicy przy zjeździe na Kuropaty tablica – drogowskaz „Miejsce stracenia ofiar represji politycznych na uroczysku Kuropaty lat 1930–1940” — zniknęła.
W miejscu, gdzie przez laty stała tablica informacyjna, teraz są dwie dziury — z zadowoleniem donosi na swoim kanale propagandystka i apologetka ruskiego miru na Białorusi Olga Bondarowa.
Kuropaty to miejsce kaźni nawet 250 tysięcy ofiar stalinowskiego terroru, gdzie NKWD w latach 30. i 40. XX wieku dokonało masowych egzekucji Białorusinów, Polaków i innych narodowości, w tym także 3872 polskich oficerów z tzw. „białoruskiej listy katyńskiej” zamordowanych w kwietniu i maju 1940 r. oraz ofiar operacji antypolskiej NKWD.
To miejsce symboliczne, bowiem od ujawnienia masowych dołów śmierci na Kuropatach zaczęło się przebudzenie (na nowo) świadomości narodowej Białorusinów.
O istnieniu Kuropat dowiedzieli się z artykułu Zianona Paźniaka i Jauhiena Szmyhaloua „Kuropaty – droga śmierci” który ukazał się w tygodniku ”Literatura i Mastactwa” w 1988 roku. Wówczas jeszcze władze zgodziły się na przeprowadzenie pierwszych wykopalisk na terenie uroczyska. Po rozpadzie ZSRR Kuropaty stały się ważnym symbolem pamięci o ofiarach totalitaryzmu. Od 1988 roku opozycja każdego roku organizowała z okazji dnia pamięci o przodkach – „Dziady” – wielotysięczne marsze na Kuropaty.
Ale po dojściu do władzy Łukaszenki w 1994 roku postanowiono prawdę o stalinowskich zbrodniach wymazać z pamięci.
Pomimo znaczenia Kuropat jako miejsca pamięci, wielokrotnie dochodziło tam do profanacji, dewastacji, prób zacierania śladów. Ustawiane na uroczysku przez potomków ofiar zbrodni i białoruskich opozycjonistów krzyże były powalane, niszczone przez tzw. nieznanych sprawców. Na początku XX wieku postanowiono puścić tamtędy obwodnicę miasta. Wówczas dochodziło tam do starć opozycji z milicją. Młodzi ludzie od września 2001 do lipca 2002 bronili tego miejsca, wreszcie władze częściowo ustąpiły. Ale w 2012 roku tuż obok miejsca kaźni powstało wprost na kościach ofiar NKWD wielkie centrum rozrywkowe. Protesty już nie pomogły.
Tymczasem Kuropaty to najprawdopodobniej ostatnie brakujące miejsce do dopełnienia obowiązku Rzeczpospolitej upamiętnienia imiennego i zbudowania ostatniego, piątego Cmentarza Katyńskiego.
Białoruskie władze negują też fakt istnienia tzw. białoruskiej listy katyńskiej, a niekiedy propagandziści Łukaszenki starają się nawet udowodnić, że zbrodni tej dokonali Niemcy. Trudno się zresztą temu dziwić w sytuacji kiedy dawni NKWD-ziści są nadal przedstawiani młodzieży w szkołach jako wzorce wychowawcze, zaś Feliks Dzierżyński jest czczony jako bohater narodowy.
W styczniu 2013 roku Aleksander Łukaszenka zapewnił po raz kolejny, że na Białorusi nie rozstrzeliwano ludności polskiej i zażądał zapłaty za ekshumację.
„Polacy to ludzie, którzy nie są nam obcy. Zapłaćcie – przeprowadzimy ekshumację tam, gdzie uważacie, że trzeba to zrobić, i odpowiemy na wasze pytania. Obejdziemy się bez polskich specjalistów. Mamy swoich, białoruskich. My do was nie jeździmy kopać, i wy do nas nie przyjeżdżajcie. Nam waszej smoleńskiej historii wystarczy. Sami uczciwie i dokładnie to zrobimy. Jeśli dziennikarze zechcą obserwować ten proces, proszę bardzo” – mówił Łukaszenka.
ba
1 komentarz
ktos
30 czerwca 2025 o 16:38Spokojnie… juz byli tacy co zmieniali Katowice na Stalinogrod, oraz tacy co palili ksiazki. Historia jest cierpliwa i przeczeka kazdy wymysl. O Katyniu tez przez lata nie bylo mowy… do czasu.