Nie, to nie jakaś miła polskiemu sercu political fiction, to realny, choć zapomniany fakt historyczny, z którego lekcje płynące warto rozważyć dziś, gdy Krym został ponownie brutalnie wcielony do imperium rosyjskiego. Owym premierem był polski Tatar, wybitny wojskowy i polityk, generał Maciej Sulejman Sulkiewicz. Jego losy, podobnie jak dzieje krótkiego władania Krymem w XX wieku przez Tatarów, pokazują, jak istotny dla Polski jest rozwój sytuacji politycznej w krajach, zdawałoby się, tak odległych, że nieistotnych dla naszej polityki zagranicznej.
Dziś chyba każdy już Polak rozumie, że kwestia, do kogo należy Krym, nie jest dla nas bynajmniej egzotyczna i bezpośrednio dotyczy wręcz podstaw bezpieczeństwa Rzeczypospolitej. W maju roku 1918, gdy generał Sulkiewicz tworzył pierwszy rząd niezależnej tatarskiej Republiki Krymskiej, wydaje się, że mało kto z europejskich polityków miał świadomość znaczenia tego faktu. Takim człowiekiem był niewątpliwie Józef Piłsudski, tyle, że znajdował się jeszcze wówczas w niemieckim więzieniu w Magdeburgu i dopiero w kilka miesięcy później, już jako Naczelnik odrodzonej Polski mógł przystąpić do realizacji swej idei „prometeizmu”.
Ten wielki projekt geopolityczny zakładający wspieranie niepodległości państw tworzonych przez narody niegdyś siłą włączone do Imperium Rosyjskiego, sięgał nawet dalej niż Krym, bo aż po Kaukaz. Tak więc w owym czasie Maciej Sulkiewicz w swym dążeniu do utworzenia (a właściwie – odtworzenia po rosyjskiej aneksji w 1783 r.) na gruzach rosyjskiego imperium krymskiego państwa tatarskiego mógł się oprzeć na jedynej realnej sile w regionie – armii kajzerowskich Niemiec, okupującej półwysep.
Skąd wziął się na Krymie sam generał Sulkiewicz, z pochodzenia Tatar, którego ród pieczętował się od XV wieku polskim herbem szlacheckim „Jeż”? Tatarzy osiedlani na ziemiach litewskich od czasów Witolda, w kolejnych wiekach wiernie służyli Rzeczypospolitej, biorąc udział nawet w wiedeńskiej wiktorii Sobieskiego, ku zdumieniu nie tylko islamskich współwyznawców. W I Rzeczypospolitej uzyskali pełne prawa szlacheckie, asymilując się z miejscową ludnością pod względem mowy i obyczaju, zachowując jednak rodzime wyznanie. Po rozbiorach uczestniczyli we wszystkich kolejnych powstaniach polskich, w armii napoleońskiej Księstwa Warszawskiego, walczyli w Legionach Piłsudskiego i na frontach wojny polsko-bolszewickiej 1920 r.
Żołnierka była tradycyjnym od wieków fachem rodów tatarskich, nic więc dziwnego, że z 17 tysięcy Tatarów – poddanych cara – wedle spisu ludności z 1898 r. – wyszło prawie 20 generałów służących w armii Imperium Rosyjskiego. Maciej Sulkiewicz był niewątpliwie najwybitniejszym z nich. Urodzony 25 czerwca 1865 roku w rodowym majątku Kiemiejsze w powiecie lidzkim, guberni wileńskiej, odbył rzetelne studia wojskowe i wykazał się talentem militarnym już znacznie przed I Wojną Światową – brał udział w międzynarodowej ekspedycji karnej przeciw „powstaniu bokserów” w Chinach w latach 1900-1901, odznaczył się w wojnie rosyjsko-japońskiej 1904-1905.
W kampanii tej dowodził 57 Modlińskim Pułkiem Piechoty w słynnych walkach pod Mukdenem, a odwaga i kompetencja, które podczas tej operacji przejawił, przyniosły mu uznanie dowództwa – Order św. Anny z Mieczami, Order św. Włodzimierza z Mieczami i pamiątkową złotą szablę z napisem „Za męstwo”, zaś w r. 1910 awans na pierwszy stopień generalski. Podczas I wojny światowej za zasługi bojowe uzyskał w 1916 r. rangę generała-lejtnanta, dowodzenie korpusem i stanowisko w Sztabie Generalnym.
Generał Maciej Sulkiewicz był jednak nie tylko zdolnym wojskowym, ale i gorliwym wyznawcą islamu, kultywującym tradycje polsko-litewskich rodów tatarskich – w 1902 r. własnym sumptem wydrukował w Wydawnictwie Odeskiego Okręgu Wojskowego książkę profesora Antoniego Muchlińskiego, wybitnego polskiego orientalisty, dziekana Uniwersytetu Petersburskiego „Badania pochodzenia i stanu Tatarów litewskich”, zaopatrując dzieło starszego o pokolenie krajana swoją przedmową.
Nic więc dziwnego, że po Rewolucji Lutowej w 1917 r. generał Sulkiewicz z entuzjazmem włączył się w działania muzułmanów Rosji, mające na celu integrację ludów wyznających islam i dążenie do ich szerokiej autonomii. Korzystając z wymuszonej słabością liberalnej polityki narodowościowej Rządu Tymczasowego w maju 1917 r. zwołano w Moskwie Zjazd Muzułmanów Rosji. Aktywny udział wziął w nim generał Sulkiewicz, w wyniku czego uchwalono utworzenie oddzielnych formacji muzułmańskich. Trzeba tu zaznaczyć, że muzułmańscy obywatele Imperium Rosyjskiego byli zwolnieni z obowiązkowej służby wojskowej, niemniej na frontach I Wojny Światowej walczyło ich sporo w jednostkach ochotniczych.
Najsłynniejszą z nich była tzw. „Dzika Dywizja”, czyli oficjalnie Kaukaska Tuziemcza Dywizja Kawalerii, składająca się z Czeczenów, Dagestańczyków, Czerkiesów, Kabardynów i innych islamskich narodów kaukaskich. Formalnie dowodził nią brat cara, wielki książę Michał, faktycznie – inny polski Tatar, pułkownik Jakub Józefowicz. Tego typu jednostki, walczące ostatnio na I Froncie Rumuńskim, postanowiono teraz skomasować w „Korpus Muzułmański”, wyposażając go w wyłącznie muzułmańską kadrę oficerską pod naczelnym dowództwem generała Sulkiewicza. Wysokie stanowiska w Korpusie zajęli też inni polscy Tatarzy – generał Bazarewicz został szefem sztabu, a generał Aleksander Milkiewicz dowódcą artylerii korpusu.
Chociaż w międzyczasie 7 listopada 1917 r. bolszewicy dokonali przewrotu obalając Rząd Tymczasowy, Sulkiewicz zdążył wykonać swój plan – 10 listopada organ Ogólnorosyjskiej Rady Muzułmanów „Izwiestija” ogłosił „Memorandum” generała, w którym meldował on o utworzeniu i pełnym wyekwipowaniu bojowym „Korpusu Muzułmańskiego” w składzie trzech brygad, rozlokowanego w mieście Tyraspol w Mołdawii.
Generał Sulkiewicz zamierzał z podległymi mu siłami wyruszyć w stronę Krymu, gdzie wkrótce po przewrocie bolszewickim miejscowi Tatarzy proklamowali Krymską Republikę Ludową, atakowaną zarówno przez Armię Czerwoną, jak i wojska Ukrainy. Jednakże 3 marca 1918 r. bolszewicy zawarli z Niemcami i Austro- Węgrami separatystyczny Pokój Brzeski, który zdecydował o losach Korpusu Muzułmańskiego. Niemcy na mocy traktatu zajęli Ukrainę i objęli protektoratem Krym, wysyłając tam niewielkie siły okupacyjne.
Uznali wprawdzie formalnie tatarski rząd Krymskiej Republiki Ludowej, ale nie zamierzali go bynajmniej wzmacniać militarnie. W rezultacie wiosną 1918 r. Korpus Muzułmański został przez Niemców rozbrojony i rozformowany. Mimo tego ciosu generał Maciej Sulkiewicz nie zrezygnował z walki o niepodległość Krymu i za zgodą Niemców przybył na półwysep ze znaczną grupą wojskowych pochodzących z polskich Tatarów. Jak pisze biograf generała, były ambasador azerbejdżański w Polsce, Vilayat Guliyev, w książce „Tatarzy polscy w służbie Azerbejdżanu” (którą miałem przyjemność tłumaczyć): „Uczestnik ruchu narodowego na Krymie, Jusif Wezir, był naocznym świadkiem przybycia Tatarów polskich na półwysep.
Na gorąco spisał swoje wrażenia: „W ostatnim czasie wielu spośród owych Tatarów zjawiło się na Krymie. Są to oficerowie, prawnicy, lekarze,urzędnicy i znakomici mistrzowie, nie znający niczego poza szablą. Przebywając daleko od ojczyzny odebrali na obczyźnie wykształcenie i powrócili teraz do ojczystego kraju, zapomniawszy, niestety, języka. Jako prawi wyznawcy religii islamskiej i narodowości turkijskiej powinniśmy z radością witać Tatarów litewskich w ich niegdysiejszej ojczyźnie i przywrócić im turkijski język. To nasz święty obowiązek. Ponieważ Tatarzy krymscy bardzo potrzebują ludzi postępu, mamy nadzieję, że owi przybysze choć w części wypełnią to zadanie”.
W uzgodnieniu z władzami niemieckimi na Krymie, generał Sulkiewicz przystąpił do formowania miejscowego rządu. Objąwszy stanowisko premiera, jednocześnie pełnił funkcje ministra obrony i ministra spraw wewnętrznych. Stanowisko ministra spraw zagranicznych powierzył liderowi Tatarów krymskich, Dżafarowi Seid Achmedowi, który później stał się przywódcą emigracji Tatarów krymskich w Polsce i autorem wielu prac z historii Krymu. Ministrem sprawiedliwości został polski Tatar Aleksander Achmetowicz, w przyszłości senator II Rzeczypospolitej”.
Generał Maciej Sulkiewicz cieszył się takim autorytetem, że wkrótce po przybyciu na Krym, 25 czerwca 1918 roku został nowym premierem rządu Krymskiej Republiki Ludowej, posiadającej własną flagę, ale pozbawioną administracji i – niestety – armii. Władzę tę sprawował zaledwie cztery miesiące, ale podjęte przezeń działania zasługują na uwagę w kontekście współczesnej sytuacji na Krymie. Sulkiewicz jako Tatar sprzyjał wprawdzie rdzennej ludności półwyspu, zarazem jednak prowadził politykę równowagi praw wszystkich grup etnicznych i dążył do powołania ogólnokrajowego Sejmu (zarówno nazwa tego organu, jak i jego funkcje ujęte w projekcie Sulkiewicza, to ewidentne nawiązanie do tradycji republikańskich Rzeczypospolitej szlacheckiej), który reprezentowałby sprawiedliwie wszystkie tutejsze narodowości.
Tak więc jednym z pierwszych jego dekretów była ustawa reemigracyjna, pozwalająca na powrót Tatarów zmuszonych w toku 150- letnich rządów rosyjskich do emigracji lub wręcz wysiedlonych przez władze carskie. Jeszcze w roku 1850 Tatarzy stanowili 78 procent ludności Krymu, w 1918 – już tylko 40%… Szczególną pamiątką jego krótkich rządów pozostaje utworzony przezeń w Akmeczeti (tatarska nazwa Symferopola) dostępnego dla wszystkich obywateli Uniwersytetu Krymskiego. Po podboju Krymu Sowieci zdegradowali go wprawdzie w 1925 r. do rangi Instytutu Pedagogicznego, ale dziś jest to znowu uczelnia uniwersytecka.
Jego ambitnym planom ponownie położył kres rozwój sytuacji międzynarodowej i niemożność utworzenia własnej siły zbrojnej republiki, na skutek blokowana tej inicjatywy przez Niemców. Po ich wycofaniu się z półwyspu w październiku 1918 r. w wyniku klęski na froncie zachodnim, zajęła go „biała” Armia Ochotnicza, której przywódcy nie uznawali nie tylko suwerenności państwowej Krymu, ale i wszystkich innych części Imperium Rosyjskiego „wybijających się na niepodległość”, jak Polska, Ukraina, Gruzja, czy Azerbejdżan.
Wprawdzie generał Sulkiewicz proponował Entencie utworzenie armii muzułmańskiej, która stanowiłaby istotną przeciwwagę dla napierających na „białych” bolszewików, ale przywódcy Zachodu wykazali się podobną jak dziś krótkowzrocznością, stawiając na Rosję, co skończyło się dla milionów mieszkańców byłego imperium carów nową niewolą – tym razem sowiecką.
W tej sytuacji w listopadzie 1918 r. generał Sulkiewicz z liczną grupą polskich Tatarów opuścił na zawsze Krym, udając się do Azerbejdżanu, który tworzył właśnie zręby swej świeżej niepodległości. Odegrali tam ogromną rolę w organizowaniu sprawnej administracji młodego państwa, pierwszej demokracji w kręgu cywilizacji islamskiej. Generał, który stał się w nowej ojczyźnie znany jako Sulejman Sulkiewicz, nareszcie miał okazję zrealizować swe marzenie i z niezwykłą energią przystąpił do organizowania armii azerbejdżańskiej z byłych oficerów i żołnierzy wojsk carskich.
I tu powracamy do polskiej idei geopolitycznej, zwanej „prometeizmem” – powstanie niezależnych od Rosji państw narodowych na Kaukazie zostało przez Piłsudskiego nie tylko natychmiast zauważone, ale i właściwie docenione. Szykując się do tzw. „wyprawy kijowskiej”, a w istocie – do kampanii mającej za cel utworzenie niepodległej i przyjaznej Polsce, a wrogiej Rosji Ukrainy – naczelnik państwa dalekowzrocznie dążył do nawiązania podobnych sojuszniczych stosunków z umacniającymi swą suwerenność państwami kaukaskimi.
Wysłana z Polski na Kaukaz specjalna misja dyplomatyczna pod wodzą bliskiego przyjaciela Piłsudskiego – Tytusa Filipowicza – na kilka dni przed polsko-ukraińską ofensywą kwietniową 1920 r. przeciw bolszewikom podpisała z rządem niepodległej Gruzji oficjalny traktat sojuszniczy o charakterze militarno-politycznym! Podobny zamierzano zawrzeć z Azerbejdżanem, ale tu misja Filipowicza w maju 1920 roku zamiast na rozmowy z rządem niepodległego państwa trafiła do… sowieckiego więzienia, w którym spotkała się z szefem sztabu armii azerbejdżańskiej, generałem Sulkiewiczem, również aresztowanym przez bolszewików, którzy właśnie opanowali tę kaukaską republikę.
Członkowie delegacji polskiej, która po kilkunastu miesiącach więzienia została przez bolszewików zwolniona, po powrocie do kraju przekazali relację o ostatnich chwilach generała, który bez żadnego sądu czy procesu został skazany przez CzeKa na śmierć za „działalność kontrrewolucyjną”. 15 lipca 1920 r. nad ranem do celi przyszli po niego czekiści. Generał przyjął to ze spokojem i godnością. Uścisnąwszy dłonie Polaków Maciej Sulejman Sulkiewicz wyrzekł pamiętne ostatnie słowa: „Jestem rad, że zginę jako oficer armii muzułmańskiej!”…
Jaką zatem lekcję powinna wyciągnąć polska polityka zagraniczna z tej zadziwiającej i wielowątkowej historii? Otóż taką, że polityka owa w żadnym razie nie może się kończyć na wschodnich opłotkach za Bugiem, zaś na jakimś tam Krymie, a tym bardziej na odległym Kaukazie „niech się dzieje, co chce”. Bo w przeciwnym wypadku będzie tam „działał, co chce” ktoś inny, a otwarcie nam wrogi – imperialna Rosja! Tymczasem naprawdę mamy interesy również w Gruzji i Azerbejdżanie, także gospodarcze, dające możliwość uniezależnienia się od rosyjskiej ropy i gazu, i nie jest dla nas bez znaczenia, kto w tych krajach rządzi i w którą stronę one zmierzają. Zwłaszcza, że sympatia wobec Polski w obu kaukaskich państwach jest wielkim, niewykorzystanym nadal potencjałem.
W 2007 roku miałem okazję wraz ze prezydentem Kaczyńskim odwiedzić Azerbejdżan. Jednym z punktów programu była na pozór czysto kurtuazyjna wizyta w stołecznym Uniwersytecie Słowiańskim, którego nasz prezydent został doktorem honoris causa w 2005 r. Na powitanie chór uczelniany odśpiewał po polsku „Mazurka Dąbrowskiego”, a rektor wygłosił mowę w pięknym literackim języku polskim.
Później ze zdziwieniem dowiedziałem się, że wbrew moim przypuszczeniom kilka tysięcy absolwentów polonistyki z Baku w ogóle nie ma żadnych polskich korzeni (sądziłem, że znaczna ich część to potomkowie licznych na Kaukazie popowstaniowych zesłańców), ale że wybrali te studia po prostu z sympatii i podziwu dla Polski i jej osiągnięć w walce o wolność i pełną suwerenność! Bohaterem wspólnej sprawy był generał Maciej Sulejman Sulkiewicz, ale przecież nie tylko on.
Przykładem walki „za naszą i waszą” w odwrotną stronę jest azerbejdżański książę Veli bek Jedigar, po podbiciu Azerbejdżanu przez Sowietów na przymusowej emigracji, od 1922 roku oficer Wojska Polskiego, dyplomowany podpułkownik – absolwent Wyższej Szkoły Wojskowej w Warszawie, ulubiony „Turek” Marszałka Piłsudskiego, kawaler Virtuti Militari za udział w kampanii 1939 r., żołnierz Armii Krajowej, twórca pierwszej konspiracyjnej podchorążówki i pułku „Jeleń”, wreszcie dowódca całej akowskiej kawalerii w Komendzie Głównej AK.
Kilkakrotnie odwiedziłem Azerbejdżan z kamerą, realizując film o obejmującym niegdyś jego terytorium potężnym państwie, od III wieku do najazdu arabskiego chrześcijańskim – Albanii Kaukaskiej. Na podstawie tych doświadczeń mogę z całkowitym przekonaniem potwierdzić ogromną, naturalną od wieków tolerancję religijną w Azerbejdżanie, którego ludność w 97 proc. wyznaje obecnie islam. Chrześcijańskie zabytki Albanii Kaukaskiej są restaurowane z dużym wkładem państwa, a nieliczna etniczna mniejszość Udinów – bezpośrednich spadkobierców starożytnych Albanów – wspierana jest przez struktury państwowe.
Zewnętrznym, wielce sympatycznym przejawem i dowodem braku fanatyzmu muzułmańskiego w Azerbejdżanie jest powszechna dostępność (i intensywna używalność także przez miejscową ludność) znakomitej wódki z rosyjska zwanej „tutowką” od „tut” – morwa, której oficjalny wariant zawiera 55 proc. alkoholu…
Taki islam – tolerancyjny, zgodnie współżyjący z chrześcijańskimi sąsiadami w kraju i za granicą – Europa i my powinniśmy wspierać i przeciwstawiać go fanatycznym arabskim wyznawcom dżihadu. To samo dotyczy Krymu – ani z polskiej, ani z europejskiej strony nie może być zgody na brutalne podbicie go przez Rosję. Nowe władze ukraińskie przygotowują reformę administracyjną, mającą zwiększyć znacznie uprawnienia władz lokalnych. Przywrócenie Ukrainie Krymu w warunkach jego zwiększonej jeszcze w stosunku do stanu sprzed wojny autonomii może sprawić, iż idee realizowane niemal sto lat temu przez polskiego Tatara, generała Macieja Sulejmana Sulkiewicza nabiorą aktualności.
Raz jeszcze pozwolę sobie zacytować fragment książki Vilayata Guliyeva „Tatarzy polscy w służbie Azerbejdżanu”: „Jak pisze współczesny historyk ukraiński, Serhij Czennyk „był on prawdziwym mężem stanu, prawdziwym patriotą Krymu. Niestety, historia nie udzieliła mu zbyt wiele miejsca na swych kartach. Ale Maciej Sulkiewicz – generał rosyjskiej armii carskiej, muzułmanin z wyznania, Europejczyk z poglądów – na zawsze pozostał w kronikach Krymu jako pierwszy zaistniały premier państwa, które nie zaistniało”.
Zdaniem tego autora Sulkiewicz „… przy wszystkich swych błędach, pomyłkach, a zapewne także pewnej naiwności, był prawdziwym patriotą Krymu i jego stosunek do problemów Półwyspu, troska o pojednanie narodów zamieszkujących go może służyć jako pozytywny przykład także dla tych, którzy sprawują władzę obecnie…”.
Więc może znowu autonomiczny Krym będzie miał „naszego premiera” – człowieka wiernego prawdziwie europejskim tradycjom obywatelskim i republikańskim, niesionym niegdyś na Wschód przez polską szlachtę pochodzenia tatarskiego. Dziś rolę takiego swego rodzaju krymskiego „premiera emigracyjnego” pełni wygnany przez Rosjan z Półwyspu legendarny już od czasów sowieckich bojownik o prawa krymskich Tatarów – Mustafa Dżemilew.
Kurier Galicyjski28 listopada –18 grudnia 2014 nr 22 (218)
5 komentarzy
Giray
11 grudnia 2014 o 19:35Niech sobie apogleta tow. Ziuka poczyta o pierwszym premierostwie Witosa. Wbrew powszechnej opinii Witos był cztery razy premierem, trzy były zaś rządy Witosa.
Myszanin
11 grudnia 2014 o 21:19Tatarzy – z pochodzenia właśnie krymscy – zawsze byli obecni w naszej nowomyskiej rzeczywistości, także w czasach mojego dzieciństwa i szkolnych. W szkole byłem w jednej klasie z Adamem Safarewiczem. Bywałem u niego w domu na małej uliczce o nazwie Tatarska, odchodzącej od Sadowej w dół ku rzeczce Myszance. Tam właśnie mieszkali nasi Tatarzy (ale i na Rynku też). Mieli ogrody, dlatego i w domu Adama zawsze pachniało cebulą, rozwieszoną wszędzie. Po przeniesieniu się moim do Baranowicz w 1949 r. te kontakty ustały. Ale po wielu latach, już na emeruturze, odszukałem Adama. Znowu mieszkał w Nowej Myszy, z córką, i na tejże ulicy, tylko w nowym domu drewnianym nadal. Dowiedziałem się, że po szkole ukończył studia pedagogiczne, pracował całe życie jako nauczyciel, potem dyrektor szkoły gdzieś bliżej Grodna czy Brześcia. Żoną jego była Polka. Może dlatego wnuk został księdzem katolickim (nazwisko Kiernoga), odwiedziłem go w Kościele Baranowickim (tym z 1925 r.), zrobiłem kilka zdjęć w czasie odprawianej przez młodego księdza Mszy św. Ot, takie losy: muzułmanin dzjadek, a wnuk – ksiądz katolicki!. Chcę także specjalnie zaznaczyć, że nie pamiętam żadnych zatargów z naszymi Tatarami, zawsze byli to spokojni i pracowici obywatele Polski przedwojennej. Ich cmentarz – mazar – nadal funkcjonuje, bliżej Starej Myszy – taki mały, na górce wśród pól zbożowych czy kartoflaynch. Cześć ich pamięci, w tym i przyjaciela mojego Adama!
józef III
21 grudnia 2014 o 15:07piękny tekst !
A-Tos
1 stycznia 2015 o 18:31Polscy Tatarzy byli zawsze szlachetnymi ludżmi tak w Polskich armiach- nadawano im szlachectwa, tytuły i wysokie stopnie oficerskie za wierną służbę Rzeczpospolitej.
Pomorzanin
11 stycznia 2015 o 12:39Tak oto, pół-prawdami epatuje się ów „martyrologiczno-winkelridowy-roszczeniowy wobec Europy, za „zasługi w obronie przed zalewem bolszewii”… momentami sympatyczny w części czystej faktografii – a prymitywny w celowo ukierunkowanych komentarz, „prawidłowy trynd polityczny” – jako jedynie słuszne „wyznanie wiary antyrosyjskiej”