Spośród niewielu młodych publicystów, których cenię, Dawid Wildstein popełnił krytykę, z którą trudno się zgodzić. Dla sporej części środowisk kresowych, które obok Waldemara Łysiaka, stały się jej obiektem, oceny autora są bolesne i niesprawiedliwe.
O ile teksty piewców miłości wzajemnej na wszystkich frontach mogą już powodować co najwyżej zażenowanie, o tyle w wydaniu człowieka, którego uznajemy za „swojego” – patriotę – budzą zdumienie. Wildstein nie zawsze był rozumiany przez część środowisk patriotycznych, chociażby jego teza o rozgrywaniu przez białego niedźwiedzia spraw między Polakami a Żydami. Moim zdaniem celna, choć nie każdy ją właściwie zinterpretował. Natomiast najnowszy tekst Wildsteina dosłownie mnie zmroził, choć nie traktuję go jako przejaw złej woli, tylko zbłądzenie w dobrej wierze.
Zacznijmy od tego, że popełnia fatalny błąd: używa najgorszego z funkcjonujących w środowiskach politycznie poprawnych i rozmydlającego terminu „tregedia wołyńska” na określenie zbrodni, których dokonała UPA. Mam nadzieję, że nie robi tego świadomie, nie chcąc urazić „majdanowych przyjaciół”. Byłby to symptom choroby, którą od lat rozsiewają bywalcy salonu. Wielu z nich patrzy na potrzeby polskiej polityki wyłącznie poprzez pryzmat prywatnych przyjaźni z ludźmi z innych krajów i woli nie przypominać oczywistych faktów, które w ich mniemaniu powodują nieprzyjemną atmosferę w stosunkach towarzyskich. Ale to chyba nie jest ten przypadek?
Wildstein posuwa się też zdecydowanie za daleko pisząc, że dla krytyków popierania Majdanu, uczestniczący w nim ludzie to banderowcy gotowi mordować Polaków. Mija się z prawdą. Ludzie ci uważają po prostu, że spora część Majdanu została opanowana przez środowiska neobanderowskie. Bez wątpienia wykorzystują one protesty do szerzenia swoich idei wśród protestujących. Polacy udzielający się na Majdanie oraz jego sympatycy są wobec tego na ogół bezradni. Zazwyczaj nawet boją się mówić jak to z tymi „bohaterami UPA” było. Najodważniejszy pod tym względem na Majdanie był Paweł Kukiz, choć i jego odrobinę opanowała w tym względzie pewna nieśmiałość.
Skoro neobanderowcy to podobno na Majdanie margines i nie grają głównej roli, to czego się w takim razie, panowie, obawiacie? Bo teraz akurat „nie wypada” mówić prawdy? Ale politycznie poprawne środowiska od lat domagają się od Kresowian tego samego – milczenia. Prawda zaś jest taka, że spora część Polaków uczestniczących w protestach boi się po prostu dostać za to od protestujących po uszach.
To oczywiste, jak pisze autor, że dla większości protestujących kwestia historii w porównaniu z gorącą atmosferą Majdanu jest drugorzędną. Ważniejsze jest tu i teraz, adrenalina. Taka już natura człowieka. Ale to nie dowód, że na końcu ścieżki o urokliwym krajobrazie nie mieści się przepaść. Teksty o tym, że banderowcy nie mają kluczowego znaczenia słyszałem już podczas pomarańczowej rewolucji, którą nieopatrznie sam poparłem. A później zarówno Wiktor Juszczenko, jak i Julia Timoszenko pokazali na co ich stać w kwestii UPA. A przecież w pomarańczowej rewolucji nawet nie śmierdziało banderowską atmosferą, flag UPA nie było tyle co teraz. I wtedy też w Kijowie raz po raz skandowano: „Polska, Polska!”
Dawid Wildstein dla poparcia protestów w Kijowie używa mitologicznego wyrażenia – „nie oddawać Ukraińców w ręce Rosji”. Sęk w tym, że to wyrażenie było przez 20 lat nadużywane w sprawach polsko-ukraińskich. Polacy byli tym wiecznie straszeni kiedy tylko poruszali tematy upowskie, próbowali krytykować neobanderowców za antypolskość, czy domagać się aby nie mieszali się oni w kwestię upamiętnienia ofiar ludobójstwa na terenie naszego kraju. Zrobiono z tego rodzaj propagandowego bata na Kresowian, usiłując pokazać ich jako pachołków Rosji, co jest bezczelnym kłamstwem. Kresowianie o wiele lepiej niż inni dostrzegają rosyjskie zagrożenie. Paradoksem jest coś odwrotnego, że takimi tekstami i tolerancją dla współczesnych neobanderowskich Hunów to właśnie Kresowian wpycha się w ramiona Rosji. Mało kto na to zwraca uwagę bo przecież lepiej troszczyć się o innych niż o swoich. Zaś do UE należy przekonywać wschód Ukrainy. I to nie Banderą, który ich odpycha. Neobanderowcy z zachodniej części kraju i tak są już przekonani, choć nie wszyscy chcą się do tego przyznać.
Również tekst, że „wołyńską tragedię wykorzystuje się w sposób instrumentalny” to stare powiedzonko środowisk neobanderowskich. I ono może stać się powodem do krytyki PiSu, tak, jak i wcześniej – nie do końca przemyślane zawołania niektórych sympatyków tej partii. To jednak PiS powinien wyciągnąć z tego lekcję, nie Kresowianie, którzy nie bagatelizują zagrożenia banderowskiego, jak robi to autor. Jeśli dla Wildsteina rządy Janukowycza prowadzą do radykalizacji neobanderowskich nastrojów, to ja twierdzę, że jakiekolwiek wpływy banderowców prowadzą do zastraszania nie-banderowskich Ukraińców, niekoniecznie związanych z Janukowyczem. Skoro zachodnia Ukraina będzie się radykalizować na skutek dalszych rządów Janukowycza, to ja twierdzę, że przy rządach banderowskich ich antypolska ideologia rozleje się na całą Ukrainę. Jeśli zaś Ołeh Tiahnybok jest umiarkowany, jak na Partię Swoboda, to Boże miej nas w opiece. Również partia Batkiwszczyna bynajmniej nie wyrzeka się neobanderowskiego dziedzictwa, nie będzie więc żadną przeciwwagą dla Swobody. Jeśli wejście do UE małej i słabej Litwy nie obniżyło radykalnych szowinistycznych nastrojów w tym kraju, to zwykłym chciejstwem jest takie oczekiwanie w odniesieniu do znacznie potężniejszych prądów banderowskich.
Dawid Wildstein ubolewa, że dla niego przykra jest sytuacja, kiedy Gazeta Wyborcza pisze prawdziwiej niż jego autorytety. Spójrzmy na to inaczej: czy nie zastanawia go, dlaczego popierający Majdan znaleźli się po jednej stronie z GW? Od lat publikuje ona artykuły mające bezsprzeczną opinię probanderowskich. Może więc nawet kierownicza rola środowisk banderowskich w protestach nie byłaby żadną przeszkodą w popieraniu protestu? Tak więc wspomnienie przez autora o poglądach Wyborczej, w kwestiach banderowskich prezentującej plus minus tę samą linię przez lata, to strzał we własne kolano.
Autor sądzi, że „symbole, które niesie część demonstrantów, nie mają dla nich odniesienia do realnych wydarzeń historycznych. Są wyrazem sprzeciwu wobec tego, co dzieje się teraz, a nie afirmacją zbrodni z przeszłości”. Tutaj z kolei stawia się Dawid Wildstein w jednym szeregu z Newsweekiem, który twierdził to samo o towarzyszącym rzeziom nazistowskim zawołaniu „Sława Ukrainie, herojam sława” – ponoć zmieniło ono znaczenie i teraz służy tylko do rozgrzania tłumu. Symbolikę „zapewnili nacjonaliści, przy okazji odczarowując negatywny, totalitarny kontekst banderowskich pozdrowień” – napisał Newsweek. Pamiętam też tekst, że jakoby i prezes antypolskiej Swobody zmienia się na lepsze. Byłoby to komiczne, gdyby nie fakt, że to tragiczny przejaw myślenia życzeniowego. Najwyraźniej jak już nie można obronić tezy, że banderowskie symbole nie mają istotnego znaczenia na Majdanie, to trzeba przynajmniej twierdzić, że ci którzy je noszą, nie wiedzą, że są one banderowskie. A jeśli nawet wiedzą, to zawsze można napisać, że to głównie przeciwko Rosji, a nie Polsce, albo że banderowskość tych symboli nie ma już dla noszących takiego znaczenia. Prawda jest też taka, że polscy entuzjaści Majdanu, wraz z ich zapewnieniami, że banderyzmu w protestach wcale nie popierają, nie mają recepty jak dzięki Majdanowi zabezpieczyć Polskę przed rozrastającym się banderyzmem.
Krytykom Majdanu zarzuca się też niekiedy, że żaden z nich nie był na miejscu i osobiście nie obserwował wydarzeń, czytaj: nie wiedzą o czym mówią. Ale wbrew pozorom są ludzie, którzy na Majdan stawili się osobiście i wrócili przerażeni tym co widzieli. Jednak wróćmy do tych, którzy tam nie pojechali, a „śmieli” cokolwiek napisać. Ja równie dobrze mogę postawić tezę, że Dawid Wildstein nie zna problemu rozwoju ukraińskiego nacjonalizmu i w najlepszym razie – jeśli w ogóle – wiedzę na ten temat czerpie z pojedynczych tekstów w prasie. Myślę (może się mylę?), że nie zadał sobie trudu przeczytania naukowych publikacji specjalistów (prof. Bogumił Grott, prof. Czesław Partacz, dr Lucyna Kulińska, dr Krzysztof Łada, dr Wiktor Poliszczuk i innych), ani nie obserwuje od lat rozwoju banderyzmu na Ukrainie. Pod wpływem sytuacji uaktywnił się jednak w ocenianiu „poziomu zbanderyzowania” protestujących. Twierdzę więc, że trafność jego ocen nie jest lepsza niż krytyków, którzy na Majdanie nie byli.
Dziwne jest dla mnie pytanie autora: „czy to, że Ukraińcy, w większości nieznający ciemnych kart biografii Bandery, oddają mu cześć – powinien być powodem, dla którego akceptujemy fakt, że Janukowycz ich morduje? Że wprowadza dyktaturę i oddaje ich kraj w ręce Rosji?” Przyjmijmy na sekundę brednię, że krytykując obecny na Majdanie neobanderyzm „oddajemy Ukrainę w ręce Rosji”. Czy to powinno być powodem, dla którego akceptujemy rozrastanie się ultra-antypolskiej ideologii, jej antypolską retorykę, wtrącanie się w naszą politykę historyczną, a nawet roszczenia terytorialne wobec naszego kraju? Ktoś powie: „Wcale nie nie akceptujemy, to bzdury!” Naprawdę? To po raz kolejny zapytam: jak zamierzacie państwo ruchom neobanderowskim przeciwdziałać, skoro pochwalacie przypływ, na którym one się unoszą?
Można udawać, że lider Prawego Sektora na Majdanie, potwierdzając pretensje terytorialne w stosunku do Polski w wywiadzie dla Rzeczpospolitej, nie ma tam w Kijowie kompletnie żadnego znaczenia. Można przyjąć postawę, że ksiądz grekokatolicki, który każde na Majdanie brać przykład z morderców Bogu ducha winnego posła Tadeusza Hołówki to jedynie wypadek przy pracy. Można nadawać symbolom ukraińskich nazistów nowe znaczenia. Czym się jednak wtedy, panowie, różnicie od środowisk, z którymi ponoć nie chcielibyście mieć nic wspólnego? Ukraina przesiąknięta w całości banderyzmem i czołgi w rękach banderowców są nie mniej niebezpieczne, niż stacjonujące tam czołgi rosyjskie. Zagrożenie jest zawsze zagrożeniem. Dawid Wildstein nie docenia, niestety, banderowskich możliwości w tym zakresie.
Jeśli nawet przypomnimy sobie postawę „Polska Chrystusem Narodów”, uwierzymy w dobre intencje autora, zrozumiemy jego radość z okrzyków „Polska, Polska!”, to można przypomnieć sobie Biblię. Ten sam tłum w Jerozolimie, który witał Chrystusa palmami, krzyczał później „Ukrzyżuj go, ukrzyżuj!” Jeśli zaś ci, którzy za polskość zostali okrutnie zamordowani, są dziś – niby to tylko „na czas protestu” – po prostu chowani pod dywan, to taka retoryka nie różni się niczym od tych, którzy pacyfikowali rząd polski w Londynie po odkryciu grobów katyńskich, by nie rozbić koalicji aliancko-sowieckiej. Czas może być zawsze „niewłaściwy”, lecz i kategorie zachowania zgodnego z moralnością są zawsze te same.
Aleksander Szycht
6 komentarzy
kornet
4 lutego 2014 o 00:27W pełni popieram treść powyższego artykułu i też jestem zdziwiony brakiem przenikliwości politycznej u wielu Polaków, bezkrytycznie podchodzących do bieżących wydarzeń na Ukrainie.
Obsrewator
5 lutego 2014 o 09:45Banderowcy z tzw. „Prawego sektoru” działają pod flagą czerwono-czarną w zgodzie z moskiewską grą na Ukrainie. Ich cel eskalacja konfliktu. Bo według ex-doradcy Putina: „Rosyjskie przywództwo rozpoczęło bezprecedensową wojnę za Kijów w zgodzie z scenariuszem „gruzińskim”. To jest wielkim zagrożeniem dla biezpieczeństwa całej Europy, przedewszystkim dla Polski.
Czym grozi Polsce i Europie ewentualna utrata niepodległości Ukrainy? Co może zdarzyć się po tym?
«Rosja musi zniszczyć „kordon sanitarny”, utworzony z małych, gniewnych i historycznie nieodpowiedzial nych narodów i państw… W roli takiego „kordonu sanitarnego” tradycyjnie występuje Polska i kraje Europy Wschodniej… Zadaniem Eurazji jest to, aby ta bariera nie istniała». Ten tekst został napisany nie przez pacjenta kliniki psychiatrycznej . Nie, odwrotnie, został on napisany przez męża stanu, ex-doradcę marszałka parlamentu Rosji Aleksandra Dugina, autora monografii „Podstawy geopolityki. Geopolityczna przyszłość Rosji”. Rosyjskie elity podzielają jego poglądy. Książka Dugina ukazała się przy wsparciu Departamentu Strategii Akademii Sztabu Generalnego Ministerstwa Obrony Rosji i otrzymała rekomendację, jako podręcznik dla tych, którzy podejmują decyzje w najważniejszych sferach życia politycznego.
Teraz Putin marzy zbudować Unię Euroazjatycką…
Jeśli Ukraina naprawdę, w tej czy innej formie, utraci swoją niepodległość, bezpieczeństwo europejskie będzie zagrożone – to ryzyko będzie najbardziej odczuwalnym w Polsce i krajach bałtyckich”, – uważa były wicekanclerz Niemiec Joschka Fischer.
Dlatego powiem: „Kijów-Warszawa wspólna sprawa!”
yogi
4 lutego 2014 o 14:33ukraina nie zasługuje na nic wystarczy spojrzeć na zdjęcie i co widać UPA banderowskie ścierwo (usun. – red.)
Obsrewator
5 lutego 2014 o 09:18Bzdury! Ten artykuł jest typową propagandą moskiewską. Fobie antyukraińskie narzucane przez wrogów Polski. To moskiewska technologia „dziel i rządź”. Na Euromajdanie w Kijowie będzie określony przyszły los Polski i całej Europy!!!
– Jeśli Ukraina naprawdę, w tej czy innej formie, utraci swoją niepodległość, bezpieczeństwo europejskie będzie zagrożone – to ryzyko będzie najbardziej odczuwalnym w Polsce i krajach bałtyckich”, – uważa były wicekanclerz Niemiec Joschka Fischer.
Jakie ryzyko niesie wdrażanie scenariusza rosyjskiego? Czym grozi Polsce i Europie ewentualna utrata niepodległości Ukrainy? Co może zdarzyć się po tym?
«Rosja musi zniszczyć „kordon sanitarny”, utworzony z małych, gniewnych i historycznie nieodpowiedzial nych narodów i państw… W roli takiego „kordonu sanitarnego” tradycyjnie występuje Polska i kraje Europy Wschodniej… Zadaniem Eurazji jest to, aby ta bariera nie istniała». Ten tekst został napisany nie przez pacjenta kliniki psychiatrycznej . Nie, odwrotnie, został on napisany przez męża stanu, ex-doradcę marszałka parlamentu Rosji Aleksandra Dugina, autora monografii „Podstawy geopolityki. Geopolityczna przyszłość Rosji”. Rosyjskie elity podzielają jego poglądy. Książka Dugina ukazała się przy wsparciu Departamentu Strategii Akademii Sztabu Generalnego Ministerstwa Obrony Rosji i otrzymała rekomendację, jako podręcznik dla tych, którzy podejmują decyzje w najważniejszych sferach życia politycznego.
Teraz Putin marzy zbudować Unię Euroazjatycką…
Dlatego powiem: „Kijów-Warszawa wspólna sprawa!”
Tadek
5 lutego 2014 o 19:59Do Obserwatora:
„Fobie antyukraińskie narzucane przez wrogów Polski”. Tak, tak, a Katyń to „fobia antyrosyjska”, a ponadto mamy też pewnie wspólnie z Żydami „fobię antyniemiecką”. Bo, że piłami i siekierami wymordowano na Wołyniu 120 tys. Polaków, w tym głównie kobiet i dzieci, to przecież szczegół. Cudze rany nie bolą.
Jeden z trzech przywódców Majdanu – Tiahnybok – jest nazistą, który publicznie pochwala ludobójców, a mniejszości narodowe nazywa insektami. Nie słyszałem też, żeby pozostali przywódcy Majdanu kiedykolwiek odcięli się od UPA. Jest tam za to pełno banderowskich flag i haseł, a lider głównej siły bojowej Majdanu – Prawy Sektor – żąda od Polski oddania kilkunastu powiatów, nie chce bynajmniej Ukrainy w Unii, chce bomby atomowej, neguje ludobójstwo na Polakach i pochwala „radykalne metody” Bandery, nazywając Polaków okupantami. Ale co tam! To wszystko fobia antyukraińska. Kijów-Warszawa wspólna sprawa i hurrra do przodu!
Zagrożenie rosyjskie? Owszem, zawsze było, jest i będzie. Tylko nie zawsze jest tak, że wrogowie naszych wrogów są automatycznie naszymi przyjaciółmi. Już raz – popierając Juszczenkę i Tymoszenko – znaleźliśmy się z ręką w nocniku. Widać chcemy ponownie nadepnąć na te same grabie, tylko teraz znacznie mocniej. A kto się nie zgadza to ruski szpieg.
Obsrewator
5 lutego 2014 o 21:00Banderowcy z tzw. „Prawego sektoru” działają pod flagą czerwono-czarną w zgodzie z moskiewską grą na Ukrainie. Ich cel eskalacja konfliktu, w tym między Polakami i Ukraińcami.