Trafiony Białorusin chodził z kulą w środku przez 4 lata i nawet o tym nie wiedział.
Polscy lekarze w Białymstoku wydobyli z białoruskiego opozycjonisty śrutową kulę, którą reżim Łukaszenki „poczęstował” go w czasie brutalnego tłumienia protestów w 2020 roku – podaje portal Most.
Jegor Jewstratow był wtedy w grupie demonstrantów, która postanowiła zamalować farbą milicyjny samochód. Okazało się jednak, że była to prowokacja, by zwabić ich w zasadzkę i na miejscu powitał ich ogień milicjantów z broni śrutowej.
Jegora trafiło 18 odłamków, został zatrzymany, a wkrótce skazany na ponad 3 lata więzienia. Lekarze w więziennym szpitalu twierdzili, że wyjęli mu wszystkie kule, ale okazało się, że postrzał w rękę tylko opatrzyli, a śrut został w środku.
Po wyjściu z więzienia mężczyzna uciekł na Litwę, przepływając wpław graniczną rzekę, a że miał polską wizę – Litwini odesłali go do Polski. Przez cały ten czas Jegor nawet nie podejrzewał, że nadal tkwi w nim kula.
Dopiero kiedy w sierpniu tego roku spuchła mu ręka, poszedł do lekarza w Białymstoku. Konieczna była operacja i kulę w końcu wyjęto. To w sumie drobne, choć nietypowe zdarzenie można jednak uznać za pewną polityczną metaforę:
Dopóki Łukaszenka będzie w nas „strzelał” kiedy zachce swoimi propagandowymi, hybrydowymi, imigracyjnymi, czy dywersyjnymi kulami, a my ograniczymy się tylko za każdym razem do ich wyciągania, albo w ogóle będziemy z nimi latami chodzić udając, że nic się nie dzieje – zawsze będziemy na przegranej pozycji.
Zobacz także: Fatalna pomyłka! Myślał, że uciekł do Polski, a to była…
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!