24 lipca, kiedy Aleksander Łukaszenka osobiście obserwował postępy kampanii żniwnej w jednym z kołchozów w obwodzie mińskim, ktoś ze świty zwrócił się do niego „panie prezydencie”.
Dyktator nagle się obruszył i zażądał, by nie nazywano go Panem.
„Ponieważ nie ma we mnie nic z tego Pana” – oświadczył stanowczo dyktator.
Nie był to pierwszy raz, kiedy do Aleksandra Łukaszenki zwracano się „panie prezydencie”, a on zareagował oburzeniem.
Propaganda Łukaszenki przypomniała jeden z wywiadów na początku kariery białoruskiego satrapy, którego udzielił telewizji „Białoruś 1”. Wyjaśnił, dlaczego nie lubi być nazywany „Panem”.
„Nie pierwszy raz jestem pytany o to, jak odbieram zwrot „Panie”. Przepraszam, ale powiem z pełną szczerością – to chyba moja osobnicza cecha. Nie podoba mi się to. Nie stałem się jeszcze Panem i być może nigdy się nim nie stanę. To paradoks naszego życia: wszyscy stali się „Panami”. Dlatego nie reaguję na to zbyt dobrze. Cóż, zwracają się w ten sposób – najwyraźniej tak jest wygodniej dla ludzi. Może to rzeczywiście bardziej cywilizowane, ale nie zwracam na to uwagi” – powiedział wówczas.
Aleksander Łukaszenka dodał, że przyzwyczaił się do słowa „towarzysz” i woli je.
„To nie jest jakaś nostalgia czy prokomunistyczne przekonania. „Towarzysz” jest mi bliższe, tak mnie wychowano. Dlatego niech nie obrażają się na mnie ci politycy, którym ta odpowiedź się nie podoba” – powiedział.
ba
2 komentarzy
Jan
29 lipca 2024 o 20:21A co temu towarzyszowi ze łba wyrosło ??
Borys
30 lipca 2024 o 15:02Może przymierza się do pala? 🙂