„Ruski rok”, „ruskie święta” czy „pierogi ruskie” mają niewiele lub zgoła nic wspólnego z Rosją. Częste w Polsce utożsamianie ruskości z rosyjskością, sprzeczne z wielowiekową polską tradycją, jak i racją stanu, jest pokłosiem zarówno rusyfikacyjnej polityki caratu w zaborze rosyjskim, jak i… przemianowania się Rusinów w Ukraińców.
Jeśli zostałby kiedy ogłoszony konkurs na najbardziej niefortunne tłumaczenia, to jako kandydatów do tej niechlubnej nagrody można by zgłosić wielu polskich restauratorów oraz Narodowy Bank Polski.
Restauratorzy na ów dyshonor zasłużyli, bo popularne pierogi z twarogu, ziemniaków, pieprzu i cebuli, pochodzące ze Lwowa, a więc stolicy dawnego województwa ruskiego, nagminnie tłumaczą na angielski jako „Russian dumplings”. Z reguły nawet nie zdają sobie sprawę, iż w Rosji prawie nikt ich nie zna, a w rosyjskim internecie przepisy na to danie można wprawdzie znaleźć, tyle że pod nazwą… „warieniki po-polski”.
Czegoż jednak oczekiwać po restauratorach, skoro dwa lata temu Narodowy Bank Polski wybił specjalną monetę pamiątkową poświęconą „hołdowi ruskiemu”. Ma ona uwiecznić hołd, który prawosławny mnich i jeniec wojenny, Wasyl Szujski – do niedawna car moskiewski, tyle że zdetronizowany przez miejscowych bojarów po klęsce, którą jego wojska odniosły pod Kłuszynem – złożył królowi polskiemu, Zygmuntowi III Wazie. Problem z tą nazwą jest jednak taki, że nie Ruś ów hołd nie tyle składała, co go raczej… przyjmowała. Ruś była bowiem częścią Rzeczypospolitej, a reprezentował ją choćby główny bohater uroczystości z 1611 r. hetman Stanisław Żółkiewski, zwycięzca spod Kłuszyna. Jeśli już więc świętować rocznicę upokorzenia Szujskiego – co samo w sobie może budzić wątpliwości – to jego homagium należałoby raczej nazwać moskiewskim.
Niewiele mają też wspólnego z Rosją wyrażenia takie jak „ruski rok”, „ruski miesiąc” czy znane z mowy najstarszego pokolenia Kresowian „ruskie święta”. Odwołują się one bowiem do rachuby czasu stosowanej przez wschodnich chrześcijan żyjących nie tylko w Rosji, ale i na Ukrainie, jeszcze przed pierwszą wojną światową nazywaną w języku polskim właśnie Rusią, na Białorusi, oraz na obszarze wschodniego pogranicza dzisiejszej Polski. Opiera się ona na kalendarzu juliańskim, stąd też „ruskie święta” przypadają 13 dni po „polskich”.
***
Historia słowa Ruś jest długa. Termin ten, a także pochodny od niego przymiotnik „ruski”, oznaczały w staropolszczyźnie ziemie zamieszkałe przez Słowian wyznających chrześcijaństwo w obrządku greckim, należące do metropolii kijowskiej (już to prawosławnej, już to unickiej). Rusinami zwano zaś ich mieszkańców. Termin „ruski” wskazywał więc na wyznanie danej osoby, na pochodzenie, czasem wreszcie na jej kulturę ojczystą, co – uproszczając sprawę trochę – można przyrównać do narodowości.
W XV-XVI w. historyczna Ruś była zasadniczo podzielona na Wielkie Księstwo Litewskie (dzisiejsza Ukraina i Białoruś tudzież niektóre ziemie zachodniej Rosji) oraz Wielkie Księstwo Moskiewskie, które Iwan Groźny w XVI w. jednostronnie przemianował je na „Carstwo Ruskie”. Gdy Ruś Czerwona już w XIV w., a Wołyń, Podole i Ukraina, jak wówczas nazywano Kijowszczyznę, znalazły się po Unii Lubelskiej z 1569 r. w składzie Korony Królestwa Polskiego, termin Rusin, ruski, Ruś zaczął się w języku polskim coraz bardziej zawężać właśnie do tych rdzennych prowincji historycznej Rusi. Rusią stały się ziemie, które dzisiaj należą do Ukrainy, choć niekiedy termin ten rozszerzano również o ruskie ziemie Litwy, a więc dzisiejszą Białoruś. Staropolska dyplomacja do tego stopnia zwalczała pretensję władców państwa ze stolicą w Moskwie do miana „ruskiego” oraz ich politykę zbierania ziem ruskich, że nawet samego cara nazywano nie ruskim czy rosyjskim (termin urobiony od greckiej nazwy Rusi), lecz… moskiewskim, a jego mieszkańców – nie Rusinami czy Rosjanami, lecz…. Moskwicinami, a popularnie także Moskalami.
Tradycja jednoznacznego przeciwstawiania ruskości i moskiewskości przetrwała w Polsce aż do XIX w. W „Historii Litwy i Rusi”, pierwszej naukowej syntezie dziejów, jakbyśmy dziś powiedzieli, Litwy, Białorusi i Ukrainy, wydanej przez Joachima Lelewela w 1839 r., napotykamy pogląd, który przejęty ponad 60 lat później przez Mychajła Hruszewskiego, stał się podstawą myślenia ukraińskich historyków o przeszłości swojego kraju: „Do głównych baśni, kłamstw i błędów, którymi dzieje ruskie były napełnione, jest to, że te dzieje są poczytane za też same co moskiewskie i rosyjskie, za takie same jak carów i imperatorów” – pisał polski badacz, ubolewając nad nieodróżnianiem Moskwy od starodawnej Rusi, jakiego się zwykle dziejopisowie dopuszczali
Jeszcze w ideologii powstańców styczniowych walka o wolność była wspólnym zrywem Polski, Litwy i Rusi przeciwko despotycznej Moskwie – ów trójpodział odzwierciedlał herb powstańców zawierający orła, pogoń i św. Michała Archanioła. Natomiast w autonomicznej Galicji dyskusje o „kwestii ruskiej”, czyli o pożądanym modelu stosunków między polską a ruską ludnością kraju (Polakami a Rusinami), czy o prawach języka ruskiego, jak wówczas nazywano ukraiński, były jednym z najgoręcej dyskutowanych problemów politycznych.
Cóż więc takiego się stało, że w potocznej polszczyźnie słowo „ruski” dla wielu zmieniło swoje znaczenie? Był to efekt zarówno przynależności sporej części ziem polskich do Cesarstwa Rosyjskiego (obecnie coraz częściej wbrew tradycji i mylnie nazywanego Imperium Rosyjskim), jak i kontaktów z językiem rosyjskim oraz Rosjanami w okresie zaborów i w PRL. Niewykluczone, choć sprawa wymaga dalszych badań, że to także wynik rezultat celowych działań władz carskich.
Chcąc wyjaśnić tę sprawę, należy zwrócić uwagę, iż w dziewiętnastowiecznej Rosji podstawą ideologii narodowej była „ogólnoruska” wizja narodu rosyjskiego. W myśl tej koncepcji rdzennym narodem imperium była cała ludność ruska, a więc wszyscy wschodni Słowianie. Naród rosyjski (russkij narod) bynajmniej nie oznaczał tego, co Polacy pod tym terminem rozumieją. Składał się on – jak uważały rosyjskie elity – z trzech wielkich plemion: wielkoruskiego, małoruskiego i białoruskiego. Terytorium narodowe Rosji sięgało aż po Bug, a nawet go przekraczało gdzieniegdzie.
Rosyjskie elity oczywiście dostrzegały pragnienie Polaków odrodzenia państwowości polskiej na całym obszarze dawnej Rzeczypospolitej anektowanym przez Rosję, a więc nie tylko w Królestwie Kongresowym, ale i na ziemiach litewsko-ruskich (mówiąc kategoriami dzisiejszymi: na Litwie, Białorusi i na Ukrainie), ale prawie zawsze odbierały je jako nieuzasadnione lub wręcz imperialne roszczenia do panowania nad „Zapadnym Krajem” i chęć ponownego zniewolenia ludu rosyjskiego. Gdy powstanie styczniowe zostało stłumione, to w oficjalnym języku polskim używanym w Kongresówce próbowano nawet zastąpić słowo „rosyjski” terminem „ruski”. Miało to służyć podkreśleniu tożsamości pojęcia rosyjskości i ruskości i uwypuklić „obiektywną” niesprawiedliwość wszelkich rojeń o odzyskaniu przez Polskę „zachodniej Rosji”. O „języku ruskim” nagle zaczęto pisać w polskojęzycznych aktach prawnych, a słowniki polsko-rosyjskie zaczęły się ukazywać pod zmienionymi tytułami jako „słowniki polsko-ruskie”. Co ważniejsze – miliony Polaków musiały uczęszczać do szkół z rosyjskim językiem nauczania i uczyć się języka rosyjskiego, historii Rosji po rosyjsku, obcując z Rosjanami, którzy mówili o sobie w swoim języku nie inaczej niż jako „Russkije”.
Na język literacki te zabiegi przez dłuższy czas nie wpływały na szczęście. Polszczyzna rozwijała się bowiem nie tylko pod kontrolą rosyjskich władz, ale i na emigracji, w zaborze pruskim, a zwłaszcza w autonomicznej Galicji z istotnym odsetkiem Rusinów. Jednak należy założyć, że to właśnie ustawiczne interakcje z urzędowym językiem rosyjskim i oficjalną rosyjską ideologią państwową na sporej części ziem polskich w II połowie XIX w. sprawiły, że nastąpiło rozchwianie norm między literacką polszczyzną a językiem potocznym. Galicyjski historyk, Walerian Kalinka, pisał w 1883 r.: „Zwracamy uwagę czytelników naszych spoza kordonu [tj. z Królestwa Polskiego], że ilekroć mówimy: język ruski, mamy na myśli nie język rosyjski, ale ten który oni rusińskim albo małoruskim zowią. Używając w tym znaczeniu wyrazu ruski, trzymamy się zwyczaju, który w Galicji między Rusinami i Polakami powszechnie panuje; nadto pojmujemy go tak, jak go po wszystkie czasy w Polsce pojmowano. Mówiono u nas: król polski, w. x. litewski, ruski itp., a nikt przecież nie rozumiał, aby ten tytuł ruski obejmować miał rosyjskie, czyli jak wówczas nazywano moskiewskie dzierżawy. Dopiero pisma polskie poza kordonem wychodzące, od niedawna, to pomieszanie nazwisk nieoględnie wprowadziły”.
Dowodem na rozchwianie norm jest właśnie wspomniane przez Kalinkę pojawienie się neologizmu „rusiński”, który co poniektórzy zaczęli stosować w odniesieniu do Rusinów, nie bacząc na to, że istniało tradycyjne słowo „ruski”. Bez przekonania, że słowo „ruski” stało się niejednoznaczne i może zostać przez odbiorcę opacznie zrozumiane, termin „rusiński” zapewne nigdy by się nie pojawił
Niewykluczone jednak, że ruskość ostałaby się w tradycyjnym znaczeniu, gdyby nie to, że sami Rusini postanowili się „przemianować” i nazwać Ukraińcami, a Ruś – Ukrainą. W literackim języku ukraińskim istnieje wprawdzie to samo rozróżnienie między „rosyjskością” a „ruskością” – obce, nomen omen, wielu innym językom europejskim – niemniej działacze ukraińskiego ruchu narodowego uznali, iż prowadzenie agitacji na rzecz odrębności ich kraju od Rosji przy pomocy terminów „Ruś” i „ruski” będzie działaniem karkołomnym. Osoby wychowane w kulturze rosyjskiej i w języku rosyjskim mogłyby po prostu nie zrozumieć różnicy. Ruska inteligencja nazwała się więc Ukraińcami, rozszerzając dawną nazwę Ukrainy, tradycyjnie odnoszącą się do ziem dzisiejszej Ukrainy centralnej, położonych wzdłuż Dniepru, na inne prowincje dawnej Rusi Koronnej jak Podole, Wołyń czy Ruś Halicką (Galicję).
Gdy w 1917 r. Cesarstwo Rosyjskie zaczęło się demokratyzować, w Kijowie powstała organizacja reprezentująca miejscowych Polaków pod nazwą: Polski Komitet Wykonawczy na Rusi. W tym samym czasie ludność mówiącą językiem, tradycyjnie określanym jako ruski, zaczęła reprezentować Ukraińska Rada Centralna. To ona w listopadzie 1917 r. ogłosiła niepodległość Ukrainy (a nie Rusi). Również Rusini z Galicji w tym czasie już powszechnie mówili o sobie, że są Ukraińcami. Co więcej – domagali się, aby i polszczyzna zmieniła swoją terminologię. Stało się to nie bez oporu, protestowali zwłaszcza endecy, a w latach 20 w. ukraińskie szkoły w międzywojennej Polsce nierzadko nazywano szkołami ruskimi. Po zamachu majowym sprawa w zasadzie została zamknięta. Ukraina i ukraiński stały się podstawowym terminem, używanym także przez administrację państwową, a Ruś i ruski pozostawały jedynie dopuszczalnym synonimem, używanym zwłaszcza na terenie dawnej Galicji Wschodniej, już to z powodu przyzwyczajenia, już to pod pretekstem tego, że niewielka część miejscowej ludności ruskiej nie utożsamia się z ukraińską ideologią narodową.
W ten sposób w języku polskim termin „ruski” został wyparty przez nowsze określenie „ukraiński”, choć pozostaje nadal w użyciu jako termin historyczny, odnoszący się do ziem dawnej Rusi czy historycznej Rusi Koronnej. W dawnym zaborze rosyjskim efektem półwiecza rusyfikacji szkolnictwa było jednak utożsamienie w mowie potocznej, zwłaszcza ludzi słabo wykształconych, przymiotników „ruski” i „rosyjski”. Sytuacja panująca w Polsce po 1945 r. tylko zaś sprzyjała utrwaleniu takiego stanu rzeczy. W końcu w Polsce stacjonowali żołnierze sowieccy, a nauka rosyjskiego w szkołach była obowiązkowa. W ten sposób spora część Polaków nabrała przekonania, że ruski to tylko rosyjski, a w najlepszym razie – że to przede wszystkim rosyjski.
To właśnie dlatego pierogi ruskie stały się w optyce współczesnych restauratorów „rosyjskimi”, a hołd Szujskiego, który miał symbolizować upokorzenie Moskwy przez państwo polsko-litewskie, w tym oczywiście i przez Ruś jako jedną z jego prowincji, wielu szczerych patriotów próbuje nazywać hołdem „ruskim”. Nie zdają sobie sprawy, że używanie w takim znaczeniu przymiotnika: „ruski” urąga wielowiekowej polskiej racji stanu, że godzi w wysiłki wielu pokoleń naszych przodków. I w jakiejś mierze mimowolnie sprzyja obłąkańczym urojeniom Władimira Putina, który nie tylko utożsamia Ruś i Rosję, ale Ukrainę i Białoruś uważa za państwa sztuczne, zawdzięczające swą odrębną od Rosji tożsamość właśnie polskiej propagandzie i niedalekowzrocznej decyzji bolszewików, którzy przeceniając siłę „małoruskich separatystów” przekształcili historyczną Rosję w ZSRR.
Łukasz Adamski
Autor jest historykiem i analitykiem politycznym. Badacz stosunków polsko-sowieckich i polsko-ukraińskich. Wicedyrektor Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, członek Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa
Mapa Wielkiego Księstwa Litewskiego: Jurij Koriakow, Wikimedia Commons, CC
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!