Połamane przez „nieznanych sprawców” krzyże, psy wyprowadzane przez okolicznych mieszkańców w miejscu masowego mordu, a nawet ludzie chyłkiem kopiący w poszukiwaniu złotych obrączek – do takich zdarzeń już na Kuropatach pod Mińskiem przywykliśmy. Ale to co już lada dzień ma tam nastąpić przypomina jakiś chory groteskowy teatr odbywający się za pełnym przyzwoleniem białoruskich władz.
Tuż obok uroczyska, na którym w latach 1937-41 sowieci wymordowali setki tysięcy niewinnych ludzi, powstaje właśnie olbrzymi kompleks rozrywkowy. Będzie tu restauracja na 400 miejsc, wielka sala bankietowa z sauną, dziecięcy park rozrywki i szereg zacisznych domków dla miłośników „bardziej intymnego” wypoczynku.
Tymczasem tuż obok pod ziemią spoczywają w masowych grobach ofiary egzekucji dokonywanych przez NKWD. Ile ich jest? Tego dokładnie nikt nie wie. Według oficjalnych danych białoruskich – kilkadziesiąt do stu tysięcy, według niezależnych historyków, w tym Zenona Paźniaka – od 100 tys. do 250 tys. Profesor Zdzisław Winnicki z Uniwersytetu Wrocławskiego podaje liczbę 250 tys., a brytyjski historyk Norman Davies twierdzi, że zamordowano tu nawet więcej niż ćwierć miliona osób, zarówno Polaków jak Białorusinów.
Zdaniem historyków, może tu spoczywać także 3872 Polaków z tzw. „białoruskiej listy katyńskiej” zamordowanych w kwietniu i maju 1940 r. Są tu także ofiary tzw. „operacji polskiej” NKWD i Polacy z zajętych przez sowietów przedwojennych Kresów zabici po roku 1940. Wśród ofiar najwięcej jest dawnych mieszkańców Mińska i Mińszczyzny. Na Kuropatach znaleziono przedmioty z napisami w języku polskim, medaliki Matki Boskiej Częstochowskiej i Matki Boskiej Ostrobramskiej, obuwie z dawnymi polskimi znakami firmowymi.
W białoruskich podręcznikach szkolnych temat Kuropat jest całkowicie przemilczany. Na miejscu zbrodni władze do dziś nie ustanowiły żadnego pomnika. Stoją tu jedynie proste drewniane krzyże postawione przez zwykłych ludzi – najczęściej potomków ofiar zbrodni i białoruskich opozycjonistów oraz krzyż Straży Mogił Polskich.
Niejednokrotnie krzyże te – za cichym przyzwoleniem milicji – były usuwane, łamane i bezczeszczone. Białoruskie władze negują też fakt istnienia białoruskiej listy katyńskiej, a niekiedy propagandziści Łukaszenki starają się nawet udowodnić, że zbrodni tej dokonali Niemcy. Trudno się zresztą temu dziwić w sytuacji kiedy dawni NKWD-ziści są nadal przedstawiani młodzieży w szkołach jako wzorce wychowawcze, zaś Feliks Dzierżyński jest czczony jako bohater narodowy.
Na początku naszego stulecia władze Mińska zbudowały przez skraj uroczyska obwodnicę miasta. Kilka razy doszło wtedy na Kuropatach do starć milicji z białoruską opozycją usiłującą nie dopuścić do tej profanacji.
Obecnie zaś tuż obok miejsca mordów będą się odbywały huczne zabawy w powstającym właśnie wielkim centrum rozrywkowo – bankietowym pod nazwą „Bulbasz Hall”. Trudno ocenić, czy działanie to jest jedynie wynikiem typowej dla władz i części społeczeństwa Białorusi bezmyślności historycznej, czy cynicznym działaniem łukaszenkowskich specjalistów od „ideologii państwowej”, dla których NKWD nadal jest świętością, a Polacy wrogami. Niezależnie od tego mamy nadzieję, że polskie władze nie pominą milczeniem i nie pozostawią bez reakcji tej bulwersującej dla rodzin ofiar sprawy.
Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!