Po 17 września 1939 roku Józef Mackiewicz, dziennikarz-reportażysta wileńskiego „Słowa” i początkujący literat znalazł się w Kownie – przypomina Kurier Wileński.
Już przed wojną należał do wąskiego grona publicystów i działaczy społecznych, którzy marzyli o reaktywowaniu niezależnego od Warszawy wielonarodowego Wielkiego Księstwa Litewskiego.
W roku 1938 na znak protestu przeciwko nacjonalistycznej polityce polskiego rządu na Kresach wschodnich demonstracyjnie przeszedł na prawosławie.
Teraz, w zmienionej sytuacji geopolitycznej, uznał, że nadarza się okazja do częściowego chociażby zrealizowania idealistycznych projektów. W tym celu nawiązał kontakt z redakcją wydawanego przez partię ludowców dziennika „Lietuvos žinios”, gdzie zamieścił ważkiej treści artykuł „My, Wilnianie” („Mes Vilniečiai”).
Ustalono, że artykuł ukaże się w dniu wkroczenia do Wilna wojsk litewskich. W rzeczywistości nieświadomie pośpieszono się o dwa tygodnie i artykuł opublikowano 14 października 1939, ponieważ Sowieci w ostatniej chwili przesunęli termin oddania miasta w ręce Litwinów, nie powiadamiając na czas władz kowieńskich.
Redakcja „Lietuvos žinios” poprzedziła tekst Mackiewicza wstępem pełnym komplementów pod adresem autora i stwierdzeniem, że „są jednak Polacy, którzy na sprawy polsko-litewskie zapatrują się tak jak Litwini i jak Litwini oceniają rzeczywistość polską”.
Artykuł zaczynał się od wspomnień osobistych sięgających roku 1915, kiedy to autor jako młody chłopiec był świadkiem wkroczenia do Wilna okupacyjnych wojsk niemieckich. Wówczas jedyną grupą mieszkańców, którzy entuzjastycznie witali nowych włodarzy miasta byli miejscowi Żydzi. Pozostali zachowywali z daleko posuniętą rezerwę.
Później Wilno nie jeden raz przechodziło z rąk do rąk i za każdym razem tylko część wilnian witała z radością wkraczające do miasta oddziały wojskowe.
Dopiero w październiku 1939 taki stan rzeczy miał się radykalnie odmienić.
Józef Mackiewicz pisał wprost: „Nigdy Wilno nie było tak zjednoczone w radości, jak dziś, gdy wkraczają do niego wojska litewskie”.
Pisał również o tym, że był uczestnikiem akademii w Kownie zorganizowanej z okazji odzyskania Wilna przez Litwinów:
„Zebrał się liczny tłum – Litwini i Polacy. Na wszystkich twarzach była widoczna radość, ale kto wie, czy nie Polacy cieszyli się więcej, bo właśnie Polacy najgłośniej, najsilniej wyrażali swe uczucia”.
Autor oceniał również najnowszą historię Polski: „Złym duchem Polski był Piłsudski, który wmówił w Polaków »mocarstwowość«, polegającą na wygłaszaniu patetycznych haseł, za którymi kryła się małość i głupota. Wszystko w Polsce Piłsudskiego było oparte na kłamstwie i bladze”. Artykuł Mackiewicza, czytany w dużych fragmentach także w litewskim radiu, wywołał wśród Polaków falę oburzenia.
Nieprawdziwe okazały się stwierdzenia, że wileńscy Polacy są zachwyceni wkroczeniem do ich miasta wojsk litewskich. Po latach przyznawał to nawet sam autor.
Najmocniej protestowali oficerowie Wojska Polskiego internowani w obozach na Litwie. Wielu z nich pochodziło z Wilna. Oficerowie umieszczeni w obozie w Połądze zredagowali zbiorowy protest i doręczyli go autorowi artykułu. W odpowiedzi udzielonej na łamach prasy Mackiewicz potraktował ich jako warchołów z obozu, którzy przyczynili się do klęski Polski. Zadowolony z postawy publicysty, rząd litewski zrewanżował się, udzielając mu koncesji na wydawanie w Wilnie polskojęzycznej „Gazety Codziennej”.
Na jej łamach Mackiewicz usiłował rozwijać koncepcje powrotu do tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego. Napotkał jednakże na zdecydowany opór ze strony litewskiej cenzury urzędowej. Prędko okazało się bowiem, że w dobie rozkwitu państw narodowych zamiary takie skazane są na niepowodzenie.
Po latach, już na emigracji, Józef Mackiewicz tak relacjonował przebieg rozmów z litewskimi nadzorcami prasowymi: „Dążeniem pana jest obalenie ustroju istniejącej Republiki Litewskiej. A właściwie w ogóle jej unicestwienie drogą włączenia jako prowincji do jakiegoś zupełnie obcego tworu państwowego”. Podobnie rzecz oceniał współpracujący z „Gazetą Codzienną” Czesław Miłosz.
W roku 1989 na łamach paryskiej „Kultury” wspominał: „Bez ustanku masakrowana i oskarżana przez Litwinów o tendencje wywrotowe (bo co to za podstępne gadania o Wielkim Księstwie?) »Gazeta Codzienna« dała początek potępieńczym swarom, w których niejawnym zarzutem przeciwko niej była »kolaboracja z okupantem«. Czyli Mackiewicz wykazał talent do takiego ustawiania się, żeby być bitym przez obie strony. Miało się to powtórzyć później”.
13 kwietnia 1940 Mackiewicz pod naciskiem władz litewskich ustąpił ze stanowiska redaktora naczelnego „Gazety Codziennej”. Niebawem odebrano mu również koncesję na wydawanie tego dziennika. Na tym jednakże sprawa nie skończyła się. Polskie kręgi opiniotwórcze zapamiętały postawę Józefa Mackiewicza na długo. Przyczyniły się do tego w znacznie większym wymiarze zarzuty dotyczące rzekomej kolaboracji pisarza z okupantem hitlerowskim, wzmocnione jego nieprzejednaną krytyką strategii obranej przez Armię Krajową.
W roku 1945 Józef Mackiewicz przebywał we Włoszech, gdzie stacjonowała armia generała Andersa. Jej żołnierze pochodzili w większości z Kresów wschodnich. Wielu z nich pamiętało jeszcze artykuł w „Lietuvos žinios” i redagowanie ugodowej wobec Litwinów „Gazety Codziennej”.
We Włoszech wydawano wówczas polskie gazety i Józef Mackiewicz jako zawodowy dziennikarz zaczął z nimi współpracować. Prędko jednakże trafił pod Sąd Honorowy Syndykatu Dziennikarzy Polskich „Włochy”, od orzeczenia którego zależał jego dalszy byt jako dziennikarza polskiego.
Odnosząc się do kwestii artykułu zamieszczonego w „Lietuvos žinios” Mackiewicz udowadniał, że jego oryginalny tekst polski został w wielu miejscach niewłaściwie przetłumaczony, że pewne fragmenty usunięto, a inne przekształcono pod względem treści. Mackiewicz nie znał języka litewskiego i łatwowiernie zawierzył litewskim wydawcom. Ponadto autor twierdził, że gazeta „Lietuvos žinios” była spośród gazet litewskich stosunkowo najprzychylniej ustosunkowana do Polski.
Zaprzeczał także, że jakoby na łamach „Gazety Codziennej” określił oficerów WP internowanych w Połądze mianem „warchoły”. Niejako w odpowiedzi, w liście prywatnym skierowanym do Mackiewicza, jego dawny kolega z wileńskiego „Słowa” doktor Walerian Charkiewicz, który akurat dobrze znał język litewski, napisał, że „w »Lietuvos žinios« ukazywały się paskudne artykuły antypolskie”. W dniu 3 września 1945 Sąd Honorowy Syndykatu Dziennikarzy Polskich obradujący w Rzymie wydał wstępną uchwałę stwierdzającą, iż sam fakt opublikowania omawianego artykułu, popierającego dążenia litewskie do zagarnięcia części terytorium polskiego i co najmniej ostro krytykującego politykę państwa polskiego, należy uznać za karygodny.
Ostateczny wyrok w tej sprawie Sąd Honorowy wydał 12 listopada 1945, wymierzając Mackiewiczowi karę nagany. Kara taka nie eliminowała wprawdzie z członkostwa Syndykatu Dziennikarzy Polskich, niemniej wydawcy ukazującej się we Włoszech gazety wojskowej „Orzeł Biały” zerwali z Mackiewiczem i jego żoną, dziennikarką Barbarą Toporską dalszą współpracę.
W liście do Waleriana Charkiewicza z dnia 11 lutego 1946 Józef Mackiewicz żalił się: „Ja pisząc do Pana ten list, już trzeci dzień nie jadłem obiadu(…). Zostałem razem z żoną usunięty i wyrzucony poza nawias życia polskiego. Grozi mi ostateczna i ordynarna nędza(…). Cały okres okupacji niemieckiej pod Wilnem żyłem w wielkiej biedzie, co mogą stwierdzić moi najbliżsi sąsiedzi”.
To ostatnie zdanie dotyczyło, co warto wyraźnie podkreślić, oskarżeń o kolaborację z hitlerowcami, gdyż ta sprawa summa summarum interesowała polską społeczność emigracyjną znacznie bardziej niż współpraca pisarza z władzami litewskimi. Ówczesne swoją sytuację Józef Mackiewicz jako przyrodnik z wykształcenia opisał w liście do przyjaciela: „Jest jedno prawo w naturze: indywiduum odróżniające się od ogółu jest przez ten ogół zabijane. Jeżeli wróbel albinos pojawi się na dachu, wszystkie inne wróble usiłują go jak najprędzej zadziobać”.
Dzisiaj w Polsce Józef Mackiewicz, chociaż do końca życia wegetujący na marginesie głównego nurtu emigracji polskiej na Zachodzie, jest za sprawą swojego wielkiego talentu literackiego powszechnie doceniany i honorowany. Zmarły kilka lat temu historyk profesor Paweł Wieczorkiewicz twierdził, że nawet Wojciech Jaruzelski za czasów swoich rządów uważał Mackiewicza za najwybitniejszego współczesnego pisarza i publicystę historycznego, chociaż zabraniał wydawać w kraju jego książek.
Na Litwie natomiast sprawa przedstawia się zgoła inaczej.
Zarówno współcześni Litwini, jak i miejscowi Polacy nie przywiązują do postaci oraz twórczości Józefa Mackiewicza większej wagi. W praktyce pozostaje on nadal pisarzem nieznanym, a wszelkie próby trwalszego upamiętnienia jego postaci w postaci chociażby tablicy pamiątkowej, napotykają na mur obojętności z obydwu stron, o czym namacalnie przekonał się piszący te słowa. Nie po raz pierwszy okazuje się, że jeżeli czyjeś poglądy radykalnie rozmijają się z odczuciami i pragnieniami większości społeczeństwa, osoba taka musi się liczyć z losem wróbla albinosa.
Krzysztof Jeremi Sidorkiewicz
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!