Stosowane powszechnie przez 20 lat. Dawno skompromitowane i nie mające historycznego pokrycia w faktach. Więc używane coraz rzadziej. A jednak nadal spotykane, gdyż – jak mówił Goebbels – kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą.
Prawda o zbrodniczości OUN-UPA była i nadal jest niewygodna dla uprawiania „polityki miłości” przez wielu polskich działaczy publicznych i dziennikarzy. Szczególnie przez niektóre „autorytety” i „ekspertów” w dziedzinie stosunków polsko-ukraińskich. Wiele bzdur, które ci ludzie powtarzali po 1989 roku niejednokrotnie, zdążyło się już nieco zdezaktualizować, a część z nich również skompromitować. Ale są tacy, dla których czas się zatrzymał. Niestety, część młodszego pokolenia zdążyła już te propagandowe głupoty wchłonąć, uznając je za dogmat.
W ciągu 20 lat istnienia III RP nie jeden raz ludobójstwo wołyńsko-małopolskie obejmowano medialną cenzurą. Niegdyś, w czasach Polski Ludowej, chcąc opublikować jakąkolwiek książkę naukową uczony musiał w niej umieścić słowo „Lenin” oraz wspomnieć o „osiągnięciach nauki radzieckiej”. Od 1989 roku wśród wielu „uznanych” autorów piszących o banderowskich zbrodniach obowiązywał podobny kanon: wszelką wzmiankę na temat tego ludobójstwa należało opatrzyć zastrzeżeniem, z którego wynikałoby bezpośrednio lub pośrednio, że „byliśmy nie lepsi”, a przynajmniej „my też nie byliśmy bez winy”. Zebrałem co najmniej kilkanaście powtarzających się technik tej manipulacji. Opiszę tylko kilka z nich – te, które w mediach i publicznych wypowiedziach pojawiają się najczęściej.
Pierwsza manipulacja: przeciwstawienie zbrodniom ukraińskim operacji „Wisła”. Zapytajmy więc: czy wysiedlenie ludności ukraińskiej może być porównywalne z brutalnym masowym mordowaniem? Nie. Takie zestawienie to intelektualna podłość. Tym bardziej, że wysiedlenie było przecież konsekwencją szalonej i zbrodniczej działalności ludzi z tej samej organizacji, która dokonała owego ludobójstwa.
Druga manipulacja: każdą zbrodnię UPA trzeba opatrzyć wzmianką lub dopiskiem, że polskie odwety były „nie mniej brutalne”. Dzięki temu czytelnik może sądzić, że „obie strony” (takiego wyrażenia się używa, ale czy motłoch rozpruwający brzuchy ciężarnym matkom rzeczywiście jest „stroną”?) robiły to samo. Jest to zwykłe kłamstwo. Owszem, polskie podziemie uciekało się do działań odwetowych – niekiedy nie dało się zapanować nad ludzką rozpaczą i chęcią zemsty. Ale to były wyjątki, a dla ukraińskich nacjonalistów mord na Polakach stanowił programową podstawę ich polityki, regułę.
Samych tylko Polaków UPA wymordowała co najmniej 120 tysięcy, na ogół w sposób sadystyczny. W tym samym czasie Armii Krajowej, Narodowym Siłom Zbrojnym i różnym formacjom komunistycznym zarzuca się 15 tys. ofiar. Ale to liczba mało prawdopodobna – są tu bowiem doliczane ukraińskie ofiary UPA, których nikt nie oszacował. Najprawdopodobniej było to kilka tysięcy. Skala odwetu jest nieporównywalna do ogromu pierwotnej zbrodni.
Trzecią techniką medialnego równoważenia zbrodni OUN-UPA na Polakach jest opowiadanie o „przewinach II RP wobec Ukraińców” i „fatalnej, nietolerancyjnej polityce wobec mniejszości w II RP”. Technika dość skuteczna, gdyż opiera się na nikłej wiedzy większości społeczeństwa o tych czasach i chwytliwym stereotypie o burzeniu przed wojną cerkwi prawosławnych na Chełmszczyźnie. W tym kontekście zwykło się pisać o strasznych szykanach, które cierpieli jakoby Ukraińcy w II RP. Te „grzechy” polskiej polityki międzywojennej przyjmuje się niemal za dogmat, a przecież są one bardzo dyskusyjne. Jeśli przyczyną ukraińskich zbrodni była wcześniejsza zła polityka narodowościowa to czemu nie nastąpiły one tam, gdzie Ukraińcy cierpieli rzeczywisty – dosłownie fizyczny – narodowościowy ucisk, czyli na terenach będących przed wojną pod władzą ZSRR? Tam w czasie II wojny nikt nie rzucił się z nożami na kobiety i dzieci. Więc może faktyczna przyczyna zbrodni na Wołyniu była inna niż owe „przewiny II RP”?
Kolejnym sposobem zacierania prawdy o zdrodni jest używanie w przekazach medialnych eufemistycznych sztamp, byle tylko nie nazywać rzeczy po imieniu. „Tragiczne wydarzenia” (jak w przypadku powodzi albo wybuchu wulkanu), „tragedia wołyńska” (równie dobrze można by tak określić wypadek lotniczy czy autobusowy, przy czym zawężający terytorium zbrodni wyłącznie do Wołynia), „antypolska akcja” (może chodziło tylko o wybijanie szyb Polakom, albo pisanie antypolskich haseł na murach?). Takie sformułowania płyną w polskim medialnym mainstreamie do dziś. Nie usłyszymy tu zbyt często słów: „zbrodnia”, „czystka etniczna”, „mordy”, „ludobójstwo”, a przecież nawet one są za zbyt słabe, by określić to czego dokonała OUN-UPA na bezbronnej ludności cywilnej.
Jak to działa na czytelnika? Na przykład tak: „Ukraińcy” mordowali, ale to samo robili przecież i „Polacy” – mamy fasadową równowagę. Co więcej: państwo polskie, a więc „Polacy”, męczyli wcześniej swoją polityką „Ukraińców”. Nie tylko więc jedni i drudzy robili to samo, ale tak naprawdę to „Polaków” obciąża wina za to co zrobili im potem „Ukraińcy”. Na tym nie koniec: kiedy już wszystko miało się ku „szczęśliwemu zakończeniu”, a nawet rzekomo AK pojednała się z UPA, to „Polacy” (tym razem rozumiani jako polscy komuniści) dokonali zdradziecko brutalnej deportacji niewinnej ukraińskiej ludności w ramach akcji „Wisła”. Zabrali jej domy, powsadzali do bydlęcych wagonów i rozdzielili Ukraińców po całej Polsce, rozbili więzi rodzinne i narodowe.
Z takiego przekazu informacyjnego wynika, że „jedni i drudzy” są tak samo winni. Może winni są trochę ukraińscy szowiniści, ale i „polskie przewiny” miały znaczenie, a tak naprawdę to „Polacy” byli dużo gorsi. I kiedy już tak sobie zrównoważymy te winy to w zasadzie nie ma o czym mówić i czego sobie dalej wypominać, nie ma o czym „pamiętać”. No, może co najwyżej „trzeba pamiętać, ale…”. Ale w zasadzie pamiętać nie warto.
Aleksander Szycht
2 komentarzy
józef III
29 grudnia 2013 o 23:08święte słowa …
Patriotka
26 marca 2014 o 05:55OBY TYLKO NASZE WSPÓŁCZESNE POKOLENIA NIE DOŚWIADCZYŁY NA SOBIE UKRAIŃSKIEGO LUDOBÓJSTWA, PONIEWAŻ DZISIEJSI UKRAIŃSCY POTOMKOWIE CZŁONKÓW OUN-UPA POPIERAJĄ NACJONALISTYCZNE IDEE STEPANA BANDERY…POMORDOWANI POLACY NIE UPOMNĄ SIĘ O SWOJE NAJWAŻNIEJSZE PRAWO -PRAWO DO ŻYCIA, KTÓRE IM ODEBRANO W BESTIALSKI SPOSÓB.STANOWISKO W TEJ SPRAWIE ELITY RZĄDZĄCEJ JEST OBURZAJĄCE I NIEZROZUMIAŁE. TYLKO PRAWDZIWY POLAK PATRIOTA POTRAFI DOSTRZEC RÓŻNICE…A NIE MARIONETKI POCIĄGANE ZA SZNURKI NA USŁUGACH UN.POZDRAWIAM WSZYSTKIE OSOBY, KTÓRE DOŚWIADCZYŁY EKSTERMINACJI LUDNOŚCI POLSKIEJ NA KRESACH WSCHODNICH ORAZ ICH RODZINY.