
Ilustracja: AI
Bledną przy tym zapowiedzi Putina, że Rosja może walczyć nawet 20 lat.
Jeżeli wojska rosyjskie będą nacierać w takim tempie, jak w ostatnim czasie i ponosić takie jak obecnie straty, zajęcie całej Ukrainy zajmie im 230 lat i będzie kosztować ponad 100 mln zabitych żołnierzy – obliczyli eksperci w Forbes.
Publicysta Dmitrij Koleziew zastrzega, że takie liniowe prognozy nie mogą być oczywiście precyzyjne, bo sytuacja na polu walki zmienia się zwykle skokowo, na przykład gdy nagle załamuje się front lub obrona dużych miast.
Tym niemniej widać ewidentnie, że imperialne ambicje Putina – jeśli nadal chciałby je w pełni zrealizować – pochłonęłyby niewyobrażalną wręcz ilość jego wojska i trwałoby to bardzo długo. “Straszy, że jest gotów walczyć nawet 20 lat? A co powie na 230 lat?” – pyta ironicznie dziennikarz.
Obecna sytuacja na linii frontu wcale nie jest jednak taka świetna dla Ukrainy – zastrzega ekspert. W marcu – kwietniu Rosjanie zajęli wprawdzie tylko 300 km2 terenu, ale stan na 19 maja wskazuje na ich kolejne postępy – wynika z mapy analityków z DeepState.
Armia rosyjska już niemal całkowicie wyparła Ukraińców z rosyjskiego obwodu kurskiego i otworzyła nowy front w obwodzie sumskim. Ponadto wzrósł nacisk Rosjan w Donbasie, szczególnie pod Pokrowskiem.
Jeśli to miasto padnie, wróg otworzy sobie drogę na obwód dniepropietrowski. O ile jeszcze na początku maja rosyjskie z-kanały wojenne narzekały, że pod Pokrowskiem od dawna nie ma żadnych postępów, to obecnie Rosjanie “liczą już ostatnie kilometry do granicy Donbasu z tym obwodem”.
Alarmujące dla Ukrainy wieści napływają też z rejonu Kupiańska w obwodzie charkowskim. Wokół miasta powoli zaciskają się rosyjskie “kleszcze”, a czołowy ukraiński korespondent wojenny Jury Butusow nie wyklucza, że jeśli sytuacja rozwinie się tam niepomyślnie, Ukraińcy będą musieli oddać to miasto i jego okolice.
Oczywiście byłoby kłamstwem stwierdzenie, że Rosja nagle dokonała jakiegoś “przełomu” na froncie, a armia ukraińska jest bliska załamania. Tak – oczywiście – nie jest. Rosjanie nadal nacierają o wiele wolniej, niż jeszcze jesienią 2024, a olbrzymie straty jakie przy tym ponoszą są kompletnie nieproporcjonalne do skromnych zdobyczy terytorialnych.
Również Bloomberg twierdzi, powołując się na anonimowe źródła w Moskwie, że nawet rosyjskie Ministerstwo Obrony nie wierzy, iż przerwanie ukraińskich linii do końca tego roku jest w ogóle realne. Jaki więc sens kontynuować w tej sytuacji wojnę kosztem tak wielkich strat?
Powód jest prosty: Putin i jego otoczenie to ludzie, którzy mentalnie tkwią gdzieś na przełomie XVIII-XIX wieku. Ich sposób myślenia przypomina dawnych carów. Są gotowi zażarcie walczyć o jakieś kolejne piksele na mapie i nie ma dla nich żadnego znaczenia, że te tereny nie mają już wartości – księżycowy pejzaż zrujnowany wojną i miasta-widma, które już nigdy się nie podniosą.
Nowe terytoria nie są dla nich bowiem źródłem jakichś spodziewanych korzyści, ale mają być dowodem ich “geopolitycznej potęgi”. “Skoro ziemi nam przybywa, to znaczy, że jesteśmy silni i inni muszą się z nami liczyć” – tak najkrócej można ująć to, co Putin ma w głowie. I za to jest gotów wysłać na śmierć kolejne dziesiątki i setki tysięcy ludzi – pisze publicysta.
Zobacz także: Tego Putin nie dostaniesz! Polskie służby przechwyciły ważny ładunek.
KAS
1 komentarz
Ksiądz
20 maja 2025 o 14:54Hmmm, a ciekawe ile czasu Ukraina wytrzyma kolejne ofensywy???????