
Collage /screen
Kołchoźnicy powymierali, reszta uciekła do miast, albo do Polski, to kto ma sadzić?
W wielu sklepach w białoruskim Mińsku ustawiają się długie kolejki po ziemniaki, których ciągle brakuje na rynku. Wystarczyło, że w jednym z marketów “rzucili” trochę tańsze kartofle, żeby natychmiast ustawił się wielki ogonek. Ludzie wyrywali sobie ostatnie worki, a ci dla których zabrakło – głośno pomstowali i z zawiścią patrzyli na tych, którzy odjeżdżali z kilkoma workami na raz.
Nagranie “kartoflowego pędu” w sklepie “Green” zamieścił jeden z białoruskich blogerów. “To jakieś głodowe igrzyska. Udało mi się kupić trzy worki i czuję się jak zwycięzca na olimpiadzie” – mówi.
Obok jakaś kobieta nie chce odejść “bo jej powiedzieli, że kartofle są na zapleczu”. A najgorsze, że “dla sąsiadów starczyło, a dla mnie zabrakło”. “Złożę skargę!” – grozi. “Nie ma już ziemniaków, może rzucą dopiero we wtorek” – opędza się zszokowana kasjerka.
Przypomnijmy, że kilka miesięcy temu na Białorusi zabrakło kartofli, gdyż masowo wykupiły je firmy z Rosji. Podobnie było z cebulą, marchwią i kapustą. Aleksander Łukaszenka oburzał się wtedy, że obywatele sami nie mogą sobie wyhodować ziemniaków. Potem oskarżył sprzedawców o “kartoflowy spisek” i wydał dekret o odpowiedzialności karnej za brak ziemniaków w sklepach.
@andrei_sibir_tiktok_hits ✅ КАРТОФЕЛЬНЫЙ БУМ В БЕЛАРУСИ 👍 #андрейсибирь #картофельныйбум #картошка #картофель #смехдослез
Zobacz także: Chiny wściekłe! Polska ujawniła, że Łukaszenka robi im za plecami “szczurzy interes”.
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!