W koalicji Bidziny Iwaniszwilego wrze. Nie ma zgody na to, żeby prezydenta kraju powoływał parlament. Koalicjanci chcą też samodzielnie startować w wyborach lokalnych, mają swoich kandydatów na prezydenta i, o zgrozo!, nie wszyscy chcą zbliżenia z Rosją.
Bidzina Iwaniszwili odwołał szefa resoru obrony Iraklego Alasanię z funkcji pierwszego wicepremiera. Panowie mieli „trudną rozmowę”, bo Alasania oraz jego partia Wolni Demokraci chcą prezydenta z wyborów powszechnych i systemu prezydenckiego z nadzorem parlamentu.
Tymczasem kompani Iwaniszwilego zgłosili inicjatywę, by głowę państwa wybierał parlament i proponują system parlamentarny z marginalną rolą prezydenta.
Alasania, który już wcześniej sygnalizował, że wystartuje w październikowych wyborach prezydenckich, przyznał w wywiadzie telewizyjnym, że miał na ten temat „trudną rozmowę” z premierem. Po niej stracił funkcję.
Minister obrony Gruzji nie jest już więc wicepremierem, bo chciał zostać prezydentem, ale na tym nie koniec kłopotów „Gruzińskiego Marzenia”.
Inne należące do koalicji Iwaniszwilego partie chcą w wyborach lokalnych startować samodzielnie. Myślą też o wystawieniu własnych kandydatów w wyborach prezydenckich.
„Gruzińskie Marzenie” to mieszanka wielu partii politycznych i polityków bezpartyjnych. Nie wszyscy popierają rosyjski kurs Iwaniszwilego. Do zwolenników polityki prozachodniej należą m.in. partia Nasza Gruzja-Wolni Demokraci i Partia Republikanów. Nie są fanami czystki w dyplomacji, z której usuwani są ambasadorowie prozachodniej polityki Gruzji działający na rzecz jej wejścia do NATO.
Kresy24.pl
Czytaj również: Prezydenta Gruzji naród już nie wybierze?
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!