
Robert Czyżewski .facebook.com/robert.czyzewski.102
Były dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie Robert Czyżewski, opublikował poruszający wpis dotyczący symbolicznego gestu, który miał miejsce podczas pożegnalnej wizyty prezydenta Andrzeja Dudy na Ukrainie. Chodzi o przekazanie prezydentowi Wołodymyrowi Zełenskiemu kopii sztandaru oddziału Edmunda Różyckiego – historycznej jednostki walczącej w Powstaniu Styczniowym, której barwy łączyły polskie i ukraińskie symbole narodowe.

Prezydent Andrzej Duda podarował prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełeńskiemu kopię sztandaru. Fot: facebook.com/robert.czyzewski.102
Czyżewski, który sam miał swój udział w przywróceniu tej relikwii zbiorowej pamięci, opowiada historię sztandaru, jego odkrycia i drogi do Kancelarii Prezydenta Ukrainy. Wpis, choć bardzo osobisty, stawia szersze pytania o wspólną historię, pamięć i to, czy symboliczne gesty mogą realnie budować mosty między narodami.
Poniżej pełna treść jego refleksji – opowieść o sztandarze, który być może właśnie otrzymał swoje drugie życie.
Mam ten honor, że w pewnej mierze przyczyniłem się do tego gestu, więc pozwolę sobie w tej sprawie na kilka słów.
Kilkanaście lat temu robiłem razem z Rafałem Dzięciołowskim (Rafał Dzięciołowski) wystawę poświęconą ukraińskim aspektom Powstania Styczniowego. W przedwojennej książce natknąłem się wtedy na czarno-białą fotografię sztandaru oddziału Edmunda Różyckiego. Z jednej strony widniał na nim polski orzeł i napis po polsku, a z drugiej – kijowski Archanioł Michał i napis po ukraińsku. Podpis pod zdjęciem wskazywał na krakowskie muzeum, ale…
Pomimo usilnych starań nie udało mi się wtedy przebić przez muzealną biurokrację: „A czy to na pewno u nas?”, „A może zniszczony podczas wojny?”, „A jaka jest katalogowa sygnatura?”…
Kiedy już byłem dyrektorem Instytutu Polskiego w Kijowie i zbliżała się kolejna okrągła rocznica powstania, zwróciłem się o pomoc w tej sprawie do Muzeum Historii Polski (za wsparcie jestem tu niewymownie wdzięczny Robertowi Kostro – Robert Kostro). Sprawa ruszyła do przodu dzięki energii i prawdziwemu entuzjazmowi Wojciecha Kalwata (Wojtek Kalwat), który odnalazł w Krakowie ów wypłowiały sztandar i polecił wykonać kopie – od razu… dwie. Ta druga miała trafić na Ukrainę jako dar. I tak znalazła się w Kancelarii Prezydenta (tu trzeba zaznaczyć jednoznaczne zaangażowanie i determinację ministra Wojciecha Kolarskiego – Wojciech Kolarski).
Czy prezydent Ukrainy i jego kancelaria zrozumieli gest? Zakładam, że niekoniecznie – w obecnej sytuacji wojny i w momencie, gdy Polska znowu stała się dla Ukrainy państwem drugoplanowym…? Czy, nie będąc historykami, nie zobaczyli w sztandarze jakiejś aluzji do naszych historycznych pretensji?
Może sztandar „utonie” w magazynie z prezentami? A może jednak trafi do jakiegoś ukraińskiego muzeum? Może (ale to byłby szczyt marzeń) zostanie przekazany którejś z ukraińskich brygad (może tej wyposażonej w nasz sprzęt?), która przyjmie zaszczytne imię „Bohaterów Powstania 1863 roku”…?
Jeśli skończę post w tym miejscu, to oprócz zwyczajowych niechętnych komentarzy spotkam się też z niezrozumieniem, więc trochę historii:
Powstanie Styczniowe było ostatnią próbą odbudowy Rzeczpospolitej w jej historycznym kształcie. Ponieważ w tym czasie trwała budowa nowoczesnych narodów (nabywanie narodowej świadomości przez ludowe masy), powstańcy stający do boju próbowali wezwać do wspólnej walki chłopów – nie tylko polskich, ale też litewskich, białoruskich i ukraińskich. W znacznej części przypadków nie było w tym cynizmu, lecz szczere uznanie suwerenności ludu i szacunek dla jego etnicznej odrębności. Chyba najlepszym przykładem jest tu Wincenty Konstanty („Kastuś”) Kalinowski i jego stosunek do białoruskości.
Współcześni litewscy i białoruscy patrioci uważają powstanie 1863 roku za własne, ale na Ukrainie wciąż jest ono (zgodnie z rosyjską propagandą) „polskim powstaniem”. Tak było, ale właśnie to powoli się zmienia…
Wydarzenia 1863 roku idealnie nadają się na element naszej wspólnej pamięci. Fakt, że ukraińscy chłopi nie poparli powstania, jest sprawą bolesną, ale nie przesądzającą (polscy chłopi w swojej masie też powstania nie poparli – o czym tak dobitnie pisze Żeromski). Pytanie, jakie powinniśmy sobie postawić, brzmi: „Kogo z ówczesnych powstańców uznamy za Ukraińca?”, a nie: „Jaki odsetek ówczesnych Ukraińców walczył w powstaniu?”. Powinniśmy cały czas pamiętać, że ogromna większość ludu była w tym czasie nieświadoma narodowo.
Od lat problem w polsko-ukraińskim dialogu historycznym polega na tym, że koncentrujemy się na tym, co w krwawy sposób nas dzieli. Polityka historyczna między dwoma państwami powinna polegać na poszukiwaniu tego, co łączy, a my co…?
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego przyjaźń polsko-węgierska trwa mimo krwawego najazdu Węgrów na Polskę w XVII wieku? Czemu jest tak mocna mimo sojuszu króla węgierskiego z Krzyżakami w okresie Grunwaldu? Jest tak, bo mamy „do pamiętania” sprawy inne – sprawy, które nas zbliżają. W relacjach polsko-ukraińskich wielu dba o to (i to nie tylko Rosja), aby Polacy i Ukraińcy pamiętali sobie jedynie wzajemną wrogość…
Sztandar…? On sam to tylko epizod… Jednym z projektów, jakiego nie zakończyłem, była seria kart do gry poświęcona Powstaniu 1863 roku; waletem pik miał tam być kawalerzysta Różyckiego (taki jak z zachowanych we Lwowie fotografii). Może i na to kiedyś przyjdzie czas…
Robert Czyżewski
Źródło: Facebook
1 komentarz
LT
30 czerwca 2025 o 12:03Tak dlugo,jak dlugo beda staly na Ukrainie pomniki bandytow z UPA
Przyjazni pomiedzy naszymi narodami nie bedzie!
Zaden normalny Polak tego nie zaakceptuje.