To czy na obecnym etapie konfliktu Rosja może być uważana za stronę wygrywającą czy przegrywającą zależy jak zinterpretuje się realne cele rosyjskiej inwazji.
Jeśli Rosja miała za cel szybkie zdobycie Kijowa, głównego ośrodka politycznego i miasta usytułowanego w centrum kraju, to od kilku dni obserwujemy oczywiste spowolnienie, czy nawet załamanie się rosyjskiej ofensywy. Jest to tak zaskakujące, że nawet pojawiają się głosy, jak np. gen. Skrzypczaka, że możemy już przewidywać zwycięstwo strony ukraińskiej. Nieudolność armii rosyjskiej, na pewnych odcinkach, może faktycznie zastanawiać. Lecz należy pamiętać, że to dalej Rosja prze do przodu a Ukraina przede wszystkim się broni. I z każdym dniem na coraz mniejszym terenie.
Po trwającej już tydzień ofensywie nie udało się Rosji opanować żadnej dużej metropolii poza Chersoniem. Jednak, że właśnie to miasto wpadło w ręce Rosjan ma bardzo duże znaczenie. Dalej pod ostrzałem, w stanie oblężenia pozostają Charków, Czernihów i Kijów.
Jeśli faktycznie celem Kremla było szybkie zdobycie Kijowa, opanowanie ważnych ośrodków miejskich i ewentualne wymuszenie politycznych ustępstw czy nawet zmiana władz na Ukrainie to wydaje się, że na chwilę obecną Rosja zarzuciła tę taktykę. O ile kiedykolwiek był to jej główny cel. Czy obserwowane obecnie bombardowanie dużych miast i powolne przesuwanie się rosyjskich wojsk to nowa taktyka czy raczej dowód braku energii, efekt poniesionych strat, ogólne osłabienie woli?
Dwa fronty
Aby to ustalić trzeba trochę oddalić się od północnych terenów Ukrainy. Gdy pod Kijowem i Charkowem dostrzega się spowolnienie ofensywy, to na południu przebiega ona bez zakłóceń. Pochód na Mariupol jest nieprzerwany i realne jest, by w ciągu kilku dni Moskwa przejęło kontrolę nad miastem. Rosja otwiera już nowy front w okolicach Odessy w kierunku południo-zachodnim. Za chwilę więc po zdobyciu pełnej kontroli nad wybrzeżem Morza Azowskiego rosyjskie wojska skierują się na Naddniestrze (okupowana część Mołdawii), które tylko przypadkiem właśnie zaktywizowało się na arenie międzynarodowej. Obecnie więc mamy dwie zupełnie różne opowieści o rosyjskiej interwencji. Na północy stagnację, spowolnienie, a nawet próbę kontrofensywy ukraińskiej, na południu z kolei okupację nowych terenów.
Szczegóły rosyjskiej operacji wojskowej (dziś już to wiemy) zostały w grudniu 2021 r. ujawnione przez „The Washington Post”; w artykule opierającym się na raportach wywiadu amerykańskiego gazeta ta podała szczegóły realizowanego obecnie scenariusz działań wojennych. Zgadzała się w przybliżeniu data ataku, gazeta podawała luty 2022, oraz że w działaniach weźmie udział Białoruś. Atak na Ukrainę, jak przewidywał artykuł, nastąpił z wielu punktów z użyciem znacznych sił militarnych. Dlatego gdy Putin mówi, że wszystko przebiega z planem, w tym przypadku, niestety, trzeba mu wierzyć.
Także, jak podają media, 2 marca podczas spotkanie białoruskiej Rady Bezpieczeństwa Łukaszenka miał (przez przypadek?) ujawnić mapę wskazującą najbliższe planu ofensywy rosyjskiej; jest to między innymi desant w okolicy Odessy oraz ofensywa z Donbasu w kierunku Dniepru. Ujawnione zostało także zgrupowanie wojsk białoruskich w okolicach Brześcia. Stąd należy wnioskować, że Rosja nie przeszła jeszcze do pełnej ofensywy. Że jest to tylko wstępna faza.
Cele geopolityczne i polityczne
W wojnie tej Rosja zdaje się realizować dwa cele; jest twardy, konkretny cel geopolityczny i długofalowy cel polityczny. Ten pierwszy realizowany jest na południu, jest on celem głównym tej wojny. Nie znaczy to, że atak na Kijów i inne miasta na północy to działania pozorowane, przeczy temu liczba użytych w nich sił, lecz dla Rosji związanie dużej liczby wojsk ukraińskich obroną stolicy pozwala jej bez większych przeszkód zdobywać nowe przyczółki. A ziemię raz zajęte przez rosyjskiego żołnierza będzie Moskwie trudno odebrać.
Co jest tym celem bezpośrednim? Opanowanie terenów na północ od Krymu, jako jego zaplecza, połączenie go z Donbasem poprzez pas między Melitopolem a Mariupolem, co już jest praktycznie zakończone. A następnie ofensywa z Chersonia poprzez Mikołajów (obecnie oblegany) i dalej w kierunku Odessy i Naddniestrza. Oceniając obecny szybkość przesuwania się wojsk rosyjskich w ciągu tygodnia do 10 dni wojska rosyjskie dojdą do Mołdawii. Odessa pewnie nie będzie zdobywana, lecz czeka ją los podobny do Kijowa. Stąd też odpowiedź na pytanie czy Rosja przegrywa czy wygrywa, staje się mniej oczywiste.
Dla ścisłości trzeba dodać, że obecnie ofensywa na Mikołajów została przez Ukraińców odparta. Lecz jeśli Rosja zakończy zdobywanie Mariupola będzie miała możliwość przerzucenia na zachód nowych sił.
Cel polityczny jakim mogło być, jak powszechnie się zakłada, zmiana polityki Ukrainy jest trudno- jeśli w ogóle osiągalny. Trudno uwierzyć by realnie Putin i jego akolici uwierzyli, że da się wejść do Kijowa i zainstalować w nim nowego pro-rosyjskiego przywódcę. Jeśli taki scenariusz był rozpatrywany to raczej w wersji, gdzie obecny rząd w Kijowie w obliczu zniszczeń i strat ludnościowych godzi się na warunki polityczne Kremla. Obecne działania wojenne prowadzone na północy Ukrainy, bombardowanie i niszczenie głównych ośrodków miejskich, czy używając przenośni: wykrwawianie Ukrainy. nie jest aktem desperacji, tylko przemyślaną taktyką. Pytanie jak długo wsparcie Zachodu starczy na podtrzymanie możliwości obronnych Kijowa.
Tym samym celem politycznym Rosji może być raczej nie tyle „zneutralizowanie” Ukrainy, co w znacznej mierze wyeliminowanie jest jako kraju znaczącego militarnie, gospodarczo i politycznie. Czy da się złamać wolę Ukraińców, tak aby zaakceptowali oni los narodu podporządkowanego Kremlowi? Nawet w Moskwie muszą mieć co do tego wątpliwości. Pewniejsze jest takie osłabienie czy może nawet rozbicie Ukrainy, aby niezależnie od tego czy wybierze ona w polityce zagranicznej kurs zachodni przestałoby to mieć dla Kremla znaczenia.
Przypominać może to kazus Gruzji, która teoretycznie pozostaje w dalszym ciągu krajem prozachodnim, ale o tak małym znaczeniu i możliwościach manewru, że nie jest w stanie realnie zagrozić interesom Rosji. Osetią ukraińską będzie Naddniestrze, gdzie za kilka tygodni, o ile Ukraińcy nie pokrzyżują kremlowskich planów, będą stacjonować rosyjskie wojska w większej liczbie. Interfax donosił kilka dni temu, że Rosja wyśle tam dodatkowe „siły pokojowe”. Oceniając zakres obecnej interwencji, łącznie z ujawnionymi planami, to celem Moskwy może być w sumie okupacja 1/3-1/2 Ukrainy. Reszta Ukrainy będzie „zabezpieczona” nie tylko od wschodu (Donbas), południa (Krym, Morze Azowskie), północy (Białoruś) ale i z zachodu.
Na marginesie można zauważyć, że interwencja ta pozwolił Rosji rozwiązać ostatecznie sprawę obu „separatystycznych republik”, dla których obrony Kreml oficjalnie prowadzi „specjalną operację” na Ukrainie. Jedynym możliwym scenariuszem w przypadku zwycięstwa Rosji będzie ich przyłączenie do Rosji.
Koszty wojny, cele dalsze i wewnętrze.
Na chwilę obecną trudno przewidzieć jakie będą koszty wojny dla Kremla. Wszystko zależy od tego jak długo będzie ona trwała, na ile Ukraińcy będą wstanie nie bronić, czy będą wstanie przejść do kontrofensywy. Otwartym pytaniem jest na ile Rosja się do tej wojny przygotowała materialnie.
Dla samej Ukrainy cele wojny również nie są jednoznaczne. Kijów, będący słabszą stroną, chce jak najszybszego zakończenia działań wojennych; jednocześnie gdyby pokój oznaczać miał umocnienie terytorialne Rosji i zachowanie przez nią nienaruszonego potencjału militarnego, to pozwoli jej to ewentualnie w niedługim czasie dokonać nowej interwencji, nawet na podobną skalę. Jeśli nawet Kreml wycofałby się z wielu zajętych terenów to oczywiste jest, że zachowa pełną kontrolę nad Krymem i Donbasem, z terenów których będzie prowadzić nową fazę wojny hybrydowej.
Dla Zachodu również nie bez znaczenie jest na jakich warunkach zostanie zawarty pokój. Celem musi być maksymalne osłabienie potencjału militarnego Moskwy. Problem. że dokonuje się ono kosztem Ukrainy i ukraińskiego narodu. Jeśli wsparty przez Zachód Kijów będzie w stanie powstrzymać interwencję, zadając wrogowi duże straty, a nałożone na Rosję sankcje przyczynią się do jej gospodarczego załamania, będzie to maksimum jakie Ukraina może w tej sytuacji osiągnąć.
Koszty wojny dla Rosji, poza stratami ludzkimi, to osłabienie gospodarcze, załamanie się relacji z Zachodem oraz zakończenie projektu Nord Stream 2. Ten ostatni czynnik powinien działać otrzeźwiająco na Kreml. Jeśli faktycznie jak zapowiada kanclerz Scholz projekt ten może ulec wstrzymaniu, oznaczałoby to poważny cios dla wieloletniej strategii energetycznej Moskwy. Lecz Putin albo nie wierzy, że realnie do tego dojdzie, licząc na odbudowę swoich wpływów w Europie lub uznał to za straty jakie gotów jest ponieść.
Gdyby wojna na Ukrainie, niezależnie od jej ostatecznego rezultatu, oznaczała trwałe przewartościowanie polityki Zachodu względem Moskwy, trudno w takim przypadku nie ocenić rosyjskiej interwencji już teraz jako politycznej klęski. Na chwilę obecną nawet opanowanie całej Ukrainy nie przyczyni się do wycofania się NATO ze wschodniej Europy, co jest przecież jednym z deklarowanych celów Kremla.
Podsumowując potencjalne straty Rosji, gospodarcze, militarne i polityczne, dalej trudno zrozumieć, na co liczy Kreml. Jeśli miała być to szybka akcja wojskowa zakończona zdobyciem Kijowa, co ewidentnie nie powiodło się, to wydaje się, że Rosja powinna starać się z działań wojennych wycofać już teraz.
Możliwe są dwa scenariusze: jeden gdzie Rosja będzie prowadzić działania wojenne aż do całkowitego wyniszczenia Ukrainy i opanowania znacznych jej terenów, co musi zająć jeszcze wiele tygodni; drugi: w ciągu tygodnia, dwóch, po opanowaniu najbardziej istotnych obszarów Rosja wstrzyma inwazję i podejmie rozmowy pokojowe. Wydaje się, że na realizację pierwszego zwyczajnie Rosja nie ma zgromadzonych odpowiednich zasobów. Kijów może jednak odrzucić „ofertę pokojową”, która byłaby dla niego skrajnie niekorzystna. Pytanie czy i wtedy Zachód będzie go bezwarunkowo wspierać?
Wielkie cele Moskwy: wyeliminowanie Ukrainy, podporządkowanie jej, wycofanie się NATO ze wschodniej Europy przy jednoczesnym zachowaniu wpływów i intratnych gazowych kontraktów wydaje się niemożliwe. Geopolityka Kremla ostatnich dwóch dekad nie może być oceniona pozytywnie. Sojusznicy w postaci Białorusi, czy tworów w postaci Abchazji czy Południowej Osetii trudno zaliczyć do znacznych osiągnięć. Rozrost sieci rurociągów był jedynym dostrzegalnym dowodem siły i skuteczności rosyjskiej polityki.
Podejmowane w przeszłości przez Rosję interwencja były zawsze próbą ratowania resztek panowania, gdy nie dostrzegała ona już innego sposobu na podtrzymanie swoich wpływów. Interwencje te były chaotyczne i pełne sprzecznych decyzji.
Właściwe zrozumienie polityki Putina i jego ekipy wymaga uznania, że kierują się oni przede wszystkim potrzebami wewnętrznymi. Działania Kremla są również determinowane przez poczucie zagrożenie, poprawnie lub błędnie rozpoznanego. Zagrożeniem tym ma być nietrwałość Federacji i ciągłe zagrożenie wewnętrznej dekompozycji.
Byłoby to zgodne z często pojawiającym się w przekazie Kremla ukazywaniem rozpadu ZSRR jako „tragedii” i związana z tym wydarzeniem specyficzna trauma. Oraz przekonanie, że los Związku może podzielić Federacja Rosyjska.
Era Putina oznacza poważne osłabienie federacyjnego charakteru państwa. Tak daleko idące, że obecnie kwestionuje się by Federacja Rosyjska była jeszcze rzeczywiście federacją. Przyjęta pod koniec 2021 r. ustawa o władzy publicznej wedle jej krytyków zamienia Federację Rosyjską w państwo de facto unitarne. Jest to echo wydarzeń na Dalekim Wschodzie, gdzie społeczeństwo zdecydowało się na wybór niepoparty przez Moskwę, a gdy ta wybór zakwestionowała, podniosło bunt.
Ogólna interpretacja obecnej wojny, jako jej przyczynę, zazwyczaj wskazuje albo imperialne zapędy Rosji, realizację jakiejś ideologicznej wizji, opartej o doktryny nacjonalizmu i eurazjanizmu albo w bardziej praktycznym wymiarze chęć kontroli nad swoją wydzieloną strefą wpływów w Europie Wschodniej. Putin nie jest jednak przede wszystkim „imperialistą” lecz człowiekiem uwikłanym z system nowej nomenklatury, która wyłoniła się z chaosu lat 90. i od tego czasu rządzi Rosją.
Putin jest zwornikiem sytemu jednocześnie pozostaje on mocno przezeń uwarunkowany. Najważniejszym celem nowej nomenklatury jest utrzymanie się u władzy. Jedynym czynnikiem jaki może ją jej pozbawić są Rosjanie. Kontrolowanie własnego narodu nie tylko na poziomie ekonomicznym czy politycznym, ale także, może najwięcej, kulturowym jest gwarantem zachowania władzy przez obecny Kremlowski układ. Stąd też niepodległa, prozachodnia Ukraina jest zagrożeniem nie tylko geopolitycznym, ale też kulturowym.
Obawa przed dezintegracją pcha Rosję do agresywnych działań, które mają być ucieczką do przodu, a rozwijana propaganda jest swoistym opium dla rosyjskiego społeczeństwa mający je zjednoczyć wokół jednego celu. Nawet podczas słynnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa, usprawiedliwiającego interwencję na Ukrainie, podkreślano niebezpieczeństwo rozpadu kraju (przypisując właśnie Zachodowi chęć rozbicia Federacji). Jeśli to czynniki wewnętrze (przekonanie o zbliżającym się wewnętrznym kryzysie) kierują poczynaniami Putina i jego otoczenia to przewidzenie ich następstw jest nad wyraz trudne.
Łazarz Grajczyński
Autor jest dziennikarzem, specjalizującym się w polityce międzynarodowej i kwestiach bezpieczeństwa, współpracował m.in. z Radiem Poznań, portalami Jagiellonia.org, Kresy24.pl, Centrum Schmpetera i Blasting News
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!