
Collage za fot: ipress.ua
Żadne tam nawozy, ropa, drewno, czy traktory się do tego nie umywają. I władze w Mińsku mogą tego pozyskać dowolną ilość.
Na nową formę biznesu Aleksandra Łukaszenki zwróciła uwagę białoruska publicystka emigracyjna Irina Chalip w Charter97. Po tym jak białoruska telewizja państwowa wyemitowała w tym tygodniu dwa materiały pokazujące schwytanych na Białorusi “polskich szpiegów” – Tomasza B. i Jerzego Ż. Pierwszy z nich dostał wyrok 14 lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze, drugi – 4 lata.
Język białoruskiej propagandy, kiedy o tym mówi, przypomina najdoskonalsze stalinowskie wzorce z 1937 roku: “wrogowie narodu”, “podstępni szkodnicy”, “sabotażyści i dywersanci”, “polscy szpiedzy”, “japońscy szpiedzy” itp. To dlatego, że bez stałego zagrożenia ze strony “wrogich szpiegów” współczesny białoruski GUŁAG po prostu nie mógłby istnieć – tłumaczy publicystka.
Tym razem nie chodziło jednak o pochwalenie się wykonaniem rocznej normy schwytania i skazania “wrogów ludu”. Te programy ze “szpiegami” mają obecnie zupełnie inny cel: Łukaszenka najzwyczajniej reklamuje “towar”, który ma na eksport do Europy, czyli… właśnie tych szpiegów.
“Ja mam towar – waszych obywateli, u was jest kupiec – możemy zrobić interes. Może jakąś wymianę, albo pójdziecie wobec mnie na jakieś ustępstwa, np. zdejmiecie sankcje”. A czasem dyktator może też zrobić “szczodry prezent”, czy to Trumpowi, czy Dudzie, czy cesarzowi Japonii Naruhito i z własnej woli wypuścić tego, czy innego “szpiega” licząc na hojny rewanż.
A tego “towaru” w białoruskich łagrach jest niemało. Według organizacji praw człowieka Wiosna, za “agenturalną działalność i szpiegostwo” odbywa obecnie na Białorusi wyroki od 4-ch do 20-tu lat więzienia co najmniej 17 obywateli innych państw. Ale to zapewne tylko mała część z tych, o których wiadomo, bo przecież KGB nie dzieli się swoimi statystykami z obrońcami praw człowieka.
Wśród nich są obywatele Polski, Ukrainy, Litwy, Łotwy, Japonii i – co zaskakuje – jeden z Rosji. Po sprawdzeniu okazało się jednak, że nie jest to żaden poddany Putina, tylko z jakichś nieznanych przyczyn w sądowych aktach jako “Rosjanin” figuruje Litwin – Siergiej Botwicz, który rosyjskiego obywatelstwa nigdy nie miał.
KGB aresztowało go w 2021 roku, gdy przyjechał na Białoruś odwiedzić siostrę i groby rodziców. Trzymało go półtora roku w izolatorze śledczym bez żadnych dowodów winy i przesłuchiwało po 10 godzin dziennie, aby wymusić przyznanie się nie tylko, że jest “szpiegiem”, ale wręcz oficerem litewskich służb.
Aby go złamać odmawiano mu też wody i jedzenia, choć jest cukrzykiem, ale on konsekwentnie nie chciał się do niczego przyznać. KGB-iści postanowili więc zwabić na Białoruś z Litwy jego żonę Olgę, aby ją także zatrzymać i szantażować go, że zrobią jej krzywdę.
W tym celu wpadli na dość toporny pomysł: zaproponowali, że jeśli żona przywiezie ze sobą jego litewski telefon i nie będzie w nim żadnych dowodów “szpiegostwa” to wypuszczą go na wolność. Ponadto włamali się na konto Botwicza na Telegramie i wysyłali do Olgi w jego imieniu dramatyczne apele: “Ratuj mnie, przywieź telefon!”
Ponieważ jednak kobieta była na bieżąco z tym, co się dzieje na Białorusi i doskonale wiedziała jak torturuje się tam ludzi i masowo fabrykuje fikcyjne sprawy karne, nie dała się nabrać i nie przyjechała. Kilka innych, bardziej naiwnych i mniej zorientowanych, pewnie na jej miejscu natychmiast popędziłoby na Białoruś “ratować męża”, gubiąc w ten sposób i jego i siebie.
W końcu Botwiczowi i tak wlepiono w utajnionym procesie wyrok 13 lat. Po pewnym czasie udało mu się przesłać gryps, w którym napisał, co mu powiedział na ostatnim przesłuchaniu z rozbrajającą szczerością białoruski śledczy: “Może byśmy cię i wypuścili, ale przecież potem ty pojedziesz do Europy i będziesz tam opowiadał, co tu się działo. Dlatego nie mamy już wyjścia, musimy cię skazać”.
W grypsie Botwicz ostrzega też: “W takiej samej jak ja sytuacji może się znaleźć dowolny mieszkaniec Unii Europejskiej, który lekkomyślnie przyjedzie na Białoruś. Wtargną w jego życie, przeszukają telefon, zastraszą, zawerbują, albo skażą”.
Niestety, mimo licznych ostrzeżeń wydawanych przez MSZ-ty różnych państw, wiele ludzi z Europy, w tym – niestety – głównie z Polski nadal beztrosko tam jedzie. Tłumaczą to zawsze tak samo: “A za co mają mnie aresztować? Przecież nie zrobiłem nic złego i nie zajmuję się polityką”.
Otóż, naiwny człowieku, aresztują cię kompletnie za nic, bo oni nie potrzebują żadnych dowodów. A jak będą potrzebowali to je zrobią. Bo to nie jest Sąd Federalny Stanu Nowy Jork, tylko katownia KGB w Mińsku, gdzie na twoje prawa po prostu plują. I zapomnij, że dopuszczą do ciebie adwokata, albo że “polski konsul cię wyciągnie”. Nie ma już takich możliwości.
Jesteś im potrzebny tylko jako materiał do werbunku szantażem na kolejnego szpiega, a jeśli się nie przestraszysz i odmówisz – jako “towar” do politycznego handlu z twoim krajem. To właśnie dzięki takim jak ty Łukaszenka ma zagwarantowany stały dopływ tego “towaru”, a twoja rodzina i twój kraj mają potem problem, jak cię z tego bagna wyciągnąć.
Zobacz także: Ukraiński desant przez Dniepr! Rosyjskie media biją na alarm.
KAS
1 komentarz
validator
9 maja 2025 o 17:31Nie wiem co trzeba mieć we łbie, żeby dzisiaj się pchać na wycieczkę w tamtym kierunku.