Tradycyjny dla polskiej myśli politycznej postulat rozróżniania między złą rosyjską władzą a dobrym narodem w świetle badań socjologicznych staje się trudny do utrzymania – pisze specjalnie dla Kresy24.pl dr Łukasz Adamski, historyk, analityk, wicedyrektor Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia.
Podnieście głos, rycerze,
Niech grzmią wolności śpiewy,
Wstrzęsną się Moskwy wieże.
Wolności pieniem wzruszę
Zimne granity Newy;
I tam są ludzie — i tam mają duszę.
– tak wzywał Rosjan Juliusz Słowacki w „Bogarodzicy”. Swój młodzieńczy wiersz poeta napisał w 1830 r., zaraz po wybuchu powstania listopadowego, a kilka tygodni przed tym jak Joachim Lelewel stworzył hasło „za wolność naszą i waszą”, wykorzystane na demonstracji solidarności z rosyjskimi dekabrystami w Warszawie, w styczniu 1831 r.
Apele do Rosjan, wskazujące na potrzebę solidarności w walce o wolność, były charakterystyczną cechą również poprzednich polskich zrywów wolnościowych, począwszy od konfederacji zawiązanych na poparcie Stanisława Leszczyńskiego w 1733 r., gdy wskutek interwencji Rosji król-elekt nie mógł objąć tronu. Były one kontynuowane także później.
Przekonanie, iż sami Rosjanie mogą i powinni być sojusznikami Polaków w walce o wolność, a w każdym razie są to porządni ludzie, tyle że otumaniani przez swój despotyczny rząd, było i pozostaje jednym z głównych założeń polskiego myślenia politycznego i polskich wyobrażeń o Rosji. Już zaraz po upadku insurekcji listopadowej Adam Mickiewicz, kpiąc w „Ustępie” z „Dziadów” z caratu, wyrażał współczucie dla narodu rosyjskiego. „Biedny narodzie! żal mi twojej doli, Jeden znasz tylko heroizm – niewoli” – pisał wieszcz. Z kolei w okresie powojennej zależności Polski od ZSRR, gdy swobodna publicystyka w sprawach rosyjska była możliwa zasadniczo tylko na emigracji, Juliusz Mieroszowski, jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy politycznych, przekonywał w „Kulturze” do potrzeby zawarcia sojuszu wolnościowego z rosyjską inteligencją: Pisząc o polityce zbliżenia z Rosją nie mieliśmy nigdy na myśli Breżniewa ani żadnego stalinowca. Mieliśmy zawsze na myśli postępową inteligencję rosyjską, pisarzy, naukowców i zwyczajnych Rosjan, którzy nienawidzą terroru. Szukaliśmy zbliżenia z postępową Rosją i byłoby nieopisanym błędem obarczać ową Rosję zbrodniami Breżniewa i jego aparatu. Byłoby błędem i politycznym szaleństwem zrozumiałą nienawiść do stalinowskich rządców Rosji przenosić na całe społeczeństwa rosyjskie, które stale dostarcza męczenników stalinowskiego terroru. Do łagrów i do więzień idą najodważniejsi i najwartościowsi i tych musimy uznać za prawdziwych reprezentantów narodu rosyjskiego. To są ludzie, którzy walczą o tę samą sprawę co my i winni jesteśmy im solidarność w każdej sytuacji.
***
Kody kulturowe są przekazywane z pokolenia na pokolenie i jednym z nich jest oczekiwanie wobec Rosjan, wynikające z tradycji polskiej myśli społeczno-politycznej, iż staną się oni odbiorcami polskich idei wolnościowych, a ich kraj w sprzyjających okolicznościach może podążyć ścieżką rozwojową charakterystyczną dla państw Europy Środkowo-Wschodniej. Czy taki rozwój wydarzeń – skądinąd jak najbardziej pożądany – ma jednak jakieś szanse realizacji? Czy też rację mają sceptycy, mówiący o tym, że jak świat światem, nigdy nie będzie Moskal Polakowi bratem; komentatorzy akcentujący rzekomą niezmienność imperialnej natury Rosji?
Osoby znające Rosję odwołują się nader chętnie do własnych doświadczeń z kontaktów z przedstawicielami rosyjskich elit, argumentując na rzecz jednego bądź drugiego paradygmatu myślenia. Mnie samemu jest zdecydowanie bliższy pierwszy, albowiem nie wierzę w niezmienność ustrojów i natury ludzkiej, a przekonanie, iż Rosjanie mają w żyłach jakiś imperialny gen uodparniający ich na idee wolnościowe, czy też że – jak kpił wspomniany Mieroszewski – na Kremlu wymyślono eliksir imperialnej nieśmiertelności, nigdy do mnie nie trafiało. Wraz z lepszym poznawaniem Rosji, traciłem zarazem coraz bardziej iluzje i przestawałem być optymistą, jeśli chodzi o perspektywy rychłej realizacji scenariusza demokratyzacji Rosji. Dostrzegłem bowiem ogromny poziom utożsamiania się Rosjan ze swoim państwem i jego imperialną polityką w przeszłości, a także nieodróżnianie ziem rdzennej Rosji od terytoriów należących do państwa rosyjskiego. Zrozumiałem, że zakorzenione w Polsce przekonanie, że Rosja imperium posiada, rozmija się z opinią większości Rosjan, iż Rosja imperium po prostu jest. Widziałem, jak silnie na politykę zagraniczną wpływa przekonanie, iż będąc mocarstwem ma się w sposób naturalny więcej praw niż państwa małe i średnie. Wiadomo zaś, że zmiana sposobu myślenia to zadanie co najmniej na pokolenie.
Do tego dla wielu Rosjan istnieje iunctim między lojalnością wobec państwa, będącej oczywistą powinnością obywateli, a lojalnością wobec interesu tegoż państwa definiowanego przez despotyczne, totalitarne czy autorytarne władze. Skąd się brała np. niechęć do ukraińskiej Pomarańczowej Rewolucji, którą obserwowałem, przebywając jesienią 2004 r. `w Petersburgu jako student. Dopiero po pewnym czasie stało się dla mnie jasne, że za taki stan rzeczy przynajmniej częściowo odpowiada brak zakorzenionego prawa oporu wobec władzy naruszającej podstawowe prawa i wolności obywatelskie. Oczywiście oceniając tę postawę przez pryzmat wartości dominujących w Polsce czy w Europie Środkowo-Wschodniej, gdzie np. rokosze czy rewolucje tradycyjnie uznawano za dopuszczalny środek zmiany rządu, a także przez bazujący na chrześcijaństwie światopogląd odwołujący się do konieczności poszanowania godności osoby ludzkiej, łatwo utwierdzić się w przekonaniu o przewadze cywilizacyjnej i kulturowej naszego regionu. Tyle, że w rozmowach z Rosjanami wyrażenie takiego poglądu – wpisującego się w tradycje dziewiętnastowiecznego dyskursu wyższości Polaków nad Moskwicinami – wywołuje z reguły przypływ emocji i jest dla dialogu kontrproduktywne. Z kolei bez rozmów z Rosjanami, bez doświadczenia osobistych kontaktów i wiedzy o Rosji, łatwo o przecenienie gotowości społeczeństwa rosyjskiego do zmian i podążania polską ścieżką wolnościową, o czym od lat bez mała trzystu marzyły kolejne pokolenia polskich elit.
***
Zauważmy jednak, iż wszelkie konkluzje bazujące na osobistych obserwacjach są analitycznie wysoce ułomne; są bowiem czynione na bardzo skromnej i niereprezentatywnej próbce obserwacyjnej. Od wrażeń bardziej miarodajne są sondaże opinii publicznej. Co z nich wypływa? Odwołajmy się do kilku badań, przeprowadzonych niedawno na zlecenie Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia nie tylko w Polsce, ale i w Rosji, wśród Rosjan – przez renomowane Centrum Lewady.
Pierwsze, co się rzuca w oczy, to duża niewiedza Rosjan o Polsce. Nawet spontaniczne skojarzenia z terminami: Polacy czy Polska są z reguły neutralne, co z uwagi na bagaż doświadczeń historycznych, kontaktów kulturowych i sąsiedztwo, może zaskakiwać. Tak więc Polska to przede wszystkim dla Rosjan inny kraj. Jedynie rzadko występują jakieś automatyczne skojarzenia nacechowane emocjonalnie: negatywne (np. zdrada) czy pozytywne (np. sławni Polacy). Aż 86% Rosjan nigdy nie było w Polsce, a 78% nie zna osobiście żadnego Polaka. Do tego 72% nie było w stanie wymienić jakiejkolwiek postaci związanej z Polską. W ten sposób najbardziej znanymi Polakami w Rosji okazali się śpiewaczka popularna w okresie PRL Anna German (4% wskazań), Wojciech Jaruzelski, Lech Wałęsa i Lech Kaczyński (po 3%) Po 2% respondentów wskazało na osoby z panteonu polskich bohaterów narodowych (Chopin, Kościuszko czy Kopernik).
Niewiedza o Polsce oznacza też, że świadomość zaszłości historycznych między Polską a Rosją jest wśród Rosjan znikoma. 43% spośród tych Rosjan, którzy w ogóle słyszeli o zbrodni katyńskiej – a takowych jest 54% – uważa, że polskich oficerów pomordowały władze niemieckie. Jedynie 26%, czyli 14% ogółu ankietowanych (w 2010 r. – 19%), obarcza odpowiedzialnością stalinowskie władze ZSRR.
O innym bolesnym temacie – o rozbiorach – słyszało 55% Rosjan, tyle że 30% z tej grupy nawet nie wie, że Rosja była ich uczestnikiem. Osoby zaś tego świadome często dążą do usprawiedliwienia działań Rosji – 69% Rosjan uważa bowiem, iż dobrze się stało, że Katarzyna II anektowała ziemie współczesnej Ukrainy, Białorusi, Litwy i części Łotwy. Zauważmy przy tym, że w odniesieniu do rozbioru z 1939 r. poziom usprawiedliwiania jest jeszcze wyższy, bo wynosi aż 73%. Respondenci, proszeni o uzasadnienie swej opinii, wskazywali na rzekomy tytuł historyczny Rosji do ziem ukraińskich i białoruskich jako do ziem dawnej Rusi lub na przekonanie, iż słuszne i sprawiedliwe jest to, że większy i silniejszy może więcej (a więc na normy z epoki kamienia łupanego). Do tego wskazywano na rzekomy humanitaryzm, towarzyszący działaniom ZSRR, a więc chęć obrony rodaków czy pobratymczych narodów, lub też wreszcie „konieczność dziejową”. Część osób zaś w ogóle negowała fakt agresji oszałamiającym swą siłą argumentem, iż Rosja nie była agresorem, bo przecież państwo rosyjskie agresorem nigdy nie było i być nie może (sic!). Niektórzy Rosjanie w ogóle mniemają, iż za II wojnę światową odpowiada Polska – tak uważa 10%. Zauważmy, że jest to zjawisko nowe, będące ewidentnym pogłowiem propagandy Putinowskiej.
O ile więc o najboleśniejszych dla Polaków ranach historycznych, za które odpowiada państwo rosyjskie, wie mniejszość Rosjan, to prawie 90% z nich słyszało o usuwaniu pomników żołnierzy Armii Czerwonej w Polsce, a więc o temacie, który jest regularnie podnoszony przez propagandę Kremla. Niestety, jedynie 12% Rosjan potrafi zrozumieć czy solidaryzować się z polską postawą, wynikającą z tego, że Armia Czerwona zainstalowała w Polsce marionetkowy, prosowiecki rząd.
Aż 45% respondentów uważa, że stosunek Polaków do Rosji jest zły lub bardzo zły, przy czym 38% upatruje przyczyn takiego stanu rzeczy w działaniach Polski, drugie tyle obciąża obie strony w równej mierze, a Rosję obarcza winą 18 proc.
Pozytywów wspomniane sondaże przynoszą niewiele. Rosjanie chcą co do zasady dialogu z Polską – 36% uważa, że złe stosunki polityczne nie powinny wpływać na wolę dialogu, a drugie tyle (35%) uważa, że przynajmniej w ograniczonym stopniu dialog powinien trwać. Widać też, że klisze, wymyślone i propagowane w Rosji carskiej, mające na celu usprawiedliwianie rozbiorów poprzez zohydzanie dawnej Rzeczypospolitej, działają słabo. Jedynie u co szóstego Rosjanina polonizmy „Rzeczpospolita” czy „Pan”, w czasach carskich nader często wykorzystywane w kontekście propagandy o ciemiężeniu narodu rosyjskiego, a w epoce sowieckiej – jako gnębiciele ludu ukraińskiego i białoruskiego, wywołują jakieś negatywne skojarzenia. Ponad 20% uważa wręcz termin „pan” za pozytywny.
Nadzieję budzi też to, wśród młodego pokolenia Rosjan – do 35 roku życia – postaw antyimperialnych czy poglądów odcinających się od haseł sowieckiej propagandy, kultywowanej przez Kreml, jest zauważalnie więcej. O ile bowiem „polskie” spojrzenie na historię czy na te zagadnienia międzynarodowe, które wywołują konflikt Rosji z Zachodem, jest podzielane przez jedynie kilkanaście procent Rosjan, to wśród ludzi młodych ten odsetek jest czasem dwa razy większy. Dla przykładu odsetek osób zgadzających się z tym, że Armia Czerwona nie wyzwoliła Polski wynosi 26% wśród osób do 24 roku życia i 22% – do 35 roku życia. Zarazem opinię tę podziela jedynie kilka procent osób, które ukończyły 60 lat.
Ogólnie jednak wyniki badań socjologicznych nasuwają niewesołą konkluzję, że hasła kremlowskiej propagandy, przedstawiające Polskę jako wroga i usprawiedliwiającej lub relatywizującej zbrodnicze działania przeciwko naszemu krajowi podejmowane w przeszłości – a wobec sojuszniczej Ukrainy obecnie – trafiają na żyzny grunt w Rosji. Trzeźwy ogląd sytuacji każe skonstatować, iż większość Rosjan, gdy myśli o historii relacji polsko-rosyjskich, wyraża poglądy bazujące na nacjonalizmie, dla którego punktem odniesienia jest imperialna forma rosyjskiej państwowości, oraz na kliszach – efekcie oddziaływania Putinowskiej bądź sowieckiej propagandy, a czasem wręcz jeszcze polityki Cesarstwa Rosyjskiego.
***
W Polsce tymczasem panuje wiele iluzji co do Rosjan i Rosji. Te same badania socjologiczne wskazują np., iż 46% Polaków uważa, że za zły stan relacji polsko-rosyjskich odpowiadają obie strony (a 9% – że głównie Polska), przy czym wśród młodzieży „symetrystów” jest aż 72%. Jednocześnie, choć 58% rodaków uważa, że działania Rosji stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski, to jednak zauważalna mniejszość, bo 22%, temu zaprzecza. Dla prawie co trzeciego Polaka (30% respondentów) rozwój stosunków z Rosją jest ważniejszy niż bezpośrednimi sąsiadami – Ukrainą, Litwą i Białorusią.
Znamienne jest też, że spora grupa Polaków uważa, iż Rosjan nie należy winić za agresywną politykę zagraniczną Kremla – stosowne pytanie zadano respondentom w kilku różnych wariantach i w zależności od redakcji odpowiedzi podkreślających potrzebę rozróżniania między rządem rosyjskim a narodem padło między 41% a 76%. Nad Wisłą panuje przy tym znacząco większe zainteresowanie rosyjską kulturą niż w Rosji polską. W spontanicznych odpowiedziach Rosji uplasowała się bowiem na piątym miejscu (23% respondentów) – po Włoszech, Francji, Hiszpanii i Niemczech – jako kraj o szczególnie trakcyjnej kulturze. Przy czym 17% odpowiedziało, że się zna i interesuje rosyjską kulturą, a słabo – dodatkowych 65% Polaków; brak zainteresowania zdradziło jedynie 19% respondentów.
Badania więc dowodzą, że mamy do czynienia ze znaczącą asymetrią zainteresowania obu narodów sobą, a także dużą solidarnością Rosjan, absolutnie dominującą wśród przedstawicieli starszego pokolenia, z prowadzoną w przeszłości polityką imperialną wobec naszego regionu oraz utrzymującą się w Polsce tendencją do zdejmowania odpowiedzialności ze społeczeństwa rosyjskiego za działania państwa rosyjskiego. Po częstokroć towarzyszy temu przekonanie, wypływające być może z cechującego polską kulturę polityczną idealizmu a być może odzwierciedlające krytyczną ocenę polityki zagranicznej konserwatywnego rządu Prawa i Sprawiedliwości, iż za zły stan stosunków Polska jest co najmniej współodpowiedzialna.
Oczywiście Rosja jest i pewnie pozostanie sąsiadem Polski, tak jak i pozostanie sąsiadem narodów, związanych mocno historią i kulturą z Polską – Ukraińców i Białorusinów, a w związku z tym będzie nadal stanowiła ważny punkt odniesienia dla polskiej polityki. Status Rosji jako jednego ze stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ dysponującego bronią jądrową, a więc także mającego potencjał destrukcyjny w wielu innych sferach, oznacza również, że będzie to państwo o dużych możliwościach wpływu na sprawy międzynarodowe dotyczących najbardziej żywotnych interesów Rzeczypospolitej. Sprawia to, że w polskim interesie leży poznanie Rosji i jej racjonalna ocena – to zaś jest niemożliwe bez pewnej formy dialogu, a więc wymiany argumentów i konfrontacji własnych wyobrażeń o Rosji z rosyjskim. Podobnie jak w polskim interesie leży też posiadanie sojuszników w Rosji, co z uwagi na asymetrię potencjału zainteresowania wymaga działań ze strony państwa polskiego w formie dyplomacji publicznej, wymiany młodzieży, stypendiów dla naukowców, wizyt studyjnych dziennikarzy etc. Znajomość Rosji jest potrzebna także po to, aby uczestniczyć i współkształtować niezwykle ważne dyskusje na temat polityki wobec Rosji, które się toczą w USA, w państwach UE czy na forum NATO. Wreszcie tradycja solidarności i względy moralnne nakazują pomoc rosyjskim opozycjonistom, działaczom praw człowieka, uczciwym historykom, np. z „Memoriału” badającym zbrodnie ZSRR i upowszechniającym wiedzę o represjach sowieckich.
Polskie spojrzenie na Rosję winno jednak uwzględniać oczywiste wnioski płynące z analizy rzeczywistości społecznej Rosji AD 2021. Paradoksalnie nierzadko zaburza taką racjonalność ocen pozytywny obraz rosyjskiej kultury powstały na skutek oddziaływania wielkich dzieł literatury rosyjskiej z XIX i pierwszej połowy XX wieku, czy wspaniałych dzieł muzycznych, interesujących filmów, teatrów, pełnych wiary w humanistyczne ideały. Tymczasem społeczeństwo rosyjskie, zdemoralizowane po zniszczeniu przez Sowiety podstaw tradycyjnej moralności i wymordowaniu milionów najbardziej wartościowych jednostek, cierpi obecnie na imperialne bóle fantomowe, usiłując zarazem zracjonalizować przyczyny zacofania cywilizacyjnego Rosji. Staje się przez to dodatkowo podatne na propagandę władz o podstępnym Zachodzie, na czele z USA, Wielką Brytanią i ich wschodnioeuropejskimi sojusznikami, prowadzących knowania przeciwko elementarnym rosyjskim interesom. Sporej części tego społeczeństwa nie przeszkadzają zabory terytoriów cudzych państw (w 2021 r. 86% popierało aneksję Krymu, a 65% jest w stanie poprzeć aneksję Donbasu). Aprobuje ono wysyłanie żołnierzy i najemników w celu walki z państwami, które dla władz rosyjskich znajdują się w „sferze wpływów” Rosji (Gruzja) i jest gotowe wspierać odrażających zbrodniarzy jak Łukaszenka (jesienią ubiegłego roku 43% Rosjan było po jego stronie, podczas gdy opozycji sympatyzowało 18%). Rosjanie en masse nie tylko nie są gotowi zaryzykować znaczącymi protestami w obronie odważnych liderów społecznych, takich jak więziony Aleksiej Nawalny, który z narażeniem życia rzucił wyzwanie kleptokratycznym cynikom z dawnego KGB, ale i w większości nie akceptuje jego działalności (62% sprzeciwu wobec 14% akceptacji w lipcu 2021 r.)
Dla Polski wniosek z tego płynie jednoznaczny – podtrzymywanie czy wręcz zwiększanie zainteresowania Rosją i językiem rosyjskim jest potrzebne, ale przede wszystkim z powodu ryzyka, stwarzanego przez Rosję. Na wyzwania płynące z naszego wschodniego sąsiedztwa należy bowiem właściwie reagować, a to zaś oznacza, iż państwo, które będzie w przewidywalnej przyszłości głównym źródłem zagrożenia dla Polski, należy rozumieć. Na wschodzie Europy mamy naród, który – pomimo wcale licznej mniejszości wśród przedstawicieli młodszego pokolenia – jest Polsce raczej niechętny, wcale jej nie zna, chętnie broni zbrodni rosyjskiego imperializmu wobec Polski lub nie odczuwa powinności z nimi się rozliczyć, a także akceptuje rzeczy, które są z punktu widzenia prawnomiędzynarodowego oraz moralnego nieakceptowalne. Na tym większy szacunek zasługują więc rosyjscy opozycjoniści, którzy walcząc z reżymem Putinowskim, mają przeciwko sobie nie tylko aparat policyjny reżymu, ale i ogromną część własnego narodu.
Łukasz Adamski
Autor jest historykiem i analitykiem politycznym. Badacz stosunków polsko-sowieckich i polsko-ukraińskich. Wicedyrektor Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, członek Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa
fot. Giennadij Graczew, Wikimedia Commons, CC
6 komentarzy
Sarmata
23 listopada 2021 o 21:02a może należy na te stosunki spojrzeć po prostu cynicznie, wzorem Anglosasów – takimi jakie one są – przestać wierzyć w te romantyczne brednie jakie nam wpaja się w szkołach – romantyzm, poświęcenie itp itd. kacapia i kacapy są naszymi wrogami i tyle. Nasza wyższość kulturowa, organizacyjna i gospodarcza była i jest faktem. My mamy po prostu interes w tym, żeby kacapię osłabiać -a ten kraj nie ma czasu – i choć nie zajmie to jednego pokolenia – a zapewne 3 lub więcej – marginalizacja kacapii będzie postępowała – i my raczej cierpliwie i po cichu mamy interes żeby ten proces „wspomagać” Tyle w temacie. Po prostu róbmy swoje…
krogulec
24 listopada 2021 o 15:49Jak historia uczy wszelki dialog z Rosją jest bezcelowy.
OboBob
25 listopada 2021 o 10:20Bardzo ciekawy artykuł. Myślę, że równie interesujące byłoby zestawienie mentalności Rosjan z Białorusinami i Ukraińcami, którzy w ostatnich latach stanowczo sprzeciwili się autorytarnym rządom.
Słąwek
26 listopada 2021 o 20:24Z tą „sojuszniczą” Ukrainą to myślę, że jest to takie samo myślenie życzeniowe o którym pisze autor w kontekście naszych wyobrażeń o Rosji i vice versa
Lemuring
26 listopada 2021 o 22:32Zwróćmy uwagę na jedną bardzo charakterystyczną rzecz. Od zakończenia wojny trwało systematyczne odcinanie wzajemnych relacji na poziomie społeczeństw i niech nie myli tu okres PRL-u. Kontakty polsko-rosyjskie były wtedy bardzo ściśle reglamentowane i nacechowane nieufnością, trudno więc było nawet wtedy mówić o ich powszechności.Nasze czasy bardzo się przyczyniły do pogłębienia atrofii wzajemnych relacji. W dużym stopniu odpowiada za ten stan rzeczy brak zainteresowania nie tylko w Rosji Polską (mam zupełnie inne prywatne doświadczenia pod tym względem) , ale przede wszystkim w Polsce Rosją. Powstał nawet swoisty paradoks: nastawieni na świetne wykształcenie i znajomość zachodnich języków, młodzi Polacy, zaczęli znakomicie dogadywać w Berlinie, Paryżu, Londynie ze studiującymi tam mieszkańcami Moskwy czy Petersburga. Oczywiście po angielsku. Ten pragmatyzm młodego, wykształconego pokolenia jest jednak może jakąś szansą na przyszłość. Nie mogę zgodzić się z Łukaszem Adamskim, który wyklucza inne powody do zainteresowania Rosją, niż chęć poznania wroga. To jest fatalne założenie. Ciekawe, co by o tym powiedziały liczne małżeństwa polsko-rosyjskie?Krótko mówiąc, rekonstrukcja wzajemnej komunikacji jest niezbędna. Charakterystyczne jest, że w XVII wieku i później nie istniał problem komunikacyjnego muru a wojny, których nikomu nie należy życzyć, stwarzały okazje do relacji. I jeszcze jedno.Łukasz Adamski, popełnia moim zdaniem, błąd, stosując metodę wielkiego kwantyfikatora w stosunku do całego społeczeństwa rosyjskiego. Gubi w tym wszystkim człowieka, którego priorytety nie pokrywają z priorytetami przeciętnego Polaka A.D.2021. Czy to jednak powód, aby widzieć w nim wroga in gremio?
ego
19 grudnia 2021 o 21:46Absolutna racja p. Adamskiego. Winien jeszcze do obserwacji socjo – politycznych dodać skutek paradygmatu cywilizacyjnego. Rosjanie oraz znaczna część Ukraińców i Białorusinów to turańczycy i w tej opcji cywilizacyjnej jak widać trwają. Polacy z kolei to gasnąca opcja cywilizacji łacińskiej dodatkowo niszczonej przez własne, euro i globalne lewactwo.