Reżim białoruski realizuje politykę terroru wewnętrznego. W społeczeństwie rośnie niezadowolenie i Łukaszenka zaczyna potrzebować wroga zewnętrznego. W najnowszej historii Białorusi do takiej roli władze tradycyjnie wyznaczają Polskę.
Mszczą się w ten sposób za to, że „Solidarność zniszczyła takie państwo – ZSRR”, za popularne kanały w mediach społecznościowych i niezależną białoruską telewizję BIEŁSAT, która nadaje z terytorium Polski i tu ma swoją redakcję. Władze Białorusi mszczą się także za wieloletnie wspieranie przez Polskę białoruskich studentów, relegowanych z uczelni za opozycyjne poglądy. Nie mogą darować tego, że to właśnie polski rząd jako pierwszy uznał Cichanouską za zwycięzcę wyborów w 2020 roku.
Wyznaczenie Polski na wroga zewnętrznego to jednak nie wszystko. Taki wróg musi oddziaływać za pomocą wrogiego elementu wewnątrz kraju. Do roli sponsorowanej przez Zachód „piątej kolumny” tradycyjnie wyznaczani są mieszkający na Białorusi Polacy.
Historia poważnych represji wymierzonych w Związek Polaków na Białorusi bierze początek w 2005 roku. Wtedy największa organizacja społeczna w kraju, licząca ponad 20 tysięcy aktywnych członków, wybrała sobie nowego kierownika Andżelikę Borys i, co było nie do pomyślenia, nawet nie uzgodniła z władzami kandydatury nowego prezesa ZPB! Na dodatek stało się to po zwycięstwie na Ukrainie Rewolucji Pomarańczowej, wspieranej przez Warszawę. Jakby tego było mało, białoruska opozycja demokratyczna w tym samym roku postanowiła się zjednoczyć, wyłaniając na wspólnego kandydata opozycji w zbliżających się wyborach prezydenckich mieszkańca Grodna (był nim autor tego tekstu – Aleksander Milinkiewicz – red.). Andżelika Borys też jest grodnianką… Cuchnie spiskiem… Pewnie jakaś polska intryga…
Reżim nie zdołał zmusić Związku Polaków do zmiany decyzji co do wyboru swojego lidera i sprowokował sztuczny rozłam w organizacji. Obecnie na Białorusi są dwa związki – Związek Polaków na Białorusi, pozbawiony oficjalnej rejestracji, a także prorządowy związek „sowieckich” Polaków, niemający żadnych oficjalnych kontaktów z Polską.
W okresie międzywojennym Zachodnia Białoruś znajdowała się w granicach Polski. Na tej podstawie Łukaszenko regularnie „ostrzega” swoich współobywateli o zagrożeniu wojennym ze strony Polski, o polskich aspiracjach nacjonalistycznych, mających na celu odebranie utraconych terenów.
„Odbywa się nieustanne zwiększanie obecności wojskowej w pobliżu naszych zachodnich i północnych granic. Polska i kraje bałtyckie stały się poligonem do regularnych ćwiczeń i manewrów wojsk NATO”, – znowu straszył niedawno Łukaszenko.
W marcu ubiegłego roku represje spadły na społeczne szkoły języka polskiego, które prowadził w kraju Związek Polaków na Białorusi i inne polskie organizacje. Polaków na Białorusi oskarżają o to, że gloryfikują oni „antysowieckie bandy, działające w czasie i po zakończeniu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej”, „bandy”, które rzekomo „rabowały i mordowały cywilów oraz niszczyły ich mienie”. Tak łukaszenkowska propaganda charakteryzuje polskie podziemie zbrojne, stawiające opór ustanowieniu reżimu komunistycznego po zakończeniu II wojny światowej. Upamiętnianie bohaterów podziemia przez Związek Polaków na Białorusi władze nazywają „rehabilitacją nazizmu oraz usprawiedliwianiem ludobójstwa, dokonywanego na narodzie białoruskim”.
Minął już rok od dnia aresztowania liderów Związku Polaków Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta. Są oskarżani o rozpalanie waśni na tle narodowościowym i religijnym. Obojgu grozi wyrok do 12 lat więzienia. Już cały rok władze poświęciły na przeprowadzenie ekspertyz działalności Związku Polaków na Białorusi, żeby sformułować kolejne absurdalne zarzuty i oskarżyć tę organizację o „naruszenie integralności Republiki Białorusi”.
Kontynuując zniszczenie społecznego szkolnictwa polskiego z 2021 roku, reżim podjął niedawno decyzję o likwidacji polskojęzycznego nauczania w państwowym systemie edukacji, co oznacza ewidentne pogwałcenie Konstytucji Republiki Białorusi. Rodzice uczniów szkół polskich w Grodnie i Wołkowysku zostali poinformowani, że od nowego roku szkolnego „nauczanie oraz wychowanie będą się odbywać w języku rosyjskim z nauczaniem polskich języka i literatury jako przedmiotów – jedna godzina lekcyjna tygodniowo”.
Represje, które dotknęły polską mniejszość narodową po stłumieniu protestów masowych z lat 2020-2021 są elementem szerszej kampanii represyjnej. W 2021 roku na szeroką skalę przeprowadzona została na Białorusi „czystka” trzeciego sektora oraz niezależnych mediów. Oficjalną rejestrację straciły setki najbardziej znanych organizacji, nie tylko „politycznych” z punktu widzenia reżimu, lecz także, na przykład, najstarsza w kraju organizacja, zajmująca się ochroną ptaków. Za kontynuację działalności bez państwowej rejestracji grozi na Białorusi prześladowanie karne.
Ze szczególną brutalnością potraktował reżim organizacje edukacyjne i oświatowe oraz społeczne inicjatywy historyczno-kulturalne. Władze najmocniej zwalczają odrodzenie narodowe mieszkańców kraju – Białorusinów, Polaków, Żydów Litwinów, Ukraińców, Tatarów. Najbardziej boją się bowiem ujawnienia prawdy historycznej, odrodzenia się pamięci o prawdziwych bohaterach i ofiarach walki o wolność i niepodległość. Podejmowane przez reżim próby instalowania swojej ideologii w szkołach i dążenie do zduszenia narodowego odrodzenia obywateli Białorusi mają zrozumiałe przyczyny. Tym się charakteryzuje zastąpienie autorytarnej formy rządów totalitaryzmem. Przecież ten, kto posiadł świadomość historyczną i zaczął rozmawiać w języku ojczystym w szkole bądź w organizacji społecznej, kategorycznie nie zgadza się na powrót do Związku Sowieckiego, zwłaszcza w wersji stalinowskiej. Taki człowiek pragnie mieszkać w wolnej Białorusi, która bazuje na społeczności wolnych obywateli.
Represje przeciwko polskiej mniejszości narodowej niewątpliwie mają wymiar międzynarodowy. Z jednej strony są one zemstą na Polsce za prowadzenie „nieprzyjaznej polityki”, z drugiej zaś reżim chciałby wykorzystać aresztowanych liderów Związku Polaków, jako zakładników, pozwalających na powstrzymywanie Warszawy w zakresie wspierania przemian demokratycznych na Białorusi, a także wymuszają na Zachodzie podjęcie dialogu z reżimem.
Łukaszenko wedle swojej mentalności jest człowiekiem sowieckim, cierpiącym na nostalgię po czasach ZSRR. A było to państwo, w którym języki narodowe były zwalczane przez władzę bolszewików. Jednolitość narodowa „w świetlanej przyszłości” miała być zapewniona przez maksymalną rusyfikację. Republika Białoruś w tym sensie ucierpiała bardziej niż inne. Tutaj denacjonalizację przeprowadzono najgłębiej niż gdziekolwiek w Kraju Rad. Warto przypomnieć, że mianowicie w Mińsku, na schodach Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego pod koniec lat 50. minionego stulecia, kierownik ZSRR Ukrainiec Nikita Chruszczow, obiecał Białorusinom, że „jako pierwsi zaczną żyć w komunizmie, gdyż najlepiej przyswoili język rosyjski…”
Również dzisiaj na Białorusi odbywa się prześladowanie języków i kultur. Władze starają się zniszczyć narodową identyczność, przede wszystkim identyczność polską oraz białoruską. Jednocześnie reżim dąży do eskalacji i rozpalania w społeczeństwie antypolskich nastrojów. Ale skuteczność przestarzałej maszyny propagandowej jest bardzo niska, a zaufanie do oficjalnego przekazu propagandowego spada nawet wśród zwolenników Łukaszenki.
Niedawne niezależne badanie opinii publicznej ujawniło, że na Białorusi pozytywny stosunek do Polski stabilnie rośnie, zwłaszcza na tle spadku poparcia dla reżimu, spowodowanego kremlowską agresją przeciwko Ukrainie i bezprecedensową solidarnością Polaków z narodem ukraińskim.
Mimo tragicznych wydarzeń, właściwych ostatnim czasom, nie ulega wątpliwości, że dzisiaj przeżywamy istotny etap w formowaniu naszego społeczeństwa obywatelskiego i stanowienia naszej państwowości. Czas dyktatur oraz imperiów w Europie mija bezpowrotnie, a przyszłość Białorusi zdominowana zostanie nie przez zemstę i nienawiść, właściwe dyktatorom oraz imperialistom, lecz przez tradycje tolerancji i europejską kulturę.
Agonia reżimów totalitarnych, której świadkami jesteśmy, wzmacnia w nas optymizm strategiczny.
Opowiem na własnym przykładzie.
Zawsze byłem dumny z tego, że historia mojego rodzinnego królewskiego Grodna jest historią europejskiego miasta wielu narodowości, wyznań, języków i obyczajów. Grodnianie bardzo sobie cenią i pielęgnują harmonię oraz wzajemne przenikanie i wzbogacanie się kultur. Prawdziwa kultura nie boi się bowiem obcej kultury. Jeśli lubisz i znasz swoją własną kulturę, to cenisz i darzysz szacunkiem także obcą.
Jeszcze przed upadkiem Związku Sowieckiego, kiedy Pierestrojka przyniosła pierwsze oznaki wolności słowa, w kraju natychmiast zaczęło się odradzanie kultur narodowych – polskiej, ukraińskiej, litewskiej, tatarskiej – i ruszył renesans edukacji w ojczystych językach. W Grodnie, w którym po odzyskaniu niepodległości nie było żadnej klasy białoruskiej, dwa lata później nauczanie w białoruskim języku odbywało się już w 76 procentach pierwszych klas. W moim Uniwersytecie Grodzieńskim do trzeciego roku wszystkie dyscypliny – w tym fizyka, chemia, matematyka, biologia, nie mówiąc już o dyscyplinach humanistycznych – w 1994 roku były wykładane w języku białoruskim.
Jest absolutną nieprawdą, że narody dobrowolnie rezygnują z własnych korzeni i tradycji „na rzecz cywilizacji bardziej rozwiniętych”. Najczęściej dzieje się tak za sprawą brutalnej polityki przemocy, przymusu i asymilacji, realizowanych przez imperia i kolonizatorów. Nie odpowiada prawdzie także rozpowszechniona opinia, że Białoruski Front Narodowy (BFN) prowadził na początku lat 90. minionego stulecia przymusową białorutenizację. BFN mocno jej sprzyjał, ale z powodu tego, że w społeczeństwie panowała atmosfera odzyskanych przez Białoruś wolności i niepodległości oraz zwycięstwa historycznej prawdy i sprawiedliwości.
Jednym z najaktywniejszych i najbardziej konsekwentnych w tworzeniu własnego systemu oświaty narodowej był w tamtych latach Związek Polaków na Białorusi, kierowany przez Tadeusza Gawina. W Grodnie w 1996 roku z inicjatywy ZPB została wybudowana za środki polskiego podatnika Szkoła Średnia nr 36 z polskim językiem nauczania. Związek Polaków miał prawo do opiniowania kandydatur na stanowiska kierownicze tej placówki edukacyjnej i wymusił na władzach, żeby przedmioty dotyczące Białorusi wykładane były w szkole w języku białoruskim, a nie rosyjskim. I ta zasada obowiązywała mimo tego, że odbyło się referendum, które pozbawiło język białoruski statusu jedynego języka państwowego.
Krótki okres demokracji schyłkowego ZSRR na Białorusi i pierwszych lat białoruskiej niepodległości jeszcze czeka na swoich badaczy. Dla wielu mieszkańców kraju był to czas potężnego wzrostu obywatelskiej aktywności, wielkiej nadziei, wiary w siebie i ostateczne zwycięstwo demokracji, współpracy pragmatyków z idealistami, realnej samorządności, kiedy władza miejscowa była wybierana, a nie wyznaczana odgórnie.
Wracając do grodzieńskiej historii odrodzenia narodowego z tamtych lat, nie można pominąć faktu, iż liczne regionalne inicjatywy kulturalne różnych społeczności etnicznych współpracowały ze sobą niezwykle skutecznie, wspierając jedna drugą. Kiedy poradzieckie służby specjalne w 1991 roku spróbowały rozegrać polską kartę na Białorusi, analogicznie do tego, jak robili to na Litwie, chcąc sprowokować wśród Polaków Grodzieńszczyzny nastroje separatystyczne i tym samym osłabić niepodległościowe aspiracje młodego państwa białoruskiego, liderzy Związku Polaków na Białorusi w odróżnieniu od kolegów z Wileńszczyzny nie poddali się na tego typu prowokacje. Oświadczyli wówczas, że będą „odradzać polską kulturę przy poparciu braci Białorusinów, posiadających wyrazistą białoruską tożsamość narodową, która ucierpiała z powodu wieloletniej polityki rusyfikacji i doprowadziła do tego, że nosiciele białoruskiej tożsamości na razie sami stanowią mniejszość we własnym kraju”.
Nigdy nie zapomnę szczerego zdziwienia rosyjskiego dziennikarza z moskiewskich „Izwiestii”, który przyjechał do Grodna, żeby relacjonować protesty na tle narodowościowym, które wybuchly z powodu tego, że Polakom nie pozwalano na otwarcie polskiej szkoły w Nowogródku, na ojczyźnie Adama Mickiewicza. Dziennikarz był w szoku, kiedy dowiedział się, że na pikiecie przy siedzibie Związku Polaków flag biało-czerwono-białych, czyli narodowych flag białoruskich, było prawie tyle samo, co polskich flag biało-czerwonych. A kiedy władze zamykały ostatnią białoruskojęzyczną gazetę „Pahonia” przeciwko jej zamknięciu znowu protestowali solidarnie grodzieńscy Polacy i Białorusini. Na pytanie : – Jak się stało, że jedni „nacjonaliści” wspierają innych „nacjonalistów”? – rosyjski dziennikarz usłyszał odpowiedź, że zarówno jedni, jak i drudzy walczą o wspólne prawo do wolności i mają wspólnego wroga – poradziecki reżim, nie cierpiący niczego, co jest narodowe.
Aleksander Milinkiewicz, Honorowy Członek Związku Polaków na Białorusi, specjalnie dla Znadniemna.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!